piątek, 11 marca 2016

Rozdział 19 - Czekają setki osób!

*** jakiś czas później ***

*Leon

Miesiąc. Trzydzieści dni. Siedemset dwadzieścia godzin. Czterdzieści trzy tysiące dwieście minut. Około dwa miliony pięćset dziewięćdziesiąt dwa tysiące sekund. Dokładnie tyle trwa miesiąc.
Nie wiem co przeraża mnie bardziej, te trzydzieści dni czy ponad dwa i pół miliona sekund. Dla jednych może się wydawać mało, a dla innych, w tym mnie, ogromnie dużo.
Federico nie wybudził się. Gdy na niego patrzę mam wrażenie, że jego oczy mrugają, a twarz się uśmiecha. Może uśmiecha się bo jest coraz bliżej końca? Przerwie te męczarnie, w których teraz jest i zapomni o tym co go spotkało...
Ale nadzieja umiera ostatnia. Najpierw umiera człowiek.

Violetta nie odzywa się do mnie. Również od miesiąca. Co za przeklęte trzydzieści dni! Najwidoczniej dla niej "Zostańmy przyjaciółmi" oznacza "Nie chcę cię znać". Nie to, że tak łatwo odpuściłem. Po prostu nic nie robię na siłę. Próbowałem z nią gadać z tysiąc razy, ale panna Castillo jest przecież zbyt zajęta, żeby wysłuchać co mam do powiedzenia. A jest tego bardzo wiele. Myślę, że by to ją zainteresowało, a przynajmniej  częściowo.

Po sprawie rozwodowej ojca nie widziałem i ogromnie się z tego cieszę. Powiedziałem mu ze przynajmniej cztery razy co o nim myślę. W sądzie prawie mnie wywalili z sali. Nie dokońca za to co mówiłem, a zrobiłem. Po prostu kiedy szedł plunąłem na niego. Ale  przyznam, że cela najgorszego nie mam, bo trafiłem w oko. Niech oślepnie najlepiej. Nikt nie będzie go żałował.

Akurat miałem zacząć zmywać, kiedy usłyszałem dzwonek. Jak widać sam los nie chce, żebym się tym zajął. Odłożyłem talerz tam gdzie był wcześniej i udałem się w stronie, drzwi.
Kiedy ujrzałem kto za nimi stoi od razu je zamknąłem.
- Leon?
- Jaki Leon! Tu.. Yyyy.... Christiano, tak Christiano. - Aktorem byłbym strasznym.
- Synu otwórz.
- Co chcesz? - powiedziałem dając znak ojcu, aby wszedł.
- Porozmawiać.
- A to ciekawe. - zaśmiałem się. - Drzwi są tam. - wskazałem ręką.
- Bliżej jest kosz na śmieci. - rzuciła mama schodząc ze schodów, a ja przybiłem jej żółwika.
- Przepraszam. - wydusił mężczyzna.
- Przeprosić to możesz kogoś kogo potrąciłeś na ulicy. - syknąłem.
- Co, nie masz gdzie spać? - mama założyła ręce na piersi.
- Właściwie to tak....
- Wyjdź!
- Ale...
- Wyjdź i więcej nie wracaj!!!
Mężczyzna zrezygnowany opuścił nasz dom, a moja rodzicielka udała się zapewne do pokoju, aby się móc wypłakać.
Udaje silną, ale tak naprawdę z każdym wspomnieniem o tym palancie rozkleja się jak głupia. Ja to widzę, wszyscy to widzą. Do tej pory to ona pomagała wszystkim i była w rodzinie tą wesołą, a teraz sama potrzebuje nas.
Nigdy bym nie pomyślał, że przez jednego człowieka może tyle się zmienić.
Poszedłem do swojego pokoju i wyciągnąłem jakieś ciuchy. Przebrałem się, wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedłem z domu wrzeszcząc do rodzicielki, że wrócę wieczorem.

