czwartek, 9 czerwca 2016

Rozdział 6 - Jestem twoim wrogiem?

* Ludmiła

Szykowałam się na urodziny Maxiego. Jakoś nie specjalnie spieszyło mi się tam iść. On zawsze trzymał z Violką i Leonem. No i Naty, ale po wieloletnim friendzone zostali parą. Zdziwiłam się, że zaprosił mnie na imprezę, ale to jego wybór. Z tego co słyszałam ma być około dziesięciu osób, wliczając jubilata. Wcześniej zdążyłam kupić coś na mieście, ale łatwo nie było. Nogi mi wręcz odpadają. Mają po mnie przyjść dziewczyny. To osimnastka Maxiego, nie zdał rok, dlatego jest ze mną w klasie. To chyba też naturalne, że utrzymuje kontakt z poprzednią klasą, też bym tak robiła.
Po około dwudziestu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam z kanapy znajdującej się w salonie, wzięłam torebkę i udałam się do drzwi.
- Gotowa? - zapytała Francesca.
- Jasne.
Do Maxiego mamy piętnaście minut drogi spacerkiem, ale trochę się spieszyłyśmy i byłyśmy wcześniej na miejscu. Delikatnie zapukałam do drzwi i spokojnie czekałyśmy, aż ktoś nas wpuści. Po chwili otworzył nam jubilat we własnej osobie. Miał na sobie papierową czapeczkę urodzinową i był obrzucony serpentyną. W ręku trzymał szklankę z jakimś napojem. Z domu dochodziła głośna muzyka. Chyba już zaczęli zabawę.
- Wchodźcie. - zaśmiał się i zrobił jakiś gest ręką.
Niepewnie podążyłyśmy do środka. W salonie na kanapie siedzieło kilka osób, a druga część była w kuchni. Oglądali jakąś denną komedię, ale ubaw mieli jak chyba nigdy. Co raz ktoś komentował film w śmieszny sposób.
- Hej, kochani! Mamy wszystkich. - zawołał Maxi, kiedy dołączył Federico. Przyznam, zdziwiłam się, że został zaproszony, bo nie raz miał jakieś starcia z Ponte i raczej się nie lubili. Z resztą... niewiele osób z naszej klasy go lubiło. Woli trzymać ze starszymi i często z nas żartuje, może dlatego. Czasem mi go szkoda, że nie może znaleźć znajomych. Sądzę, że po części jest to spowodowane tym, że był w domu dziecka. Nie mówi też dużo o sobie, chyba nie lubi. Moim zdaniem jest typem samotnika, introwertyka, ale nie poznałam go zbyt dobrze, żeby to stwierdzić dokładnie.
Po chwili do salonu został wniesiony tort przez rodziców Maxiego, którzy za chwilę mieli opuścić mieszkanie. Wszyscy zaczęli śpiewać „Sto lat", po czym jubilat zdmuchnął świeczki i ustawiła się do niego kolejka z życzeniami.
- Wrócimy jutro o ósmej. Ma być czysto. - zaśmiała się pani Ponte, po czym wraz z mężem opuściła dom.
- Co robimy? - zapytał Maxi po około godzinnym odpoczynku, po jedzeniu.
- Jakaś gra na integrację? - dodała Naty.
- Ja znam. - powiedział Fede. - Gra o nazwie „Arbuz", znacie? - większość potrząsnęła głowami.
- Ja nie. - wtrącił Leon.
- Stajesz na środku, a wszyscy rzucają w ciebie arbuzem. - zaśmiał się brunet.
- A tak serio?
- Rób co my...
Maxi, Federico, Andrés i Diego usiedli w kółku. Grę zaczął jubilat. Przyłożył ręce do ust, wcześniej lekko zginając palce, jakby trzymał w nich plaster arbuza. Przesunął dłońmi w kierunku Włocha, który ponowił jego czyn. Diego, siedzący obok Fede podniósł ręce do góry i w tym samym momencie kolejka zawróciła tak, że brunet musiał „podać" owoc do Maxiego.
- Okej... Czyli jak podniesie się ręce to arbuz zawraca...? - spytał z powątpiewaniem Leon.
- Tak, ale osoba, do której wtedy idzie nie może ich podnieść, jak jej poprzednik. Ponad to, gdy podajesz arbuza musi być dźwięk... Hmmm... siorbania? No i dodatkowy myk, ręce trzymamy na kolanach, jeśli podniesiesz je w nie swojej kolejce odpadasz. Reguły jasne?
- Chyba tak...
Usiedliśmy wszyscy po turecku w nie wielkim okręgu. Zaczęła Francesca podając arbuza do Federico, i tak dalej. Pierwszy odpadł Andrés. Odsunął się, aby było wiadomo, że nie gra, a my kontynuowaliśmy. Druga kolej przyszła na Camillę, która ze śmiechem opuściła koło. Trzeci był Diego, czwarta Fran, a piąty Leon. Wkońcu zostaliśmy tylko ja, Federico, Maxi, Naty i Violka.
- Teraz szybciej. - nakazał Włoch, a my wykonaliśmy to o co prosił.
Następna wyeliminowana została Viola, później Maxi, a na końcu Naty. Okazało się, że grę wygrywają dwie osoby i był to Fede i ja.
- To teraz wymyślamy nagrodę. - zaśmiał się Maxi. - Powiedz Ludmile komplement.
- Będzie wymuszony i nie szczery. - Włoch skrzyżował ręce na piersi.
- Od kiedy cenisz szczerość? - wtrąciła Violetta.
- A ty? Nie chcę nic mówić, ale oszukujesz swojego chłopaka. - posłał jej wymuszony uśmiech.
Ma szczęście, że tego Leon nie słyszał i akurat był w łazience. Swoją drogą, jestem ciekawa o co chodzi...
- Dobra, dobra. Rób zadanie. - pogoniał Maxi.
Federico podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Był trochę wyższy, ale nie utrudniało nam to kontaktów ze sobą. Uśmiechnął się delikatnie, co odwzajemniam.
- Twojej urody nie da się opisać słowami. - powiedział z zupełnym spokojem. - Ale liczbami już tak. Dwa na dziesięć.
- Ty to takie zero na jedenaście, więc nie wiem kto ma gorzej... - warknęłam.

