* Miesiąc później *
* Leon
Siedzieliśmy z Violettą na szkolnym murku i czekaliśmy na Federico. Za dwie minuty miał odbyć się apel, a jego nawet nie było widać. To było dziwne, bo zazwyczaj był punktualny.
- Może musiał coś załatwić?
- Albo leży na ulicy nieprzytomny. - z Violą wymienialiśmy się przypuszczeniami.
- Zawsze jesteś takim pesymistą?
- Błagam cię. Federico to chodzący pech.
- Fakt.
Oboje rozglądaliśmy się na boki, w razie gdyby nadchodził.
- Idzie... - westchnęła z ulgą szatynka. - Ale... wygląda inaczej niż zwykle.
Miała rację. Jego do tej pory lekko potargane włosy były ułożone w idealną, metrową grzywkę. Jak kiedyś. Ostatnio znowu chodził jakiś przybity. Podobno znowu próbował się spotykać z Ludmiłą, ale doszli do wniosku, że jeszcze nie czas na ten związek.
- Te, brat. Co ci się tak odmieniło? - zawołałem z daleka.
- Nic. Powiem ci później.
W tym momencie usłyszeliśmy dzwonek. Lekko się ociągając poszliśmy na salę, gdzie miał się odbyć apel, a raczej małe zebranie, gdzie zostaną ogłoszone wyniki naszego konkursu.
- Witajcie. - zaczął Antonio. - Każdy z was pewnie wie w jakim celu się tu spotkaliśmy i domyślam się, że jesteście bardzo ciekawi. Tutaj... - podniósł lewą rękę, w której coś trzymał - Mam osiem biletów do Londynu! Sześć trafi do was, a dwa otrzymają wasi opiekunowie. Czytać wyniki? - wszyscy zgodnie krzyknęli 'tak'. - Miejsce trzecie... Violetta i Maxi! Miejsce drugie... - cały czas robił głupie pauzy, aby trzymać nas w napięciu. - Camila i Leon!
- Udanej wycieczki.. - szepnął Federico, jakby ze smutkiem.
- Miejsce pierwsze... Uwaga, tego chyba nikt się nie spodziewał. Ludmiła i Federico!!
Nim się obejrzeliśmy wskoczyła na niego krzycząca, chyba ze szczęścia, Ludmiła.
- Macie trzy dni, razem z tym, na spakowanie się!! Widzimy się tutaj w poniedziałek o godzinie szóstej. - powiedziała Angie i wszyscy ruszyli do wyjścia.
- Może musiał coś załatwić?
- Albo leży na ulicy nieprzytomny. - z Violą wymienialiśmy się przypuszczeniami.
- Zawsze jesteś takim pesymistą?
- Błagam cię. Federico to chodzący pech.
- Fakt.
Oboje rozglądaliśmy się na boki, w razie gdyby nadchodził.
- Idzie... - westchnęła z ulgą szatynka. - Ale... wygląda inaczej niż zwykle.
Miała rację. Jego do tej pory lekko potargane włosy były ułożone w idealną, metrową grzywkę. Jak kiedyś. Ostatnio znowu chodził jakiś przybity. Podobno znowu próbował się spotykać z Ludmiłą, ale doszli do wniosku, że jeszcze nie czas na ten związek.
- Te, brat. Co ci się tak odmieniło? - zawołałem z daleka.
- Nic. Powiem ci później.
W tym momencie usłyszeliśmy dzwonek. Lekko się ociągając poszliśmy na salę, gdzie miał się odbyć apel, a raczej małe zebranie, gdzie zostaną ogłoszone wyniki naszego konkursu.
- Witajcie. - zaczął Antonio. - Każdy z was pewnie wie w jakim celu się tu spotkaliśmy i domyślam się, że jesteście bardzo ciekawi. Tutaj... - podniósł lewą rękę, w której coś trzymał - Mam osiem biletów do Londynu! Sześć trafi do was, a dwa otrzymają wasi opiekunowie. Czytać wyniki? - wszyscy zgodnie krzyknęli 'tak'. - Miejsce trzecie... Violetta i Maxi! Miejsce drugie... - cały czas robił głupie pauzy, aby trzymać nas w napięciu. - Camila i Leon!
- Udanej wycieczki.. - szepnął Federico, jakby ze smutkiem.
- Miejsce pierwsze... Uwaga, tego chyba nikt się nie spodziewał. Ludmiła i Federico!!
Nim się obejrzeliśmy wskoczyła na niego krzycząca, chyba ze szczęścia, Ludmiła.
- Macie trzy dni, razem z tym, na spakowanie się!! Widzimy się tutaj w poniedziałek o godzinie szóstej. - powiedziała Angie i wszyscy ruszyli do wyjścia.
* Dwa dni później *
* Federico
Lekko, a raczej bardzo, tylko według Leona lekko, ociągaliśmy się idąc do studia. Było już za pięć szósta, a my mieliśmy jeszcze około dziesięciu minut drogi.
- Ruszaj tyłek, Leoniasty!
- Jest w cholerę zimno i spać mi się chce, więc powiedz, jak? - odkąd wyszliśmy z domu, to marudził.
- Zdawało mi się, że rodzice nauczyli cię chodzić.
- Mam tylko matkę, sorry.
- No tak, zapomniałem. - zaśmiałem się.
Dalsza droga zeszła nam bez zbędnych rozmów i na miejscu byliśmy nawet minutę wcześniej. Przywitało nas prawie całe studio. Zdziwiłem się, bo ja bym wolał leżeć w łóżku. Po chwili kazano wsadzić nam walizki do autokaru. Nadal nie wierzę, że wylatujemy prawie na tydzień do Londynu. Zawsze ciekawiły mnie te okolice. Jestem w szoku.
- Nic nas nie rozdzieli? - Naty i Maxi właśnie się żegnali.
- Nic.
- A kilometry?
- Nie istnieją.
- Jak twój mózg. - zaśmiałem się i wziąłem walizkę od przyjaciela.
Zdziwiłem się, bo wszyscy chłopacy, oprócz mnie, mieli po jednej. Ale włosy wymagają poświęcenia...
- Żegnajcie się już, bo za pięć minut wyjeżdżamy! - krzyknął Pablo.
- Grupowy uścisk? - zapytała Fran, po czym wszyscy się przytulili.
- Szczęśliwego lotu! - zawołał ktoś z grupy.
* kilka godzin później *
Wylądowaliśmy około dwie godziny temu. Maxi strasznie się bał, ale w sumie mu się nie dziwię. Sam nie czuję się najlepiej latając samolotami.Właśnie byliśmy przed pięciogwiazdkowym hotelem The Savoy. Prezentował się wspaniale. Myślałem, że będziemy nocować w jakimś tanim motelu.Weszliśmy do środka rozglądając się na boki. Musiało to wyglądać naprawdę zabawnie. Przynajmniej ja tak uważam.
- Witajcie w Londynie! Teraz słuchajcie wszyscy! - zawołał Pablo. - Przeczytamy wam plan. Dzisiaj macie czas dla siebie. O piętnastej będzie obiad, a kolacja o osiemnastej. Jutro, godzina dziewiąta widzimy się na śniadaniu. Następnie zostaniecie przewiezieni na O2 Arenę, gdzie odbędzie się próba.
- Przecież tam mieści się ponad 17 tysięcy osób. - zauważył Leon.
- Tak, sami byliśmy zdziwieni. - Zaśmiała się Angie.
- Od trzynastej czas na zwiedzanie - kontynuował Pablo - m.in. Madame Tussauds, London Eye, Katedra Św. Pawła, Parlament, Big Ben, London Dungeon oraz centrum miasta. Obiad i kolacja będą na mieście. Następne dni, poza piątkiem, wyglądają tak samo, ale bez zwiedzania, a obiad i kolacja o tej godzinie co dziś. W piątek śniadanie będzie o ósmej, później do szesnastej próby z małymi przerwami. O dwudziestej zaczyna się show. W sobotę śniadanie również o ósmej, a o dziesiątej jedziemy na lotnisko. Wszystko jasne?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami i udali się do pokojów. Chłopaki mieli razem, a dziewczyny razem. Nie jestem pewny czy go nie rozwalą. Szczególnie Lu i Viola. W samolocie darły się, że sam pilot prosił o spokój. Kiedy tylko weszliśmy do naszego pomieszczenia opadliśmy na łóżka. Nic nie robiliśmy, ale czuliśmy się zmęczeni. Było więcej niż trzy godziny do kolacji. Co zdziwiło wszystkich, jeszcze nie padało, co podobno zdarza się wyjątkowo często.
- To co chłopaki...? Gramy w butelkę, nie? - zapytał z cwaniackim uśmiechem Maxi.
- Nie. - zgodnie odpowiedzieliśmy.
- Czemu?!
- Bo masz dziwne pomysły.
- Federico! Zlituj się i zabierz tą dziewczynę z mojego pokoju! - Nie wiadomo kiedy wparowała Violka.
- Twojego pokoju?! Jak chcesz to sobie idź do swojego Leonka, ja się nigdzie nie ruszam! - Zaraz za nią przyszła blondynka.
- Zamknijcie się do cholery... - jęknęła Torres.
- Okej, dla rozluźnienia atmosfery gramy w Never Have I Ever. - powiedział Leon, po czym nalał do szklanek stojących w naszym pokoju, i tych przyniesionych przez rudą, wody.
- Ja zacznę. - zasugerowała Castillo. - Hmm.... - spojrzała na mnie niepewnie. - Nigdy nie całowałam się z Federico. - spojrzeliśmy wszyscy po sobie. Łyka upiły tylko Ludmiła i Camila.
- Cami? Kiedy? - zdziwił się Maxi.
- Przez jakiś czas byłam jego dziewczyną. - zaśmiała się.
- Nigdy nie byłem pod wpływem dragów. - powiedział Leon. Co mnie zdziwiło Lu upiła trochę wody.
- Nigdy nie byłem w ciąży. - zaśmiał się Ponte. Wszystko super tylko chyba o czymś zapomniał. Blondynka znowu sięgnęła po wodę.
- Ludmiła, a tobie się pić chce, czy może wszystkiego w życiu próbowałaś? - parsknęła Violetta.
Ferro wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
- Dla rozluźnienia atmosfery, tak? - zapytałem ironicznie i wyszedłem za nią.
* Następnego dnia *
Staliśmy przed ogromnym budynkiem katedry. Ogromna budowla w centrum Londynu, aż onieśmielała. Wybudowana była z białego kamienia. Uważnie słuchaliśmy co przewodnik ma o niej do opowiedzenia.
- Katedra powstała na gruzach rzymskiej świątyni. Najbardziej charakterystyczna jest dla niej piękna kopuła o średnicy pięćdziesięciu metrów. Jest drugą na świecie, co do wielkości kopułą katedralną. Budynek od posadzki do krzyża umieszczonego na kopule wynosi sto osiem metrów. - Co chwilę spoglądałem na Ludmiłę. Widać, że bardzo ją to interesuje. Ze zdumieniem przyglądała się katedrze. - W środku znajdują się dwie galerie. Galeria Kamieni, inaczej nazywana Złotą słynie z pięknego widoku na zakole Tamizy, a Galeria Szeptów ze wspaniałej akustyki, umożliwiającej porozumiewanie się szeptem z odległości trzydziestu metrów. Niestety często tłumy turystów zagłuszają wszystko. A teraz macie tyle czasu ile chcecie na zwiedzanie katedry.
- Wykorzystajcie ten czas! - krzyknęła za nami Angie.
Udaliśmy się do środka. Czułem się onieśmielony tym miejscem. Jakbym się cofnął z XXI w. do wcześniejszego. Chłodne i mroczne wnętrze Świętego Pawła stanowiło ostry kontrast z tym co działo się na wewnątrz. Tuż przy wejściu katedra była pusta. Dookoła rozpościerała się podłoga w szachownicę i wznosiły gigantyczne kolumny sięgające sklepienia. W pewnej chwili poczułem się słabo. Wczoraj też tak było, więc to nie mogła być wina budynku. Podszedłem do centralnej części katedry, tuż pod kopułę. Była wspaniała. Usłyszałem cichy szmer szeptów i dostrzegłem, gdzieś w górze turystów wypróbowujących słynną akustykę. Widać było, że są zachwyceni. Następnie ruszyłem wraz z Leonem do Złotej Galerii, czy Kamieni, jak kto woli. Prowadziło do niej kilkaset stopni, ale naprawdę się opłacało. Trzeba było tylko uważać, żeby nie patrzeć w dół, bo aż mdliło od wysokości. Na szczycie był szklany wizjer, który pozwalał patrzeć na maleńkich ludzi dziesiątki metrów pod stopami. Przez chwile zastanawiałem się czy oni też mnie widzą.
- Fede..? - zwróciła się do mnie blondynka. Mówiła szeptem.- Chodź ze mną do Galerii Szeptów.
Bez słowa udaliśmy się na dół. Ludmiła stanęła gdzieś, a ja około dwadzieścia metrów dalej. Szepnęła coś, ale nie usłyszałem. Pokręciłem tylko głową, a dziewczyna zrobiła smutną minę. Teraz ja.
