*Maxi
Od dobrych 20 minut siedzimy z Natalią w ciszy. Powoli zaczynało to być denerwujące. Przygotowałem wszystko, no z wyjątkiem potraw, a ona nawet nie powiedziała żadnego, głupiego 'Dziękuje'. Nic, żadnego słowa, gestu, ruchu. Kompletnie nic. Z nerwów zacząłem chodzić po jadalni, a ona nawet nie spojrzała co robię. Zdenerwowany wyszedłem na taras, aby się przewietrzyć. Po 5 minutach wróciłem z nadzieją, że coś się zmieni. Nadal to samo.
- Natalia. - przerwałem głuchą ciszę. Żadnego ruchu z jej strony nie dostrzegłem. - Natalia!! - tym razem naprawdę byłem zły.
- Tak? - spytała nie odrywając wzroku z ekranu.
Wziąłem głęboki oddech.
- Kochasz mnie jeszcze? - chwila ciszy. - KOCHASZ??!
- Kocham. Nie wiem jak możesz w to wątpić.
- To odłóż telefon. - dziewczyna niechętnie wykonała moje polecenie. Nadal siedzieliśmy w ciszy. Żadnego słowa. Można było usłyszeć każdy dźwięk. Po minucie do Naty przyszła wiadomość. Już miała sięgnąć po telefon, ale nie zrobiła tego widząc mój surowy wzrok. Nic się nie zmieniło od poprzedniej sytuacji. Po kolejnej minucie przyszła druga wiadomość, a potem kolejne. Vidal nie wytrzymała i sięgnęła po telefon, a ja głośno westchnąłem.
- Czasem zastanawiam się co do szczerości twoich uczuć. - powiedziałem z wyrzutem i wstałem z krzesła na którym siedziałem.
- Co mi sugerujesz? Mówię prawdę. Kocham cię.
- Zastanawiałaś się...
- Więc...
- Jeśli się zastanawiasz czy kogoś, w tym przypadku mnie, kochasz, to znaczy, że już dawno przestałaś.
- Co??! Maxi!! Co ty mówisz? Kocham cię!! - w jej oczach widać było smutek, złość i przerażenie.
- Tak?? To pokaż telefon.
- Nie! - odpowiedziała stanowczo. Nie wytrzymałem i wyszedłem z domu. Po chwili jednak się wróciłem.
- To mój dom! Ty się wynoś!! - krzyknąłem. W mgnieniu oka nie było dziewczyny, a ja padłem zrezygnowany na kanapę.
* Violetta
Rano obudził mnie dźwięk pobitego szkła i głośne klnięcia. Ciekawa co się dzieje, zeszłam pośpiesznie na dół. Widząc co mój tata robi zaczęłam się głośno śmiać. Próbował przyrządzić gofry, a w kuchni panował taki bałagan jakby wpuścić grupę wściekłych przedszkolaków. Kiedy skończył ubijać białka, podniósł miskę do góry, a cała masa spadła mu na głowę.
- Cholera.. To już 3 raz, - mruknął na co ja tylko się uśmiechnęłam.
- Czego się spodziewałeś, jak zawsze ktoś nam gotuje? - niestety, teraz byliśmy zdatni na siebie, gdyż mój tata zwolnił gosposię za kradzieże. Później się okazało, że to Emily, ale kobieta nie chciała wrócić. Tata na mnie spojrzał z gniewem. - Daj mi to. - przejęłam inicjatywie i po niecałych 15 minutach były pyszne gofry. Nie wiem jak tato, ale ja ze smakiem je zjadłam.
- Ty sprzątasz. - powiedziałam krótko i zniknęłam w drzwiach.Zrobiłam poranne czynności po czym poszłam się ubrać. Był raczej ciepły dzień i postanowiłam nałożyć białą bokserkę i czarne spodenki z szelkami. Makijaż miałam lekki, a włosy związane w wygodny kok. Do torebki wrzuciłam mój biały I'Phon, słuchawki i zeszyt. Nigdy nie wiem kiedy najdzie mnie wena na nową piosenkę. Włożyłam również czarne Vansy i wyszłam z domu. Szłam uliczkami Buenos Aires nie wiedząc do kąd zmierzam. Leciutki wiatr delikatnie pieścił moją skurę. Dochodząc do parku usiadłam na jednej z ławek i wyciągnęłam notes, aby coś napisać. Nic nie przychodziło mi do głowy. W pewnym momencie zobaczyłam znajomą mi twarz. Leon przeszedł obok mnie obojętnie. Szybko zebrałam rzeczy do torebki i do niego pobiegłam.
- Leon? - nie zrobił żadnego ruchu w moją stronę. - Leon!
- Czego chcesz?!
- Możemy porozmawiać? - spytałam łapiąc go za dłoń, jednak on ją szybko wyrwał.
- Nie.
- Proszę... To dla mnie ważne.
- No, więc mów. - zatrzymał się. Teraz staliśmy twarzą w twarz.
- Ja nie chciałam cię zranić.
- Zabawiłaś się mną! - przerwał.
- Daj mi dokończyć. Proszę.. Ja musiałam. - Chłopak zaczął się śmiać. - Byłam szantażowana.
- Czym? Że ktoś ci sukienkę porwie?!
- Nie. To o wiele poważniejsza była sprawa. Ja.. byłam szantażowana przez Larę.
- Nie rób ze mnie głupka. Znam ją wystarczająco i wiem, że nie zrobiłaby czegoś takiego.
- Ile ją znasz? 3 miesiące? 10 letnie małżeństwo nie zna się doskonale, a ty wiesz o niej wszystko w kilka tygodni!! Zrozum.. to przez nią taka jestem. Oschła, chamska.. to wszystko przez nią. Ta Violetta, którą kochasz nadal żyje.
- Kocham tylko Larę.
- Teraz tak mówisz. Leon, ja się zmienię tylko musisz mi w tym pomóc! Przestanę ćpać, pić. Zmienię się, ale sama nie potrafię. Proszę wybacz mi.. Pod teraźniejszą mną, kryje się prawdziwa ja. Wiem, że długo cierpiałeś, gdy zerwaliśmy. Przepraszam, przepraszam za wszystko. - Nagle podeszła do nas Lara. Posłała mi wrogie spojrzenie po czym wtuliła się w Leona.
- Co ty tu robisz??! - zapytała.
- Nie mogę w parku przebywać?!
- Violetta właśnie miała już iść. Cześć. - odezwał się Leon.
- Proszę, przemyśl to wszystko! - zawołałam za nim i cofnęłam się do ławki, ale ktoś mnie zatrzymał.
- Słuchaj laluniu. Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mojego chłopaka to ostro pożałujesz. - usłyszałam głos Lary.
- Co mi zrobisz?
- Chcesz, żeby wszyscy dowiedzieli się o twoim ojcu?
- Nie..
- Też tak myślę, więc zmykaj. - popchnęła mnie, a sama wróciła do Verdasa.
*Wieczór*
Siedzę w ogrodzie z gitarą próbując napisać jakąś melodię. Zaraz dwudziesta druga, dziś noc spadających gwiazd. Rozkładam się wygodniej na drewnianej huśtawce wyłożoną kocem w piękne czerwone róże. Spoglądam w niebo przypominając sobie wszystkie wspaniałe chwilę kiedy zu Leonem byliśmy jeszcze parą. Nie poddam się, będziemy jeszcze razem, ale jak Leon może mi uwierzyć skoro nie może się dowiedzieć o tajemnicy ojca. O Larze nie chce słuchać, choć mówię prawdę, tym, że ona mnie szantażuję. Jeżeli powiem o tym Leonowi i tata się dowie, pobije mnie, znów. Tak, ojciec mnie bije, ale nie mogę tego nikomu powiedzieć, nie będę miała gdzie się podziać.Matka nie żyję, zmarła jak byłam mała, nie pamiętam jej zbyt dobrze. Na wspomnienie o niej po moim policku spłynęła samotna łza, szybko ją starłam. Zauważyłam pierwszą dzisiejszej nocy spadającą gwiazdę, przed oczami ujrzałam najwspanialsze chwilę z Verdasem. Na myśl nasunęły mi się słowa do nowej piosenki. Wzięłam notatnik z trawy i nucąc słowa piosenki zapisywałam je. Podoba mi się. Zeszyt odłożyłam otwarty na odpowiedniej stronie, wzięłam gitarę do ręki i zaczęłam grać, po chwili dołożyłam swój głos:
Nikt nie wie jak to jest
Ukrywać się pod tą maską,
Chce odwrócić zły czar
I cofnąć te niepotrzebne łzy.
Och, skarbie tak bardzo bym chciała
Mówić wprost, tak jakbym się nie bała
A może zrozumiał byś, że
Pod tym wszystkim ja
Jestem tą, którą kochasz,
Jetem tą, o której śnisz
Pod tym wszystkim ja
Tęsknie za głosem Twym
Proszę, nie rezygnujmy z nas
Cóż,przyznaję się, że
W tej głupiej grze po gubiłam się
Więc, chce wrócić na start
Bo jesteś mym snem, nie ukryjesz się.
Na razie mam tylko tyle, resztę dokończę kiedy indziej. Kładę się na bujawce i patrzę na rozgwieżdżone niebo. Kolejna spadająca gwiazdę.
-Chce, żeby wszystko było normalne.- szepczę moje życzenie, mając nadzieję, że kiedyś się spełni. Po chwili czuję gęsią skórę spowodowaną zimnem na dworze. Szybciutko poszagowałam do swojego pokoju po polar. Z powrotem wróciłam na miejsce na, którym siedziałam wcześniej. Zatonęłam w pięknie dzisiejszej nocy. Dopiero nagłe trzaśnięcie drzwiami frontowymi wybudziłam się z transu. Spojrzałam na duże przeszklone drzwi prowadzące na taras i do ogrodu. Zauważyłam w nich wściekłego ojca idącego w moją stronę. O nie, znowu się zacznie. Rzucam notatnik za huśtawkę, bo German go nie zobaczył. Po dwóch sekundach ojciec jest przy mnie. Złapał mnie mocno za ramię i podniósł, lekko się skrzywiła z bólu. - Zdradziłaś mój sekret!!- zaczął na mnie krzyczeć. W jego oczach latały wściekłe iskierki, których zawsze się boję.
-Tat... Tato, ale jaki?- pytam z przerażeniem w oczach. Staram się wyrwać z jego uścisku, jednak na marne.
-Dobrze wiesz jaki!! Przez ciebie wylali mnie z roboty!!- Obrywam z pieści w brzuch, zwijam się z bólu. Znowu się zaczyna. Po chwili czuję na ciele kolejne ciosy.
*Leon*
Przemyślałem wszystko i chce porozmawiać z Violettą. Zbiegam na dół w salonie, a w nim na sofie siedzą moi rodzice. Ojciec nadal jest wściekły na mnie za akcję z Fede, a mama ma żal. Siedzą przytuleni do siebie i oglądają pewnie jakieś romansidło. Przechodzę obok nich jak gdyby nigdy nic. W przedpokoju zakładam ciemno szarą bluzę z kapturem.
-Gdzie idziesz synu?- słyszę surowy głos mamy, która już po chwili staję przede mną.
-Muszę porozmawiać z Violettą. Wrócę, nie martw się- uśmiecham sie lekko, mając nadzieję na to, że poprawię jej troszeczkę humor. I udało się.
