czwartek, 29 października 2015

Rozdział 10 -Uważaj na słowa gówniarzu!

* Ludmiła

Powoli zaczęłam się denerwować.Czekam już 10 minut na Tomasa, a on nie raczył się zjawić, ani zadzwonić czy wysłać sms, że się spóźni. Włączyłam telewizję i zaczęłam przeglądać kanały. Nie było nic ciekawego. Przeskakiwałam je od pierwszego do ostatniego. Po chwili zatrzymałam się na jakimś muzycznym. Właśnie leciała moja ulubiona piosenka, a ja korzystając, że nikogo nie ma w domu zaczęłam śpiewać i tańczyć. Kocham to, czuję, że to moja pasja i nie muszę się nad tym zastanawiać. Moim największym marzeniem zawsze było i jest wystąpienie na wielkiej scenie pełnej ludzi. Kiedyś wśród tych ludzi w pierwszym rzędzie miał być Federico, ale teraz po dłuższym zastanowieniu nie chcę tego. Ten człowiek źle mi się kojarzy. Jeżeli to prawda co mówił Tomas, to nie chcę go znać. Z moich zamyśleń i występu wyrwał mnie chrząk. Heredia stał oparty o ścianę i bacznie mi się przyglądał. Nawet nie wiem kiedy do ręki wzięłam lakier i udawałam, że to mój mikrofon.
- Ślicznie śpiewasz. - powiedział po chwili i się uśmiechnął.
- Dziękuję. - Szepnęłam. Czułam jak na mój policzek wkrada się rumieniec.
- O czym chciałaś porozmawiać?
- Za chwilę ci opowiem. Chcesz coś do picia?
- Soku, jeśli masz.
- Jasne. - powiedziałam i udałam się w stronę kuchni po wspomniany napój. Po chwili wróciłam z paczką ciastek i dwiema szklankami. - Dręczy mnie taka sytuacja. Jest powiązana z Federico i moimi przyjaciółmi. - w tym momencie powiedziałam mu o tym co się stało. O włamaniu na facebook'a. O tym, że nikomu nie mówiłam, że Naty i Fede kręcą i, że przeglądałam telefon Hiszpanki, a Maxi o tym się dowiedział ode mnie i o innych głupotach.
- Może lunatykujesz? - powiedział, gdy skończyłam przemowę.
- Nie, napewno nie.
- Hmm. Może jednak komuś o tym mówiłaś?
- Nie. Jestem w stu procentach pewna, że nie. - Powiedziałam zmartwiona. To nie było wcale śmieszne.
- Mówiłaś, że wtedy się wykrzyczałaś. Ktoś był w domu?
- Właściwie to, nie jestem pewna. Ale jeśli rodzice, to nie znają mojego e-maila i hasła. - Hasło bardzo łatwo zgadnąć. Dziwię się, że jeszcze jego nie zmieniłam. Zastanawiacie się jakie? Fedemila, tak imię Federico połączone z moim.
- No to nie wiem. - powiedział zrezygnowany chłopak.
- A mówiłam ci o wybitym oknie? - Tomas spojrzał na mnie pytająco. - Ach.. Więc pewnego dnia zbudził mnie dźwięk zbitej szyby i szukając jakiś śladów napotkałam się na kartkę z napisem "Znam twój sekret Ludmiło". - w dużym skrócie powiedziałam historię.
- Dziwne.. O czym ten chłopak mówił?
- A nic waż.. chłopak? Skąd wiesz, że to był chłopak? - spytałam z podejrzeniem.
- Yyy.. tak myślę, że to jakiś chłopak, któremu może dałaś kosza czy coś.. - tłumaczył się Heredia.
- Ach, o to ci chodzi. No nie wiem.. Diego?? Nie, raczej nie.
- Co za Diego?
- Nikt ważny. A co? Zazdrosny jesteś? - zaśmiałam się.
- Trochę. - chłopak się lekko uśmiechnął, a ja mało co nie zakrztusiłam wodą. - Wiesz, jesteś dla mnie ważna. I nie zmienia tego fakt, że niedawno się poznaliśmy. Zakochałem się w tobie odkąd ujrzałem cię w parku. Chciałbym, żebyśmy kiedyś zostali parą. - Nigdy nie sądziłam, że chłopak wyzna mi uczucia w ten sposób. Ale.. lepsze to, niż tchórzostwo, jak w przypadku Verdasa. Nagle Tomas zbliżył swoją twarz do mojej na niebezpieczną odległość, a po chwili poczułam jego usta na moich. Czułam się źle, że się całuję z Tomim, ale nie wiem czemu. Przecież mam prawo to zrobić tak samo jak Federico miał prawo wyjechać i się nie odzywać.
- Przepraszam. - spojrzałam smutno na Heredię.
- Nic się nie stało. Rozumiem. - Chłopak blado się uśmiechnął i mnie przytulił.

*** Kilka miesięcy później ***

*Federico

- Co?! Chyba was do reszty popierdoliło! - krzyczałem wściekły na matkę. - Kto?
- Benito... Posłuchaj, mój drogi synu.. Mam 42 lata i..
- Właśnie! Masz 42 lata! Powinnaś wiedzieć co i z kim robisz!
- Federico! Jestem dorosłą kobietą i to nie twoja sprawa co robię.
- Nie moja? Tylko to będzie moje rodzeństwo. Wyobraź sobie, twoje dziecko ma 10 lat, a ty mogłabyś być jego babcią.
- Ja ci do łóżka nie zaglądam! - krzyknęła kobieta.
- To też będę się puszczać na prawo i lewo. - nagle poczułem przeszywający ból na moim policzku.
- Uważaj na słowa gówniarzu! - spojrzałem na matkę, na twarzy miała wymalowaną złość. - To nie nasza wina, a poza tym stosuję środki.
- A wiesz, że używane nieregularnie nie działają? - nastąpiła chwila ciszy - No właśnie... Ja chociaż wiem, jak się zabezpieczać... - matka miała minę, jakby ją prąd poraził, a ja poszedłem do swojego pokoju. Byłem zdruzgotany. Moja matka w szóstym tygodniu ciąży. To nie było możliwe. A ojciec Leona to też niezły bajerant. Jeszcze się może okaże, że jeszcze z jednego dzieciaka komuś zrobił. Tak, ojciec Leona. Ja nie uważam jego za moją rodzinę. Mam tylko matkę, która kilka lat temu obiecała mi, że nigdy nie wróci do Benito. I co? Złamała obietnicę. Mało przez niego łez wylała? Nie. Gnój nawet nie przyjechał na moją komunię. Nie złożył życzeń urodzinowych. A co najważniejsze, nawet raz nie zadzwonił. Miał mnie w dupie przez 16 lat, a teraz co? Wielki tatuś powraca?? Nie pozwolę mu na to!
- Federico. - usłyszałem pukanie do drzwi. - Mogę wejść?
- Jak chcesz.
- Przepraszam, że cię uderzyłam. - szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza.
- Nie, mamo to ja przepraszam. Poniosło mnie.
- Wiem synu, wiem. Rozumiem twój szok.
- Ale ja nie mogę zrozumieć jednego. - Matka spojrzała na mnie pytająco. - Dlaczego on? Jest tyle mężczyzn na świecie, a ty wybrałaś, akurat tego debila..
- Fede.. opamiętaj się. To twój ojciec.
- Nie nazwałbym go tak. Przez 16 lat miał mnie gdzieś. Kiedy przyjechałem do Buenos Aires, nawet słowem nie wspomniał, że spokrewnieni jesteśmy. Dopiero kiedy z Leonem dokopaliśmy się jego pamiętnika i zdjęć to nam powiedzieliście prawdę. A teraz co? Powraca, aby znów zniknąć na kilkanaście lat?
- Nie będzie tak.
- Nie? A ja myślę, że jednak. - po mojej twarzy zaczęły płynąć łzy.
- Wróciłem!!! - krzyknął Benito wchodząc do domu.
- Na ile on tu zostaje? - spytałem.
- Miesiąc.
- W takim razie ja wracam do Buenos Aires. Co dzisiaj mamy?
- Fede. Zastanów się.. proszę...
- Jaki dzień mamy?
- Sobotę.
- A więc w poniedziałek wracam. Aha.. mówiliście matce Leona?
- Nie.
- To ja jej powiem.
- Fe...
- Lepiej idź na dół, bo zaraz tutaj wpadnie ten idiota. - matka spojrzała na mnie z pogardą i wyszła.
Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Nie chciałem całego wieczoru spędzić sam. Nagle jakby na zawołanie zadzwonił do mnie Marco.

M: Siema stary. Słuchaj, mamy dla ciebie propozycJę.
F: Mamy, czyli?
M: No ja i Leo. Chodź z nami na imprezę. Wkońcu zapomnisz o tej swojej Ludmile, czy jak jej.
F: Po pierwsze, to ona już nie jest moja, Nata mówiła, że sobie kogoś znalazła.
M: Z tobą trzeba zrobić to samo. Idziesz? Na wpół do siedemnastej bądź gotowy.

Marco się rozłączył jakby znał odpowiedź. Może ma rację, może nie mogę odrzucać wszystkich lasek, bo nadal myślę o Lu? Wkońcu ona już sobie kogoś znalazła, to ja nie mogę? Ale to nie ma sensu. Przecież pojutrze wracam. O umówionej godzinie zadzwonił dzwonek i do domu wszedł mój kuzyn i Marco.