- Zostaniesz moją dziewczyną? - szepnąłem w nadziei, że nie zrozumie. Zdaje mi się, że jakiś turysta usłyszał, bo popatrzył na mnie ze zdumieniem.
Ferro podbiegła do mnie i pocałowała.
- Tak, Federico. Tak!
- Nigdy nie byłem pod wpływem dragów. - powiedział Leon. Co mnie zdziwiło Lu upiła trochę wody.
- Nigdy nie byłem w ciąży. - zaśmiał się Ponte. Wszystko super tylko chyba o czymś zapomniał. Blondynka znowu sięgnęła po wodę.
- Ludmiła, a tobie się pić chce, czy może wszystkiego w życiu próbowałaś? - parsknęła Violetta.
Ferro wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
- Dla rozluźnienia atmosfery, tak? - zapytałem ironicznie i wyszedłem za nią.
* Następnego dnia *
Staliśmy przed ogromnym budynkiem katedry. Ogromna budowla w centrum Londynu, aż onieśmielała. Wybudowana była z białego kamienia. Uważnie słuchaliśmy co przewodnik ma o niej do opowiedzenia.
- Katedra powstała na gruzach rzymskiej świątyni. Najbardziej charakterystyczna jest dla niej piękna kopuła o średnicy pięćdziesięciu metrów. Jest drugą na świecie, co do wielkości kopułą katedralną. Budynek od posadzki do krzyża umieszczonego na kopule wynosi sto osiem metrów. - Co chwilę spoglądałem na Ludmiłę. Widać, że bardzo ją to interesuje. Ze zdumieniem przyglądała się katedrze. - W środku znajdują się dwie galerie. Galeria Kamieni, inaczej nazywana Złotą słynie z pięknego widoku na zakole Tamizy, a Galeria Szeptów ze wspaniałej akustyki, umożliwiającej porozumiewanie się szeptem z odległości trzydziestu metrów. Niestety często tłumy turystów zagłuszają wszystko. A teraz macie tyle czasu ile chcecie na zwiedzanie katedry.
- Wykorzystajcie ten czas! - krzyknęła za nami Angie.
Udaliśmy się do środka. Czułem się onieśmielony tym miejscem. Jakbym się cofnął z XXI w. do wcześniejszego. Chłodne i mroczne wnętrze Świętego Pawła stanowiło ostry kontrast z tym co działo się na wewnątrz. Tuż przy wejściu katedra była pusta. Dookoła rozpościerała się podłoga w szachownicę i wznosiły gigantyczne kolumny sięgające sklepienia. W pewnej chwili poczułem się słabo. Wczoraj też tak było, więc to nie mogła być wina budynku. Podszedłem do centralnej części katedry, tuż pod kopułę. Była wspaniała. Usłyszałem cichy szmer szeptów i dostrzegłem, gdzieś w górze turystów wypróbowujących słynną akustykę. Widać było, że są zachwyceni. Następnie ruszyłem wraz z Leonem do Złotej Galerii, czy Kamieni, jak kto woli. Prowadziło do niej kilkaset stopni, ale naprawdę się opłacało. Trzeba było tylko uważać, żeby nie patrzeć w dół, bo aż mdliło od wysokości. Na szczycie był szklany wizjer, który pozwalał patrzeć na maleńkich ludzi dziesiątki metrów pod stopami. Przez chwile zastanawiałem się czy oni też mnie widzą.
- Fede..? - zwróciła się do mnie blondynka. Mówiła szeptem.- Chodź ze mną do Galerii Szeptów.
Bez słowa udaliśmy się na dół. Ludmiła stanęła gdzieś, a ja około dwadzieścia metrów dalej. Szepnęła coś, ale nie usłyszałem. Pokręciłem tylko głową, a dziewczyna zrobiła smutną minę. Teraz ja.
- Zostaniesz moją dziewczyną? - szepnąłem w nadziei, że nie zrozumie. Zdaje mi się, że jakiś turysta usłyszał, bo popatrzył na mnie ze zdumieniem.
Ferro podbiegła do mnie i pocałowała.
- Tak, Federico. Tak!
Widok z Katedry Św. Pawła na Londyn
~~~~~~~~~
Hej!!<3 font="">3>
Mam nadzieję, że podobał się rozdział. Niestety nie wiem kiedy następny, bo prawdopodobnie dostanę bana na telefon przez oceny. (Dziękuję biologio i fizyko :'))
Ogromnie dziękuję Katherine Pierce za pomoc. Pewnie będzie jeszcze jeden rozdział o Londynie i nie tylko, a później epilog.
Kocham ♥♥♥