-Wróć przed trzecią.- Całuję ją w policzek szepcząc ciche 'Dzięki', zakładam trampki i wychodzę. Do domu Violi mam nie daleko, więc idę na pieszo. Gdy podchodzę pod drzwi, słychać kobiece krzyki. Na początku myślę, że Violetta się z kimś zabawia, ale one nie ustają. Wchodzę niepewnie do środka, idę do salonu, bo tam jedynie pali się światło. Rozglądam się po pomieszczeniu. Drzwi na ogród są otwarte. Podchodzę do nich, a krzyki są coraz głośniejsze. Wytężam wzroki widzę dwie postacie. Idę cicho aby napastnik mnie nie usłyszał. Po chwili widzę, że to Violetta jest atakowana przez swojego ojca. Od razu podbiegam i odpycham jego. Przewraca się i patrzy na mnie z oszołomieniem, dostaje ode mnie w klejnoty, zwija się z bólu. Nie żałuje, że to zrobiłem, odwracam się w stronę leżącej na ziemi Violi. Patrzy na mnie z bólem po czym zamyka oczy. -Viola.-Cisza.Kucam przy niej-Violetta.-Cisza. Cholerna cisza. Podnoszę ją i wracamy do domu. Po dziesięciu minutach dochodzę. Światła są zgaszone, czyli rodzice śpią. Wchodzę i niosę Vilu do swojego pokoju.
-Mamo!!- wołam ją by pomogła mi z V. Kładę dziewczynę łóżko-Mamo!- krzyczę mając nadzieję, że ją obudzę. Kucam przy niej i odgarniam włosy z jej twarzy.. Ma rozwalony łuk brwiowy, sinika na policzku. Boję się pomyśleć o reszcie jej ciała.
-Co się stał?- pyta zmartwionym głosem tata. No tak nie codziennie ich budzę po drugiej w nocy. Odsuwam się by mogli zobaczyć w jakim jest stanie Violetta. Mama zakrywa usta ręką
-Benito przynieś szybko apteczkę.- mówi drżącym głosem moja rodzicielka. Po jakiś pół godziny skończyliśmy opatrywać Saramego. W moim pokoju świecie się jedynie lampka na biurku na wszelki wypadek, gdyby Viola się obudziła w nocy. Siadam w fotelu, w kącie sypialni i nie wiadomo kiedy usypiam.
*Rano*
*Violetta*
Budzę się z przeraźliwym bólem w całym ciele. Nieźle wczoraj mi się dostało za nic. Otwieram oczy. To nie mój pokój, to sypialnia... Leona. Zrywam się z łóża na, którym leżałam. To był zły,bardzo zły pomysł. Syczę z bólu.W rogu sypialni widzę śpiącego Leona okrytego kocem. Idę powoli do łazienki. Spoglądam w lustro i widzę opatrunek na brwi i wielkiego sinola na poliku. Ściągam koszulkę i widzę mnóstwo zadrapań i siniaków. Boli jak cholera.
-Violu..- Odwracam się w stronę osoby, która powiedziała moje imię i widzę tam...
*****
Hej!! Jak dawno tutaj nie było rozdziału!!!
Hehe...
No i... rozdział w 70% jest stworzony przez Cheryll.
I na razie to tyle... chyba
Kochamy mocno!!!
niedziela, 30 sierpnia 2015
sobota, 29 sierpnia 2015
One Shot Fedemila- All you need is love cz.5
Leon pobiegł do domu przyjaciela. Furtka była otwarta, więc Verdas wparował do domu Federico. Przetrząsnął cały parter szukając go. Szybko wbiegł po schodach.
~Oby nie było za późno~pomyślał szatyn podczas biegu na górę. Wiedział do czego może być zdolny jego przyjaciel, gdy się załamuje. Martwi się o niego, bo znają się od pieluchy. Traktuje chłopaka jak brata. Pierwszym pomieszczeniem do którego wpadł Leon była łazienka. Wpadł do pomieszczenia i od razu w oczy rzuciła mu się zakrwawiona koszula Federico.
-Cholera, Federico coś ty sobie zrobił.- powiedział Leon wyciągając bandaże z szafki. Kucnął obok przyjaciela i zaczął opatrywać nadgarstek przyjaciela.
-Ona umiera, Leon. Ona umiera- powiedział załamany Feder. Szatyn skończył bandażować cięcia przyjaciela i pomógł mu wstać.
- Ale co się stało?- spytał Verdas, zaciekawiony całą sytuacją. Wyprowadził Federico do salonu i usiedli na sofie.
-Ludmiła ma białaczkę- z oczu chłopaka zaczęły lecieć łzy. Leon przeżył szok nie wiedział, że z Lu jest tak źle. Przytulił przyjaciela, potrzebował czyjegoś wsparcia.
-Jedziemy do niej?- spytał się niepewnie, bojąc się jego reakcji.
-Tak, pojedźmy.- Federico 'oderwał' się od Leona i wytarł rękawem zmoczone od łez oczy. Oboje wstali i ruszyli do samochodu szatyn usiadł za kierownicą, brunet nie miał sił by prowadzić.
Po piętnastu minutach byli na miejscu. Fede od razu pobiegł do recepcji. Leon poszedł spokojnie do budynku, choć sam martwił się bardzo o Lud. Wszedł do kliniki , w której powinna być Luśka. Rozejrzał się po izbie. Podszedł do pielęgniarki i zapytał gdzie znajduje się jego przyjaciółka. W sali u Lu siedziała już Violetta.
-Ludmiła, wszystko w porządku?- Co chwilę pyta zmartwiona Vils.
-Nie, nic nie jest w porządku.- Przerywa na chwilę, a w jej oczach pojawiają się łzy- Federico się dowiedział, więc mnie teraz zostawi. Nie poznam swojego dziecka.- Mówiąc to Violetta siedziała na skraju łóżka i ją przytulała.-Violu...-Umilkła na chwilę i sięgnęła po swoją torebkę, która leżała na szafeczce obk. Wzięła ją do ręki i wyciągnęła z niej złożoną na cztery kartkę, podła ją szatynce.- Zaśpiewaj ją, proszę.
Dziewczyna rozłożyła papier, przeanalizowała słowa, a już po chwili z jej ust wydobywały się pierwsze słowa piosenki.
Noc ona sama siedzi znów,
przypomina chwile w których już
nie przeżyje nigdy więcej drugi raz,
za szybko ściga ją ten czas
planowali, że przez życie razem będą iść
lecz Bóg inaczej rozplanował im
nadchodzi dzień wizyty w którym dowie się,
czy jej plany miały zmienić bieg
On cały dzień przy niej był
wciąż ocierał jej łzy
gdy w końcu potwierdziło się,
że choroba miała skrócić życie jej
nie odstępował jej na krok
chciał być przy niej cały rok,
w którym tyle miało zmienić się
już nigdy nie będzie tak samo nie...
Ref.
Prawdziwa miłość połączyła ich
Walczyli do końca, choć brakło sił
Nie chciała by każdego dnia
Musiał patrzeć jak upada tak
Pomyśl jaki to był dla nich ból
Wiedząc, że w końcu odejdzie, spójrz
wiedząc, że w końcu nadejdzie czas
że wezwie ją do góry, że odejdzie w dal...
Dalej zegar bił, a poprawy brak
Jej ciało z dnia na dzień straciło blask
mimo, że organizm walczył cały czas
Ona była jedną z najszczęśliwszych gwiazd
~Oby nie było za późno~pomyślał szatyn podczas biegu na górę. Wiedział do czego może być zdolny jego przyjaciel, gdy się załamuje. Martwi się o niego, bo znają się od pieluchy. Traktuje chłopaka jak brata. Pierwszym pomieszczeniem do którego wpadł Leon była łazienka. Wpadł do pomieszczenia i od razu w oczy rzuciła mu się zakrwawiona koszula Federico.
-Cholera, Federico coś ty sobie zrobił.- powiedział Leon wyciągając bandaże z szafki. Kucnął obok przyjaciela i zaczął opatrywać nadgarstek przyjaciela.
-Ona umiera, Leon. Ona umiera- powiedział załamany Feder. Szatyn skończył bandażować cięcia przyjaciela i pomógł mu wstać.
- Ale co się stało?- spytał Verdas, zaciekawiony całą sytuacją. Wyprowadził Federico do salonu i usiedli na sofie.
-Ludmiła ma białaczkę- z oczu chłopaka zaczęły lecieć łzy. Leon przeżył szok nie wiedział, że z Lu jest tak źle. Przytulił przyjaciela, potrzebował czyjegoś wsparcia.
-Jedziemy do niej?- spytał się niepewnie, bojąc się jego reakcji.
-Tak, pojedźmy.- Federico 'oderwał' się od Leona i wytarł rękawem zmoczone od łez oczy. Oboje wstali i ruszyli do samochodu szatyn usiadł za kierownicą, brunet nie miał sił by prowadzić.
Po piętnastu minutach byli na miejscu. Fede od razu pobiegł do recepcji. Leon poszedł spokojnie do budynku, choć sam martwił się bardzo o Lud. Wszedł do kliniki , w której powinna być Luśka. Rozejrzał się po izbie. Podszedł do pielęgniarki i zapytał gdzie znajduje się jego przyjaciółka. W sali u Lu siedziała już Violetta.
-Ludmiła, wszystko w porządku?- Co chwilę pyta zmartwiona Vils.
-Nie, nic nie jest w porządku.- Przerywa na chwilę, a w jej oczach pojawiają się łzy- Federico się dowiedział, więc mnie teraz zostawi. Nie poznam swojego dziecka.- Mówiąc to Violetta siedziała na skraju łóżka i ją przytulała.-Violu...-Umilkła na chwilę i sięgnęła po swoją torebkę, która leżała na szafeczce obk. Wzięła ją do ręki i wyciągnęła z niej złożoną na cztery kartkę, podła ją szatynce.- Zaśpiewaj ją, proszę.
Dziewczyna rozłożyła papier, przeanalizowała słowa, a już po chwili z jej ust wydobywały się pierwsze słowa piosenki.
Noc ona sama siedzi znów,
przypomina chwile w których już
nie przeżyje nigdy więcej drugi raz,
za szybko ściga ją ten czas
planowali, że przez życie razem będą iść
lecz Bóg inaczej rozplanował im
nadchodzi dzień wizyty w którym dowie się,
czy jej plany miały zmienić bieg
On cały dzień przy niej był
wciąż ocierał jej łzy
gdy w końcu potwierdziło się,
że choroba miała skrócić życie jej
nie odstępował jej na krok
chciał być przy niej cały rok,
w którym tyle miało zmienić się
już nigdy nie będzie tak samo nie...
Ref.
Prawdziwa miłość połączyła ich
Walczyli do końca, choć brakło sił
Nie chciała by każdego dnia
Musiał patrzeć jak upada tak
Pomyśl jaki to był dla nich ból
Wiedząc, że w końcu odejdzie, spójrz
wiedząc, że w końcu nadejdzie czas
że wezwie ją do góry, że odejdzie w dal...
Dalej zegar bił, a poprawy brak
Jej ciało z dnia na dzień straciło blask
mimo, że organizm walczył cały czas
Ona była jedną z najszczęśliwszych gwiazd
(Od aut. Słuchajcie od 0;00 do 2:07)
Dziewczyny nie wiedziały, że za drzwiami stoi Federico i słuchał śpiewu przyjaciółki. Podczas refrenu chłopak oparł się o ścianę i zjechał( nie wiem jak nazwać tą czynność.)na podłogę, oparł głowę o rękę i się rozpłakał jak małe dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Po chwili poczuł rękę na ramieniu, spojrzał w tę stronę i ujrzał Verdasa.
-Zbladłeś, wszystko okey, stary?- spytał zmartwiony stanem Federa.
- Okey, Jest okey.- powiedział słabo, oparł głowę o ścianę próbując powstrzymać zawroty głowy.