*Violetta

Dwa miesiące temu wróciłam do ojca. Jakby nie było to go kocham. Jest moim tatą czy tego chcę czy nie. Pani Helena bardzo mi pomogła. Jeżeli mam jakiś problem to zawsze przychodzę do niej. Mówiłam jej, że powinna zostać psychologiem, ale ona się mnie nie słucha i tylko się śmieje. Wkońcu nie każdy umie zmienić człowieka, tak jak w naszym przypadku. Pomogła mi być prawdziwą sobą. Oczywiście coś tam zostało ze mnie, ale nie w takim stopniu jak wcześniej. Nadal nie cierpię Lary, Ludmiły i Emily. Chociaż ta ostatnia wyjechała po tym jak Diego jej powiedział, się zakochał. Dziwne, Diego zakochany. W nim też chyba następuje mała przemiana, ale na chwilę obecną jest takim samym dupkiem, jak był. Leon nadal jest z Larą. Moje tłumaczenia na nic się nie zdały. Zostaliśmy w kontaktach koleżeńskich bardziej, ale nie ukrywam, że nadal go kocham. Jest dla mnie wszystkim. Co do Fran i Cami, te dwie nadal zostały jędzowate, ale nareszcie jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami. Ogółem nie wiele się tutaj zmieniło. Słyszałam od Naty tylko, że Federico ma wrócić. Ludmiła nie przyjęła tego bardzo entuzjastycznie. A ten Tomas? On się wręcz wściekł. Szczerze, nie mogę się doczekać, bo Fede ma mi pomóc z Leonem.

~~^~~^^~~^~~
Hej!! ♥♥♥
Tak oto prezentuje się rozdział dziesiąty. Mam nadzieję, że się podoba :)
No i pojawił się Federico xDD
Trochę zamieszania jest, ale mam nadzieję, że coś tam ogarniacie =]

Dziękuję wszystkim co przeczytali ostatni post (tj. Urodzinowy) i jeszcze bardziej tym co skomentowali :)

Co do komentarzy. Jejku, sama nie wiem jak zacząć.
Martwi nas trochę ich liczebność. Rozumiemy oczywiście, że szkoła, oceny itd.
Niektórzy z powodu ocen mają zawieszonego neta itp.
Okej. Każdy chce mieć dobre oceny. My też. Dlatego brak nas (przynajmniej mnie) pod niektórymi waszymi postami.
Niektórzy z was pisali, że będą czytać, nie komentować. Okej.
Niektórzy nie obserwują i tylko czasami skomentują, kiedy zaproszę, okej.
A co z resztą?
Czy te opowiadania, aż tak się pogorszyły, że nie czytacie?? Bo według mnie jest lepiej.
Nie chcemy niewiadomo jak długich. Wystarczy zwykłe "fajnie" albo "jest okej" czy np. "Niezbyt"
I to nie musi być. Może zwykły uśmiech, serduszko, czy jakiś smuteczek.
Tylko o tyle was prosimy. Nie wymagamy wiele i naprawdę rozumiemy, że nie zawsze się da, ale czasem mamy wrażenie, że czyta tylko Jula.

Mimo wszystko dziękujemy, jeżeli ktoś jeszcze to czyta. =)

Kocham!! ♥♥♥

środa, 21 października 2015

Hepi Berfdej tu blog + 2 część One Shot'aShot'a

Heej żabki! ♥♥♥

Dziś przychodzimy do was ze szczególnym postem, otóż to już 5 miesięcy istnienia bloga! ♥

Niby mogłyśmy zaczekać na pół roku, ale nie chciałam, żebyście musieli jeszcze więcej czekać, na obiecaną drugą część One Shota. A poza tym Cheryll też jest ciekawa, a nie pozwalam jej go przeczytać do premiery... Zua jaa.. xd

Pragniemy podziękować wszystkim obserwującym (9) i tym którzy czytają i komentują, i czytają, a nie pozostawiają po sobie śladu! Dziękujemy za wasze wsparcie w takich "ciężkich" chwilach! To dzięki wam blog istnieje!! ♥
Przejdźmy do statystyk (aktualizowane godz. 17 dn. 21.10.2015 r. )

6680 wyświetleń (dla was może wydawać się, że może mało czy coś, ale my się nie dziwimy xd )
Opublikowane komentarze: 185
Posty: 31
Strony: 3
Najchętniej wyświetlane posty:
1. Rozdział 3
2. Urodzinki bloga + OS niespodzianka!
3. One Shot - All you need is love cz.1

Odbiorcy: Polska, Francja, Niemcy, Portugalia, Kenia, Stany Zjednoczone

W sumie skomentowało naszą pracę 19 różnych osób.
Pragniemy baardzo podziękować Juli Blance Lambre i Tini Stoessel ♥
Dziękujemy za wszystko, za to, że komentujecie, czytacie..♥
To dla nas daje ogromnego powera i gdyby nie komentarze od was (to tyczy się też innych ;)) to pewnie dawno straciłybyśmy wiarę w siebie.

Korzystając, że już jesteśmy przy temacie.
Strasznie dziękuję osobom, które wzięły udział w akcji urodzinowej dla Cheryll!!
Bez was by to wszystko nie wyszło!
JESTEM WAM OGROMNIE WDZIĘCZNA!
W zamian odpowiem na 2 pytania zadane przez każdą z was, więc piszcie, albo w komach, albo na fejsie =]

Nie przedłużam i oddaję w wasze ręce coś nad czym bardzo długo pracowałam!!

Ogromnie was kochamy ♥♥♥

~~~~^~~~^~~~~

~ "Ale co można poradzić, skoro miłość to uczucie nad którym nie da się zapanować." ~

23.06.2014 r. (Poniedziałek)

1 w nocy, ulice wioski były puste. Grupę ludzi nie minął nawet jeden samochód. W spokoju i dobrym humorze znajomi wracali do domu. Każdy w dobrym humorze? Nie. Violetta była jednocześnie szczęśliwa, jak i smutna z tego powodu. Jej myśli cały czas krążyły wokół Leona. Myśl, że nie zobaczy go przez cały rok nie dawała jej spokoju. Nie mogła go stracić. Nie teraz... ani w przyszłości. Nigdy, nie chciała go tracić. Obdarzony urodą młodzieniec działał na nastolatkę jak narkotyk. Ciągle jej go było mało. Ciągle chciała więcej. Mimo to musiała, musiała dać mu odejść na rok. Za cholerę nie chciała, ale to nie było takie proste. Wcale się nie znali. Praktycznie nic o nim nie wiedziała, bo niby co?? Idąc do domu wspominała ostatnie 3 dni. Ostatnie 3 wspaniałe dni. Najlepsze dni w jej dotychczasowym życiu. Dni, których z pewnością nigdy nie zapomni. Nie pozwoli na to. Nigdy. Kochała Leona nad życie pomimo, że nawet nie wymienili się imionami. Z dnia na dzień coraz mocniej. Coraz mocniej kochała, coraz mocniej tęskniła. Stawał jej się coraz bliższy. Nie widziała go zaledwie kilkanaście minut, ale już jej go brakowało. Nie wyobrażała sobie jak przeżyje ten rok.

~ "Kocham marzyć, kocham snić, kocham wciąż przy tobie być. Kocham cię nocą, kocham cię rano, kocham twoją buzię roześmianą." ~

27.06.2014 (piątek)

Deszcz czyścił szyby okien w domach. Szatynka oparta o łokcie przyglądała się temu zjawisku pogodowemu. Ten dzień doskonale odwzorowywał jej nastrój, smutny. Dokładnie tydzień. Tydzień od kąd poznała. Niecałe 5 dni tęsknoty, 120 godzin, 7200 minut, 432000 sekund. Dużo? Nie, jeśli musi czekać rok. Rok tęsknoty... Ile to będzie, jeśli nastepna pielgrzymka ma się odbyć 12? 357 dni, 8568 godzin, 514080 minut, 30844800 sekund. Dużo?? Jak dla kogo. Warto czekać?? Myślicie, że nie... Mylicie się. Warto jeśli się kocha. Kocha? Tak, bardzo... Najmocniej w świecie. Obserwowała jedno miejsce. Deszcz pozostawiał po sobie plamy na tarasie. Patrzyła, jak skutecznie omija kawałek płytki, który utworzył... serce. Nie chcąc siedzieć w domu nałożyła kalosze i ruszyła, gdzie? Oczywiście tam, gdzie zawsze. Do dziadka. Nie mogła z nim rozmawiać, ale pomagał jej na wszelkie możliwe sposoby. Nie wzięła parasolki, pomyślała sobie, że, gdy zmoknie będzie najlepiej. Podczas drogi myślała o Leonie. Tak bardzo chciała, żeby ten piątek, był poprzedni


~ - Dlaczego ty ciągle o nim wspominasz?
- Bo ja nigdy o nim nie zapomniałam. ~

5.06.2015 r. (piątek)

Do: Ludmiła
Idziesz??

Do: Violetta
Gdzie?

Do: Ludmiła
Na pielgrzymkę!

Do: Violetta
Tak. W oba dni.

Do: Ludmiła
Oki ^.^

11.06.2015 r. (Czwartek)

Do: Violetta
Ja idę tylko w sobotę.

Do: Ludmiła
Aha... Świetnie. W piątek też miałaś iść. ;-;

Do: Violetta
No sorry, ale muszę oceny poprawiać.

Zła, dziewczyna opadła na łóżko. Nie wiedziała, co zrobić. Iść do szkoły czy na pielgrzymkę. Z jednej strony chciała na pielgrzymkę, ale z drugiej, nic by się nie stało jakby poprawiła kilka ocen. Federico dojdzie dopiero w połowie drogi, bo idzie na pierwsze 3 lekcje. Koniec końców Violetta wybrała drugą opcję.

~ "Bywają w życiu takie chwile,
Które w pamięci pozostają.
Chociaż czas mija,
One nie przemijają" ~

12.06.2015 (Piątek)

Kolejny, nudny dzień w szkole. Nic ciekawego się nie działo, była przerwa między lekcją 5, a 6. Długa przerwa.
- Cami, pójdziesz mi po tymbarka? - Violetta zrobiła maślane oczka, a ruda niechętnie wzięła od niej pieniądze i pognała do sklepiku szkolnego. Po minucie była razem z napojem. Violetta otworzyła kapsel z butelki i jej oczom ukazał się napis: "To właśnie ten". Od razu skojarzyło jej się to z Leonem.

***Kilka minut później***

- Słuchajcie, idziemy na lody. Mało was jest, więc nie będziemy robić lekcji. - powiedziała pani od j.rosyjskiego podchodząc do klasy. Szczęśliwi uczniowie szybko zbiegli na dół. Zaraz po tem doszła do nich kobieta, a razem ruszyli w drogę. W pobliskim sklepie każdy wybrał to na co miał ochotę i wszyscy odpoczeli w parku. W drodze powrotnej zatrzymali się przy tym samym budynku. Szatynka weszła zaciekawiona czy znajdzie to na co miała ochotę i nie myliła się. Poprosiła kasjerkę o butelkę napoju i otworzyła ją na dworze. Dziewczyna była całkiem oszołomiona, gdy przeczytała napis "Miłość jest blisko". Dla niej ewidentnie to były wróżby. Tymbark dawał jej znaki.

~ "Po prostu boję się, że cię stracę, chociaż nawet nie jesteś mój" ~

13.06.2015 r. (Sobota)

Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany dzień. Dzień pielgrzymki. Została tylko godzina, aby wyruszyć. Violetta siedziała gotowa przy stole w jadalni i jadła śniadanie. Cieszyła się jak nigdy. Wreszcie po tylu dniach, tylu nieprzespanych nocach zobaczy go. Leon, jego imię, jak i postać kryły w sobie wiele tajemnic. Po kilku minutach szatynka usłyszała znajomy dźwięk samochodu, a po chwili rozległ się dźwięk dzwonka, po czym otwierane drzwi. Violetta przeczesała ręką włosy i udała się w stronę salonu, gdzie czekali goście. Przyjechali wszyscy, od Tomasa po Priscillę. Dwójka dorosłych niestety tylko na chwilę z uwagi, że spieszą się do pracy. Po otrzymaniu ekwipunku (picie, jedzenie, pieniądze, czapka i jakieś drobne rzeczy) Ludmiła, Diego, Violetta i Maria wsiedli do samochodu, i ruszyli pod szkołę.
- Wiecie co? Chłodno jest. Może zawrócę po bluzy, co? - odezwała się najstarsza z zebranych.
- Ok. Tylko szybko. Żebyśmy zdążyli. - zażądała Vilu. Kobieta zawróciła, a każde z nastolatków pobiegło po coś dla siebie. Po 5 minutach znów byli pod szkołą. Autobus, który miał ich zawieść na miejsce ostatniego przystanku, już czekał. Ludmiła pozbierała rzeczy i zajęła miejsca w pojeździe. Stali jeszcze kilka minut, a ludzie zaczęli się schodzić. Niestety Leona nie było, ani śladu.
- Patrz kto idzie. - w końcu odezwała się Lu. Violetta spojrzała w stronę, którą kuzynka jej wskazała.
- To on? - spytała z niedowierzaniem. Nikt nie mógł jej się dziwić. Z roku na rok stawał się coraz przystojniejszy. Dziewczyny przyglądały mu się w skupieniu. To na prawdę był on. Nikt inny. On we własnej osobie, chociaż z daleka nie do poznania.
W końcu przyszedł czas ruszyć w drogę. Ludzie powsiadali do autobusu, jak i samochodów. Ludmiła, Diego i Violetta siedzieli na samym tyle i mieli na prawdę świetny widok. Przed nimi siedział ojciec i brat Leona, a jeszcze przed nimi Leon ze swoim kolegą. W autobusie panował uścisk i Violetta musiała pójść na kolana do kuzynki. Chyba nikt się nie spodziewał, że w pojeździe będzie tak ciasno. Podczas drogi starsze towarzystwo śpiewało różne piosenki. Najczęściej były to ukraińskie i dziewczyny, jak i Diego nie wiele rozumieli. Koniec końców Violetta i Ludmiła zaczęły śpiewać "Hej sokoły". Na szczęście panował taki hałas, że nikt ich nie słyszał. Po 20 minutach dojechali do celu. Na początku każdy ustawił się gdzie chce i było około 7 minut dla siebie. Cioteczne rodzeństwo ustawiło się w pobliżu Leona. Violetta spojrzała na niego. Jest jeszcze wyższy niż był. Jego brat szepnął mu coś, a on spojrzał na Lu i Viole, uśmiechnął się i z jego ust można było usłyszeć słowo "Да" (Tak). Po ustalonym czasie ruszyli w drogę. Co około kilometr stał samochód z wodą.
- Idź Lu. - powiedział Diego wskazując gestem głowy na stojące na poboczu auto. Blondynka ruszyła w tamtym kierunku i po chwili wróciła z zimną wodą. Nawet nie zwróciła uwagi, że obok niej idzie Leon. Violetta powiedziała coś jej na ucho, a ta zaczepiła chłopaka.
- Pamiętasz nas? - zapytała, a on tylko potrząsnął głową na znak, że tak. Dziewczyny szeroko się uśmiechnęły.

~ "Pamięć bywa ułomna - myślałem, że cię nie zapamiętam, a nie potrafię zapomnieć." ~

Właśnie wszyscy mieli mieć odpoczynek. Skręcili na drogę usypaną kamyczkami. Violetta stanęła na jednym i myśląc, że to czyjś but szybko odskoczyła, mało co, nie wpadając na Leona. Dziewczyna tylko się zaśmiała i poszła dalej. W kilkanaście minut dotarli do szkoły. Tam każdy mógł coś zjeść i odpocząć.
Po około 30 minutach ruszyli dalej. Tym razem obcokrajowiec szedł dalej od dziewczyn, a za każdym razem, gdy się zbliżały, on szedł w inne miejsce. Po około 2 godzinach Ludmiła i Violetta musiały się zatrzymać, aby opatrzyć nogę szatynki. Zwykłe przetarcie, ale bez plastra boli jak cholera. Nastolatki, aby dogonić grupę musiały biec. Zauważając Diego wróciły do normalnego tępa.