Szedłem powoli ulicami Buenos Aires. Przysłuchiwałem się wesołym pogawędkom ludzi. Jedni opowiadali o szkole, inni o pracy, a jeszcze inni co kupią na święta. Właśnie, niedługo jest Boże Narodzenie. Przez te całe zamieszanie straciłem rachubę czasu. Zostało jeszcze te dwadzieścia dni, ale jeśli Federico się nie wybudzi, święta nie będą takie same. Stracą swoją magię. Kto usiądzie przy choince z gitarą i będzie śpiewał kolędy? Kto będzie się ze mną bił o ciasto?
Gdyby ktoś się mnie zapytał co chcę dostać na święta, odpowiedział bym, że chciałbym, aby mój brat był znów w pełni zdrowia.
Pewnie przez jakiś rok będzie musiał chodzić do psychologa. W końcu nie popełnia się samobójstwa tak z nudów, albo z powodu zerwania.

Lekko się ociągając udałem się do szpitala. Lekarze mieli dzwonić jak coś będzie wiadomo, ale kto wie, może przez tą godzinę od, której nie ma mnie w domu, dzwonili. Z zimnego dworu wkroczyłem w dość ciepły szpital. Podeszłem do wind i chwilę czekałem, aż nadjedzie jakaś wolna. Po około trzech minutach w mgnieniu oka dostałem się z parteru na szóste piętro. Tam spotkałem doktora prowadzącego Fede.
- Dzień dobry. - przywitałem się. - Czy coś wiadomo o moim bracie?
- Ehh... Tak, niestety lub może na szczęście tak. Federico serce jest coraz słabsze. Sądzimy, że może popracować góra trzy miesiące. - W oczach zebrały mi się łzy. Lekko odchyliłem głowę, żeby nie było tego widać. - Podejrzewamy też, że dla pańskiego brata będzie potrzebny przeszczep nerki. Niestety ma bardzo rzadką grupę i niewiele osób ją posiada, a znalezienie odpowiedniej osoby może zająć nawet pół roku lub więcej, nie wspominając o tym, że wiele osób jest w kolejce.
- Rozumiem....
- Panie Leonie... Chciałem porozmawiać najpierw z mamą Federico... Chcielibyśmy odłączyć pańskiego brata od maszyn... - że co proszę?!
- Nie...
- Proszę zrozumieć, on i tak umrze...
- I mówi to lekarz... - parsknąłem.
- Proszę się zastanowić...
- Nie! Chociażby została mu ostatnia minuta życia to go nie możecie odłączyć!! - po policzkach zaczęły spływać mi słone łzy.
- Całe szczęście o tym zadecyduje jego matka..
- Ona też wam nie pozwoli...
- Czekają setki osób!
- A on jest w tej setce!

Odszedłem zdenerwowany w stronę sali mojego brata. Odsunąłem krzesełko i usiadłem.
- Nie pozwolę żeby mi cię zabrali. - szepnąłem i pogładziłem jego dłoń. - Wiem, że tego nie słyszysz, ale jesteś wspaniałym bratem i człowiekiem... Tyle dla mnie zrobiłeś... A ja...? Popsułem to wszystko.
Mówiłem przez łzy robiąc niewielkie przerwy. To już za długo trwa. Dlaczego on się nie budzi?!
- Potrzebuję cię. Wiesz, że sam głupieje... - lekko się zaśmiałem. - Kocham cię Federico.
Na mojej dłoni poczułem ucisk, tak jakby zacisnął dłoń na mojej. Spojrzałem na brata, miał zamknięte oczy. Wzrok przeniosłem na ekranik, który pokazywał stabilność życiową Fede. Zaczął niebezpiecznie hałasować. Rozglądałem się nerwowo po pomieszczeniu. Nie miałem pojęcia co robić. Szybko nacisnąłem przycisk wołający kogoś dyżurującego.
- Co się dzie.... Doktorze! - zawołała pielęgniarka.
- O co chodzi? - zapytałem płacząc.
- Nastąpiło zatrzymanie akcji serca.
- Lena, defibrylator! Szybko! - zawołał lekarz, kiedy tylko rozpoznał co się dzieje. - Proszę się odsunąć!
- Strzelaj!
Zszokowany zszedłem z drogi. Zatrzymanie akcji serca, czy to znaczy, że Fede umiera? Na samą myśl o tym rozpłakałem się jak małe dziecko. Nie, on musi żyć. Przecież ma dopiero siedemnaście lat! Z niepokojem patrzyłem jak traktują prądem mojego brata, ale niestety nic to nie działa.
- Tracimy go!
- Jedziemy na salę, już! - rozkazał starszy mężczyzna.
- Nie...! Federico...! - Pobiegłem do łóżka brata.
- Proszę się odsunąć!
- Fede.... - po moich policzkach spływały słone łzy. Chciałem pobiec za nimi. Nie wiedziałem co się dzieje. W tym momencie nawet słowa 'Tracimy go' nie były dla mnie jasne. Jeszcze przez jakiś czas słyszałem wołania personelu, a później nastała cisza. Głucha, męcząca cisza.

~~~~~~~~

Zbliżamy się do końca! :)
Opowiadania jak coś, a czy Fede przeżyje to się dowiecie.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.

Kocham ♥♥♥

10 komentarzy:

  1. O matko! Fede umrze?! Nie tylko nie to!
    Tyle przeżył złego i jeszcze to.
    30 dni. To jak wieczność dla nich.
    Masakra.
    Violka nie odzywa się do Leona. Nie dziwie się.
    Czy on nic nie rozumie?! Mózg mu się wyłączył. Przegrzał przy okazji też.
    Zajebisty, ale smutny 😢
    Czekam na next :*
    Buziaczki :* ❤

    Maddy ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeejku umieram :(
    Odwaliłaś kawał genialnej roboty pisząc ten rozdział
    Tak doskonale mogłam się wczuć w sytuację Leona, jego uczucia zostały idealnie opisane
    Nie idź w moje ślady, ja jestem głupia, to ja go uśmierciłam jak jakaś idiotka, nie popełniaj moich błędów dobrze Ci radzę
    A co będzie, kiedy opowiadanie się skończy? Będzie kolejne, prawda? Bo nie dałabym rady bez tego bloga
    Sytuacja between Violetta and Leon jest nieco niezręczna. Nie dziwię jej się z jednej strony, ale z drugiej powinna przy nim być, bo to jest moment, w którym on najbardziej potrzebuje wsparcia.
    Doktor to jełop, lekarz nie ma prawa odciąć od leczenia żywego człowieka
    Federico biedny, oby się nie poddał i walczył :(
    Właśnie siedzę w salonie i mam łzy w oczach, a moja babcia (która nie umie polskiego)
    - What happened honey?
    - Alexys prawie uśmierciła Federico, babciu!
    Jej mina wtf była bezcenna.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, będę czekała dniami i nocami❤❤ Kocham ❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta świadomość, że mówią o tobie w Londynie... *.*
      Dziękuję za tyle miłych słów!
      Będzie następna historia.
      Kocham ♥♥♥

      Usuń
  3. Dziękuję <3
    Jasne, że wpadnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tym razem wrócę na pewno i obiecuje ZAMORDUJE CIE!!!!!

    ~Angelo~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc jestem!!!!!
      Tak wiem wszyscy na mnie czekali xD

      Zachowania ojca Federico nawet nie skomentuje, takie chujostwo trzeb tępić! Więc powiedz mi pod jakim mostem mogę znaleźć tę mendę (bo z tego co wiem to nie ma gdzie mieszkać więc obstawiam, że wylądował już pod mostem :"D)

      Leon wylatuje z Friendzone (najgorsza rzecz jaka może być w związku - WIERZ MI!)
      Współczuję Violi :"(

      Co do sprawy z Fede...tutaj wypowiem się krótko - nie obchodzi mnie jak, ale ON MA ŻYĆ.
      No więc,no... ma żyć i tyle xD

      Ja chcę Fedemilkę! No weźźź... (i mówię to ja, a sama od kilku rozdziałów ich nie łączę :"D)

      Rozdział jak zwykle - cud, miód, malina *,* xD
      Z niecierpliwością czekam na kolejne cudeńko <3
      KOCHAMMMM <333

      ~Angelo~

      Usuń
    2. Jasne, że wszyscy czekali :D
      Dziękuję skarbie
      Kocham! ♥♥♥

      Usuń