- Przepraszam, może nam ktoś- spytał głośno rozglądając się po długim korytarzu. Podbiegła do nich młoda kobieta w kitlu, przykucnęła przy nich i sprawdziła puls Federicowi. Podnieśli go i zaprowadzili do gabinetu lekarki. Tam dopiero Leon zobaczył czerwony od krwi bandaż na nadgarstku przyjaciela. Kobieta zmieniła chłopakowi opatrunek i kazała mu się nie przemęczać przez jakiś czas. Mężczyźni podziękowali i ruszyli do sali Ludmi. W odpowiedzi usłyszeli ciche "proszę", weszli i zobaczyli uśmiechnięte dziewczyny na łóżku Ludmiły. Gdy blondynka ujrzała bruneta jej uśmiech znikł, a za to pojawiły się łzy, Fede podbiegł do niej i ją przytulił z całej siły.
-Wiem o wszystkim, przejdziemy przez to razem.- Powiedział również z łzami w oczach.-Kocham Cię.- Po tych słowach pocałował ją w czoło. Wyswobodziła się z uścisku narzeczonego, jej uwagę biały materiał na ręku dwudziestotrzylatka.
-C..Co to jest?-zapytała z przerażeniem w oczach. Kiko( zdrobnienie od imienia Federico) zasłonił bandaże czarną marynarką.
-Nic takiego.- uśmiechnął się blado, za to ona spojrzała na niego spod byka.- Kiedyś ci powiem.-pocałował ja w policzek, który po chwili oblał się rumieńcem.-Kocham Cię.
-Kocham Cię.- powiedziała patrząc mu w oczy. Całą sytuację z uśmiechem obserwowali Violetta i Leon.
-Ludmiła, weź te cholerne lekarstwa!- krzyczał ze łzami w oczach Federico- Lu, proszę cie.
- Dobra, wezmę je.-powiedziała od niechcenia i wzięła tabletki z ręki chłopaka, popiła wszystkie wodą z butelki.- Zadowolony?- Spytała oschle opierając sie o oparcie łóżka.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- uśmiechnął się blado i wyszedł z sali, do sklepiku szpitalnego, który był na dole. Ludmiła od dwóch tygodni przyjmuję chemię. Na głowie nosi chust by zakryć nagą skórę. Jej stan bardzo się pogorszył, jest coraz słabsza.Fede siedzi u niej praktycznie cały czas, blondynka starała się go wysłać do domu pod pretekstem, że śmierdzi i powinien się umyć. Violetta z Leonem odwiedzają ją codziennie. Choć jest z dnia na dzień gorzej, ona stara się żyć jakby każdy był jej ostatnim. Wie, że niedługo jej nie będzie na tym świecie. Ciąża Lu jest zagrożona, ale są dobrej myśli.
~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~~
Cześć !!!
Przed wami piąta część One Shota
Z Ludmi coraz gorzej :(
Jak myślicie przeżyje?
Długo nas nie było :'(
Lecz powracamy
UWAGA MINI SPOJLER !!!!!
Sojlerek One Shota, którego piszemy obie z Alexys i z pomącą mojej kuzynki
Bieg utrudniał mi moje wysokie obcasy i deszcz, który pojawił się w nieodpowiednim momencie. Potknęłam się o martwego kota, czemu on był martwy..?
-C..Co to jest?-zapytała z przerażeniem w oczach. Kiko( zdrobnienie od imienia Federico) zasłonił bandaże czarną marynarką.
-Nic takiego.- uśmiechnął się blado, za to ona spojrzała na niego spod byka.- Kiedyś ci powiem.-pocałował ja w policzek, który po chwili oblał się rumieńcem.-Kocham Cię.
-Kocham Cię.- powiedziała patrząc mu w oczy. Całą sytuację z uśmiechem obserwowali Violetta i Leon.
-Ludmiła, weź te cholerne lekarstwa!- krzyczał ze łzami w oczach Federico- Lu, proszę cie.
- Dobra, wezmę je.-powiedziała od niechcenia i wzięła tabletki z ręki chłopaka, popiła wszystkie wodą z butelki.- Zadowolony?- Spytała oschle opierając sie o oparcie łóżka.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- uśmiechnął się blado i wyszedł z sali, do sklepiku szpitalnego, który był na dole. Ludmiła od dwóch tygodni przyjmuję chemię. Na głowie nosi chust by zakryć nagą skórę. Jej stan bardzo się pogorszył, jest coraz słabsza.Fede siedzi u niej praktycznie cały czas, blondynka starała się go wysłać do domu pod pretekstem, że śmierdzi i powinien się umyć. Violetta z Leonem odwiedzają ją codziennie. Choć jest z dnia na dzień gorzej, ona stara się żyć jakby każdy był jej ostatnim. Wie, że niedługo jej nie będzie na tym świecie. Ciąża Lu jest zagrożona, ale są dobrej myśli.
~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~~
Cześć !!!
Przed wami piąta część One Shota
Z Ludmi coraz gorzej :(
Jak myślicie przeżyje?
Długo nas nie było :'(
Lecz powracamy
UWAGA MINI SPOJLER !!!!!
Sojlerek One Shota, którego piszemy obie z Alexys i z pomącą mojej kuzynki
Bieg utrudniał mi moje wysokie obcasy i deszcz, który pojawił się w nieodpowiednim momencie. Potknęłam się o martwego kota, czemu on był martwy..?
środa, 26 sierpnia 2015
... !
26 sierpnia... zwykły dzień? Nie. I nie chodzdzi mi o to, że jest koncert Violetty w Krakowie. Mam na myśli urodzinki!
Czyje?
CHERYLL!!!
A więc za nim przejdziemy do niespodzianki to.... Tak, będzie niespodzianka. xD
Krótka przemowa.
Nasza przyjaźń jest najlepszym przykładem na przysłowie:
"Kto się czubi ten się lubi".
I nie chodzi tutaj o damsko-męskie uczucia.
Chyba obie dokładnie pamiętamy czasy klasy 4 i 5.
Dla nas, nie najlepsze wspomnienia.
Obie siebie nienawidziłyśmy, jeśli można to tak nazwać.
Ja pamiętam też jak 11 października powiedziałaś mi, co dokładnie o mnie myślisz.
Normalnie bym nie zapamiętała tej daty, ale (nie to, że się chwale xd) to były moje urodzinki. :'))
Teraz raczej nie chcemy pamiętać tamtych chwil, jeżeli w ogóle chciałyśmy.
I wiesz co?
Pomimo naszych wszystkich kłótni, docinków i tego co sobie robiłyśmy...
ZA CO OGROMNIE PRZEPRASZAM!!!
Lubię Cię. Ale jak to powiedział Igor dla Zuzi.. XD
"Tylko tak troszeczkę Cię lubię. Tyci, tyci."
Siostro... Przyszywana xD
Każdy mówi, że nie masz rodzeństwa, a to nie prawda.
Przecież masz mnie!
Siostrę, Przyjaciółkę i Wspólniczkę w jednym.
Magiczne jest to, że tak naprawdę połączyła nas Violetta.
Ty mnie nią zaraziłaś!
I dziękuję Ci za to!!
Dziękuje za wszystko!!!
ZA KAŻDĄ CHWILĘ SPĘDZONĄ Z TOBĄ!
Przyznam się, że kiedy wróciłam od Ciebie do domu czegoś mi brakowało... (Simsów xD)
Nie.. Tak naprawdę przez te 4 dni tak się z Tobą zżyłam, że WOW!
Chyba nigdy nie zapomnę, jak wstałyśmy specjalnie o 2 w nocy, żeby gwiazdki pooglądać. XD
Albo jak prawie o 22 weszłyśmy do basenu. ^^
Albo jak twoja mama kazała nam wyjść na świeże powietrze, to my wyniosłyśmy laptop na trampoline. :")
Albo jak byłyśmy naćpane Fruitellą xD
Albo te obrazki na bloggerze i z klocków xD
Albo ta ciąża bliźniacza u twojej simki.
I tego poranka z Zuzą i twoją ciocią :D (masz świetną chrzestną)
Nie!! Najlepsze było to.
- A co wy takie poważne?
- Bo w ciąży jest! xD
Tych chwil mogłabym wyliczać wiele, a najlepsze jest to, że to wszystko było tylko w 4 dni. Ciekawe co jeszcze by nam strzeliło jakbym została na dłużej.
A teraz przejdę do życzeń.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności..
Niech na twej twarzy uśmiech gości.
Żeby spełniły się twoje marzenia,
Aby ziściły się twoje pragnienia.
Żebyś mnie nigdy nie zapomniała,
Żebyś już nigdy nie płakała. (Chyba, że ze szczęścia)
Chłopaka jak Jorge, (albo Rugg) a nawet lepszego.
Wesela niezapomnianego. (Mam nadzieję, że mnie zaprosisz :>)
Mnie na pewno dobrze znasz,
Więc wiesz od kogo życzenia masz!!
Czego jeszcze??
Odpałów! (Ze mną oczywiście)
Więcej okazji do świętowania,
Samych dobrych chwil,
Więcej tak wspaniałych pomysłów jak na "All you need is love" (to był pomysł Cheryll)
Więcej talentu, chociaż nie będę się wypowiadać ile już go masz,
Żebyś nie zawiodła pani Gosi :D
Żeby Kazik i Kazika, albo Kazikowa (czy tam jak ponazywałaś te koty) miały duużo potomków xD
Więcej humoru, żebyś nie chodziła smutna...
Żeby Jorge do Ciebie przyjechał.
Wytrwałości.. do mnie, do pisania...
Żebyś mogła mieć psaa!
Żeby u twojej babci założyli neta!!
Więcej przyjaciół, ale żebyś nigdy nie zapomniała o tych starych!!!
Żebyś dostała dodatek "Witaj w pracy"
I... i mi się pomysły skończyły!
No i wszystkiego najlepszego i spełnienia wszystkich marzeń!!!
A teraz to nad czym pracowałam (jeśli można to tak nazwać xD) miesiąc. Życzenia od czytelników!
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Kochana Cheryll!
W tym szczególnym dniu...
Twoich ... urodzin
Życzę Ci....
Przede wszystkim
S Z C Z Ę Ś C I A
...
Radości, zdrówka...
Wszystkiego co najlepsze! Sił na nowy rok szkolny.....
Dobrych ocen, zdania matury i studiów później pracy, mam nadzieję że zostaniesz pisarką bo piszesz genialnie i marzę żeby kiedyś przeczytać twoją książkę ♥
Jeszcze więcej talentu chociaż masz go od... WOW#! Oddaj troszeczkę ! ♥
Prawdziwej miłości...
Takiej od serca..
Chłopaka... który zawsze będzie się o ciebie troszczył opiekował i K O C H A Ł
Życzę ci ... coraz więcej sukcesów w pisaniu jak i innych hobby..pasji
I żebyś zawsze o nas pamiętała swoich wiernych czytelniczkach ♥
Jeszcze raz!
STO LAT STO LAT NIECH ŻYJE ŻYJE NAMMMM!
Kocham Cię mocno Cheryll ♥♥♥
Życzy Jula Blanca Lambre
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Zdrówka pomyślności
Ciągłej radości Dużo szczęśćia, bo potrzebne.