***

- Gdzie śpiewnik? - zapytała się Violetta po około 30 minutach orientując się, że były dwa, a jest jeden. Ludmiła wskazała głową na cudzoziemca. Leon w ręce trzymał książeczkę.
- Mi się nie chciało jej nosić to oddałam jemu. - powiedziała Ludmiła.
- I co mówił?
- Spytałam się czy chce, a on po POLSKU - podkreśliła ostatni wyraz - "Przydała by się, bo nic nie umiem." Ja mu ją dałam, a on "Dziękuję ślicznie." - nastolatka była w szoku. To nie są podstawowe zwroty. Ludmiła nie umie tego powiedzieć po rosyjsku, a on, co wygląda na młodszego od niej i umie to w jej ojczystym języku. A jeśli on się uczył języka polskiego dla niej? Chciałaby, aby tak było, ale to nie możliwe. Chociaż raczej wydarzyć by się mogło, ale Viola nie chciała przyswoić tej myśli.
Godzinę później byli na miejscu, do którego od początku zmierzali. Tam odbyła się msza, a później przyjechała Maria i Federico.

~"Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same."~

Po obiedzie według tradycji dziewczyny ruszyły na cmentarz.Wzięły ze sobą lusterko, szczotkę i wodę, a na pożegnanie rzuciły tylko 'Cześć'.
- Nadal ci się podoba? - zapytała Lud.
- Tak. - odpowiedziała bez wahania szatynka.
- Co ty w nim widzisz?
- Wszystko. Jest zabawny, miły, uprzejmy, śliczny...
- Skończ. Skąd o tym możesz wiedzieć? Nawet nie rozmawiałaś z nim.
- Rozmawiałam!
- Raz. - Ludmiła na wspomnienie tamtej nocy i dzisiejszego dnia zaczęła się śmiać.
- Z czego się ryjesz? - zapytała Viola.
- On nas się boi. Ma nas za totalne debilki, wariatki. On uciekał od nas! - Blondynka wybuchła śmiechem, a zaraz po niej Vils. Resztę drogi spędziły rozmawiając na różne tematy. Wracając dziewczyny zaszły do kościoła, aby nalać wody do już pustej butelki. Tam kilka osób dekorowało go na jutrzejszą uroczystość.
- Dobra trzeba jeszcze pozamiatać i będzie gotowe. - powiedział jakiś pan do swej żony, Olgi. Dziewczyny nie lubiły jej z całego serca, ale Ludmiła zadecydowała zrobić to za kobietę.
- To my pójdziemy tylko wody sobie nalać. - dodała szatynka, po czym podeszły do kraniku, gdzie można było ową ciecz dostać. W pewnym momencie Lu ochlapała Violę, przez co dziewczyna miała zamoczone spodenki. Właśnie wtedy zaczęła się wojna. Violetta wylała na kuzynkę około połowy butelki, a ta przejęła rzecz i pozbyła się reszty. Ich zabawa trwała ok. pół godziny. Ganiały się po całym placu. Dziewczyny miały świadomość, że już jutro cała wioska będzie o tym mówić, ale nie obchodziło je to. Ważne, że mogły być sobą, mogły się wyszaleć. W roku szkolnym rzadko się spotykają i musiały to nadrobić. Kończąc wojnę szły, aby w końcu zrobić obiecaną rzecz.
- Stój! - krzyknęła Violetta i ręką zatrzymała siostrę.
Co było przyczyną zamieszania? Leon. Właśnie wyszedł z domku i rozmawiał przez telefon. Dzieliło ich około 3 metry. Po chwili dopiero dziewczyna zorientowała się, że on to słyszał. Myśląc o tym obie nastolatki wybuchły śmiechem i poszły dalej. Nagle Viola pociągnęła Ludmiłę za rekę, a ta mało co nie upadła. Dziewczyny stały właśnie za dużym krzakiem.
- Sorki - powiedziała szeptem młodsza.
- Czemu mówimy szeptem? - zapytała, również po cichu, Lu.
- Czekamy na Leona. - w tym momencie stało się wszystko jasne.
- Chcesz go wystarczyć?
- Nie. Chcę tylko popatrzeć. Już w poniedziałek on sobie pojedzie na rok, a głupio by wyglądało, gdybym sobie stanęła na środku chodnika i mu się przyglądała. - Na te słowa blondynka zaczęła się głośno śmiać, a Violetta spiorunowała ją wzrokiem. - Zamknij się. Mówiłam ci o kapslach? - nadal mówiła szeptem, ledwo wychylając się zza rośliny.
- Tak. Dzisiaj jak mieliśmy przystanek.
- To są znaki. Mówię ci...
- Poszedł sobie. - przerwała jej Ludmiła.
- Co? - ponownie się wychyliła - Arghh... To przez ciebie! - zaśmiała się i ponownie oblała ją wodą obecną w butelce.
- Małpa!! - krzyknęła blondynka, wyrwała naczynie kuzynce i ruszyła za uciekającą dziewczyną. Niestety Lu była szybsza i z łatwością wyprzedziła nastolatkę przy tym wylewając na nią resztki.
- Dobra. Ogarnijmy się! Jesteśmy w kościele!
Ta pielgrzymka naprawdę nie mogła być męcząca skoro dziewczyny miały ochotę biegać.
- Ja idę do toalety. - poinformowała starsza. - Ale zabieram butelkę.
- Toż nic ci nie zrobię.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - powiedziała Lu i rzuciła przedmiot w stronę szatynki. Ta podbiegła do kraniku i napełniła rzecz cieczą.
- Stop! Oblejesz mnie jak się przebiegnę, ok? - powiedziała Lu, gdy tylko wyszła z budynku.
- Okej...
- Wiedziałam, że nie można ci wierzyć. - zaśmiała się.
Dziewczyna usiadła na ławce i czekała na kuzynkę. Minęło 10 minut, a ona jeszcze nie wróciła. Zniecierpliwiona podeszła bramy. Rozejrzała się, ale po Ludmile nie było, ani śladu.
- Jeszcze tego nie sprzątnęły? - można było usłyszeć narzekania starszej kobiety.
- Już to sprzątam!! - krzyknęła Viola podbiegając w dane miejsce.
Wzięła szczotkę i zaczęła zamiatać.
- Daj mi to. - jakby z nikąd pojawiła się Lu i przejęła inicjatywę. Po 15 minutach wokół panował porządek. - To my już idziemy! Dowidzenia! - dziewczyny zmierzały w stronę bramy.
Po drodze napotkały cudzoziemca spacerującego się ze swoimi przyjaciółmi. Violetta patrzała na Leona, Leon na Ludmiłę, a Ludmiła również na Leona. Gdy ledwo go minęły, Viola zamachnęła się butelką i wylała napój (wodę xd) na Lu. Ta stanęła na chwilę po czym, chwyciła za rękę towarzyszki i zaciągnęła ją pod kran. Tam zaczęła ją ochlapywać. Viola wyrwała się i zaczęła uciekać. Ludmiła napełniła butelkę i podążała za nią. Chyba nie trzeba się domyślać co uczyniła, gdy już znalazła się w jej pobliżu. Krzyki dobiegające od dziewczyn przyciągały uwagę ludzi pracujących na posesji proboszcza. (No wiecie, rozstawiali namioty, gotowali)
- Lepiej ją wyrzucić. - powiedziała zdyszana Castillo.
Ludmiła zamachnęła się i butelka wylądowała w krzakach.
- Lu? Musimy wymyśleć coś, jakby pytali dlaczego jesteśmy takie mokre.
- To może tak, poszłyśmy na cmentarz, a po drodze skończyła nam się woda, więc wracając od dziadka zaszłyśmy sobie jej nalać.
- Wtedy zobaczyłyśmy jak kościół dekorują, a gdy skończyli pani Nastka powiedziała, że musi pozamiatać... - do chwili z panią Anastazją było wszystko prawdą. Dziewczyna pomyślała, że lepiej zastąpić Olgę, Nastką, gdyż tamta jest starsza i jest przyjaciółką ich babci.
- Zrobiło nam się jej żal, bo to starsza kobieta i zadecydowałyśmy zrobić to za nią. I co dalej??
- Ymmm.. Może... Na placu ganiali się ci przybysze z ukrainy i oblewali się wodą.
- Jedną dziewczynę, zaatakowali z trzech stron, a ona się wkurzyła i poszła po swoje koleżanki.
- Kiedy już przyszły one, zaatakowały znienacka chłopaków, a my śmiałyśmy się, przyglądając się całej sytuacji, a chłopaki dziwnie na nas spojrzeli i gdzieś poszli, a my wróciłyśmy do sprzątania.
- Nagle.. Co mogło by to być??
- Nagle poczułyśmy coś zimnego spływającego po ciele, a była to woda. - kontynuowała Violetta.
- Okazało się, że to Ukraińcy nas oblali.
- A woda z butelki wylądowała na jednym z nich.
- I tak zaczęła się wojna. - zakończyła Lu.
Nastolatki powtarzały historię przez całą drogę, po czym to samo opowiedziały Marii i swej babci.
- Nigdy wam nie uwierze, że nie chciałyście, żeby was oblali, nigdy. - zaśmiała się matka Violetty.
- Naprawdę. My tylko grzecznie sprzątałyśmy! - zaprzeczała Ludmi.
Plan się udał, a dorośli łyknęli historyjkę. Zadowolone z siebie dziewczyny przybiły piątkę. Zmęczone dzisiejszym dniem po codziennej, wieczornej rutynie poszły spać.

~ "Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy." ~

14.06.2015 r.

- Ludmiła, wyłaź!! - już o 9 były bitwy o łazienkę, a msza miała się odbyć o 12. - Też muszę się przyszykować!
- Violka, idź na górę!
- Nie mogę. Tam Fede sobie grzywkę nastawia!
- Daj mi dziesięć minut.
- Liczę! - zaśmiała się Viola i wyszła na dwór.
