Dzisiaj mija dokładnie...
ROK
Od powstania bloga i dodania prologu. (Nie ma go, bo blogger postanowił, że jest za słaby i wróci do roboczych, po kilku miesiącach :'))
Nie wiem, kiedy to minęło...
Przecież niedawno zakładałam naszego pierwszego bloga, może ktoś z Was go pamięta, chociaż nie sądzę. Pamiętam jak czytałam z uśmiechem komentarze do pierwszego rozdziału, myślałam co zrobić w trzecim... Niedawno przecież zbierałam życzenia dla Cheryll, od Was.
A to było tak dawno... Aż łza się w oku kręci.
Ten blog, przynajmniej dla mnie, znaczy ogromnie wiele. Dzięki niemu poznałam tyle ludzi. Mogłam wylać w rozdziałach swoje myśli, emocje, to co chciałam. Bywały lepsze i gorsze chwile, ale zdecydowanie więcej lepszych.
Ale wiecie co? Nigdy nie byłoby tego wszystkiego bez Was.
To wy zawsze motywowaliście nas.
Dziękujemy.
Za każdą obserwacje, komentarz czy wyświetlenie. Każdemu kto jest z nami i kto był. Nie chcę, aby ktoś poczuł się urażony, bo nie powinien, ale szczególnie dziękujemy ~Angelo~, Katherine Pierce, Vicky ;D i Maddy. (kolejność nie ma znaczenia)
Jeszcze na koniec dam cytat z pewnej piosenki. Nigdy nie będziemy tak młodzi, jak jesteśmy teraz. Nie bójcie się ryzykować. Żyje się raz. Albo wyjdzie, albo nie.
Kochamy Was wszystkich ♥♥♥
Jeszcze na koniec dam cytat z pewnej piosenki. Nigdy nie będziemy tak młodzi, jak jesteśmy teraz. Nie bójcie się ryzykować. Żyje się raz. Albo wyjdzie, albo nie.
Kochamy Was wszystkich ♥♥♥
Jeśli kogoś interesują statystyki to zapraszam.
Wyświetlenia bloga: 23645
Obserwatorzy: 11
Posty: 60 (54 opublikowane, 6 nieopublikowanych)
Strony: 7
Komentarze: 436 (razem z naszymi)
Najpopularniejszy post: Ostatnia część One Shota All You Need Is Love (1031 wyświetleń)
To będzie na tyle, teraz zapraszam na One Shota napisanego przez Cheryll
******
Kolejny durny wyjazd. Kolejny dzieciak, kolejne problemy. Nienawidzę patrzeć na te buźki rozpieszczonych dzieciaków. Jak błagają zapłakane bym je wypuścił do domu. To jest tak irytujące, że mam nieraz ochotę wyciągnąć pistolet i strzelić sobie między oczy. Te bachory mają więcej niż dwanaście lat, a mazgają się gorzej od trzy latków.
-Federico, mamy ją!- Z dołu dobiegł mnie głos przyjaciela. Rzuciłem papiery na biurko i wyszedłem z biura. Do nozdrzy doszedł zapach zioła i alkoholu.
W kuchni siedział Diego popijając pepsi z puszki. Obok zauważyłem burzę blond loków. Dziewczynka siedziała i nie pewnie spoglądała na mojego przyjaciela. Wyglądała maksymalnie na dziesięć lat!
-Co to ma być?!- Wskazałem na dziecko.
-No ta Ferro, tą co chciałeś.- Odpowiedział beznamiętnie. Powoli demony wypełniały moje ciało. Zacisnąłem ręce w pięści.
-Ale ona ma dziesięć lat, do cholery! Złamaliśmy zasady! Diego!
-Ludmiła pojedziesz z wujkiem, okey?- Wujkiem? Jego do reszty powaliło?! Blondynka lekko skinęła głową i zaskoczyła ze stołka, a na plecy założyła swój fioletowy plecak.
Małe dziecko, oni porwali małe dziecko. Dać im najprostszą robotę, a i tak zepsują. Ojciec się wścieknie za to. Dojdzie kolejna rana do kolekcji. Nigdy nie uderzyłem ojca, ale nie mogę tego powiedzieć o nim. Jak coś pójdzie nie po jego myśli musi się na kimś wyżyć, trafia zazwyczaj na mnie. Ale tylko jak jest w mieście.
W kuchni siedział Diego popijając pepsi z puszki. Obok zauważyłem burzę blond loków. Dziewczynka siedziała i nie pewnie spoglądała na mojego przyjaciela. Wyglądała maksymalnie na dziesięć lat!