Niech pieniędzy nie zabraknie Zawsze uśmiechów sto ma być pod dostatkiem! I to tyle z życzeń tych - dziwnych choć dla ciebie. ♥
Życzy KlaU Dix
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Dziś jest Twój ważny dzień, Więc niech ziści Ci się sen,
W którym, spełniasz swe marzenia,
A los piasek w złoto zmienia. ♥
Życzy Mechita Lambre
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
I nie wiedziałam, które dać zdjęcie, więc daję dwa. Jeszcze raz #STO LAT, STO LAT NIECH ŻYJE, ŻYJE NAAM!!!
piątek, 21 sierpnia 2015
[01] Zamówienie dla Tini Stoessel-Fedemila
Rany miłości*
*Federico *Poprawiam włosy w lustrze i wychodzę z domu. Idąc myślałem nad wczorajszą propozycją rodziców. Rozważałem za i przeciw. Postanowiłem że już jest czas by się poznali. W sumie to jesteśmy Razem z Ludmiłą pół roku, a rodzice jeszcze jej nie poznali.
Po pięciu minutach byłem pod szkołą. Udałem się pod klasę chemii. Mamy dzisiaj test a ja nic się nie uczyłem. Super! Czujecie tez sarkazm co nie... Na przeciwko klasy na parapecie z książką w nosie siedzi moja Lu. A obok niej Stoi Verdas i chyba przepytuje Violę.
- Cześć wszystkim- podchodzę do nich. Daje na powitanie Ludmi buziaka w policzek i ją obejmuje.
-Siema Quiko.- Gdyby mój wzrok mógłby zabijać Verdas leżały martwy. Nienawidzę jak ktoś tak do mnie mówi.
- Złość piękności szkodzi Paquarelli.- Po tych słowach wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy i zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy. Wszyscy się rozsiedli. Nauczyciel spojrzał na nas ze zdziwieniem
-Dzieciaki test jest dopiero za tydzień.- Wszyscy odetchnęli z ulgą a Pablo się zaśmiał.
Po zajęciach z Lu poszliśmy do kawiarni nie daleko jej domu. Zamówiliśmy po szarlotce i kawie.
- Mimo że mieszkam już w Neapolu półtora roku wciąż mnie zaskakuje. Nie wiedziałam o tej kawiarnii a jest tuż za rogiem.-cicho się zaśmiała i upiła łyk swojego cappuccino.
-Ludmiła, może przyszłabyś dziś do nas na kolację.
- No dobrze przyjdę. -Odprowadziłem moją dziewczynę pod dom, a samotnie poszedłem do swojego i odrobiłem zadaną pracę domową.
O osiemnastej w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Zjechałem po poręczy na dół i otworzyłem. Stała w nich moja kochana Lu.Była ubrana w to Pocałowałem ją namiętnie i wpuściłem do środka.
- Cześć skarbie- przywitała się ze mną - Chodź, rodzice już na nas czekają.- uśmiechnąłem się i objąłem ją w talii. Weszliśmy do salonu gdzie siedzieli moi rodzice. Stanęliśmy naprzeciw im.
-Mamo, Tato to moja dziewczyna Ludmiła Ferro.- ich miny nie były zadowalające. Wyrażałay raczej odrazę, gdy powiedziałem jej nazwisko.
-Dobry wieczór- powiedziała niepewnie Lu. Oni nic nie powiedzieli tylko kiwneli głowami. Z Ludmi usiedliśmy na sofie, która była za nami.
Rodzice wypytali Ludmiłę chyba o wszystko co możliwe, nawet spytali czy TEGO nie robiliśmy. Nasze miny wtedy były bezcenne.
*Ludmiła*
- Przepraszam na chwilę. - powiedziałam po czym wyszłam w stronę toalety, aby poprawić makijaż. Przeczesałam szczotką włosy i przejechałam czerwoną szminką po już bladych ustach. Nałożyłam jeszcze puder i gotowa zmierzałam w kierunku salonu.
- Synu daj sobie spokój, ona nawet nie jest ładna. - odezwał się ojciec Fede.
- Ludmiła? Co to wogle za imię? I jak ona się zachowuje? Ni do tańca, ni do różańca. Camilla, to była dziewczyna dla ciebie. - tym razem odezwała się jego matka. W moich oczach pojawiły się łzy. Nie dość, że nie spodobałam się rodzicom Włocha, to Federico tak zwyczajnie siedzi i nic z tym nie robi. Makijaż spływał po moich policzkach. Nie chciałam tego słuchać. Poszłam po płaszczyk w, którym przyszłam.Cicho wyszłam z budynku i ruszyła do domu, w drodze napisałam do Federico SMS'a z przeprosinami, że wyszłam bez pożegnania.
Przeszłam przez furtkę i odkluczyłam drzwi. Gdy przekroczyłam próg, rozpłakałam się. Podbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Po jakiś trzydziestu minutach poduszka była czarna od tuszu do rzęs. Podniosła się i poszłam do łazienki. Zmyłam make-up, otworzyłam szufladę pod zalewem i wzięłam do ręki małe srebrne coś. Przejechałam delikatnie po nadgarstku i naciełam skórę. Po chwili zaczęła się sączyć krew. Zrobiłam kolejne rany i poszłam do pokoju. Przy łóżku zrobiło mi się słabo.
*Federico*
Dostałem od Lu SMS'a.
- Jak mogliście?-powiedziałem z kpiną- Co wam to dało? Nie zerwę z Ludmiłą.- Wstałem z kanapy i ruszyłem po kurtkę.
- Nigdzie nie idziesz.- Powiedział groźnie mój ojciec. - Jeśli wyjdziesz, wracasz do Francji do ciotki Èlèonore.-Powiedział pewny siebie - Idź do swojego pokoju- wskazał na schody. Odwróciłem się i wziąłem do ręki moją skórzaną, czarną kurtkę. Biegłem do domu Ludmi. Wbiegłem na jej podwórko. O dziwo drzwi były otwarte.
-Lu-cisza.-Lu, gdzie jesteś?- Znowu cisza. Może zasnęła? Nie... Zamknęła by drzwi. Wszedłem po schodach do łazienki, które są pierwszym pomieszczeniem na piętrze. Na podłodze było kilka kropli czerwonej cieczy. Błagam niech to nie będzie to o czym myślę. Na samą myśl co mogła sobie zrobić przechodzą mnie dreszcze. Wychodzę z pomieszczenia i kieruję się w stronę jej sypialni. Otwieram niepewnie drzwi i zamieram. Ludmiła leży nieprzytomna obok łóżka. Wokół jest kałuża krwi. Od razu wzywam pogotowie. Dyspozytorka każe mi owinąć jej nadgarstek bandażem. Jak kazała tak zrobiłem.
Po dwudziestu minutach ratownicy zabierają moją dziewczynę do szpitala. Boję się o nią, podsłuchałem rozmowę sanitariuszy, że jej stan jest ciężki. Straciła dużo krwi. Wracam do domu po motor i jadę do szpitala. W oknie od kuchni widzę zmartwioną mamę, prawdopodobnie wypatrującą mnie. Odmykam garaż i podchodzę do motoru. Zakładam kask, już chce wsiadać, ale przeszkadza mi w tym ojciec, a za nim mama.
- Gdzie ty byłeś?-pyta wściekły.
- U Ludmiły, a teraz przepraszam śpieszę się.-Odpowiadam i próbuję go wyminąć, ale tamuje mi drogę.
-Gdzie się wybierasz o tej porze?- pyta [znów] ojciec nieco spokojniej.
- Do szpitala- oboje patrzą na mnie ze zdziwieniem- Ludmiła się przez was pocięła. Walczy o życie. Tego chcieliście to proszę bardzo.- mówię lekko zdenerwowany, ale w moich oczach pojawiają się łzy. Nie chcę jej stracić, jest moim życiem, pasją dzięki, której tworzę.
-Niech jedzie.-Odzywa się moja matka. Widać po jej oczach, że żałuje tego co powiedziała dziś o Lu. Wsiadam na motor i ruszam do kliniki.
Wbiegam jak oparzony do Izby Przyjęć
-Przepraszam gdzie leży Ludmiła Ferro?
-Jest pan kimś z rodziny?- pyta się młoda blondynka.
-Chłopakiem.-W oczach zbierają mi się łzy.
-Sala 108, drugie piętro, tam są windy- pokazuję mi odpowiednie miejsce
-Dziękuje- Odpowiadam i biegnę w stronę wind. Po chwili jestem na odpowiednim piętrze. Odnajduję salę i wchodzę. Na jednym z łóżek leży Lu. Jest tak bezbronna, blada. Podszedłem do niej i usiadłem na krzesełku obok niej. Wziąłem jej dłoń, która była zimna. Momentalnie w oczach pojawiły łzy, zaczęły płynąć ciurkiem po moich policzkach.
-Przepraszam, to moja wina. Proszę nie zostawiaj mnie samego, Kocham cię.- Poczułem na ramieniu czyjąś dłoń, odwróciłem się w ta stronę. Ujrzałem rodzicielów ze zmartwioną miną.
-Wszystko będzie dobrze.- odzywa się ściszonym głosem mama.
*2 tygodnie później*
Ludmiła straciła zbyt dużo krwi, przez co jest w śpiączce. Nie tracę nadziei, że się wybudzi. Siedzę przy niej codziennie z spuszczoną głową.
-Kocham cię Ludmi- mówię to po raz setny, łudząc się, że ona się wybudzi.Trzymam jej chudą, która do tego jest zimna i zabandażowana. Nagle czuje jak palce pod moją dłonią się poruszają. Podnoszę głowę i widzę jej brązowe oczy, które po chwili patrzą na mnie z dezorientacją.
-Fede... gdzie jestem?- pyta lekko zachrypniętym głosem
- W szpitalu. Pamiętasz coś?
- Pamiętam jedynie rozmowę z twoimi rodzicami i..-przerwała na chwile- i... wydarzenie z domu.- szybko starłem, samotną łzę płynącą po jej policzku- Przepraszam- powiedziała ściszonym głosem.
-Kocham cię- powiedziałem patrząc w jej dwa bursztynki.
-Kocham cię.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Cześć i czołem!
Oto przed wami moje pierwsze zamówienie.
Mam nadzieję Tini, że ci się podoba.
Byłam miesiąc bez internetu, czas nadrobić :)
Jak wam minęły/mijają tegoroczne wakacje?
Po dwudziestu minutach ratownicy zabierają moją dziewczynę do szpitala. Boję się o nią, podsłuchałem rozmowę sanitariuszy, że jej stan jest ciężki. Straciła dużo krwi. Wracam do domu po motor i jadę do szpitala. W oknie od kuchni widzę zmartwioną mamę, prawdopodobnie wypatrującą mnie. Odmykam garaż i podchodzę do motoru. Zakładam kask, już chce wsiadać, ale przeszkadza mi w tym ojciec, a za nim mama.
- Gdzie ty byłeś?-pyta wściekły.
- U Ludmiły, a teraz przepraszam śpieszę się.-Odpowiadam i próbuję go wyminąć, ale tamuje mi drogę.
-Gdzie się wybierasz o tej porze?- pyta [znów] ojciec nieco spokojniej.
- Do szpitala- oboje patrzą na mnie ze zdziwieniem- Ludmiła się przez was pocięła. Walczy o życie. Tego chcieliście to proszę bardzo.- mówię lekko zdenerwowany, ale w moich oczach pojawiają się łzy. Nie chcę jej stracić, jest moim życiem, pasją dzięki, której tworzę.
-Niech jedzie.-Odzywa się moja matka. Widać po jej oczach, że żałuje tego co powiedziała dziś o Lu. Wsiadam na motor i ruszam do kliniki.
Wbiegam jak oparzony do Izby Przyjęć
-Przepraszam gdzie leży Ludmiła Ferro?
-Jest pan kimś z rodziny?- pyta się młoda blondynka.
-Chłopakiem.-W oczach zbierają mi się łzy.
-Sala 108, drugie piętro, tam są windy- pokazuję mi odpowiednie miejsce
-Dziękuje- Odpowiadam i biegnę w stronę wind. Po chwili jestem na odpowiednim piętrze. Odnajduję salę i wchodzę. Na jednym z łóżek leży Lu. Jest tak bezbronna, blada. Podszedłem do niej i usiadłem na krzesełku obok niej. Wziąłem jej dłoń, która była zimna. Momentalnie w oczach pojawiły łzy, zaczęły płynąć ciurkiem po moich policzkach.
-Przepraszam, to moja wina. Proszę nie zostawiaj mnie samego, Kocham cię.- Poczułem na ramieniu czyjąś dłoń, odwróciłem się w ta stronę. Ujrzałem rodzicielów ze zmartwioną miną.
-Wszystko będzie dobrze.- odzywa się ściszonym głosem mama.
*2 tygodnie później*
Ludmiła straciła zbyt dużo krwi, przez co jest w śpiączce. Nie tracę nadziei, że się wybudzi. Siedzę przy niej codziennie z spuszczoną głową.
-Kocham cię Ludmi- mówię to po raz setny, łudząc się, że ona się wybudzi.Trzymam jej chudą, która do tego jest zimna i zabandażowana. Nagle czuje jak palce pod moją dłonią się poruszają. Podnoszę głowę i widzę jej brązowe oczy, które po chwili patrzą na mnie z dezorientacją.
-Fede... gdzie jestem?- pyta lekko zachrypniętym głosem
- W szpitalu. Pamiętasz coś?
- Pamiętam jedynie rozmowę z twoimi rodzicami i..-przerwała na chwile- i... wydarzenie z domu.- szybko starłem, samotną łzę płynącą po jej policzku- Przepraszam- powiedziała ściszonym głosem.
-Kocham cię- powiedziałem patrząc w jej dwa bursztynki.
-Kocham cię.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Cześć i czołem!
Oto przed wami moje pierwsze zamówienie.
Mam nadzieję Tini, że ci się podoba.
Byłam miesiąc bez internetu, czas nadrobić :)
Jak wam minęły/mijają tegoroczne wakacje?
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Jestem najgorsza!! Coś dla Juli ♥
Tak wiem jestem beznadziejna!!!
Julka, wybaczysz mi???
Proszę!!!
Byłam odcięta od internetu i nie miałam jak złożyć Tobie życzeń.
Nie, no płaczę!! :"(
Kurcze no... Przyjmij proszę te spóźnione, aż o 5 dni życzenia!!
A więc życzę Ci :
Dużo zdrówka!!! Szczęścia!! Kasy!!
Dobrych ocen w szkole!!
Świetnego chłopaka!!
Takiego jak Ruggi i jeszcze lepszego!! ♥
Jeszcze, więcej talentu, chociaż masz go w cholerę. XD
Cierpliwości dla nas, czytelników..
I czego sobie życzysz!!!
No i jeszcze raz, wybacz mi!
STO LAT, STO LAT!
NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!!!
JESZCZE RAZ, JESZCZE RAZ!
NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!!
NIECH ŻYJE NAM!!!
HEPI BERFDEJ TU JU! HEPI BERFDEJ TU JU! HEPI BERFDEJ, HEPI BERFDEJ, HEPI BERFDEJ TU JUUU!!! (tak ja i mój Inglisz xD)
I PROSZĘ WYBACZ MI!!!
I nie wiem dlaczego w google+ pojawia mi się rozdział u Ciebie, a jak wchodzę na bloga nie ma -,-
KOCHAM CIĘ !!! ♥♥♥♥♥♥
Julka, wybaczysz mi???
Proszę!!!
Byłam odcięta od internetu i nie miałam jak złożyć Tobie życzeń.
Nie, no płaczę!! :"(
Kurcze no... Przyjmij proszę te spóźnione, aż o 5 dni życzenia!!
A więc życzę Ci :
Dużo zdrówka!!! Szczęścia!! Kasy!!
Dobrych ocen w szkole!!
Świetnego chłopaka!!
Takiego jak Ruggi i jeszcze lepszego!! ♥
Jeszcze, więcej talentu, chociaż masz go w cholerę. XD
Cierpliwości dla nas, czytelników..
I czego sobie życzysz!!!
No i jeszcze raz, wybacz mi!
STO LAT, STO LAT!
NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!!!
JESZCZE RAZ, JESZCZE RAZ!
NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!!
NIECH ŻYJE NAM!!!
HEPI BERFDEJ TU JU! HEPI BERFDEJ TU JU! HEPI BERFDEJ, HEPI BERFDEJ, HEPI BERFDEJ TU JUUU!!! (tak ja i mój Inglisz xD)
I PROSZĘ WYBACZ MI!!!
I nie wiem dlaczego w google+ pojawia mi się rozdział u Ciebie, a jak wchodzę na bloga nie ma -,-
KOCHAM CIĘ !!! ♥♥♥♥♥♥
niedziela, 16 sierpnia 2015
One Shot - All you need is love cz.4
Federico obudził się cały spocony. Jego poduszka była mokra od łez i potu. Dopiero teraz zrozumiał co Ludmiła dla niego znaczy. Kocha ją ponad wszystko i nie wie co by zrobił, gdyby jego sen był rzeczywistością. Bardzo martwił się o blondynkę już jako nastolatek, a teraz jego troska jest podwójna. Tego kto by ją skrzywdził udusił by gołymi rękoma. Kiedy jakiś facet w dyskotece był natrętny od razu zjawiał się on i intruz lądował pod ścianą w ucisku Federico. Ludmiłę często to denerwowało, że Włoch nie jest jej chrłopakiem, a ochroniarzem. Pomimo wszystkiego zawsze mu wybaczała. Ich miłości nie mogło nic złamać. Fede ze swoją dziewczyną też nie miał łatwo. Sceny zazdrości jakie mu robiła wprawiały go w szał. Nikt jednak się nie dziwił, że blondynka była o niego zazdrosna. Wiele dziewczyn za nim szalało, ale to właśnie ją - Ludmiłęr Ferro wybrał. Z najbliższych osób miał tylko Lu i Francescę. Rodzina została we Włoszech, a on i siostra w BA. Na początku mieszkali z ciotką,
ale gdy tylko skończyli 18 lat kazała im się wyprowadzić. Miała dosyć hałaśliwej dwójki. Już jako 20 latek Federico codziennie przed snem wyobrażał sobie chwilę, gdy on i Ludmiła stają na ślubnym kobiercu. Nie mógł się doczekać kiedy to nadejdzie, chwila, gdy nakładają sobie obrączki była jego wymarzoną. Zaraz potem wyobrażał sobie podróż poślubną, jak jego ukochana jest w ciąży, później idą z trójką dzieci, a na końcu ich starość, szczęśliwą starość. Nie wie co by zrobił gdyby była śmiertelnie chora. Taka myśl nigdy nie przeszła mu przez głowę. Powoli jednak zaczynał w to wierzyć. Coraz częstsze krwotoki, siniaki nke wiadomo z kąd, a na dodatek pewnego dnia, gdy wszedł po Ludmile do łazienki na podłodze było pełno włosów, a szczotka była tak przepełniona, że zamiast czesać, gładziła włosy. Ludmiła tłumaczyła się brakiem witamin przez ciąże, a chłopakowi to wystarczyło. Teraz zaczyna mieć wątpliwości. Nie chcąc o tym myśleć wykonał poranne czynności, ubrał się i zamierzał pójść do Leona. Na schodach spotkał ukochaną.
- Hej skarbie. Lecę do Leona na kilka godzin. Będę przechodził obok sklepu to może ci coś kupić. - dał Ludmile buziaka i poprawił jeszcze grzywkę.
- Dla mnie nic nie trzeba. I tak miałam iść do Fran to sobie kupię co potrzeba. Bawcie się dobrze. - Federico lekko ucałował niewielki brzuszek dziewczyny i wyszedł z domu. Droga do Leona minęła dość szybko. Po drodze Włoch zaszedł do sklepu i kupił czekoladę dla małej Mii, córki Verdasów.
Dochodząc do celu młodzieniec zadzwonił do drzwi, a otworzył mu, sam gospodarz. Nie małe było zdziwienie Federico widząc wszystkich kumpli.
- Siema stary. Miałem po ciebie dzwonić, a ty przyszedłeś jakbyś czytał mi w myślach. Urządzamy sobie dzień meczów.
- Siema. - mężczyzna niepewnie wszedł do środka.
- Co tam? Pogadać przyszedłeś?
- Tak, ale nieważne.
- Może nie chcesz mówić przy nas? - odezwał się Diego.
- Nie to nie tak. Wy też macie prawo wiedzieć. - Włoch usiadł na kanapie, a Maxi podał mu zimne piwo.
- Chłopaki, który mecz mam włączyć? - zapytał Brodwey.
- Dawaj Real i dalej sam wybierz. - zarządził gospodarz domu, wchodząc do salonu z pełnymi misami chipsów.
- Ty, stary! Całkiem zapomniałem. - mężczyźni dziwnie spojrzeli na Federico. - Ja mam czekoladę dla twojej małej. - cała czwórka się zaśmiała, a Fede oblał ramieniec.
***30 minut później***
- Podaj to!!
- K***a, podaj to debilu!!
- Ja pierdziele... Jaka ciota...
- Piłki dobrze nie umie podać.
- Ja to bym zagrał o niebo lepiej! - w całym domu było słychać tylko takie krzyki chłopaków. Nie mówił nic jedynie Pasquarelli. Na codzień mógł powiedzieć wiele, przyczepić się do każdego detalu, ale bie tym razem. Sen nie dawał mu spokoju. Cały czas go zamęczał. Myślał, że jak wpadnie do Leona będzie lepiej, mylił się. I to znacznie...
- A ty Federico, co nic nie mówisz? - zapytał Diego. - Jakiś smutny jesteś. Co tam u Lu? - Diego ciągnął dalej, a odpowiedziała mu tylko cisza.
- Coś z nią nie tak? - zapytał Maxi.
- O to właśnie chodzi, że nie wiem... Miałem dziwny sen. - w tym momencie zaczął im wszystko opowiadać oraz jego przemyślenia rano.
- Może to jakaś przestroga. - odezwał się Brodwey.
- Wiecie co jest najgorsze? Ja w to zaczynam wierzyć. Poszukałem w necie i to są objawy białaczki. - załamany Włoch wziął kolejny łyk piwa.
- Nie Fede. Uważam, że ty pierwszy byś o tym wiedział. - wtrącił Ponte.
- Ja myślę inaczej... - dodał Andres, a wszyscy od razu na niego spojrzeli. - Może Ludmiła specjalnie ukrywa to przed Fede, bo boi się jego reakcji. Może boi się, że od niej odejdziesz. - teraz zwrócił się do przyjaciela. A może po prostu nie chce żebyś się martwił i cierpiał. - to było jak najbardziej realistyczne tłumaczenie tych krwotoków i innych objawów choroby. Federico zastanawiał się czy to rzeczywiście prawda. W jego oczach momentalnie pojawiły się łzy.
***
- Dzień dobry. - blondynka na słowa lekarza tylko coś byrknęła pod nosem i usiadła na krzesło. - Jak minął dzień?
- Normalnie. Nowe siniaki, kolejny krwotok, mniej włosów na głowie.. (A. Chciałam napisać "Mniej głowy na włosach" xD) Dzień jak codzień.. - chyba na kilometr można było wyczuć sarkazm.
- Niestety to normalne. Wkrótce kolejna dłuższa wizyta w szpitalu i.... - w tym momencie lekarz zaniemówił. Blondynka zsunęła się z krzesła na podłogę. Niezwlekając Bellutti (A. Wiem, dziwne nazwisko) zainterweniował, po czym wykonał telefon do kogoś, kto dobrze znał jego pacjentkę.
(D. - Doktor)
D - Dzień dobry. Pan Pasquarelli? Myślę, że powinien pan o czymś wiedzieć. Doktor Steffano Bellutti z tej strony.
***
- Nie... Nie możliwe. Jak to?? To nie może być prawda.. Tak... Czasem... Dobrze. Do widzenia. - to można było usłyszeć z ust Federico. Chłopak momentalnie zbladł i wyglądał jak trup. Na jego twarzy malowało się przerażenie, smutek, niedowierzanie. Włoch rzucił swoim czarnym Samsungiem (chyba jest pierwszym co nie ma I'Phona w opowiadaniach xD) o podłogę rozbijając go doszczętnie. Przyjaciele po sobie spojrzeli ze strachem.
- Stary, coś się stało? - zapytał Verdas. Nie otrzymał odpowiedzi. Federico jak najszybciej wybiegł z domu. Maxi podniósł rozbity sprzęt, próbując coś z nim zrobić. Po głowach mężczyzn krążyły setki myśli i pytań.
- My we 3 go poszukamy, a ty i Bro zostańcie i się dowiedzcie co się stało. Maxi znasz się na sprzętach, więc działaj. - odezwał się Diego.
Chłopaki krążyli po mieście już ponad pół godziny. Znaleźć kogoś w tym mieście nie było wcale takie łatwe. W pewnym momencie do Leona zadzwonił telefon. Po krótkiej rozmowie zwrócił się do przyjaciół.
- Słuchajcie, do Federico dzwonił doktor. Maxi i Brodwey próbowali się czegoś dowiedzieć, ale tajemnica lekarska... - powiedział zrezygnowany chłopak.
- Ja chyba coś wiem. - odezwał się Andres. - Siedziałem najbliżej Fede. Lekarz mówił coś o Ludmile i pytał się o te oznaki, co Feder nam mówił.
- Zróbmy tak. Andres idź do szpitala i szukaj tam Fede. Nie wiem do którego. Najpierw ten najbliżej. Diego, ty pójdziesz w te ulubione miejsce Federico i Ludmiły. Ja pójdę do ich chaty. Jak, któryś się czegoś dowie to zadzwońcie. - rozkazał Verdas i natychmiastowo się rozdzielili.
~^~^~^~^~^~^~^~^~
Hejo!!
Dawno tu czegoś nie było..
Przechodzę do rzeczy...
Całkowicie mi się to nie podoba.
Może dlatego, że cały czas myślę o 6 cześci.
Tak serio to ta cześć jest najgorszą ze wszystkich.
Ostatnio są tutaj same OS'y.
Wybaczcie, następne co będzie ode mnie to rozdział.
TERAZ WAŻNE INFO!
Wybaczcie, ale..
Ja odchodzę!
ODCHODZĘ Z ZAMÓWIEŃ.
Tych dwóch osób co u mnie zamówiły wykonam, ale żadnego więcej!!
Po prostu nie wyrabiam...
Mam do napisania rozdziały, 6 część OS - All you need is love, 2 część urodzinowego i jeszcze zamówienia.
Przepraszam, ale nie dam rady! Dla mnie to zbyt dużo.
Kocham!! ♥♥♥
PS. BLANCA zmieniła nazwę na Cheryll. :)
ale gdy tylko skończyli 18 lat kazała im się wyprowadzić. Miała dosyć hałaśliwej dwójki. Już jako 20 latek Federico codziennie przed snem wyobrażał sobie chwilę, gdy on i Ludmiła stają na ślubnym kobiercu. Nie mógł się doczekać kiedy to nadejdzie, chwila, gdy nakładają sobie obrączki była jego wymarzoną. Zaraz potem wyobrażał sobie podróż poślubną, jak jego ukochana jest w ciąży, później idą z trójką dzieci, a na końcu ich starość, szczęśliwą starość. Nie wie co by zrobił gdyby była śmiertelnie chora. Taka myśl nigdy nie przeszła mu przez głowę. Powoli jednak zaczynał w to wierzyć. Coraz częstsze krwotoki, siniaki nke wiadomo z kąd, a na dodatek pewnego dnia, gdy wszedł po Ludmile do łazienki na podłodze było pełno włosów, a szczotka była tak przepełniona, że zamiast czesać, gładziła włosy. Ludmiła tłumaczyła się brakiem witamin przez ciąże, a chłopakowi to wystarczyło. Teraz zaczyna mieć wątpliwości. Nie chcąc o tym myśleć wykonał poranne czynności, ubrał się i zamierzał pójść do Leona. Na schodach spotkał ukochaną.
- Hej skarbie. Lecę do Leona na kilka godzin. Będę przechodził obok sklepu to może ci coś kupić. - dał Ludmile buziaka i poprawił jeszcze grzywkę.
- Dla mnie nic nie trzeba. I tak miałam iść do Fran to sobie kupię co potrzeba. Bawcie się dobrze. - Federico lekko ucałował niewielki brzuszek dziewczyny i wyszedł z domu. Droga do Leona minęła dość szybko. Po drodze Włoch zaszedł do sklepu i kupił czekoladę dla małej Mii, córki Verdasów.
Dochodząc do celu młodzieniec zadzwonił do drzwi, a otworzył mu, sam gospodarz. Nie małe było zdziwienie Federico widząc wszystkich kumpli.
- Siema stary. Miałem po ciebie dzwonić, a ty przyszedłeś jakbyś czytał mi w myślach. Urządzamy sobie dzień meczów.
- Siema. - mężczyzna niepewnie wszedł do środka.
- Co tam? Pogadać przyszedłeś?
- Tak, ale nieważne.
- Może nie chcesz mówić przy nas? - odezwał się Diego.
- Nie to nie tak. Wy też macie prawo wiedzieć. - Włoch usiadł na kanapie, a Maxi podał mu zimne piwo.
- Chłopaki, który mecz mam włączyć? - zapytał Brodwey.
- Dawaj Real i dalej sam wybierz. - zarządził gospodarz domu, wchodząc do salonu z pełnymi misami chipsów.
- Ty, stary! Całkiem zapomniałem. - mężczyźni dziwnie spojrzeli na Federico. - Ja mam czekoladę dla twojej małej. - cała czwórka się zaśmiała, a Fede oblał ramieniec.
***30 minut później***
- Podaj to!!
- K***a, podaj to debilu!!
- Ja pierdziele... Jaka ciota...
- Piłki dobrze nie umie podać.
- Ja to bym zagrał o niebo lepiej! - w całym domu było słychać tylko takie krzyki chłopaków. Nie mówił nic jedynie Pasquarelli. Na codzień mógł powiedzieć wiele, przyczepić się do każdego detalu, ale bie tym razem. Sen nie dawał mu spokoju. Cały czas go zamęczał. Myślał, że jak wpadnie do Leona będzie lepiej, mylił się. I to znacznie...
- A ty Federico, co nic nie mówisz? - zapytał Diego. - Jakiś smutny jesteś. Co tam u Lu? - Diego ciągnął dalej, a odpowiedziała mu tylko cisza.
- Coś z nią nie tak? - zapytał Maxi.
- O to właśnie chodzi, że nie wiem... Miałem dziwny sen. - w tym momencie zaczął im wszystko opowiadać oraz jego przemyślenia rano.
- Może to jakaś przestroga. - odezwał się Brodwey.
- Wiecie co jest najgorsze? Ja w to zaczynam wierzyć. Poszukałem w necie i to są objawy białaczki. - załamany Włoch wziął kolejny łyk piwa.
- Nie Fede. Uważam, że ty pierwszy byś o tym wiedział. - wtrącił Ponte.
- Ja myślę inaczej... - dodał Andres, a wszyscy od razu na niego spojrzeli. - Może Ludmiła specjalnie ukrywa to przed Fede, bo boi się jego reakcji. Może boi się, że od niej odejdziesz. - teraz zwrócił się do przyjaciela. A może po prostu nie chce żebyś się martwił i cierpiał. - to było jak najbardziej realistyczne tłumaczenie tych krwotoków i innych objawów choroby. Federico zastanawiał się czy to rzeczywiście prawda. W jego oczach momentalnie pojawiły się łzy.
***
- Dzień dobry. - blondynka na słowa lekarza tylko coś byrknęła pod nosem i usiadła na krzesło. - Jak minął dzień?
- Normalnie. Nowe siniaki, kolejny krwotok, mniej włosów na głowie.. (A. Chciałam napisać "Mniej głowy na włosach" xD) Dzień jak codzień.. - chyba na kilometr można było wyczuć sarkazm.
- Niestety to normalne. Wkrótce kolejna dłuższa wizyta w szpitalu i.... - w tym momencie lekarz zaniemówił. Blondynka zsunęła się z krzesła na podłogę. Niezwlekając Bellutti (A. Wiem, dziwne nazwisko) zainterweniował, po czym wykonał telefon do kogoś, kto dobrze znał jego pacjentkę.
(D. - Doktor)
D - Dzień dobry. Pan Pasquarelli? Myślę, że powinien pan o czymś wiedzieć. Doktor Steffano Bellutti z tej strony.
***
- Nie... Nie możliwe. Jak to?? To nie może być prawda.. Tak... Czasem... Dobrze. Do widzenia. - to można było usłyszeć z ust Federico. Chłopak momentalnie zbladł i wyglądał jak trup. Na jego twarzy malowało się przerażenie, smutek, niedowierzanie. Włoch rzucił swoim czarnym Samsungiem (chyba jest pierwszym co nie ma I'Phona w opowiadaniach xD) o podłogę rozbijając go doszczętnie. Przyjaciele po sobie spojrzeli ze strachem.
- Stary, coś się stało? - zapytał Verdas. Nie otrzymał odpowiedzi. Federico jak najszybciej wybiegł z domu. Maxi podniósł rozbity sprzęt, próbując coś z nim zrobić. Po głowach mężczyzn krążyły setki myśli i pytań.
- My we 3 go poszukamy, a ty i Bro zostańcie i się dowiedzcie co się stało. Maxi znasz się na sprzętach, więc działaj. - odezwał się Diego.
Chłopaki krążyli po mieście już ponad pół godziny. Znaleźć kogoś w tym mieście nie było wcale takie łatwe. W pewnym momencie do Leona zadzwonił telefon. Po krótkiej rozmowie zwrócił się do przyjaciół.
- Słuchajcie, do Federico dzwonił doktor. Maxi i Brodwey próbowali się czegoś dowiedzieć, ale tajemnica lekarska... - powiedział zrezygnowany chłopak.
- Ja chyba coś wiem. - odezwał się Andres. - Siedziałem najbliżej Fede. Lekarz mówił coś o Ludmile i pytał się o te oznaki, co Feder nam mówił.
- Zróbmy tak. Andres idź do szpitala i szukaj tam Fede. Nie wiem do którego. Najpierw ten najbliżej. Diego, ty pójdziesz w te ulubione miejsce Federico i Ludmiły. Ja pójdę do ich chaty. Jak, któryś się czegoś dowie to zadzwońcie. - rozkazał Verdas i natychmiastowo się rozdzielili.
~^~^~^~^~^~^~^~^~
Hejo!!
Dawno tu czegoś nie było..
Przechodzę do rzeczy...
Całkowicie mi się to nie podoba.
Może dlatego, że cały czas myślę o 6 cześci.
Tak serio to ta cześć jest najgorszą ze wszystkich.
Ostatnio są tutaj same OS'y.
Wybaczcie, następne co będzie ode mnie to rozdział.
TERAZ WAŻNE INFO!
Wybaczcie, ale..
Ja odchodzę!
ODCHODZĘ Z ZAMÓWIEŃ.
Tych dwóch osób co u mnie zamówiły wykonam, ale żadnego więcej!!
Po prostu nie wyrabiam...
Mam do napisania rozdziały, 6 część OS - All you need is love, 2 część urodzinowego i jeszcze zamówienia.
Przepraszam, ale nie dam rady! Dla mnie to zbyt dużo.
Kocham!! ♥♥♥
PS. BLANCA zmieniła nazwę na Cheryll. :)
niedziela, 2 sierpnia 2015
Rozdział 6 - Codziennie to samo...
*Ludmiła
"Kocham cię bardzo, ale ja musiałem wyjechać, chociaż wolałbym zostać z tobą..."
Co?? Jak to? To on kocha Naty? Dlaczego on mnie... całował? Chciał ze mnie zadrwić.. Wiedziałam, że on nigdy nie zakocha się w takiej nieudacznicy jak ja! Zdruzgotana i załamana wyszłam powoli z kawiarni. Nie wiedziałam do kąd pójdę. Sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu telefonu. Kiedy po 3 minutach go znalazłam, wystukałam numer do mojej matki.
- Doładuj swoje konto, aby móc wykonywać połączenia i wysyłać wiadomości. - odezwał się głos w telefonie. Niechętnie podeszłam do kiosku, który był 300 metrów ode mnie. Po otrzymaniu doładowania szybko wpisałam kod i nacisnęłam zieloną słuchawkę. "Błędny kod". Yghh.. Powtórzyłam czynność jeszcze dwa razy i żadnego skutku. Zdenerwowana dokładnie obejrzałam kupon i miałam próbować jeszcze raz, ale zauważyłam, że jest nie z tej sieci co powinien. Chciałam się wrócić, ale akurat pani zamykała kiosk. Gorszego dnia mieć chyba nie można! Zła udałam się do parku, aby odetchnąć.
*Leon
Przyznam, że trochę brakuje mi Federico. Bez niego jest nudno, nie ma żadnych odpałów. Żałuję, że tak na niego naskoczyłem. Wcale nie jestem zazdrosny o rodziców, dom itp. To nie jest tak, że uważam, że jest gorszy ode mnie. Tak naprawdę to... on jest lepszy, najlepszy brat w BA. Ale z drugiej strony co on ma do Lary. Nic mu nie zrobiła. To zwykła dziewczyna.. Sam mówił, że jest spoko, a teraz co. Chciał żebym wyszedł z depresji po Violce?? To wyszedłem właśnie dzięki Larze. I nie powinien mnie uderzyć! Z zamyśleń wyrwał mnie głos mojej dziewczyny.
- Kotek... co ty na to, żeby obejrzeć jakiś film.
- To wybierz sobie jakiś z wypożyczalni.
- Ale nie... W kinie. Chodźmy do kina.
- Ok, ale żadne romansidło.
- Nie zamierzałam. Chciałam bardziej coś akcji.
- I za to cię kocham! - pocałowałem Baroni i poszedłem na górę po telefon. 2 nieodebrane połączenia od.. Naty? Wystukałem jej numer i po trzech sygnałach odebrała.
N - Halo? Leon?
L - Dzwoniłaś.
N - Nie widziałeś nigdzie Ludmiły?
L - W kieszeni jej nie mam. A coś się stało?
N - Tak i nie. Chodzi o to, że poszłam po ciasto i do toalety i zostawiłam ją samą z moim telefonem. Kiedy przyszłam był tylko telefon. Nie było mnie 5 minut, a ona oddaliła się tak, że nie mogę jej znaleźć.
L - Może gdzieś pobiegła.
N - Nie sądzę, że ze stłuczoną nogą gdzieś zwiała.
L - To zmienia postać rzeczy. Nie mam pojęcia gdzie jest. Może u siebie w domu? Teraz wybacz, ale się śpieszę. Cześć.
N - Ok. Nie przedłużam. Cześć.
Szybko zbiegłem na dół i wsiadłem do czekającej taksówki.
- Gdzie jedziemy? - spytał kierowca i spojrzał dziwnie na Larę.
- Do kina w centrum. - powiedziałem.
*Ludmiła
Siedziałam na ławce w parku i płakałam. Mój prawie chłopak i moja przyjaciółka są parą.. Nie to nie możliwe. Naty kocha Maxiego i nie zrobiłaby tego, a Fede.. sama nie wiem. Schowałam głowę w kolanach. (A. No wiecie o co chodzi...)
- Ludmiła? Ty płaczesz? Co się stało? - usłyszałam znajomy głos.
- Ty draniu! Dobrze wiesz co się stało, ty i Naty... Nienawidzę cię! - emocje, nie serce, wzięły górę
- Ja kocham... - nagle ktoś mną potrząsnął, a ja otworzyłam powieki.
- Proszę pani.. coś się stało? Mówiła pani przez sen.
- Czyli go tutaj nie było? - spytałam raczej samą siebie.
- Kogo?
- Nie ważne. Ludmiła. - wyciągnęłam dłoń w kierunku młodego mężczyzny.
- Tomas. Może pójdziemy na kawę.
- Nie mam ochoty chodzić po kawiarniach. Chodź do mnie. Mieszkam niedaleko.
- To chodźmy. - z bólem wstałam i miałam iść. - Może wezwę taxi. - Chłopak wyjął telefon i zadzwonił, a po 10 minutach byliśmy u mnie.
- Czego się napijesz??
- Kawy.
- Idź do mojego pokoju i rozgość się. Tamte drzwi. - wskazałam, a sama poszłam do kuchni i zrobiłam napój. Nie znamy się długo, ale czuję, że mogę mu zaufać. Z nikim innym tak nie miałam. Nawet z moimi chyba byłymi przyjaciółmi. Przyszłam do pokoju z dwiema kawami.
- Powiesz mi coś o sobie? - zapytał chłopak.
- Jestem gnębioną szesnastoletką. Uczę się w Studio On Beat. Mój chłopak - to słowo zaznaczyłam w nawiasie w powietrzu - wyjechał tydzień temu i nie napisał, ani razu, ani nie zadzwonił. Do dzisiaj miałam przyjaciół. Teraz mam tylko przyjaciela, Maxiego. Więcej chyba nic.
- Jak się nazywa twój chłopak?
- Federico Verdas. A co?
- Znam go. Kupowaliśmy się dopóki mi nie odbił dziewczyny. Z nią postąpił tak samo. Wyjechał nie odzywał się... Zwykły dupek i tyle. Nie marnuj swoich łez i czasu na niego.
- Ale ja go pomimo tego nadal kocham. Ja przez niego....
- Cięłaś się? - skąd wiedział?
- NIE. Straciłam przyjaciółkę... Poczekaj.. Za chwilkę przyjdę. - zauważyłam, że siedzę w kurtce, więc poszłam ją odłożyć. Przy okazji wstąpiłam do toalety. Kiedy wróciłam Tomas właśnie nakładał kurtkę.
- Wiesz ja muszę już iść. Wymieńmy się może numerami. - szybko podyktowałam mu swój numer, a pn dla mnie. - W razie czego dzwoń. Do zobaczenia.
- Ok. Cześć. - kiedy chłopak wyszedł poczułam się całkiem samotna. Rodzice wracają dopiero wieczorem, bo jadą do jakiegoś klienta. Chyba nie wspominałam, że są architektami. Całe dnie spędzają w pracy, dla mnie mają tylko 1/4 swojego dnia. Chciałam zadzwonić do Naty, ale przypomniało mi się co się wydarzyło. Poszłam do garderoby i spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam najlepiej. Oczy były zaróżowione od płaczu. Paznokcie poobgryzane. Jeszcze te blizny... Może Tom ma rację i Federico to zwykły cham. Nie wiedziałam jak powiem Maxiemu prawdę. W końcu zaczęłam ćwiczyć przed lustrem.
- Maxi, ona z nim pisze, są razem. Nie nie mogę. - opadłam bezwładnie na podłogę. Postanowiłam, że się nie poddam. Cała sytuacja strasznie mnie denerwowała. - Ona cię zdradza, słyszysz?! FEDE I NATY SĄ RAZEM!!! PRZEJRZAŁAM JEJ TELEFON!!!! SŁYSZYSZ?!! Przecież Ciebie tutaj nie ma.... - 'zjechałam' po ścianie i kucnęłam. Twarz schowałam w dłoniach i zaczęłam płakać. Niewytrzymałam i sięgnęłam po malutką rzecz schowaną między ubraniami. Codziennie to samo... Wczoraj dzisiaj. Jedno cięcie.. - bolało jak nigdy. Drugie, jeszcze bardziej. Zrobiłam jeszcze kilka. Nikt się nie zjawiał, a ja nie tamowałam krwi. Co się działo dalej?? Nie wiem..
*Violetta
Właśnie przeglądam sobie facebook'a. Miley Cyrus powiększyła sobie piersi... (Ja to wymyśliłam na potrzeby rozdziału, więc to nie musi być prawda) Super. .. Czy oprócz plotek i jakiś dziwnych nikomu nieprzydatnych informacji jest jeszcze coś na tej Bezużytecznej? (Bez obrazy, jakby coś xD) Usłyszałam charakterystyczny dźwięk przychodzenia wiadomości. Żeluś? Co on chce.
Od Federico 20:13
To Lara?
Od Violetta 20:13
Co Lara? Nie chcę o niej gadać, ok?
Od Federico 20:13
Chodzi o Leona.
Chwilę się zastanawiałam co odpisać.
Od Violetta 20:14
No mów.
Od Federico 20:15
Chodzi o to, że on i Lara są parą, wcześniej graliśmy w butelkę. Zapytałem ją, czy kiedyś kogoś szantażowała, a ona przygryzała wargi.
Od Violetta 20:15
No i...
Od Fede 20:15
To znaczy, że kłamie. Później, gdy byliśmy sam na sam, ona przyznała się. Przyznała się do szantażu, do tego co tobie i Leonowi zrobiła.
Od Violetta 20:16
I co zamierzasz zrobić?
Od Federico 20:16
Proste.. Trzeba, żeby jeszcze raz powiedziała prawdę, tylko tym razem trzeba to nagrać.
Od Violetta 20:17
Aha, fajnie... A kiedy wracasz?
Od Federico 20:18
Na urodziny Lu. Chcę jej się do czegoś przyznać. O co chodzi z tym szantażem? Czym ona ci groziła?
Od Violetta 20:18
Nie twój interes. -,-
Od Federico 20:18
Może kiedyś mi powiesz...
Od Violetta 20:19
Raczej nie. Teraz wybacz, mam ważniejsze rzeczy od siedzenia i gadania z tobą.
Czyli omotała go. Nie, to nie możliwe. On jest rozumny przecież i nie mógł dać się tak oszukać. Każdy tylko nie on! Teraz, gdy nie jestem już z Diego mogłabym spokojnie pójść do niego. Opowiedzieć mu o wszystkim.. Czemu z nim zerwałam, upokorzyłam go... Mogłabym powiedzieć o Larze, że szantażowała ją jej ojcem, a ja nie mogłam pozwolić by ktoś się dowiedział o tym co zrobił. Wtedy on by stracił wszystko. Muszę z nim pogadać, wyjaśnić mu. Wątpliwe jest, aby mi uwierzył, ale może. Muszę spróbować. Muszę odzyskać Leona!
~^^~^^~^^~^^~^^~^^~
Hej skarby! ♥
Taki oto jest 6 rozdział.
Tak, wiem jest beznadziejny..
Lu poznała Tomasa.
Jak myślicie, co z tego wyjdzie?
Wy też tak macie, że kiedy pada deszcz na dworze i bez wyrzutu możecie sobie napisać rozdział, to za chwilę rozpętuje się burza? -,-
Besos! ♥♥♥
"Kocham cię bardzo, ale ja musiałem wyjechać, chociaż wolałbym zostać z tobą..."
Co?? Jak to? To on kocha Naty? Dlaczego on mnie... całował? Chciał ze mnie zadrwić.. Wiedziałam, że on nigdy nie zakocha się w takiej nieudacznicy jak ja! Zdruzgotana i załamana wyszłam powoli z kawiarni. Nie wiedziałam do kąd pójdę. Sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu telefonu. Kiedy po 3 minutach go znalazłam, wystukałam numer do mojej matki.
- Doładuj swoje konto, aby móc wykonywać połączenia i wysyłać wiadomości. - odezwał się głos w telefonie. Niechętnie podeszłam do kiosku, który był 300 metrów ode mnie. Po otrzymaniu doładowania szybko wpisałam kod i nacisnęłam zieloną słuchawkę. "Błędny kod". Yghh.. Powtórzyłam czynność jeszcze dwa razy i żadnego skutku. Zdenerwowana dokładnie obejrzałam kupon i miałam próbować jeszcze raz, ale zauważyłam, że jest nie z tej sieci co powinien. Chciałam się wrócić, ale akurat pani zamykała kiosk. Gorszego dnia mieć chyba nie można! Zła udałam się do parku, aby odetchnąć.
*Leon
Przyznam, że trochę brakuje mi Federico. Bez niego jest nudno, nie ma żadnych odpałów. Żałuję, że tak na niego naskoczyłem. Wcale nie jestem zazdrosny o rodziców, dom itp. To nie jest tak, że uważam, że jest gorszy ode mnie. Tak naprawdę to... on jest lepszy, najlepszy brat w BA. Ale z drugiej strony co on ma do Lary. Nic mu nie zrobiła. To zwykła dziewczyna.. Sam mówił, że jest spoko, a teraz co. Chciał żebym wyszedł z depresji po Violce?? To wyszedłem właśnie dzięki Larze. I nie powinien mnie uderzyć! Z zamyśleń wyrwał mnie głos mojej dziewczyny.
- Kotek... co ty na to, żeby obejrzeć jakiś film.
- To wybierz sobie jakiś z wypożyczalni.
- Ale nie... W kinie. Chodźmy do kina.
- Ok, ale żadne romansidło.
- Nie zamierzałam. Chciałam bardziej coś akcji.
- I za to cię kocham! - pocałowałem Baroni i poszedłem na górę po telefon. 2 nieodebrane połączenia od.. Naty? Wystukałem jej numer i po trzech sygnałach odebrała.
N - Halo? Leon?
L - Dzwoniłaś.
N - Nie widziałeś nigdzie Ludmiły?
L - W kieszeni jej nie mam. A coś się stało?
N - Tak i nie. Chodzi o to, że poszłam po ciasto i do toalety i zostawiłam ją samą z moim telefonem. Kiedy przyszłam był tylko telefon. Nie było mnie 5 minut, a ona oddaliła się tak, że nie mogę jej znaleźć.
L - Może gdzieś pobiegła.
N - Nie sądzę, że ze stłuczoną nogą gdzieś zwiała.
L - To zmienia postać rzeczy. Nie mam pojęcia gdzie jest. Może u siebie w domu? Teraz wybacz, ale się śpieszę. Cześć.
N - Ok. Nie przedłużam. Cześć.
Szybko zbiegłem na dół i wsiadłem do czekającej taksówki.
- Gdzie jedziemy? - spytał kierowca i spojrzał dziwnie na Larę.
- Do kina w centrum. - powiedziałem.
*Ludmiła
Siedziałam na ławce w parku i płakałam. Mój prawie chłopak i moja przyjaciółka są parą.. Nie to nie możliwe. Naty kocha Maxiego i nie zrobiłaby tego, a Fede.. sama nie wiem. Schowałam głowę w kolanach. (A. No wiecie o co chodzi...)
- Ludmiła? Ty płaczesz? Co się stało? - usłyszałam znajomy głos.
- Ty draniu! Dobrze wiesz co się stało, ty i Naty... Nienawidzę cię! - emocje, nie serce, wzięły górę
- Ja kocham... - nagle ktoś mną potrząsnął, a ja otworzyłam powieki.
- Proszę pani.. coś się stało? Mówiła pani przez sen.
- Czyli go tutaj nie było? - spytałam raczej samą siebie.
- Kogo?
- Nie ważne. Ludmiła. - wyciągnęłam dłoń w kierunku młodego mężczyzny.
- Tomas. Może pójdziemy na kawę.
- Nie mam ochoty chodzić po kawiarniach. Chodź do mnie. Mieszkam niedaleko.
- To chodźmy. - z bólem wstałam i miałam iść. - Może wezwę taxi. - Chłopak wyjął telefon i zadzwonił, a po 10 minutach byliśmy u mnie.
- Czego się napijesz??
- Kawy.
- Idź do mojego pokoju i rozgość się. Tamte drzwi. - wskazałam, a sama poszłam do kuchni i zrobiłam napój. Nie znamy się długo, ale czuję, że mogę mu zaufać. Z nikim innym tak nie miałam. Nawet z moimi chyba byłymi przyjaciółmi. Przyszłam do pokoju z dwiema kawami.
- Powiesz mi coś o sobie? - zapytał chłopak.
- Jestem gnębioną szesnastoletką. Uczę się w Studio On Beat. Mój chłopak - to słowo zaznaczyłam w nawiasie w powietrzu - wyjechał tydzień temu i nie napisał, ani razu, ani nie zadzwonił. Do dzisiaj miałam przyjaciół. Teraz mam tylko przyjaciela, Maxiego. Więcej chyba nic.
- Jak się nazywa twój chłopak?
- Federico Verdas. A co?
- Znam go. Kupowaliśmy się dopóki mi nie odbił dziewczyny. Z nią postąpił tak samo. Wyjechał nie odzywał się... Zwykły dupek i tyle. Nie marnuj swoich łez i czasu na niego.
- Ale ja go pomimo tego nadal kocham. Ja przez niego....
- Cięłaś się? - skąd wiedział?
- NIE. Straciłam przyjaciółkę... Poczekaj.. Za chwilkę przyjdę. - zauważyłam, że siedzę w kurtce, więc poszłam ją odłożyć. Przy okazji wstąpiłam do toalety. Kiedy wróciłam Tomas właśnie nakładał kurtkę.
- Wiesz ja muszę już iść. Wymieńmy się może numerami. - szybko podyktowałam mu swój numer, a pn dla mnie. - W razie czego dzwoń. Do zobaczenia.
- Ok. Cześć. - kiedy chłopak wyszedł poczułam się całkiem samotna. Rodzice wracają dopiero wieczorem, bo jadą do jakiegoś klienta. Chyba nie wspominałam, że są architektami. Całe dnie spędzają w pracy, dla mnie mają tylko 1/4 swojego dnia. Chciałam zadzwonić do Naty, ale przypomniało mi się co się wydarzyło. Poszłam do garderoby i spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam najlepiej. Oczy były zaróżowione od płaczu. Paznokcie poobgryzane. Jeszcze te blizny... Może Tom ma rację i Federico to zwykły cham. Nie wiedziałam jak powiem Maxiemu prawdę. W końcu zaczęłam ćwiczyć przed lustrem.
- Maxi, ona z nim pisze, są razem. Nie nie mogę. - opadłam bezwładnie na podłogę. Postanowiłam, że się nie poddam. Cała sytuacja strasznie mnie denerwowała. - Ona cię zdradza, słyszysz?! FEDE I NATY SĄ RAZEM!!! PRZEJRZAŁAM JEJ TELEFON!!!! SŁYSZYSZ?!! Przecież Ciebie tutaj nie ma.... - 'zjechałam' po ścianie i kucnęłam. Twarz schowałam w dłoniach i zaczęłam płakać. Niewytrzymałam i sięgnęłam po malutką rzecz schowaną między ubraniami. Codziennie to samo... Wczoraj dzisiaj. Jedno cięcie.. - bolało jak nigdy. Drugie, jeszcze bardziej. Zrobiłam jeszcze kilka. Nikt się nie zjawiał, a ja nie tamowałam krwi. Co się działo dalej?? Nie wiem..
*Violetta
Właśnie przeglądam sobie facebook'a. Miley Cyrus powiększyła sobie piersi... (Ja to wymyśliłam na potrzeby rozdziału, więc to nie musi być prawda) Super. .. Czy oprócz plotek i jakiś dziwnych nikomu nieprzydatnych informacji jest jeszcze coś na tej Bezużytecznej? (Bez obrazy, jakby coś xD) Usłyszałam charakterystyczny dźwięk przychodzenia wiadomości. Żeluś? Co on chce.
Od Federico 20:13
To Lara?
Od Violetta 20:13
Co Lara? Nie chcę o niej gadać, ok?
Od Federico 20:13
Chodzi o Leona.
Chwilę się zastanawiałam co odpisać.
Od Violetta 20:14
No mów.
Od Federico 20:15
Chodzi o to, że on i Lara są parą, wcześniej graliśmy w butelkę. Zapytałem ją, czy kiedyś kogoś szantażowała, a ona przygryzała wargi.
Od Violetta 20:15
No i...
Od Fede 20:15
To znaczy, że kłamie. Później, gdy byliśmy sam na sam, ona przyznała się. Przyznała się do szantażu, do tego co tobie i Leonowi zrobiła.
Od Violetta 20:16
I co zamierzasz zrobić?
Od Federico 20:16
Proste.. Trzeba, żeby jeszcze raz powiedziała prawdę, tylko tym razem trzeba to nagrać.
Od Violetta 20:17
Aha, fajnie... A kiedy wracasz?
Od Federico 20:18
Na urodziny Lu. Chcę jej się do czegoś przyznać. O co chodzi z tym szantażem? Czym ona ci groziła?
Od Violetta 20:18
Nie twój interes. -,-
Od Federico 20:18
Może kiedyś mi powiesz...
Od Violetta 20:19
Raczej nie. Teraz wybacz, mam ważniejsze rzeczy od siedzenia i gadania z tobą.
Czyli omotała go. Nie, to nie możliwe. On jest rozumny przecież i nie mógł dać się tak oszukać. Każdy tylko nie on! Teraz, gdy nie jestem już z Diego mogłabym spokojnie pójść do niego. Opowiedzieć mu o wszystkim.. Czemu z nim zerwałam, upokorzyłam go... Mogłabym powiedzieć o Larze, że szantażowała ją jej ojcem, a ja nie mogłam pozwolić by ktoś się dowiedział o tym co zrobił. Wtedy on by stracił wszystko. Muszę z nim pogadać, wyjaśnić mu. Wątpliwe jest, aby mi uwierzył, ale może. Muszę spróbować. Muszę odzyskać Leona!
~^^~^^~^^~^^~^^~^^~
Hej skarby! ♥
Taki oto jest 6 rozdział.
Tak, wiem jest beznadziejny..
Lu poznała Tomasa.
Jak myślicie, co z tego wyjdzie?
Wy też tak macie, że kiedy pada deszcz na dworze i bez wyrzutu możecie sobie napisać rozdział, to za chwilę rozpętuje się burza? -,-
Besos! ♥♥♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)