Zapowiadał się bardzo słoneczny dzień. Leciutki wietrzyk pieścił skurę, a słońce paliło twarz, pomimo, że była dopiero dziewiąta. Musiało być dziś idealnie, pomimo że nie było Germana. Oczywiście żył, ale praca... Zawodowy kierowca nie ma łatwo. Już niecały rok Viola wie o istnieniu Leona. Niecały rok się w nim skrycie kocha. Nikt oprócz Lu o tym nie wie. I nikomu nie miała zamiaru powiedzieć. Nie ufała ludziom. Może dlatego, że jej 'przyjaciółki' wystawiły ją, kiedy ona najbardziej ich potrzebowała. Może... Pogodziła już się z tym i nawet znalazła nową bratnią duszę, ale nadal ma zaufanie tylko i wyłącznie do Lu. Dziewczyna nie miała by życia w szkole, gdyby ktoś się dowiedział o Leonie. W tych czasach dzieci, a raczej nastolatki są podłe, z igły zrobią widły i cała klasa, a nawet i inni będą z tego kpić. Świat bywa dziwny. Czekając, aż Ludmi zwolni toaletę, czternastolatka usiadła na ławce i myślała. Tym razem dała popuścić wodze fantazji, aż zasnęła.

***

- Violu...
- Tak mamo...? - zaspanym głosem spytała Violetta.
- Kochanie, już dziesiąta, wstawaj.
- Co? Już?! - dziewczyna zgarnęła potrzebne rzeczy i popędziła do łazienki.
Najpierw zabrała się za poranną rutynę, a potem zaczęła nakładać ubrania. Wybrała czarną sukienkę z napisem 'I don't need therapy, I need a hug'. Ten napis doskonale odwzorowywał jej zachowanie. Dla jednych nienormalne, godne leczenia, a dla innych to po prostu z ... miłości? Tak, napewno. Nastolatka założyła jeszcze kolczyki, rozczesała włosy, a rzęsy przejechała maskarą. Prawie gotowa wyszła z pomieszczenia.
- Mamo!! Zrób mi tego warkocza fajnego!! - krzyknęła, aby wszędzie było ją słychać.
- Violu, czy ty coś jadłaś? - zapytała z troską Maria po zakończeniu polecenia córki.
- Jak tylko wstałam. - odpowiedziała z prawdą .
Wchodząc do salonu czternastolatka przywitała się z ciotką i wujkiem, którzy przyjechali jakiś czas temu. Pozostało tylko czekać i odliczać czas.

~ "Kocham cię. Będę cię kochał do dnia, w którym umrę. A jeśli po tym jest jakieś życie, wtedy też będę cię kochał." ~

Godzina 11:43, a pod kościołem już jest ogrom ludzi. Delegacje ze szkół, innych parafii, mieszkańcy i ich rodzina. Czerwcowe święto to największe w szkole. Przyjeżdżają setki osób. Wkońcu czerwiec to najlepszy ze wszystkich miesięcy pod wieloma względami. Gromada stanęła przed kościołem i czekała na rozpoczęcie, a po chwili dołączyli do nich Angie i Pablo. Dorośli w jednym zgromadzeniu plotkowali, a młodzi w drugim. Dziewczyny miały inny obiekt zainteresowania. Leon z młodszą siostrą podszedł do stoiska z watą cukrową i poprosił o jedną. Miał na sobie ludową koszule i dżinsowe spodenki. Wyglądała jak ludowa, miała charakterystyczne "szlaczki". Teraz jego ciemne włosy wyglądały jakby były bardziej czarne, niż brązowe. Wszystko się w nim zmieniło, nie. Prawie wszystko. Pozostał tak samo przystojny jak był. Jego uroda się nie zmieniła. Równo o godz. 12 wyruszyła procesja, wokół kościoła, a następnie każdy ruszył zająć miejsce. Jak zawsze dzieci podążyły za rodzicami. Nigdy na placu nie panował taki chaos jak dziś.
- Wasz przyjaciel poszedł. - zaśmiała się Priscilla widząc Leona przechodzącego obok niej. Dziewczyny się tylko cicho zaśmiały.
- Federico pójdź z wujkiem i Diego po ławkę dla nas. - powiedziała Maria.
Kiedy już przyszli, poszli po następną, tym razem dla młodzieży. Usadowili ją obok dużego, starego dębu. Wszyscy usiedli, najpierw Lu, na samym końcu ławki, później Violetta, ta bardziej na środku, a następnie Diego i Tomas, a na końcu Fede.
- Vils.. tu jest lepszy widok. - Szepnęła blondynka.
Faktycznie, widok był fantastyczny. Na skos od ławki była ławka, na której siedział Leon i reszta jego przyjaciół. Było to zaledwie 100 metrów, jak nie mniej.
- Viola, idź po chusteczkę do mamy - powiedział Fede.
Dziewczyna posłusznie poszła, a w drodze obejrzała się za siebie. Kiedy zobaczyła, że Leon się w nią wpatruje poczuła przyjemne ciarki.
- Idź po jeszcze - zaśmiał się Diego.
- Do jeszcze wam przynieść?
- Musztardę
- I ketchap - dodał Tomas.
- Coś jeszcze?
- Nóż. - powiedziała poważnie Lu.
Znów to samo! Znów ten młody cudzoziemiec się w nią wpatrywał! Jeszcze nigdy Violetta nie czuła się tak wspaniale. Wszystko jak na razie szło doskonale! Właśnie, to było tylko chwilowe.

~ "Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja." ~

- Mamooo! Możemy?
- Idźcie.. - powiedziała z wyczerpaniem Maria. - Ale jak będziemy dzwonić, macie przychodzić.
- Jasne! - dziewczyny do niewielkiej torebki zapanowały lusterko, szczotkę do włosów, picie, błyszczyk, tusz do rzęs i telefony, i ruszyły w drogę. Dochodziła już 15, one nie chcąc czasu tracić zaczęły biec. Już z oddali było słychać muzykę, dochodzącą z tamtego rocznej altanki.
- Który dzisiaj? - Po dłuższym czasie zapytała młodsza.
- 14.
- O fuck! Tato ma dziś urodziny, muszę mu wymyślić wierszyk jakiś. Pomoż mi!
- Emm.. poszukam w necie. - Lu wyciągnęła swój złoty I'Phon i zaczęła przeglądać różne strony.
- Mam! - krzyknęła Vilu. Szybko wyciągnęła telefon i zaczęła zapisywać w notatniku. - Chociaż młody już nie jesteś
To mym tatą zawsze będziesz.
Taki kochany i wesoły,
Żeby cię nie gryzły pszczoły.
- By się ziściły twoje życzenia
By się spełniły twoje marzenia.
- O, dobre!
- Tp było z neta. - zaśmiała się blondynka.
- Kocham mocno tato ciebie
I szanujmy wszyscy siebie! Sto lat!!! KOCHAM CIE BARDZO!! - zakończyła. - I jak? Może być?
- Według mnie tak, wysyłaj. - już po niecałej minucie przyszła odpowiedź, a w niej podziękowania i słowa jak mocno German swoją całą rodzinę kocha. - Idziemy?
Violetta bez słowa wstała z huśtawki, twierdząc przy tym słowom Lu. Na początku zdziwiona ale później już wesoła kuzynka ruszyła tuż za nią. Viola cały czas myślała o tym jak zacząć rozmowę, bo wiedziała, że chłopak nie odezwie się pierwszy. Czy można powiedzieć, że już go znała? Nie. Umysł mógł jej to podpowiadać. Nie od dziś wiadomo, że dziewczyny są od chłopaków mądrzejsze i odważniejsze. Odważniejsze pod tym względem, że one szybciej podejmują decyzję, czy pierwsze zaczynają rozmowę. Wkońcu stwierdziła, że wszystko wyjdzie w trakcie. Kiedy doszły do altanki, zobaczyły, że ludzie tylko siedzą przy stole i rozmawiają. Nie było nawet mowy o tańczeniu. Może one mogłyby zacząć, ale nie. Kiedy nikt nie tańczył Violettę bardzo ciężko było wyciągnąć na środek. Problemem było też, że dziewczyny nigdzie nie widziały Leona.
- Tam jest. - wskazała Vils ruchem głowy, kiedy po około pięciu minutach zobaczyła nieznajomego.
Pewnym krokiem nastolatki ruszyły w jego stronę, że niby gdzieś tam idą i to nie on jest ich celem. Siedział wraz z przyjaciółmi, jeżeli można ich tak nazwać, na tarasie plebanii.
- Chodź z nim pogadać. - powiedziała Ludmiła i na chwilę przystanęła.
- Ja nie idę.
- No to przynajmniej odprowadź mnie, pod huśtawkę. - Violetta się zgodziła, jeszcze tylko raz spojrzała w stronę swojego ukochanego. Patrzył się na nie z wesołym uśmiechem. Dochodząc do wyznaczonego celu zostawiła blondynkę samą, a ta stanęła jak wryta.
- No co? Dalej sama miałaś iść. - powiedziała Vils, poprawiając przy tym kucyka. Ludmiła cofnęła się do swojej siostry i razem z nią ponownie spoczęła na huśtawce. Przez chwilę siedziały w milczeniu, obie o czymś myślały i chyba o tym samym.
- Chodź. - Ludmi pociągnęła kuzynkę i poszły w stronę altany.
- Po co?
- Nie wiem. - chwilę popatrzyły i podszedł do nich jakiś facet.
- Zatańczycie? - zapytał wysoki mężczyzna o brązowych włosach. Jego głowa już w połowie była łysa, a na niej znajdowały się okulary przeciwsłoneczne. Ubrany był w koszulę w kratę i szare jeansy. Mimo, że było jeszcze wcześnie dało się od niego wyczuć alkohol.
- Raczej nie. Właśnie wybierałyśmy się do toalety. - Viola zrobiła niewinną minkę i razem ze starszą siostrą udała się w kierunku wcześniej wymienionego pomieszczenia. Nagle Lu zboczyła z trasy. Jej towarzyszka szybko się zorientowała o co chodzi. Nieopodal szedł starszy kolega Leona. Nie chciała, bardzo nie chciała żeby tam szła. Wiedziała, że będzie miała przesrane, jeżeli Maria się dowie. Miała pilnować kuzynki i nie dopuszczać jej do chłopaków. Nie wiedziała co ona ma zamiar jemu powiedzieć. W oddali słychać było śmiechy. Violetta przyspieszyła kroku, krzycząc na cały głos "Ja jej nie znam!!!" Śmiechy nie ustały. Mimo woli sama dziewczyna uznała całą sytuację za zabawną. Po chwili Lu wróciła ucieszona.
- Co mu powiedziałaś?
- Powiedziałam tylko, żeby spytał tego swojego kolegi czy z tobą nie zatańczy. - Blondynka przewróciła oczami - A poza tym chyba właśnie tego chciałaś.
- Tak. - Viola przyznała z niesmakiem.