* Federico

Siedziałem na huśtawce ogrodowej rozmyślając o wszystkim i o niczym. Miałem na sobie tylko bluzę, ale mimo to wcale nie było zimno. Północ już dawno minęła, być może zbliżała się godzina pierwsza, jednak nikt jeszcze nie opuścił imprezy. Niektórzy, w tym Violetta, to chyba nie mieli nawet zamiaru wracać do domu. Upiła się jak nigdy, chociaż jest młodsza nawet ode mnie o kilka miesięcy. Jak jej rodzice ją zobaczą to będziemy mieli karę. Oboje, bo za siebie odpowiadamy. Co z tego, że mam ją w nosie, a ona ma siedemnaście lat. Przecież mamy się nie oddalać od siebie nawet na krok... Nieważne, że mamy własne życie. Dzisiejszy dzień jest ogółem dość dziwny.
- Czemu siedzisz tutaj sam? - do ogrodu weszła Ludmiła i usiadła obok mnie.
- Potrzebuję wyciszenia. Ty też czasem masz ochotę uciec od tego świata, ludzi cię otaczających, problemów i wszystkiego co tutaj jest? - dziewczyna nieznacznie pokręciła głową.
- Nie... Lubię moje życie takie jak jest...
- To nie jest tak, że ja go nie lubię. Po prostu czasami czuję, że nie pasuję do XXI wieku.
- Okej, rozumiem. - zaśmiała się. - A dlaczego siedzisz akurat tutaj?
- Lubię patrzeć w gwiazdy. - oboje unieśliśmy głowy w górę. - Jest w nich coś niezwykłego. Rodzice zawsze mi wmawiali, że ta, która świeci najmocniej to mój anioł stróż. - zaśmiałem się na to wspomnienie, ale jednocześnie moje oczy się zaszkliły. - A ta obok należy do osoby, którą kocham.
- A kochasz kogoś?
- Nie. Nie potrafię kochać.
- Ci co tak mówią, kiedyś kochali najmocniej.
- A może są dobrymi obserwatorami świata i nie wierzą w takie bajki jak miłość do końca życia? Spójrz dookoła... Ludzie pobierają się z tym swoim wielkim, prawdziwym uczuciem, a za kilka lat się rozwodzą. Nikt już nie szanuje słów „kocham cię"... One już straciły dawną wartość. Kiedy słyszę je w jakimś serialu mam ochotę wybuchnąć śmiechem, szczególnie jak mówi to bardzo młoda osoba. Niektórzy mówią to dla żartów, inni dla zakładu... A gdzie miejsce na prawdziwe uczucia? Kiedyś myślałem, że się zakochałem, ale nawet to z trudnością mi przez gardło przechodzi, bo nigdy nie spodobał mi się ktoś z charakteru...
- A rodziców, kochałeś ich?
- To już co innego. Do rodziców czuje się przywiązanie i wdzięczność, miłość oczywiście też... Dla mnie jednak takie pojęcie nie istnieje... Kiedy tylko trafiłem do domu dziecka, a ktoś pytał się co z moimi rodzicami, mówiłem, że powstałem ze spadającej gwiazdy. - po moim policzku spłynęła łza.
Już wtedy ich nienawidziłem, a w następnych latach te uczucie potęgowało. Nie potrafiłem zrozumieć czemu to zrobili. Miałem zaledwie pięć lat. Więcej, bo około dwanaście, spędziłem z obcymi mi ludźmi. Chociaż może to właśnie biologiczni rodzice byli mi bardziej obcy...
- Spójrz na Wielki Wóz. Wcześniej był nad tymi drzewami. - wskazałem na niebo.
- Teraz jest w innym miejscu. To coś znaczy?
- Nie wiem, ale odkąd pamiętam był z tamtej strony...
