* Federico
Nie wierzę! Jak on mógł! Rozumiem, ja również za nim nie przepadam, ale nie do tego stopnia. Kurde, kto normalny płaci pilotowi samolotu, aby się rozbił, kto?! Nienawidzę go! Nienawidzę siebie! To wszystko nie ma sensu... Przyzwyczaiłem się do tego, że nigdy nie będę miał normalnego życia, że nigdy nie będę taki jak inni, ale nie pomyślałbym, że aż do tego stopnia. Trzeba było to dawno zakończyć. Podszedłem do mostu i spojrzałem w wodę. Była przejrzysta, latem robią tu kąpielisko. Zapewne zimna, wkońcu mamy listopad. Śniegu nie ma, ale temperatura nie przekracza 15°C. Nawet latem, kiedy jest jakieś dziesięć więcej nie jest ciepła. Spojrzałem dookoła siebie. Nikogo nie było w pobliżu. Idealny czas dla samobójcy. Leon, który wyszedł jakąś minutę po mnie pewnie gdzieś kona przez kolkę lub spotkał Viole, ale raczej to pierwsze. Zwróciłem wzrok spowrotem ku wodzie.
Niepewnie przeszedłem na drugą stronę barierki. Nie chcę i cholernie się boję, ale on tego chciał. To ojciec o tym zdecydował, nie ja. Chociaż nie wiem czy można go tak nazywać. Sam mnie wydziedziczył.
Potem pomyślałem o mamie i Leonie. Popłaczą najwyżej kilka miesięcy i zapomną. Ludzie ze szkoły to chyba wogóle mnie nie pamiętają. Moje myśli nagle popędziły w innym kierunku. Elizabeth, bardzo się zawiodłem na niej. A poza tym, byliśmy przyjaciółmi, nie? Mogła mi powiedzieć przynajmniej, że mamy jednego ojca. Dobrze wie do czego może dojść między chłopakiem, a dziewczyną. Po kilku minutach rozmyślania zrobiłem znak krzyża i odmówiłem modlitwę. Przeprosiłem też za to co za chwilę zrobię.
Nagle usłyszałem znajomy i jakże przyjemny głos.
Federico, debilu! Zawsze musisz tyle myśleć? - skarciłem się w myślach.
- Co ty do cholery robisz?! - zapytała blondynka.
- Ja... Kocham cię Ludmiła. - powiedziałem i zanim dziewczyna coś odpowiedziała wykonałem krok naprzód.
Po chwili poczułem jak zimna woda pokrywa całe moje ciało. Tak nie dokładnie mówiąc to miała może koło 3°C, nie więcej. W pewnym momencie zachłysnąłem się cieczą i poczułem ogromny ból w płucach i głowie. Wszystkie dźwięki stawały się nie wyraźne. Wszystkie kolory się zamazały, a przedmioty zanikały. Ostatecznie nie słyszałem nic i widziałem tylko szarą chmurę.
* Leon
Zgubiłem go. Do jasnej cholery, jak mogłem zgubić Federico?! Nosz kuźwa jak?!
Chodziłem nerwowo w poprzek ścieżki. Zastanawiałem się gdzie mógł pójść. Poczułem wibracje w tylnej kieszeni dżinsów co oznaczało, że ktoś dzwoni. Modliłem się aby to był mój brat.
Zdenerwowany, że to ojciec śmie do mnie df dzwnić nacisnąłem czerwoną słuchawkę. On jednak nie dawał za wygraną. Jeszcze bardziej wkurzony odebrałem.
- Co chcesz?
- Jakie miłe powitanie. - na jego słowa zaśmiałem się.
- A czego się spodziewałeś?
- Daj mi to wyjaśnić.
- Spierdzielaj razem z tą twoją Elizabeth.
Po zakończeniu rozmowy stwierdziłem, że zadzwonię do Fede. Prawdopodobieństwo, że odbierze jest takie jak to, że będę sławnym muzykiem, ale zawsze coś, nie? Jeden, dwa, pięć sygnałów, nic. Dzięki Federico przestałem wierzyć w to, że jedno z moich marzeń się spełni, fajnie.
- Cześć Leon. - usłyszałem głos Fran.
- O Jezu, z nieba mi spadłaś. Widziałaś gdzieś mojego brata? - zapytałem i z nerwów upuściłem mój telefon. - Cholera..
- Nie. A coś się stało?
- Nie. Znaczy tak. Ygh.. Nie ważne.
- Co się dzieje? - podeszła Viola z Camilą.
- Widziałyście gdzieś Fede?
- Nie. - odezwała się szatynka.
- Za to panikującą Ludmiłę. - zaśmiała się ruda.
- Co? - zaciekawiła się Fran.
- Płakała na pół parku.
- Wiesz dlaczego?
- Nie. Kilkoro ludzi się wokół niej zebrało, więc nie podchodziłyśmy. A poza tym, nam by i tak nie powiedziała.