-Co to ma być?!- Wskazałem na dziecko.
-No ta Ferro, tą co chciałeś.- Odpowiedział beznamiętnie. Powoli demony wypełniały moje ciało. Zacisnąłem ręce w pięści.
-Ale ona ma dziesięć lat, do cholery! Złamaliśmy zasady! Diego!
-Ludmiła pojedziesz z wujkiem, okey?- Wujkiem? Jego do reszty powaliło?! Blondynka lekko skinęła głową i zaskoczyła ze stołka, a na plecy założyła swój fioletowy plecak.
Małe dziecko, oni porwali małe dziecko. Dać im najprostszą robotę, a i tak zepsują. Ojciec się wścieknie za to. Dojdzie kolejna rana do kolekcji. Nigdy nie uderzyłem ojca, ale nie mogę tego powiedzieć o nim. Jak coś pójdzie nie po jego myśli musi się na kimś wyżyć, trafia zazwyczaj na mnie. Ale tylko jak jest w mieście.
~.~.~
Weszliśmy do mojego apartamentu w centrum. Dzieciak nie odezwał się słowem, za co jestem wdzięczny.
-Siadaj i się nie ruszaj.- Rozkazałem jej, a sam ruszyłem do sypialni. Wyciągnąłem torbę sportową i zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy, nie mogło zabraknąć tam kilku paczek papierosów. Zawsze by nie wybuchnąć paliłem. Kiedyś wypaliłem dwie paczki. W ten dzień moje siostry miały wypadek samochodowy. Przeżyła jedynie Lily. Rose walczyła trzy tygodnie, po tym czasie lekarze kazali nam wybrać czy odłączymy i umrze. Jedynie aparatura trzymała ją przy życiu. Nikt nie był w stanie wymówić słowa. Powiedziałem w końcu najtrudniejsze w naszym życiu "Tak". Matka znienawidziła mnie, ale po kilku tygodniach zrozumiała, że i tak Rosalie by zmarła.
Pomogłem dzieciakowi wsiąść do auta i po kilku minutach wyjechaliśmy w drogę. Za miastem miałem mały domek. Obok niego mieszkał Leon, wychowaliśmy się razem, szkoleni przez gang ojca.
-Mogę włączyć radio?- Cichy głos blondynki przerwał ciszę w aucie.
-Tak.
Po chwili ciszę wypełniła piosenka nieznanego mi zespołu.
-Written in these walls are the stories, that I can’t explain
I leave my heart open, but it stays right here empty for days
She told me in the morning, she don't feel the same about us in her bones
It seems to me that when I die, these words will be written on my stone
And I’ll be gone, gone tonight
The ground beneath my feet is open wide
The way that I've been holdin’ on too tight
With nothing in between
The story of my life, I take her home
I drive all night to keep her warm and time
Is frozen.
The story of my life I give her hope
I spend her love until she’s broke inside
The story of my life....*
Dziecięcy głos zaczął mnie powoli irytować.
-Zamknij się!- Warknąłem i wyłączyłem muzykę. Dziewczynka wydała z siebie jęk zawodu, ale od razu zaczęła przyglądać się krajobrazowi za oknem. Wyjechaliśmy z miasta pół godziny temu, więc zostało dwie.
-Siadaj i się nie ruszaj.- Rozkazałem jej, a sam ruszyłem do sypialni. Wyciągnąłem torbę sportową i zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy, nie mogło zabraknąć tam kilku paczek papierosów. Zawsze by nie wybuchnąć paliłem. Kiedyś wypaliłem dwie paczki. W ten dzień moje siostry miały wypadek samochodowy. Przeżyła jedynie Lily. Rose walczyła trzy tygodnie, po tym czasie lekarze kazali nam wybrać czy odłączymy i umrze. Jedynie aparatura trzymała ją przy życiu. Nikt nie był w stanie wymówić słowa. Powiedziałem w końcu najtrudniejsze w naszym życiu "Tak". Matka znienawidziła mnie, ale po kilku tygodniach zrozumiała, że i tak Rosalie by zmarła.
Pomogłem dzieciakowi wsiąść do auta i po kilku minutach wyjechaliśmy w drogę. Za miastem miałem mały domek. Obok niego mieszkał Leon, wychowaliśmy się razem, szkoleni przez gang ojca.
-Mogę włączyć radio?- Cichy głos blondynki przerwał ciszę w aucie.
-Tak.
Po chwili ciszę wypełniła piosenka nieznanego mi zespołu.
-Written in these walls are the stories, that I can’t explain
I leave my heart open, but it stays right here empty for days
She told me in the morning, she don't feel the same about us in her bones
It seems to me that when I die, these words will be written on my stone
And I’ll be gone, gone tonight
The ground beneath my feet is open wide
The way that I've been holdin’ on too tight
With nothing in between
The story of my life, I take her home
I drive all night to keep her warm and time
Is frozen.
The story of my life I give her hope
I spend her love until she’s broke inside
The story of my life....*
Dziecięcy głos zaczął mnie powoli irytować.
-Zamknij się!- Warknąłem i wyłączyłem muzykę. Dziewczynka wydała z siebie jęk zawodu, ale od razu zaczęła przyglądać się krajobrazowi za oknem. Wyjechaliśmy z miasta pół godziny temu, więc zostało dwie.
W końcu o siedemnastej auto zatrzymało się na podjeździe przed małym domkiem z czerwonej cegły. Na dole była kuchnia połączona z salonem i jadalnią przedzielona jedynie pół ściankami. Na poddaszu znajdowały się dwie sypialnie i łazienka. Cały dom był utrzymany w kolorach bieli i szarości, gdzie nigdzie były akcenty czerwieni.
-Wysiadaj.-Rozkazałem dzieciakowi. Sam wyciągnąłem torbę, ale cisza nie była mi wskazana. Dzieciak się rozryczał się na cały głos. Odszedłem samochód i zobaczyłem dziewczynkę na kolanach. Pomogłem jej wstać, a jej płacz nasilił się. Kolana były całe we krwi.- Mogłabyś bardziej uważać.- Posadziłem dziewczynkę na biodrze w wszedłem do domu. Od razu skierowałem się na górę do łazienki.
Przemyłem rany, a na jednej nodze zawiązałem bandaż. Na jej policzkach pozostały już tylko smugi po łzach.
-Jestem głodna.- Westchnąłem, ale ponownie usadziłem blondynkę na biodrze i ruszyłem do kuchni. Wcześniej poprosiłem przyjaciela by zrobił tu jakieś małe zakupy.
-Mogą być kanapki?- Przytaknęła.
-Wysiadaj.-Rozkazałem dzieciakowi. Sam wyciągnąłem torbę, ale cisza nie była mi wskazana. Dzieciak się rozryczał się na cały głos. Odszedłem samochód i zobaczyłem dziewczynkę na kolanach. Pomogłem jej wstać, a jej płacz nasilił się. Kolana były całe we krwi.- Mogłabyś bardziej uważać.- Posadziłem dziewczynkę na biodrze w wszedłem do domu. Od razu skierowałem się na górę do łazienki.
Przemyłem rany, a na jednej nodze zawiązałem bandaż. Na jej policzkach pozostały już tylko smugi po łzach.
-Jestem głodna.- Westchnąłem, ale ponownie usadziłem blondynkę na biodrze i ruszyłem do kuchni. Wcześniej poprosiłem przyjaciela by zrobił tu jakieś małe zakupy.
-Mogą być kanapki?- Przytaknęła.
~.~.~.~
Przyglądałem się malutkiej osóbce śpiącej na wielkim łóżku, jej złote loki były rozrzucone po czarnej poduszce. Klatka piersiowa Ludmiły opadała równomiernie, a lewy policzek był lekko zaśliniony. Wyglądała prze uroczo. Tak bardzo przypominała Rosie. Mimowolnie po policzku spłynęło mi kilka łez. Tak bardzo za nią tęsknię. Jak najszybciej wyszedłem z pokoju dziewczynki i ruszyłem przed dom. Z kieszeni wyjąłem paczkę papierosów. Wypalając dwa myślałem czy nie oddać dzieciaka bez okupu, jest za mała i nie rozumie o co w tym wszystkim chodzi. Nie wie, że jest tu tylko za zemstę. Zemstę za moją rodzinę. To właśnie ojciec małej Ferro zabił moją siostrzyczkę. Teraz chcę jedynie by poczuł jak to jest stracić kogoś ważnego w swoim życiu. Do uszu dochodzi irytująca melodyjka z mojego telefonu, wyciągam go z czarnych rurek.
-Czego chcesz, Hernandez?- Warczę.
-Mamy mały problem. Byliście cały czas śledzeni.
-Co?! Jak?! Kto?- Pytam niespokojny.
-Ojciec małolaty kogoś wynajął. Uważaj są dobrzy.- Zacząłem rozglądać się po okolicy, gdy nie zauważyłem nic niepokojącego w pobliżu to wróciłem do środka.
-Czego chcesz, Hernandez?- Warczę.
-Mamy mały problem. Byliście cały czas śledzeni.
-Co?! Jak?! Kto?- Pytam niespokojny.
-Ojciec małolaty kogoś wynajął. Uważaj są dobrzy.- Zacząłem rozglądać się po okolicy, gdy nie zauważyłem nic niepokojącego w pobliżu to wróciłem do środka.
~.~.~
Po kilku dniach mogłem powiedzieć szczerze, że polubiłem to dziecko. Nie wychodziliśmy na dwór, a okna był zasłonięte. Mała śmiała się, że to nasza "jaskinia". Oglądaliśmy bajki Disney'a, graliśmy w karty, a nawet dałem się namówić na gre w berka i chowanego. Ludmiła jest bardzo mądrą dziewczynką i dowiedziałem się, że ma domowe naucz nie przez co nie ma przyjaciół. Ma uczulenie na kokos i nie lubi pomidorów.
-Fede. Ktoś przyszedł.- Blondynka siedzi na moim brzuchu. Przecieram zaspane oczy i przetwarzam jej słowa. Szybko zrzucam z siebie dziecko i zakładam dresy. zbiegam po schodach. W przedpokoju stoi mój wściekły ojciec.
-Co ty odwalasz Federico?!- Podchodzi do mnie pcha na najbliższą ścianę, ale nie reaguje na to. To jego typowe zachowanie.- Po co ci ten głupi dzieciak?!
-Nie twoja zasrana sprawa!-Splunąłem na niego, a jego oczy czarnieją. Po chwili dostaję mocnego kopniaka w brzuch i w policzek.
Starałem się bronić przed kolejnymi ciosami, ale po chwili leżałem bezruchu na podłodze. Bez sensu była obrona przed nim.
-Fede? Jesteś?- Usłyszałem cieniutki głosik i cichy tupot stóp. Mogłem powiedzieć, żeby została w sypialni.
-Nie waż się nawet pokazywać w domu.- Kopnął mnie jeszcze raz i wyszedł z trzaskiem drzwi.
-Federico!- Dziewczynka kucnęła koło mnie i dotknęła mojego sinego policzka.
-Przynieś mój telefon, proszę.- Szybko zerwała się do biegu. Starałem się unormować oddech, który był bardzo płytki.
-Fede. Ktoś przyszedł.- Blondynka siedzi na moim brzuchu. Przecieram zaspane oczy i przetwarzam jej słowa. Szybko zrzucam z siebie dziecko i zakładam dresy. zbiegam po schodach. W przedpokoju stoi mój wściekły ojciec.
-Co ty odwalasz Federico?!- Podchodzi do mnie pcha na najbliższą ścianę, ale nie reaguje na to. To jego typowe zachowanie.- Po co ci ten głupi dzieciak?!
-Nie twoja zasrana sprawa!-Splunąłem na niego, a jego oczy czarnieją. Po chwili dostaję mocnego kopniaka w brzuch i w policzek.
Starałem się bronić przed kolejnymi ciosami, ale po chwili leżałem bezruchu na podłodze. Bez sensu była obrona przed nim.
-Fede? Jesteś?- Usłyszałem cieniutki głosik i cichy tupot stóp. Mogłem powiedzieć, żeby została w sypialni.
-Nie waż się nawet pokazywać w domu.- Kopnął mnie jeszcze raz i wyszedł z trzaskiem drzwi.
-Federico!- Dziewczynka kucnęła koło mnie i dotknęła mojego sinego policzka.
-Przynieś mój telefon, proszę.- Szybko zerwała się do biegu. Starałem się unormować oddech, który był bardzo płytki.
~.~
-Stary, on nie może ciebie tak terroryzować.- Szatyn przeczyścił kolejną ranę na mojej twarzy.- Ciesz sie, że nie zrobił nic dzieciakowi. Nie wiem co bym zrobił gdyby ktoś skrzywdził moje.- Leon został ojcem pół roku temu. Mała Mickayla jest prze urocza. Verdas mieszka w domku obok, więc dość szybko przeszedł mi z pomocą. Włączył dla Ludmiły bajkę, a potem zaczął opatrywać rany. Gdyby nie on, to bym tam został i prawdopodobnie stracił przytomność.
-Dzięki za pomoc.-Powiedziałem i chciałem wstać.
-Nawet się nie waż. Zajmę się do jutra małą.- Przytaknąłem głową i usłyszałem tylko ciche zamykanie drzwi.
Niestety spokój nie był mi dany. Do w pomieszczenia wbiegła rozpłakana blondynka. Jej loki podskakiwały z każdym krokiem. Wdrapała się na łóżko i przytuliła do mojego boku nadal chlipiąc.
-Fede, ja nie chcę z iść z tym Panem!
-Tylko do jutra.
-Nie, zostaję z tobą.- I jak powiedziała tak się stało.
Około dwudziestej z małym problemem wstałem z łóżka i przygotowałem dla Lusi kolację, a potem oglądaliśmy "Alladyna".
-Federico, a kiedy wrócę do mamy?- Podniosła głowę z moich kolan. Jej dwa warkocze (które robiłem prawie godzinę) były lekko wytargane. Różowe ustka popękane, a brązowe oczy jakby stały się bardziej szare. Ubrana oczywiście, w którąś z moich koszulek i bieliznę ze swojego plecaka.
-Niedługo. Idziemy spać. Jestem zmęczony.-Przytaknęła, więc ruszyliśmy na górę. Od dwóch nocy pozwalam jej spać ze mną. Sam nie wiem czemu. To dość nie w moim stylu. Położyłem się na łóżku, a po chwili mała osóbka była przyczepiona do mojego boku.
-Boli cię to?- Wskazała na fioletowego siniaka na moim brzuchu.
-Już nie. Dobranoc.- Zgasiłem lampkę nocną i zamknąłem oczy.
-Branoc.- Usłyszałem zanim nie odpłynąłem do krainy Morfeusza.
-Dzięki za pomoc.-Powiedziałem i chciałem wstać.
-Nawet się nie waż. Zajmę się do jutra małą.- Przytaknąłem głową i usłyszałem tylko ciche zamykanie drzwi.
Niestety spokój nie był mi dany. Do w pomieszczenia wbiegła rozpłakana blondynka. Jej loki podskakiwały z każdym krokiem. Wdrapała się na łóżko i przytuliła do mojego boku nadal chlipiąc.
-Fede, ja nie chcę z iść z tym Panem!
-Tylko do jutra.
-Nie, zostaję z tobą.- I jak powiedziała tak się stało.
Około dwudziestej z małym problemem wstałem z łóżka i przygotowałem dla Lusi kolację, a potem oglądaliśmy "Alladyna".
-Federico, a kiedy wrócę do mamy?- Podniosła głowę z moich kolan. Jej dwa warkocze (które robiłem prawie godzinę) były lekko wytargane. Różowe ustka popękane, a brązowe oczy jakby stały się bardziej szare. Ubrana oczywiście, w którąś z moich koszulek i bieliznę ze swojego plecaka.
-Niedługo. Idziemy spać. Jestem zmęczony.-Przytaknęła, więc ruszyliśmy na górę. Od dwóch nocy pozwalam jej spać ze mną. Sam nie wiem czemu. To dość nie w moim stylu. Położyłem się na łóżku, a po chwili mała osóbka była przyczepiona do mojego boku.
-Boli cię to?- Wskazała na fioletowego siniaka na moim brzuchu.
-Już nie. Dobranoc.- Zgasiłem lampkę nocną i zamknąłem oczy.
-Branoc.- Usłyszałem zanim nie odpłynąłem do krainy Morfeusza.
Głośny trzask z dołu wybudził nas ze snu. Od razu zerwałem się z posłania i pobiegłem do szafy. Wyciągnąłem z dna pistolet i sprawdziłem magazynek.
-Fe..derico, bo..oję się. -Wychlipiał cichy głosik. Dziewczynka siedziała skulona w rogu szerokiego łóżka, opatulona pierzyną.
-Nie waż się wychodzić.-Warknąłem i wyszedłem z sypialni.
To będzie druga akcja solo. W pierwszej nie było tak źle, ale teraz zaczynam się stresować. Czyżby Diego mówił prawdę? Obserwowali nas? Jeśli tak, to jak długo? I po co? Może jej ojciec wynajął inny gang by nas znaleźć? Dźwięki rozbijania naczyń i innych mebli stawały się coraz głośniejsze. Odblokowałem broń i zbiegłem po schodach.
Na ziemi leżały kawałki drewna i rozbita kuchenna porcelana. W ścianach były dziury, telewizor był zbity. Światło było zapalone jedynie w kuchni.
-Idź po bachora i załatw Pasquarelli'ego.- Odezwał się gruby głos. Moje ręce powędrowały przede mnie, a palec na spust. Wysoka i posturna postać wyszła z oświetlonego pomieszczenia. Bez zastanowienia się, pociągnąłem za spust. Mężczyzna padł na ziemię wydając z siebie jedynie cichy jęk.
-Co do ku...- Drugi facet wyszedł w mą stronę. Kolejny wystrzał. Chybiłem. Miałem jedynie dwa naboje.
-Proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- Roger Fray. Mój najgorszy wróg. Zawsze konkurujemy na wyścigach, nawzajem na siebie napadamy.
-Czego chcesz?
-Oddawaj dzieciaka.
Odpowiedziałem mu pięścią twarz. Byłem nadal osłabiony, lecz coś nie pozwalało mi oddać jemu dziewczynki. Zadawaliśmy sobie kolejne ciosy, ale ja już wymiękałem. Nie odzyskałem wszystkich sił. Mężczyzna miał nade mną przewagę. Leżałem na podłodze i starałem go od siebie odepchnąć, ale nie był to zbyt dobry pomysł. Trafiłem więcej sił na uratowanie własnego tyłka, zamiast mu dokopać.
-I co? Skończmy to.- Zza paska wyjął srebrnego colta. Wycelował w miejsce serca. To był mój definitywny koniec. Wystrzał, ale.... Brak bólu. Tylko czyjś ciężar.
-Zabieraj stąd Ludmiłę. Oddaj ją matce.-Leon zepchnął z mojego ciała martwego Rogera. Od razu wstałem i ruszyłem na górę do Ludmiły.
Blondynka stała na samym szczycie schodów. Jej policzki były mokre od łez, które nadal spływały.
-Jedziemy do domu.- Powiedziałem i skierowałem się do sypialni po plecak blondynki.
Po trzech godzinach od feralnego wydarzenia wjechałem na posesję państwa Ferro.
-Ale, Federico ja chcę z Tobą zostać. Ty chcesz się ze mną bawić.- Kolejna próba przekonań mnie poszła na marne. Nie mogę jej zostawić przy sobie. To będzie zbyt niebezpieczne.
-Ludmiła, nie. Nie możesz. Rodzice się na pewno o ciebie martwili.
Wsiadłem i w międzyczasie złapałem ze fioletowy plecak.
-Fede! No proszę!- Teraz zaczęła płakać. Zajebiście...
-Nie mam ochoty na Twoje wycie, więc proszę zamknij się.
-Ale ja cię tak lubię!- Bez słowa posadziłem ją sobie na biodrze i ruszyłem do drzwi wejściowych. Schowała głowę w moim ramieniu i bardziej się rozpłakała.
Otworzyła nam elegancko ubrana kobieta. Jak zobaczyła kogo trzymam na rękach rozpłakała się.
-Fe..derico, bo..oję się. -Wychlipiał cichy głosik. Dziewczynka siedziała skulona w rogu szerokiego łóżka, opatulona pierzyną.
-Nie waż się wychodzić.-Warknąłem i wyszedłem z sypialni.
To będzie druga akcja solo. W pierwszej nie było tak źle, ale teraz zaczynam się stresować. Czyżby Diego mówił prawdę? Obserwowali nas? Jeśli tak, to jak długo? I po co? Może jej ojciec wynajął inny gang by nas znaleźć? Dźwięki rozbijania naczyń i innych mebli stawały się coraz głośniejsze. Odblokowałem broń i zbiegłem po schodach.
Na ziemi leżały kawałki drewna i rozbita kuchenna porcelana. W ścianach były dziury, telewizor był zbity. Światło było zapalone jedynie w kuchni.
-Idź po bachora i załatw Pasquarelli'ego.- Odezwał się gruby głos. Moje ręce powędrowały przede mnie, a palec na spust. Wysoka i posturna postać wyszła z oświetlonego pomieszczenia. Bez zastanowienia się, pociągnąłem za spust. Mężczyzna padł na ziemię wydając z siebie jedynie cichy jęk.
-Co do ku...- Drugi facet wyszedł w mą stronę. Kolejny wystrzał. Chybiłem. Miałem jedynie dwa naboje.
-Proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- Roger Fray. Mój najgorszy wróg. Zawsze konkurujemy na wyścigach, nawzajem na siebie napadamy.
-Czego chcesz?
-Oddawaj dzieciaka.
Odpowiedziałem mu pięścią twarz. Byłem nadal osłabiony, lecz coś nie pozwalało mi oddać jemu dziewczynki. Zadawaliśmy sobie kolejne ciosy, ale ja już wymiękałem. Nie odzyskałem wszystkich sił. Mężczyzna miał nade mną przewagę. Leżałem na podłodze i starałem go od siebie odepchnąć, ale nie był to zbyt dobry pomysł. Trafiłem więcej sił na uratowanie własnego tyłka, zamiast mu dokopać.
-I co? Skończmy to.- Zza paska wyjął srebrnego colta. Wycelował w miejsce serca. To był mój definitywny koniec. Wystrzał, ale.... Brak bólu. Tylko czyjś ciężar.
-Zabieraj stąd Ludmiłę. Oddaj ją matce.-Leon zepchnął z mojego ciała martwego Rogera. Od razu wstałem i ruszyłem na górę do Ludmiły.
Blondynka stała na samym szczycie schodów. Jej policzki były mokre od łez, które nadal spływały.
-Jedziemy do domu.- Powiedziałem i skierowałem się do sypialni po plecak blondynki.
Po trzech godzinach od feralnego wydarzenia wjechałem na posesję państwa Ferro.
-Ale, Federico ja chcę z Tobą zostać. Ty chcesz się ze mną bawić.- Kolejna próba przekonań mnie poszła na marne. Nie mogę jej zostawić przy sobie. To będzie zbyt niebezpieczne.
-Ludmiła, nie. Nie możesz. Rodzice się na pewno o ciebie martwili.
Wsiadłem i w międzyczasie złapałem ze fioletowy plecak.
-Fede! No proszę!- Teraz zaczęła płakać. Zajebiście...
-Nie mam ochoty na Twoje wycie, więc proszę zamknij się.
-Ale ja cię tak lubię!- Bez słowa posadziłem ją sobie na biodrze i ruszyłem do drzwi wejściowych. Schowała głowę w moim ramieniu i bardziej się rozpłakała.
Otworzyła nam elegancko ubrana kobieta. Jak zobaczyła kogo trzymam na rękach rozpłakała się.
-Ludmiła, musisz iść. - powiedziałem pewnie.
- A pójdziesz ze mną? - postawiłem dziewczynkę na ziemię.
- Nie, skarbie. - zdjąłem włosy Ludmiły z jej, mokrej od łez, twarzy.
- Lusia...! - odezwała się kobieta, jakby wybudzona z transu i złapała córkę za ręce. - Gdzieś ty była?
- U Federico. - wskazała na mnie.
- Licz się młodzieńcze z tym, że zgłaszam to na policję.
- Nie! - zanim zdążyłem się odezwać, Lu wybuchła płaczem błagając, żeby jej matka tego nie robiła.
- Sprawiedliwość musi być.
- Mamo... On i tak został pobity i prawie go jakiś pan zabił.
- Ludmiła... - warknąłem.
- Nie ważne, kochanie.
- Zanim jednak pani to zrobi, to proszę... Niech pani wyśle Ludmiłę do szkoły. Potrzebuje kontaktu z innymi dziećmi. Jest samotna i brakuje jej kolegów. Nie widzi pani?
- To chyba nie twoja sprawa?
- Nie, ale to dziwne, że dziecko woli zostać z porywaczem, niż wrócić do domu.
Ludmiła spojrzała na mnie smutno i rzuciła się w ramiona.
- Heej... - szepnąłem i otarłem kciukiem jej łzę. - Będzie dobrze. Wracaj do mamy.
- Będziesz mnie odwiedzał?
- Nie mogę... Ale jeśli ty będziesz chciała to twoja mama będzie wiedziała w jakim więzieniu będę. - zaśmiałem się.
- Nie będzie takiej potrzeby... Kiedy patrzę na nią, widzę, że musiała się z panem bardzo zżyć, co oznaczało, że nie miała źle. Ale kiedy tylko dowiem się, że kolejne dziecko zniknęło...
- Dziękuję. - szepnąłem, a po moim policzku spłynęła łza. - Nikt dla mnie nigdy nie okazał takiej łaski.
- Niech pan dziękuje Ludmile. - uśmiechnęła się sztucznie, wciągnęła córkę do środka i zamknęła drzwi.
* Story Of My Life - One Direction
- A pójdziesz ze mną? - postawiłem dziewczynkę na ziemię.
- Nie, skarbie. - zdjąłem włosy Ludmiły z jej, mokrej od łez, twarzy.
- Lusia...! - odezwała się kobieta, jakby wybudzona z transu i złapała córkę za ręce. - Gdzieś ty była?
- U Federico. - wskazała na mnie.
- Licz się młodzieńcze z tym, że zgłaszam to na policję.
- Nie! - zanim zdążyłem się odezwać, Lu wybuchła płaczem błagając, żeby jej matka tego nie robiła.
- Sprawiedliwość musi być.
- Mamo... On i tak został pobity i prawie go jakiś pan zabił.
- Ludmiła... - warknąłem.
- Nie ważne, kochanie.
- Zanim jednak pani to zrobi, to proszę... Niech pani wyśle Ludmiłę do szkoły. Potrzebuje kontaktu z innymi dziećmi. Jest samotna i brakuje jej kolegów. Nie widzi pani?
- To chyba nie twoja sprawa?
- Nie, ale to dziwne, że dziecko woli zostać z porywaczem, niż wrócić do domu.
Ludmiła spojrzała na mnie smutno i rzuciła się w ramiona.
- Heej... - szepnąłem i otarłem kciukiem jej łzę. - Będzie dobrze. Wracaj do mamy.
- Będziesz mnie odwiedzał?
- Nie mogę... Ale jeśli ty będziesz chciała to twoja mama będzie wiedziała w jakim więzieniu będę. - zaśmiałem się.
- Nie będzie takiej potrzeby... Kiedy patrzę na nią, widzę, że musiała się z panem bardzo zżyć, co oznaczało, że nie miała źle. Ale kiedy tylko dowiem się, że kolejne dziecko zniknęło...
- Dziękuję. - szepnąłem, a po moim policzku spłynęła łza. - Nikt dla mnie nigdy nie okazał takiej łaski.
- Niech pan dziękuje Ludmile. - uśmiechnęła się sztucznie, wciągnęła córkę do środka i zamknęła drzwi.
* Story Of My Life - One Direction
Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy bloga. Świetny One Shot.
OdpowiedzUsuńOoo, tak się fajnie złożyło, że ja mam rocznicę w piątek 😍
OdpowiedzUsuńGratuluję wam tych wysokich statystyk, zapracowałyście sobie na to i macie owoce waszych talentów! Zasłużyłyście
Co do OS'a, to jeden z najlepszych, jakie w życiu czytałam
Oryginalny pomysł, a wykonanie to już w ogóle zostawię bez komentarza
No dobra, nie powstrzymam się!
Cheryll, zmiotłaś wszystko
Przez całego shota czułam to napięcie, bałam się, że ktoś załatwi Federico
Kawał dobrej roboty
Pokazałaś idealnie ludzkie słabości i jak ważne jest posiadanie w życiu przyjaciół
Zakochałam się, cudo
Czekam na rozdział i jeszcze raz gratuluję
Kocham ❤❤
Gratuluję rocznicy bloga! ❤
OdpowiedzUsuńTo teraz dwa latka, co nie? 😀
OS cudowny! Nic dodać nic ująć. Jeszcze nigdy nie czytałam OS o takiej fabule.
Maddy ❤
DZIĘKUJĘ CI!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńBARDZO CI DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!
DOBRA ANGELO, OGARNIJ SIĘ, PRZECIEŻ ONA NIE WIE O CO CI CHODZI XD
JUŻ TŁUMACZĘ!
NO WIĘC DZIĘKI TEMU, ŻE DODAŁAŚ POSTA, ŻE MACIE ROCZNICĘ BLOGA JA PRZYPOMNIAŁAM SOBIE, ŻE W CZWARTEK MIJA MOJA ROCZNICA Z BLOGIEM XDDD
BRAWO JA! XDD
No więc oczywiście gratuluję tylu wyświetleń i w ogóle.
Znam to, sama nie wiem kiedy minął rok od tego wszystkiego. Czas tak szybko leci...
No i nie masz za co mi dziękować, czytanie tego bloga to dla mnie przyjemność, więc pamiętaj że nawet jak nie komentuje to ZAWSZE WSZYSTKO CZYTAM <333
OS jest cudowny, szczerze? Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw O.O Ale to oczywiście na plus ;)
Myślałam, że Federico będzie dłużej przetrzymywał Lu, później się w niej zakocha no i na końcu będzie besos, a tu ni ma XD
Jeszcze raz bardzo gratuluję, czekam na kolejne cudeńko.
KOCHAM MOCNO KOCHANIE!!!!!!!!!!! <33333333333
~Angelo~