- Nigdy nie potrafiłam znaleźć małego...
- Spójrz tam. - kiedy Ludmiła zadarła głowę, obróciłem ją we właściwym kierunku.
- Dziękuję... Mogę o coś spytać?
- Jak chcesz. - wzruszyłem ramionami.
- Czemu oni to zrobili?
- Kto i co zrobił?
- Twoi rodzice... Czemu cię zostawili?
- Ymmm... - Zastanawiałem się czy odpowiedzieć. Nie lubię tego tematu. - Jeśli chciałaś trafić w mój słaby punkt to ci się nie udało... - zaśmiałem się. - Ale przyznam, że wiem o tym tylko ja i oni, w domu dziecka coś zmyślili, bo chcieli mi dać „przyszłość" - zaznaczyłem ostatnie słowo w niewidzialnym nawiasie - No, chyba że Diego, który co dziwne, lepiej mnie zna, niż ja sam, wie... Uznali mnie za wariata. To co się ze mną działo nie było normalne. Zresztą nadal nie jest.
- A co ci dolega?
- To nie czas na takie informacje. Kiedyś może się dowiesz.
- Okej... - zaśmiała się. Ma ładny uśmiech... - Dziękuję.
- Za co? - zdziwiłem się.
- Że powiedziałeś mi coś o sobie. Wiem, że nie przychodzi ci to łatwo.
- Po prostu nie mam osoby, z którą mógłbym szczerze porozmawiać. Prędzej przyjaciel wykorzysta zebrane informacje, niż wróg.
- Jestem twoim wrogiem? - zaśmiała się.
- Nie o to mi chodziło. Chciałem to jakoś sprecyzować.
- Jesteś odważny.
- Co? Czemu?
- Nie boisz się niczego i masz dużo pewności siebie.
- To nie jest tak, że się nie boję. Po prostu znam swoją wartość i żaden pustak nie wmówi mi, że jest inaczej. Wiem, że jestem zajebisty, a opinie innych mam gdzieś. - zaśmialiśmy się. - Poza tym... Odważni byliśmy mając pięć lat. Nie baliśmy się próbować nowych rzeczy, kroiliśmy chleb, chociaż wiedzieliśmy czym to grozi. A teraz? Niektórzy boją się nawet cokolwiek powiedzieć. I wcale nie jestem odważny. Wielu rzeczy się boję.
- Na przykład?
- Samotności i wojny. Nie ma nic gorszego.
- Okej... Hmmm..? A czego nienawidzisz?
- Fałszywości, zdrad, braku dyskrecji, lekcji historii... Za dużo by wymieniać. Nienawidzę też stanu przed snem.
- Dlaczego?
- Wtedy za dużo myślimy o sobie. Wspominamy wyjątkowe dla nas chwile wiedząc, że już nigdy nie przeżyjemy tego samego. Myślimy o naszych, w pewnym sensie, porażkach, jak blisko czegoś byliśmy i nie mogliśmy dopiąć swego. Wspominamy nasze błędy, momenty w których się śmialiśmy i te, w których płakaliśmy. Wszystko. Myślimy o naszej przyszłości, wyobrażamy sobie życie tak, aby przeżyć je jak najlepiej, chociaż wiemy, że i tak nie potoczy się tak jak my chcemy. Zawsze zbiera mi się na płacz jak myślę o wyżej wymienionych rzeczach.
Ludmiła wyglądała na bardzo zamyśloną. Miała poważną minę, widziałem to, chociaż jej głowa była lekko spuszczona.
- Tak, masz rację. Wiesz... Jak tak gadamy, to wcale nie jesteś taki zły. - oznajmiła z niepewną miną.
- Ty też... To co, może zaczniemy od początku?
- Cześć jestem Ludmiła i z chęcią się z tobą zaprzyjaźnię.
- Jestem Federico i również będzie mi miło się z tobą przyjaźnić. - zaśmialiśmy po czym uścisnęliśmy dłonie.