W ciszy obserwowały sytuację. Chłopak, który wyglądał na około 20 lat wrócił się w stronę z której szedł. Powiedział coś w swoim języku, a wszyscy zgromadzeni wybuchnęli mocnym, niepohamowanym śmiechem. Violetta nie wytrzymała i zerwała się z miejsca. Ludmiła rzuciła tylko przelotne, gróźne spojrzenie w stronę cudzoziemców i ruszyła za kuzynką co chwila wołając jej imię. Młoda Castillo była zła na szesnastolatkę, ale z drugiej strony cieszyła się, Ludmi chciała jej pomóc.
- Viola.. - blondynka przerwała ciszę panującą między dziewczynami. - Musimy już iść.
Szatynka spojrzała smutno na towarzyszkę, w oczach miała łzy, których nie mogła skrywać. Wiedziała, że zaraz wybuchnie płaczem. Bez słowa ruszyła, ku bramie.
Przez całą drogę dziewczyny nie wymieniły ani słowa. Ludmiła szła z kamienną twarzą, zaś Violetta miała całą zalaną łzami. Cieszyła się tylko, że Lu ją tak pospieszała, że nie zdążyła rzęs pomalować. Po drodze zrywała wszystkie napotkane maki, i wyliczała. Nie kocha. Można było się domyśleć. Wkońcu kto by chciał ją pokochać, idiota, albo stary kawaler nie znający szczęścia u boku kobiety. A jeśli ona zostanie starą panną? Nie, nie mogła do tego dopuścić. Musiała walczyć. Bo póki nie spróbujemy jesteśmy przegranymi.

~ "Często biegamy za ludźmi, którzy w ogóle o nas nie dbają i nie zwracają na nas uwagi. A może tak by zatrzymać się, odwrócić i spojrzeć na tych, którzy biegają za nami." ~

Nastolatki doszły w milczeniu do domu. Tam zostały najwyraźniej zdziwionych rodziców.
- Czemu już przyszłyście? - odezwała się Priscilla.
- Przecież kazaliście nam wracać. - usłyszała w odpowiedzi od Ludmiły.
- Kto wam to powiedział?
- Tata.
- Ja nic takiego nie mówiłem. - odezwał się oburzony mężczyzna.
- Mówiłeś. - wtrąciła Violetta.
- Skończcie już. Ludmiła, możesz przynieść płytę z twojego wieczorku?
- Jasne ciociu. - chwilę potem blondynka zniknęła w drzwiach i po minucie wróciła z wcześniej wspomnianą rzeczą.
- Możemy jeszcze iść? - zapytała szatynka.
- Nie chcecie zdjęć oglądać?
- Nie. - powiedziały chórkiem
- Idźcie. Tylko dzwonimy, wujek po was jedzie, zabiera i nie ma 'jeszcze chwilkę'. Jasne?
- Jak słońce!
W około dziesięć minut nastolatki były na miejscu. Po drodze zdążyły zadzwonić do chłopaka Ludmiły, aby dowiedzieć się jak szybko wyrwać chłopaka. Nie dowiedziały się zbyt wiele, a przynajmniej nic pożytecznego. Od razu przeszły do wielkiej altany. Nie było tam Leona. Zrezygnowane usiadły na huśtawce.
- Za dwie minuty będę, idę go poszukać. - powiedziała Vils i nie czekając na słowa towarzyszki wstała i poszła. Okazało się, że tylko zmarnowała swój cenny czas. Siedziały tak przez dłuższą chwilę, aż wkońcu Lud zobaczyła jak chłopak zbliża się w ich stronę. Nie zwlekając podbiegła do niego i poprosiła o taniec, a następnie wróciła.
- Zgodził się. Powiedział, że najpierw jeden, a potem drugi, czy jakoś tak. I wcale nie ma na imię Leon. - szatynkę zatkało.
- A jak?
- Nie wiem.
- Nie zapytałaś się go?
- Nie. To już twoja działka. Nagle obok czternastolatki stanął młodszy z braci i mówił coś do niej, ale w swoim języku. Zrozumiała tylko, że chodzi o taniec.
- Ze mną? - zapytała. Chłopiec był chyba tak samo zaskoczony jak ona i tylko kiwnął głową. Dziewczyna nie wiedząc co ma robić zgodziła się. Brat "Leona" był niższy od niej i to znacznie. Z boku sytuację obserwowali Lu i cudzoziemiec, który nie potrafił opanować śmiechu.
- Ile masz lat? - spytała Viola.
- Я не понимаю. (Nie rozumiem)
- Сколько тебе лет? (Ile masz lat?)
- Двенадцать. А тебе? (Dwanaście. A ty?)
- Четырнадцать. (Czternaście)
Nie wymienili więcej słów ze sobą. Piosenka się skończyła i Violetta ładnie podziękowała za taniec. Teraz tylko zostało czekać na "Leona". Cały czas nastolatka go bacznie obserwowała. Kiedy zobaczyła, że wstał od stołu, cieszyła się jak nigdy. Jednak kiedy zobaczyła, że wraca w kierunku, z którego przyszedł i wyrywa się swojemu bratu poczuła lekkie ukłucie w sercu. Gorzej być już nie mogło.
Po około 15 minutach po dziewczyny przyjechał ojciec Ludmiły. Widząc Angie i Pablo Violetta się ucieszyła, że może jednak nie wszystko stracone. Nadzieja prysła kiedy sąsiedzi, jak i wujostwo odjechało. Violetta zaszyła się w łazience i płakała, jak nigdy dotąd.


~ "Miałaś nie płakać, miałaś być twarda, co z tobą jest? Miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić, zapomnieć mnie." ~

15.06.2015 r. (Poniedziałek)

Rano Violetta wyraźnie była nie w humorze. Z ociąganiem robiła poranne czynności i mało brakło, a spóźniłaby się na autobus szkolny. Przekraczali obok kościoła, momentalnie w pamięci odtworzyły jej się ostatnie dni. Samochody jeszcze stały, co oznaczało, że jeszcze nie odjechali. Po rozgrzanym policzku nastolatki spłynęła łza. A potem kolejna i kolejna.
Pierwsza lekcja minęła znośnie. Na historii nie mogło się nic ciekawego dziać. Było wyraźnie widać, że z Violettą jest coś nie tak. Zawsze nadała z Francescą, jej przyjaciółką. Teraz, potrzebowała chwili spokoju, chwili samotności. Po 45 minutach zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli, a Violetta z Francescą na końcu. Na ławce ktoś zostawił kapsel. Zaciekawiona czternastolatka wzięła go, aby przeczytać, a serce jej zabiło mocniej.
- Która godzina? - zapytała Francesci.
- 8:47 - pierwszy raz od kilku godzin na jej twarzy pojawił się uśmiech. Jeszcze nie odjechali, a to oznacza kolejny znak.
Chcecie wiedzieć co było napisane? Dobrze. "Nigdy o Tobie nie zapomnę". Właśnie to. 5 niewielkich słów, na które ktoś nie zareagował entuzjastycznie trafiły do jej serca. Fran o niczym nie wiedziała. Była najwyższa pora, aby poznała tajemnicę Castillo, o której wie tylko Lu.
- Jakbyś miała taką możliwość, cofnęłabyś czas, nie poznałabyś Leona, nie cierpiałabyś. - zapytała Włoszka, po tym, jak przyjaciółka opowiedziała jej całą historię.
- Nie. - odpowiedziała bez zastanowienia. - Co z tego, że płakałam godzinami, tęskniłam i tęsknię. Dzięki niemu przeżyłam najlepsze dni mojego życia, o których nie chcę zapomnieć. Nie umiałbym zapomnieć, nigdy.

~ "- A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś ściskając Misiową łapkę. - Co wtedy?
- Nic wielkiego. - zapewnił go Puchatek. - Posiedzę, trochę na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi nigdy nie znika." ~

3.08.2015 r. (Poniedziałek)
- To gdzie idziemy? - zapytała znudzona oczekiwaniem na kuzynkę blondynka.
- Do kościoła.
- Co? Czemu?
- W kościele jest księga gości, w księdze gości jest napisane, jak "Leon" - powiedziała Viola, robiąc przy ostatnim wyrazie cudzysłów - ma na nazwisko.
- Ale nie znasz imienia jego.
- Ale na fejsie wystarczy mieć nazwisko, żeby kogoś znaleźć. Sprawę nam ułatwi jeśli będzie miał profilowe.
- Sprytne. - przyznała blondi. - Myślisz, że przyjmie twoje zaproszenie?
- Szczerze... nie. Ale twoje przyjmie. - w tym momencie Ludmiła wypluła wodę, którą właśnie piła.
- Co?! Zapomnij!!
- Przekupię cię, zobaczysz.
Dalszą drogę dziewczyny szły rozmawiając o różnych rzeczach. Szkole, chłopakach, sklepach, kosmetykach. Wszystkim co przyszło im do głowy. Wchodząc do kościoła klękneły na krótką modlitwę i Violetta od razu podeszła do księgi. Była ogromna, ale całe szczęście były pozaznaczane daty. Szybko przeszła do 14 czerwca. Żadnego ukraińskiego nazwiska. 13 i 12 to samo. Następnie przewróciła kolejną część kartek trafiając na czerwiec 2014. 22, bingo!! Podpisał się ojciec "Leona". Pech chciał, że ich litery różnią się trochę od rosyjskich, a poza tym nie dało się rozczytać co dokładnie tam było napisane.

~ "Czuję, że umieram z samotności, z miłości, z rozpaczy, z nienawiści - ze wszystkiego, co może mi zaoferować ten świat." ~

13.09.2015 r. (Niedziela)

Kolejne wielkie święto w szkole. Mniej niż te czerwcowe, ale nadal ważne. Tego dnia 1939 roku do miejscowości dotarły wojska niemieckie. Tym razem była to tylko msza i apel. Była zgromadzana cała szkoła i zapraszani liczni goście, w tym dyrektorzy. Violetta nie mogła odpędzić się od chusteczek i wiedziała, że raczej tym razem znowu się nie uda.
- Mamoo! Ja tam muszę iść! - krzyczała czternastolatka.
- Ludmiła! Jesteś chora, nie możesz.
- Proszę.. Już nie dmucham nosa tak często jak wcześniej.
- Pozwól jej. - wtrącił się German. Maria tylko na niego spojrzała, a potem na córkę.
- No dobrze.
Violetta mało co nie skakała ze szczęścia. Wiedziała, że "Leon" będzie, gdyż wcześniej widziała samochód, którym przyjeżdżają co roku. Teraz tylko jeden problem stawał jej na drodze. Żadna dziewczyna nie chciałaby wyglądać jak ona. Małe świecące się oczy i duży czerwony nos. Zrobiła co mogła, aby wyglądać jak najlepiej jednak w małym stopniu to poskutkowało.
Wybiła godzina 12, msza się już zaczęła. Viola nigdzie nie dostrzegała swojego ukochanego. Miała rację przyjechał.. ale jego ojciec.
Po przyjściu do domu wiedziała już ci chce zrobić. Zaszyła się w łazience i weszła razem z zeszytem do wanny.

Drodzy rodzice!
Wybaczcie mi moją decyzję. Nie potrafiłam inaczej. Trudne jest życie bez kogoś kogo się kocha.. i jeśli ten ktoś nie kocha ciebie. Zastanawiacie się o co chodzi. Słusznie. Zakochałam się. Bez wzajemności. Kiedy? W kim? W tamtym roku. Potrafiłam to znieść do dzisiaj. Nie znacie go. Ja też go nie znam. Chcecie wiedzieć o kogo chodzi? Zapytajcie Ludmiły.
Bardzo, ale to bardzo mocno was kocham i nigdy nie wińcie się za moją śmierć. Nigdy.
Wasza Viola

Szatynka złożyła kartkę i położyła na pralce. Zrobiła żyletką dwie kreski, trzy i kolejne. Chciała już z tym skończyć. Chciała już z sobą skończyć na zawsze.

~ "Cokolwiek czynimy - miłość jest nam drogowskazem" ~

26.09.2015 r. (Sobota)

- Dlaczego?! - krzyknęła Lu.
- Nie wiem. Tak mnie jakoś naszło.
- Tak cię jakoś naszło?! Na zabijanie się?!
- Przecież nic mi się nie stało.
- Bo stwierdziłaś, że to będzie zbyt ciężkie przeżycie dla nas.
- Dobra skończmy. Zapomnę. Nie będę cierpieć przez noego, ani nic. Nie będę o nim myśleć.
- Mam taką nadzieję.
- Jak mi się nie uda w następnym roku.
- Do cholery, Violka!
- Teraz mówię serio. Jeżeli mi się w następnym roku nie uda, rezygnuję. Bo ta bitwa nigdy się nie skończy.
- Powinnaś sobie znaleźć kogoś w swoim wieku i gdzieś niedaleko ciebie. - na te słowa Viola się zasmuciła. Wiedziała o tym bardzo dobrze, ale nie chciała rezygnować tylko dla tego, że mieszka zbyt daleko od niej. Chociaż.. ten związek i tak nie miałby szans bytu.

~ "Mówią, że nie rezygnuje się z ludzi, których się kocha. Ale co jeśli to oni zrezygnowali z nas?" ~

12.06.2022 (Sobota)

Dwudziestojednolatka siedziała na drewnianej ławce i przyglądała się młodym tańczącym ludziom. Mimo, że minęło tyle lat, tutaj mało się zmieniło. Zwyczaje pozostały takie same. Nadal była pielgrzymka dwu dniowa, a poza tym jeszcze w niedzielę generalny odpust i biesiada. Jednak w jej życiu wiele się zmieniło. 3 miesiące temu została ciocią małej Olivii, a pół roku temu małego Diegito - syna Federico. Liv jest córką Ludmiły. Ta poprzystanęła na jednym chłopaku i znów jest z Maxim. Diego, brat Lu, znalazł szczęście u boku Natalii i już planują ślub. A Tomas, najmłodszy z rodzeństwa jest szczęśliwy ze swoją dziewczyną Larą. Tylko Viola została sama. Przez pierwsze trzy lata odrzucała każdego chłopaka, który był w niej zakochany. Nie myślcie, że z żadnym nie była. Miała dwóch, ale żaden nie okazał się tym jedynym. Chyba nigdy nie pogodziła się z tym, że "Leon" nie przyjechał na odpust w 2016 r. Nie zapomniała o nim. Nie umiała zapomnieć o chłopaku takim jak on.
- Livia śpi. Źle się czuję, że zostawiliśmy ją mamie. - do szatynki przysiadła się młoda mama.
- Daj spokój. Wy też potrzebujecie rozrywki. - szepnęła Castillo.
Między kobietami zapanowała cisza zakłócana przez muzykę.
- Lu, zatańczysz? - w stronę blondynki podszedł jej mąż.
- Nie, zostanę z Violą.
- Idź. - pogoniła ją kuzynka.
- Na pewno? - zapytała z troską.
- Jasne. - Studentka blado się do niej uśmiechnęła.
Lu skończyła studia dwa miesiące temu, zaś Violetta nadal studiuje pedagogikę. Już po chwili pani Ponte dała się całkowicie pochłonąć rytmu muzyki. Violetta wpatrywała się w nich z uśmiechem. Cieszyła się ze szczęścia kuzynki. Jej spokój przerwał młody chłopak, który wyglądał na góra 23 lata.
- Dobry wieczór. - odezwał się i promiennie uśmiechnął. Violetta miała wrażenie, że już kiedyś widziała ten uśmiech.
- Dobry wieczór.
- Jorge Blanco.
- Violetta Castillo, miło mi. - ona również się uśmiechnęła i wyciągnęła dłoń w stronę poznanego mężczyzny.
- Czemu nie tańczysz?
- Wiesz, jakoś nie mam ochoty. Chciałam sobie pomyśleć.
- O czym jeśli można wiedzieć.
- Powspominać stare dobre czasy. Byłeś tutaj kiedyś?
- Tak. Wielokrotnie. Tutaj poznałem miłość mego życia. - Violetta posmutniała następny zakochany, których nie było mało. - Niestety ostatni raz widziałem ją kilka lat temu, ale nadal doskonale pamiętam jej twarz.
- Ja tutaj mieszkam. Miałam 13 lat, jak pierwszy raz poszłam na pielgrzymkę ze szkoły. Nigdy tego nie żałowałam. Później kolejnego roku znów się wybrałam, ale tym razem niedziela nie okazała się zbyt wyjątkowa. Ostatni raz byłam w 2016. Kiedy nie było osoby, na którą czekałam rok przestałam chodzić i straciłam nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
- Widzę, że nie tylko ja mam z tym miejscem tyle wspomnień. Jak miał na imię ten szczęściarz, którego sobie obrałaś za obiekt westchnień? - zapytał pochłonięty rozmową mężczyzna.
- Właściwie to nie wiem. - Violetta westchnęła. - Zawsze myślałam, że Leon, ale jak się okazało kilka lat temu to nie prawda.
- Leon... - towarzysz powtórzył jakby się nad czymś zastanawiał.
Viola usłyszała znajomą melodię. Wspomnienia powróciły, gdy tylko usłyszała pierwsze słowa piosenki "Смэрека" (czyt. Smerjeka)
- Zatańczysz? - zaproponował mężczyzna. Viola lepiej mu się przyjrzała. Ciemnooki szatyn z rumieńcami. Momentalnie w głowie odtworzył jej się obraz sprzed lat.
- Wiesz, przy tej piosence z nim/nią tańczyłam/em pierwszego razu. - powiedzieli jednocześnie. Nagle obydwoje olśniło.
- To ty jesteś Leon. - powiedziała zaskoczona.
- A ty tą dziewczyną, z którą tańczył mój młodszy brat.
- Ale.. Ty mówisz normalnie po Polsku! Przecież pochodzisz z Ukrainy.
- Tak, ale uczyłem się dla pewnej wyjątkowej dziewczyny, która ma na imię Violetta. - uśmiechnął się blado, nie wiedząc co na to jego towarzyszka.
- Czemu cię nie było w czerwcu w 2016 roku?
- Nie mogliśmy być. Przepraszam..
- Ja próbowałam się zabić! Całymi dniami płakałam, bo widziałam jak uciekałeś ode mnie i Ludmiły! Dlaczego?
- Nie jesteśmy tak odważni, jak wam, kobietom się wydaje. Bałem się, że jak będę w pobliżu ciebie to coś zrobię nie tak i zrażę cię do mnie. - nagle Violetta mocno przytuliła się do Jorge, z jej oczu leciały pojedyncze łzy. - Heej! Czemu płaczesz?
- Bo wreszcie cię mam!
- Zawsze mnie miałaś, od 20 czerwca 2014 roku.
- Pamiętasz.
- Jak mógłbym zapomnieć? No, nie płacz już.
- Nie potrafię. Za bardzo cię kocham. - Castillo sama była zaskoczona tym co powiedziała. Nagle poczuła jak czyjeś dłonie unoszą jej podbródek.
- A ja ciebie. - szepnął chłopak i delikatnie pocałował Violettę.

~ ,,Już teraz wiem, że dni są tylko po to, By do Ciebie wracać każdą nocą złotą Nie znam słów, co mają jakiś większy sens Jeśli tylko jedno - jedno tylko wiem: Być tam, zawsze tam, gdzie Ty'' ~


***.***.***.***.***

I powstała Jorgeletta xD
Kto się cieszy??
Jaaa!!
A tak serio to pierwszy raz coś mi się mojego podoba.. serio.. dziwne, nie?

Właściwie to jestem z siebie też tyci dumna, że to napisałam (wkońcu xd)
No bo przecież nie zawsze się drugą połówkę poznaje w szkole czy na ulicy. Są też takie przypadki. Dziękuję Wam, że tyle na to zaczekaliście.
Mam nadzieję, że przeczytaliście całość, no bo to jest baaardzo długie.
Pewnie myślicie, że mogłam sobie odpuścić niektóre scenki czy jak to nazwiecie, ale dzięki nim właśnie jest takie, jakie moim zdaniem powinno.
I mam też nadzieję, że czytaliście cytaty, bo odgrywają ważną rolę w tym OS. (I teraz wszyscy idą na początek czytać cytaty xD)
Wiem, odbija mi!

Chciałabym bardzo podziękować dwóm osobom. Pierwsza to Cheryll.
Dziękuję ci za pomysł na zakończenie, za pomoc w pisaniu. To ty odciagnęłaś mnie od SAD END'U
Dziękuję!♥♥

Druga osoba to moja ukochana kuzynka Karolina, (która raczej tego nie przeczyta)
Mimo to chcę baardzo podziękować.

Za co?
Za użyczenie swojego charakteru Ludmile, za całość. Dzięki tobie to powstało. Ty we mnie wierzyłaś, wspierałaś mnie. Przede wszystkim ogromnie mi pomogłaś!!! Bez ciebie nie byłoby tej historii.
Dziękuję! ♥♥

Mam nadzieję, że się podobało!! ^^

5 miesiący, serio?? Jakoś szybko.

Buziaki i do zobaczenia przy rozdziale!!

CIAO! ♥♥♥

niedziela, 11 października 2015

Welcome !!!!!!!!!!

Cze Ludzie !!!!!!!!

Powracam na bloga. Przemyślałam wszystko i postanowiłam wrócić.

Mam nowe pomysły wiec czemu by nie    !!!!


Tęskniliście?????????? 




                          Znalezione obrazy dla zapytania welcome back napis

środa, 7 października 2015

Rozdział 9 - Już to zrobiłaś

* Ludmiła

Właśnie wracamy z policji. Jakoś funkcjonariusze nie wykazali się szczególnym zaciekawieniem w całej sprawie. Cały czas tylko zastanawiam się kto mógł wybić te okno. Może to jakaś pomyłka? Chociaż.. nie, przecież dokładnie tam było napisane, że o mnie chodzi. Mam już dość wszystkiego! Czasami nie chce mi się żyć... Fede, brak słów. Myślałam, że chociaż przyjaciółmi jesteśmy, ale najwidoczniej nie. Zakpił sobie ze mnie jak wszyscy inni. Nienawidzę siebie! Gdybym mogła cokolwiek zmienić na świecie, mnie by tutaj nie było.
- Lu? - Z zamyśleń wyrwał mnie głos mamy. - Wysadzimy cię tutaj, dobrze? Zawsze to szybciej w pracy będziemy.
Oczywiście, dla nich liczy się tylko praca. Mnie mają gdzieś.
- Jasne. - powiedziałam ze sztuczną radością. Jeszcze ta cholerna noga. Przez nią w domu będę pół godziny później.
Po zatrzymaniu samochodu 'szybko' udałam się w stronę domu. Docierając na miejsce zobaczyłam Natalię walącą do moich drzwi.
- Naty? Co ty tu robisz? - zapytałam podchodząc do niej.
- Co ty sobie dziewczyno wyobrażasz?!
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Maxi zerwał ze mną!!
- Najwidoczniej miał powód. - powiedziałam otwierając drzwi i wskazując ręką, aby Nata weszła.
- No właśnie! Coś ty mu nagadała?!
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - powiedziałam wchodząc do salonu i podając dziewczynie szklankę wody.
- Nie chcę. - powiedziała stanowczo. - Po pierwsze, wiem, że grzebałaś mi w telefonie. - w tym momencie woda, którą miałam w ręce wylądowała na podłodze. Skąd ona wie? Przecież ja o tym nikomu nie mówiłam! - A po drugie...
- Skąd wiesz?! - krzyknęłam, a po chwili zakryłam usta dłonią, orientując się, że właśnie sama siebie zdradziłam.
- Wiedziałam!! Od początku coś podejrzewałam, ale miałam nadzieję, że to fałsz!! Kochany anonim mi to napisał! Ale nie rozumiem... Dlaczego wciskasz Maxiemu kity, że kręce z Fede?
- Bo tak jest! Chyba dokładnie widziałam sms'a od Federico. "Kocham cię bardzo, ale ja musiałem wyjechać, chociaż wolałbym zostać z tobą..." - na wspomnienie tamtego dnia po moim policzku zleciła łza. Natalia niespodziewanie zaczęła się śmiać. - O co ci chodzi?
- O to, że ja zmuszałam Fede, żeby wrócił. Codziennie pisałam do niego jakim jest idiotą, a to, to tylko miała być propozycja jak ma wyrazić swoje uczucia do ciebie. A poza tym, on szykuje ci niespodziankę. - znów zaczęła się śmiać.
- Dziwi mnie tylko to, że do ciebie pisze, a do mnie nie.
- Gdyż, iż, ponieważ zmieniłaś numer idiotko, a zabroniłaś mi podawania go komu kolwiek. Listów nie pisze, bo nie zna adresu twojego, a co do skypa to go nie ma. - tym razem i ja zaczęłam się śmiać, ale zaraz po tym miałam minę jakbym zobaczyła ducha.
- Co się dzieje? - zapytała Vidal robiąc zatroskaną minę.
- Ja Maxiemu o niczym nie mówiłam. - powiedziałam wystraszona.
- Ale on mówił, że napisałaś do niego na facebook'u.
- Co?! Nie! Ja nic nie pisałam! Przysięgam! Nikomu też o tym nie mówiłam! - to było naprawdę dziwne. Po chwili opadłam na kanapę i zakryłam twarz dłońmi. Nie mogłam już powstrzymywać łez. Nie wiedziałam co się dzieje, a najgorsze jest to, że nie mogę temu zapobiec, a moją przyjaciółkę oskarżyłam o flirt z chłopakiem, którego kocham. Jednak coś mi nie pasowało. Mianowicie Tomas. Przecież on mówił, że z jakąś dziewczyną postąpił już tak samo, więc może on nie chciał znać mojego numeru, adresu. Może on nie chciał znać mnie? Niestety, ale to bardzo możliwe. Musiałam się komuś wygadać.
- Ja się zbieram. - powiedziała ja na złość moja towarzyszka. - Wpadnę wieczorem, jeśli mogę.
- Jasne. - słabo się uśmiechnęłam i odprowadziłam ją do drzwi.
Skoro tą osobą nie mogła być Naty, wykręciłam pewien numer.
- Cześć! Możemy się spotkać? Za pół godziny, u mnie.

* Violetta

Po zakończonym śniadaniu udałam się do pokoju, w którym miałam moje wszystkie rzeczy. Nie było ich dużo. Rodzice Leona przywieźli mi chwilę temu kilka ubrań myśląc, że tutaj zostanę. Mam też telefon, szczotkę i szczoteczkę do zębów. Nic poza tym.
- Ty s**o! - krzyknął głos za mną. Od razu odwróciłam się na pięcie. Nie myliłam się. To była Lara. - Specjalnie to zrobiłaś!!
- No, co zrobiłam?!
- Oblałaś mnie sokiem! - na jej słowa tylko się zaśmiałam. - Co się tak gapisz?! Masz mi odkupić ciuchy.
- Po pierwsze nie oblałam cię specjalnie, a po drugie nawet jeśli to i tak nic bym tobie nie kupiła, zapomnij! - dziewczyna tylko parsknęła.
- Mam wyjawić sekret twojego ojca? - zapytała krzyżując ręce.
- Już to zrobiłaś. - powiedziałam jakby obojętnie.
- A pozatym skąd masz koszulkę Leona?!
- Wiesz, w nocy wieele się działo. - powiedziałam niewinnie, po czym odeszłam szturchając ją w ramię. Dziewczynę ewidentnie zatkało.
Weszłam do 'mojego' pokoju i rzuciłam się na łóżko. Było bardzo wygodne, i w dodatku jak pachniało! Postanowiłam, że zmienię tą bluzkę, chociaż według mnie wyglądałam uroczo. Nałożyłam jakiś biały t-shirt z czarnym napisem #SELFIE. Już miałam oddać koszulkę Leonowi, ale stwierdziłam, że zostawię ją sobie 'Na Pamiątkę'. Wychodząc z pokoju usłyszałam, jak ktoś woła moje imię. Była to pani Helena. Szybko zbiegłam na dół, rozglądając się skąd dochodził dźwięk. Matkę Leona zastałam w kuchni.
- Chodź skarbie. - powiedziała radośnie, ale i poważnie. Podążyłam za kobietą do jadalni. - Powiedz mi co się naprawdę wczoraj stało.
- Ja.. ja.. spadłam z huśtawki, a potem ona uderzyła we mnie.
- Słońce, nie musisz kłamać. Leon mi opowiedział o wszystkim.
- Więc pani już wie. Tata.. on jest dobrym człowiekiem. On tylko się pogubił po śmierci mamy. Wiem, że on mnie kocha, tak jak ja jego. My mamy tylko siebie. - Nie wiem czemu, ale czułam, że mogę się wygadać tej kobiecie. Przypominała mi... mamę. - Miałam 6 lat, jak matka zmarła. Miała raka. Nie pamiętam jej zbyt dobrze. Mam tylko małe przejawy. Nie pamiętam nawet jak dokładnie wyglądała. - po moim policzku spłynęła samotna, zimna łza. - Tata mówił, że gdy się poznali wyglądała tak samo jak ja, tylko nie miała fioletowych końcówek. Nie rozmawiamy zbyt często o niej. Zarówno dla mnie jak i dla niego jest to ciężki temat. Czasem wykradam album i go przeglądam dokładnie. Niech pani uwierzy, że ciężko jest wychowywać samemu dziecko, a teraz nastolatkę. Po śmierci mamy, tata...
- Śmiało, możesz mi powiedzieć, Violu. Nikomu nie powiem. - kobieta się we mnie bacznie przyglądała, a swoją rękę położyła na moją.
- On zaczął ćpać. Całe szczęście ciocia nam pomogła. Mam jednak wrażenie, że czasem nadal to robi. W tamtym miesiącu znalazłam u niego trawkę. Zawsze po narkotykach jest nerwowy, jak wczoraj. Chociaż tego nie okazuje, wiem, że bardzo tęskni za mamą. Codziennie zachodzi do niej na cmentarz. Modli się, żeby mu pomogła, żeby mu pomogła mnie zmienić, jednak to nic nie daje. Ja.. ja chcę, ale nie potrafię. - powiedziałam, a moja twarz zrobiła się czerwona. Z oczu wypłynęły kolejne łzy. - Przepraszam. Nie chciałam panią zanudzać. - szepnęłam.
- Kochanie... - pani Helena niespodziewanie mnie przytuliła. Właśnie tak wyobrażałam sobie mamę. - Jeżeli będziesz miała jakikolwiek problem przychódź do mnie. - obie na chwilę zamilkłyśmy. - Co zamierzasz z sobą zrobić? Bo chyba nie wrócisz do ojca.
- Nie wiem. Tylko proszę nie powiadamiać policji. Obiecuje pani?
- Obiecuję. - pani Helena się szczerze uśmiechnęła, po czym znów mnie przytuliła. Niektórzy swoich rodziców nie cierpią, chcieliby, żeby ich nie było, ale ja chciałabym mieć prawdziwą, pełną rodzinę. I matkę, i ojca.

#~~#~~~#~~#~~~#~~#
Hej kochani!!
Jest rozdział! Wiem, że mega krótki, ale cóż. Lepsze to niż nic.
Nie musicie mnie już zabijać z powodu Fedaty! :)
Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby ich połączyć.
Trochę Violi. W następnym rozdziale może będzie trochę o Federico.
Jak myślicie, do kogo Lu zadzwoniła?

Liczę na wasze opinie i komentarze!

Kocham mocno!!! ❤❤❤

PS. Zapraszam na "Be Better". Niedługo pojawi się rozdział! Jakby coś to autorka to Callaaa jakbyście mieli wątpliwości czy coś!