- A gdzie była? - tym razem ja się odezwałam.
- W okolicach rzeki.
- Aha...
Lu płakała, było dużo ludzi i jeszcze okolice rzeki. Ludmiła z byle powodu nie płacze. Coś musiało się stać. Nagle zacząłem biec w tamtym kierunku.
- A ty dokąd?! - krzyknęła Włoszka.
- Federico!!
Minęło około pięciu, może troche więcej minut nim byłem na miejscu. Oczywiście nie obyło się bez bólu brzucha nazywanym kółka. Co jak co, ale kondycje miałem słabą. Między innymi też dlatego zgubiłem Fede. Nad rzeką był tłum ludzi oraz pogotowie. Ewidentnie coś się stało. Modliłem się żeby nic związanego z moim bratem. Gdy podszedłem bliżej ujrzałem Lu. Stała cała zapłakana.
- Co się stało? - zapytałem jednego z gapiów.
- Jakiś chłopak chciał popełnić samobójstwo.
Tomas? To dlatego Lu płakała?
Kiedy przecisnąłem się jeszcze bliżej zobaczyłem, że ratownicy kogoś usiłują umieścić w folii grzewczej (nie wiem jak to się nazywa, ale pewnie wiecie o co chodzi. Złota folia, która ogrzewa ciało).
- Fede!! - zacząłem krzyczeć i płakać jednocześnie. - Federico, coś ty zrobił!! - łzy same płynęły po mojej twarzy.
Próbowałem się przedostać przez tłum do chłopaka, ale uniemożliwiali to też ratownicy.
- Fede!! Do jasnej cholery! Coś ty zrobił idioto?! - moja twarz stała się czerwona od łez.
Nie mogłem i nie chciałem się opanować. To za dużo jak na jeden dzień!
- Federico..!! - usłyszałem za sobą krzyk Violetty, po jej policzkach również spływały łzy.
Kiedy mieli go wsadzić do pojazdu wyrwałem się i do niego pobiegłem. Był siny. Jego idealna grzywka była lekko rozczochrana. Gdyby on to widział. Zacząłem jeszcze bardziej płakać.
- Federico... - jęknąłem.
- Proszę się odsunąć. - powiedział oschle jeden z ratowników. No tak, serdeczność przede wszystkim.
- To mój brat.
- Mam gratulować?
- Co z nim?
- Dowie się pan w szpitalu.
- A gdzie go zabieracie? - spytałem nieco zły.
- Na obrzeża miasta. - odpowiedział i zamknął mi dzrwi przed nosem.
- Zaskarże was! - krzyknąłem i w tym samym momencie karetka odjechała na sygnale.
~~~~~
Witam, witam.
Nie planowałam niczego co tu jest. Miało być słodko i uroczo, ale tak jest ciekawiej. :D
Nawet mi się podoba.
Napisałam go w półtorej godziny. Mój rekord! ^^
Piszcie w komentarzach co myślicie.
Aha i dla wyjaśnienia.
Elizabeth, Leon i Fede (i te dziecko co urodzi matka Fede) mają jednego ojca, tylko on nie uznaje Federico, tak jakby go wydziedziczył.
Kocham!! ♥♥♥
Sorry za słownictwo, ale...
OdpowiedzUsuńJa pierdolę!
To był chyba najlepszy rozdział, jaki przeczytałam w całym swoim życiu.
Niech Fede nie umiera, nie!
Podoba mi się złamanie tego stereotypu, że to dziewczyna zawsze cierpi i jest biedna. Tym razem jest odwrotnie, a ja po prostu kocham takie wątki.
Naprawdę, ten rozdział był po prostu zajebisty. Oby tak dalej!
To jest niesamowite, że jest prawie 3 nad ranem a ja się mam łzy w oczach od tych emocji.
Dziewczyno, trzymaj się pisania, bo masz z tym świetlaną przyszłość!
Niesamowite, po prostu WOW :O
Czekam na nexta, kocham ❤❤
Jejku, dziękuję!
UsuńKocham ♥♥♥
Ja tu jeszcze wrócę, ja tu kurde wrócę i Cie normalnie zamorduje!!
OdpowiedzUsuńNO I JESTEM
UsuńJeśli Federico zginie to wiedz, że ja Cię znajdę i Cię ZAMORDUJE -,-
Lu taka zapłakana :(
I to ,,Kocham Cię Ludmila,, no po prostu *,*
Ale pamiętaj on ma ŻYĆ jasne? ;')
Mam nadzieję, że tak :D
Dzisiaj niestety krótko, bo muszę już spadać <33
Kocham <333
~Angelo~
Dziękuję :D
UsuńKocham! ♥♥♥
cudo
OdpowiedzUsuńwow
Dziękuję <3
UsuńKocham! ♥♥♥