~*~*~*~*~

Heeej! ❤
To najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam. :D
Miłego wieczoru. ❤

Kocham ❤❤❤

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Imprezka u Maxi'ego na całego. 😁
      Leon nadal nie wie, co ukrywa Vils. Gdyby nie to, że go wtedy nie było to pewnie mieliby o co się kłócić. Fede jej nie odpuści tego, że powiedziała wszystko Naty. 😮

      Nie wierzę, że oni się nagle zaczęli dogadywać. Zostali przyjaciółmi. Ja chyba śnie.
      Co nagle się zmieniło? Jak długo to potrwa? Pierwsze będzie zakochanie czy zerwanie przyjaźni z jakiegoś powodu?
      Hmmm...sama nie wiem. 😁

      Zajebisty.
      Czekam na next :*
      Buziaczki :* ❤

      Maddy ❤

      Usuń
    2. Dziękuję, kocham ❤❤❤

      Usuń
  2. This is fucking amazing
    Autentycznie się wzruszyłam, a u mnie to niemal tak rzadkie jak zaćmienie księżyca
    Jejciu, czułam się, jakbym czytała książkę
    Fedemiłka is rising, aww
    Szkoda mi tego Federico i mam nadzieję, że w końcu poznamy powód oddania go do adopcji.
    W końcu zaczęło być między nimi dobrze❤
    Ohoho niegrzeczna Violka, German ją zapierniczy 😂
    Ale hola hola, Fede nie jest jej niańką, on nie powinien dostać kary
    Ta gra w arbuza była śmieszna xD nigdy o niej nie słyszałam
    Kurde, ten rozdział był taki szczery i piękny, że nie wiem, co napisać
    Powinnam się uczyć, ale never mind
    Przepraszam, jeśli w tym komentarzu jest za dużo angielskiego, ale otoczenie tak na mnie wpływa, że dzwoniąc do tej drugiej babci powiedziałam "Hi grams, i miss you so much"
    W każdym razie, zmiażdżyłaś system
    Tylko trochę podejrzane mi się wydaje, że Maxi zaprosił kogoś, kogo nie lubi
    Czekam na next
    Kocham ❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miało to wzbudzać podejrzeń, wybacz ;D
      Dziękuję, kocham ❤❤❤

      Usuń
  3. MOJA FEDEMILKA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne. <3 <3 <3
    Piszesz wspaniale. Nie da się tego określić słowami.
    Jeżeli kiedykolwiek ktoś ci powiedział, że nie potrafisz pisać i/lub nie masz talentu do pisania, to ta osoba jest idiotą. Po za tym tylko Bóg może nas oceniać.
    Nie zmarnuj talentu. :)
    Czekam na next! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję, kocham ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń