Strony

niedziela, 29 maja 2016

WAŻNE!

Kochani, dostałyśmy tylko jedną pracę. Z racji tego postanowiłyśmy przedłużyć konkurs. Prace wysyłajcie do 20 czerwca. Wierzę, że ktoś da radę.

Kocham ❤❤❤

czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 4 - Przejdzie mu...

* Leon

Jak zwykle, wieczór spędzałem w przydomowym warsztacie. Z zewnątrz dosięgał mnie ciepły, wiosenny wietrzyk. Powoli się ściemniało, na niebie pojawiła się już pierwsza gwiazda. Polerowałem skuter, a obok mnie siedział Maxi. Robił coś w telefonie, a po chwili wybuchnął śmiechem.
- Przeczytam ci coś.
- Jeśli to kawał, to sobie daruj. Mam już dość, dostałem zapas od Federico.
- Ale to właśnie o niego chodzi.
- W takim razie również sobie daruj.
- Oj słuchaj... Federico powiedział w tajemnicy Violetcie, że ma jakieś tam sny i są powiązane z wojną. Zawsze kończą się tym samym, czyli śmiercią. I one są jakieś tam magiczne - chłopak wykonał jakiś ruch ręką i zaczął się śmiać.
- I?
- Nie śmiejesz się? Co z tobą nie tak?
- Skąd wiesz o tym śnie?
- Natalia mi napisała.
- A Naty skąd wie?
- Violka jej powiedziała w sekrecie. - popatrzył na mnie jak na idiotę. - Nie rozumiem...
- Czego? - burknąłem.
- Nie lubisz go, a się nie śmiejesz.
- Wiesz co? - wstałem na równe nogi. - Mogę go w cholerę nie lubić, ale co śmiesznego jest w tym śnie?
- Wszystko?
- Nic, głąbie. A co jeśli przeszedł reinkarnację, a te sny to jego życie?! Pomyślałeś o tym?! Nie, bo przecież to takie zabawne, że ktoś oddał życie za wolny świat!
- Okej, luz... Czemu od razu się tak wkurzasz?
- Bo tajemnica to tajemnica do cholery! Wszyscy zachowaliście się jak kawał chamów. Nie umiecie uszanować tego, że ktoś nie życzy sobie, aby poszło w świat to co mówił. A tak poza tym, dzięki za ostrzeżenie. Teraz wiem, że nie powinienem wam powierzać żadnej tajemnicy. - zły wszedłem do domu, jednak po chwili się wróciłem. - Jestem u siebie, to ty spadaj stąd!
- Jak sobie chcesz.
Chłopak wziął swoje rzeczy i opuścił mój teren mieszkalny. Nie wiem czemu, aż tak się na niego wydarłem, ale z drugiej strony zasłużył sobie. Z tą reinkarnacją to tak tylko palnąłem, ale chłopak z pewnością łatwego życia nie miał i dość już, że wyśmiewają go z powodu braku rodziców. Nie lubię go, racja, ale wczułem się w jego sytuację. To mi wystarczyło, żeby stanąć w jego obronie.
Wszedłem do domu, aby napić się wody. Nagle przed oczami pojawiły się mroczki i miałem uczucie jakby coś we mnie trafiło, przebiło moje ciało w okolicach żołądka. Po chwili wszystko ustało zastępując to siwą mgłą, która powoli wszystko opętała. Upadłem bezsilny na zimną podłogę i tam wszystko przeczekałem. Tak jest najlepiej. Nauczyłem sobie z tym radzić, chociaż wcale nie było łatwo. Za pierwszym razem towarzyszyła mi panika, którą okazywałem na wszelkie możliwe sposoby. Później się przyzwyczaiłem, ale nie wiedziałem o co chodzi, dlatego zżerało mnie to od środka.
Po pięciu minutach wstałem z kafelek i wykonałem czynność, którą zamierzałem, a następnie wróciłem do warsztaty. Ku mojemu zaskoczeniu czekał tam Diego.
- To dziś?
- Co?
- Dobrze wiesz co. Widać po tobie Leon. Nie zauważy tego Violka, Camilla, Maxi, ale ja to widzę. Federico też to zobaczy.
- Następny zamierzasz mi o nim gadać?
- Tak. Musimy mu powiedzieć.
- Sam mu to powiedz. Nie mam zamiaru wracać do przeszłości, rozdrapywać starych ran. - wziąłem w rękę klucz francuski i się nim bawiłem.
- Leon, razem... Jak kiedyś.
- Kiedyś... - parsknąłem. - Ten dzieciak przynosi mi pecha. Znając życie znowu coś pójdzie nie tak.
- Pecha? Błagam, jakiego niby?
- Najpierw zostałem wyśmiany przy całej klasie, na ostatnim sprawdzianie z historii dostałem dwóję. Czaisz? Zawsze miałem szóstki z tematów wojennych. Dzisiaj pokłóciłem się przez niego z przyjacielem...
- To nie jego wina.
- A czyja?! Nie zamierzam się do niego zbliżać i tobie radzę to samo.
- Kiedyś nie można było was od siebie odpędzić.
- To były inne czasy, Diego.
- Musimy mu powiedzieć.
- Sam niech się dowie, tak jak my.
- Nie da rady... Za młody jest.
- Jest w tym samym wieku co ja. - spojrzałem mu w oczy. - Da radę. Ty byłeś jeszcze młodszy...
- Nie... Jest mniej stabilny emocjonalnie. Nie poradzi sobie z tym. A poza tym jak ma na to wpaść?
- Nie wiem. Miewa sny.
- Wiesz jakie?
- Zgadnij. - parsknąłem.
- Ale co w nich było?
- Nie wiem. Podobno każdy kończy się jego śmiercią.
- Normalne... Spróbuję z nim pogadać, o ile nie przestraszy się mnie.
- Coś ty mu ostatnio zrobił?
- Powiedziałem tylko jego ulubiony cytat. - zaśmiał się.
- Jak zareagował?
- Wtf? Kim ty jesteś? - oboje się zaśmialiśmy.
- Ale te słowa wcale nie są głupie... „Chciałbym obudzić się z amnezją" - powtarzałem sobie. - Pamiętasz co było dalej?
- „I zapomnieć o tych głupich, małych rzeczach".
- To jest z piosenki, tak?
- Yhmm...
- Pamiętasz coś z tego?
- Refren tylko i kawałeczek zwrotki.
- Jak to szło?
- Masz gitarę? Będzie mi lepiej.
- Jezu.. mi chodziło o tekst, a ty melodię pamiętasz. - zaśmiałem się. - Już idę.
Po około minucie byłem spowrotem z moim instrumentem. Pamiętam, jak Federico cały czas nucił to sobie i powtarzał, że zaśpiewa to swojej dziewczynie. Dziwne, że z piosenki, raczej miłosnej, zapamiętał tylko ten fragment. Najbardziej dramatyczny.
- Śpiewać w oryginalnym języku, czy w przetłumaczeniu na nasz?
- W oryginalnym.
Diego przejął ode mnie gitarę i zaczął grać refren dołączając do tego słowa. Po chwili śpiewałem razem z nim.
- I remember the day you told me you were leaving
I remember the make-up running down your face
And the dreams you left behind you didn’t need them 
Like every single wish we ever made 
I wish that I could wake up with amnesia 
And forget about the stupid little things 
Like the way it felt to fall asleep next to you 
And the memories I never can escape 
'Cause I’m not fine at all*

* Violetta

- Masz jeszcze ochotę na suchary, bo mam kolejny? - doszedł mnie męski głos.
Nie, tylko nie on.
- Co jest największą pomyłką w dzisiejszych czasach? Ufanie ludziom.
- Fede! - wybiegłam za nim z  pokoju. - Daj mi to wytłumaczyć.
- Tu nie ma co tłumaczyć. Nie cofniesz tych słów, które wypowiedziałaś. Sto razy pomyśl zanim coś powiesz, bo ja to zapamiętam.
- Przepraszam.
- W dzisiejszych czasach trudno stwierdzić kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto nie.
- Fede! Porozmawiajmy...
- Miałaś nikomu nie mówić!
- Nigdy nie mówiłam, że jestem idealna! - wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Ale nie mówiłaś też, że nie potrafisz dotrzymać sekretu!
- To ma aż takie znaczenie?! I tak nikt nie wierzy, że to coś więcej niż sen.
- Tak, ma. Dla mnie to było mega ważne.  - odszedł zostawiając mnie samą. - Aha, i nie bój się! Leon nie dowie się o Alexie, przynajmniej nie ode mnie! Nie jestem taki jak ty...
Pobiegłam do drzwi pokoju chłopaka i zaczęłam powoli pukać. Prosiłam, aby otworzył, żeby dał mi to wyjaśnić, ale na marne. Później zaczęłam walić, ale również nie poskutkowało. Bezsilna zsunęłam się po drewnianej powłoce. To nie miało tak wyjść. Wszystko miało być inaczej. Gdybym mogła cofnąć czas... Usłyszałam w pomieszczeniu, gdzie przebywa mój brat cichy płacz. On? Myślałam, że upiera się faktu, że łzy mu „wyschły", bo za bardzo cierpiał w dzieciństwie. Ale czyżby to było dla niego, aż tak ważne? Uwierzyłam mu, bo ustaliliśmy, że będziemy wobec siebie zawsze szczerzy.
- Fede... - szepnęłam ledwo słyszalnie, nawet nie wiedząc czy mnie słyszy. - Płaczesz?
Nagle upadłam na ziemie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Włoch otworzył drzwi.
- Film oglądam. - burknął.
Spojrzałam wgłąb i dostrzegłam jakiegoś płaczącego chłopca na ekranie plazmowego telewizora. W tej samej chwili prawie dostałam drzwiami w nos. Odeszłam do swojego pokoju ze zmoeszanymi uczuciami. Rzuciłam się ze sporym impetem na łóżko i usłyszałam głośny, przeciągnięty jęk. Wystraszona odskoczyłam, tym samym lądując na podłodze. Zza kołdry wychyliła się Naty. Całkiem o niej zapomniałam.
- I jak Fede? - powiedziała zaspanym głosem.
- Zgadnij...
- Przejdzie mu. - wzruszyła ramionami.
- Oby... - westchnęłam, ale czułam, że nie będzie to łatwe.
Federico to nie ten typ człowieka, który szybko zapomina i przebacza.
~~~~~~~~~~
*Amnesia - 5 Seconds Of Summer

Czeeeść Wam ♡
Koniec rodzinnej sielanki. Mam nadzieję, że podoba Wam się rozdział.
Kocham ❤❤❤

sobota, 21 maja 2016

Rok Bloga + One Shot

 Dzisiaj mija dokładnie...
ROK
Od powstania bloga i dodania prologu. (Nie ma go, bo blogger postanowił, że jest za słaby i wróci do roboczych, po kilku miesiącach :'))


Nie wiem, kiedy to minęło... 
Przecież niedawno zakładałam naszego pierwszego bloga, może ktoś z Was go pamięta, chociaż nie sądzę. Pamiętam jak czytałam z uśmiechem komentarze do pierwszego rozdziału, myślałam co zrobić w trzecim... Niedawno przecież zbierałam życzenia dla Cheryll, od Was.
A to było tak dawno... Aż łza się w oku kręci.
Ten blog, przynajmniej dla mnie, znaczy ogromnie wiele. Dzięki niemu poznałam tyle ludzi. Mogłam wylać w rozdziałach swoje myśli, emocje, to co chciałam. Bywały lepsze i gorsze chwile, ale zdecydowanie więcej lepszych.
Ale wiecie co? Nigdy nie byłoby tego wszystkiego bez Was.
To wy zawsze motywowaliście nas.
 Dziękujemy.
Za każdą obserwacje, komentarz czy wyświetlenie. Każdemu kto jest z nami i kto był. Nie chcę, aby ktoś poczuł się urażony, bo nie powinien, ale szczególnie dziękujemy ~Angelo~, Katherine Pierce, Vicky ;D i Maddy. (kolejność nie ma znaczenia)

Jeszcze na koniec dam cytat z pewnej piosenki. Nigdy nie będziemy tak młodzi, jak jesteśmy teraz. Nie bójcie się ryzykować. Żyje się raz. Albo wyjdzie, albo nie.
 
Kochamy Was wszystkich ♥♥♥

Jeśli kogoś interesują statystyki to zapraszam.
Wyświetlenia bloga: 23645
Obserwatorzy: 11
Posty: 60 (54 opublikowane, 6 nieopublikowanych)
Strony: 7
Komentarze: 436 (razem z naszymi)
Najpopularniejszy post: Ostatnia część One Shota All You Need Is Love (1031 wyświetleń)

To będzie na tyle, teraz zapraszam na One Shota napisanego przez Cheryll


******


Kolejny durny wyjazd. Kolejny dzieciak, kolejne problemy. Nienawidzę patrzeć na te buźki rozpieszczonych dzieciaków. Jak błagają zapłakane bym je wypuścił do domu. To jest tak irytujące, że mam nieraz ochotę wyciągnąć pistolet i strzelić sobie między oczy. Te bachory mają więcej niż dwanaście lat, a mazgają się gorzej od trzy latków.
-Federico, mamy ją!- Z dołu dobiegł mnie głos przyjaciela. Rzuciłem papiery na biurko i wyszedłem z biura. Do nozdrzy doszedł zapach zioła i alkoholu.
W kuchni siedział Diego popijając pepsi z puszki. Obok zauważyłem burzę blond loków. Dziewczynka siedziała i nie pewnie spoglądała na mojego przyjaciela. Wyglądała maksymalnie na  dziesięć lat!
-Co to ma być?!- Wskazałem na dziecko.
-No ta Ferro, tą co chciałeś.- Odpowiedział beznamiętnie. Powoli demony wypełniały moje ciało. Zacisnąłem ręce w pięści.
-Ale ona ma dziesięć lat, do cholery! Złamaliśmy zasady! Diego!
-Ludmiła pojedziesz z wujkiem, okey?- Wujkiem? Jego do reszty powaliło?!  Blondynka lekko skinęła głową i zaskoczyła ze stołka, a na plecy założyła swój fioletowy plecak.
Małe dziecko, oni porwali małe dziecko. Dać im najprostszą robotę, a i tak zepsują. Ojciec się wścieknie za to. Dojdzie kolejna rana do kolekcji. Nigdy nie uderzyłem ojca, ale nie mogę tego powiedzieć o nim. Jak coś pójdzie nie po jego myśli musi się na kimś wyżyć, trafia zazwyczaj na mnie. Ale tylko jak jest w mieście.
~.~.~
Weszliśmy do mojego apartamentu w centrum. Dzieciak nie odezwał się słowem, za co jestem wdzięczny.
-Siadaj i się nie ruszaj.- Rozkazałem jej, a sam ruszyłem do sypialni. Wyciągnąłem torbę sportową i zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy, nie mogło zabraknąć tam kilku paczek papierosów. Zawsze by nie wybuchnąć paliłem. Kiedyś wypaliłem dwie paczki. W ten dzień moje siostry miały wypadek samochodowy. Przeżyła jedynie Lily. Rose walczyła trzy tygodnie, po tym czasie lekarze kazali nam wybrać czy odłączymy i umrze. Jedynie aparatura trzymała ją przy życiu. Nikt nie był w stanie wymówić słowa. Powiedziałem w końcu najtrudniejsze w naszym życiu "Tak". Matka znienawidziła mnie, ale po kilku tygodniach zrozumiała, że i tak Rosalie by zmarła.
Pomogłem dzieciakowi wsiąść do auta i po kilku minutach wyjechaliśmy w drogę. Za miastem miałem mały domek. Obok niego mieszkał Leon, wychowaliśmy się razem, szkoleni przez gang ojca.
-Mogę włączyć radio?- Cichy głos blondynki przerwał ciszę w aucie.
-Tak.
Po chwili ciszę wypełniła piosenka nieznanego mi zespołu.
-Written in these walls are the stories, that I can’t explain
I leave my heart open, but it stays right here empty for days
She told me in the morning, she don't feel the same about us in her bones
It seems to me that when I die, these words will be written on my stone
And I’ll be gone, gone tonight
The ground beneath my feet is open wide
The way that I've been holdin’ on too tight
With nothing in between
The story of my life, I take her home
I drive all night to keep her warm and time
Is frozen.
The story of my life I give her hope
I spend her love until she’s broke inside
The story of my life....*

Dziecięcy głos zaczął mnie powoli irytować.
-Zamknij się!- Warknąłem i wyłączyłem muzykę. Dziewczynka wydała z siebie jęk zawodu, ale od razu zaczęła przyglądać się krajobrazowi za oknem. Wyjechaliśmy z miasta pół godziny temu, więc zostało dwie.
W końcu o siedemnastej auto zatrzymało się na podjeździe przed małym domkiem z czerwonej cegły. Na dole była kuchnia połączona z salonem i jadalnią przedzielona jedynie pół ściankami. Na poddaszu znajdowały się dwie sypialnie i łazienka. Cały dom był utrzymany w kolorach bieli i szarości, gdzie nigdzie były akcenty czerwieni.
-Wysiadaj.-Rozkazałem dzieciakowi. Sam wyciągnąłem torbę, ale cisza nie była mi wskazana. Dzieciak się rozryczał się na cały głos. Odszedłem samochód i zobaczyłem dziewczynkę na kolanach. Pomogłem jej wstać, a jej płacz nasilił  się. Kolana były całe we krwi.- Mogłabyś bardziej uważać.- Posadziłem dziewczynkę na biodrze w wszedłem do domu. Od razu skierowałem się na górę do łazienki.
Przemyłem rany, a na jednej nodze zawiązałem bandaż. Na jej policzkach pozostały już tylko smugi po łzach.
-Jestem głodna.- Westchnąłem, ale ponownie usadziłem blondynkę na biodrze i ruszyłem do kuchni. Wcześniej poprosiłem przyjaciela by zrobił tu jakieś małe zakupy.
-Mogą być kanapki?- Przytaknęła.
~.~.~.~
Przyglądałem się malutkiej osóbce śpiącej na wielkim łóżku, jej złote loki były rozrzucone po czarnej poduszce. Klatka piersiowa Ludmiły opadała równomiernie, a lewy policzek był lekko zaśliniony. Wyglądała prze uroczo. Tak bardzo przypominała Rosie. Mimowolnie po policzku spłynęło mi kilka łez. Tak bardzo za nią tęsknię. Jak najszybciej wyszedłem z pokoju dziewczynki i ruszyłem przed dom. Z kieszeni wyjąłem paczkę papierosów. Wypalając dwa myślałem czy nie oddać dzieciaka bez okupu, jest za mała i nie rozumie o co w tym wszystkim chodzi. Nie wie, że jest tu tylko za zemstę. Zemstę za moją rodzinę. To właśnie ojciec małej Ferro zabił moją siostrzyczkę. Teraz chcę jedynie by poczuł jak to jest stracić kogoś ważnego w swoim życiu. Do uszu dochodzi irytująca melodyjka z mojego telefonu, wyciągam go z czarnych rurek.
-Czego chcesz, Hernandez?- Warczę.
-Mamy mały problem. Byliście cały czas śledzeni.
-Co?! Jak?! Kto?- Pytam niespokojny.
-Ojciec małolaty kogoś wynajął. Uważaj są dobrzy.- Zacząłem rozglądać się po okolicy, gdy nie zauważyłem nic niepokojącego w pobliżu to wróciłem do środka.
~.~.~
Po kilku dniach mogłem powiedzieć szczerze, że polubiłem to dziecko. Nie wychodziliśmy na dwór, a okna był zasłonięte. Mała śmiała się, że to nasza "jaskinia". Oglądaliśmy bajki Disney'a, graliśmy w karty, a nawet dałem się namówić na gre w berka i chowanego. Ludmiła jest bardzo mądrą dziewczynką i dowiedziałem się, że ma domowe naucz nie przez co nie ma przyjaciół. Ma uczulenie na kokos i nie lubi pomidorów.
-Fede. Ktoś przyszedł.- Blondynka siedzi na moim brzuchu. Przecieram zaspane oczy i przetwarzam jej słowa. Szybko zrzucam z siebie dziecko i zakładam dresy. zbiegam po schodach. W przedpokoju stoi mój wściekły ojciec.
-Co ty odwalasz Federico?!- Podchodzi do mnie pcha na najbliższą ścianę, ale nie reaguje na to. To jego typowe zachowanie.- Po co ci ten głupi dzieciak?!
-Nie twoja zasrana sprawa!-Splunąłem na niego, a jego oczy czarnieją. Po chwili dostaję mocnego kopniaka w brzuch i w policzek.
Starałem się bronić przed kolejnymi ciosami, ale po chwili leżałem bezruchu na podłodze. Bez sensu była obrona przed nim.
-Fede? Jesteś?-  Usłyszałem cieniutki głosik i cichy tupot stóp. Mogłem powiedzieć, żeby została w sypialni.
-Nie waż się nawet pokazywać w domu.- Kopnął mnie jeszcze raz i wyszedł z trzaskiem drzwi.
-Federico!- Dziewczynka kucnęła koło mnie i dotknęła mojego sinego policzka.
-Przynieś mój telefon, proszę.- Szybko zerwała się do biegu. Starałem się unormować oddech, który był bardzo płytki.
~.~
-Stary, on nie może ciebie tak terroryzować.- Szatyn przeczyścił kolejną ranę na mojej twarzy.- Ciesz sie, że nie zrobił nic dzieciakowi. Nie wiem co bym zrobił gdyby ktoś skrzywdził moje.- Leon został ojcem pół roku temu. Mała Mickayla jest prze urocza. Verdas mieszka w domku obok, więc dość szybko przeszedł mi z pomocą. Włączył dla Ludmiły bajkę, a potem zaczął opatrywać rany. Gdyby nie on, to bym tam został i prawdopodobnie stracił przytomność.
-Dzięki za pomoc.-Powiedziałem i chciałem wstać.
-Nawet się nie waż. Zajmę się do jutra małą.- Przytaknąłem głową i usłyszałem tylko ciche zamykanie drzwi.
Niestety spokój nie był mi dany. Do w pomieszczenia wbiegła rozpłakana blondynka. Jej loki podskakiwały z każdym krokiem. Wdrapała się na łóżko i przytuliła do mojego boku nadal chlipiąc.
-Fede, ja nie chcę z iść z tym Panem!
-Tylko do jutra.
-Nie, zostaję z tobą.- I jak powiedziała tak się stało.
Około dwudziestej z małym problemem wstałem z łóżka i przygotowałem dla Lusi kolację, a potem oglądaliśmy "Alladyna".
-Federico, a kiedy wrócę do mamy?- Podniosła głowę z moich kolan. Jej dwa warkocze (które robiłem prawie godzinę) były lekko wytargane. Różowe ustka popękane, a brązowe oczy jakby stały się bardziej szare. Ubrana oczywiście, w którąś z moich koszulek i bieliznę ze swojego plecaka.
-Niedługo. Idziemy spać. Jestem zmęczony.-Przytaknęła, więc ruszyliśmy na górę. Od dwóch nocy pozwalam jej spać ze mną. Sam nie wiem czemu. To dość nie w moim stylu. Położyłem się na łóżku, a po chwili mała osóbka była przyczepiona do mojego boku.
-Boli cię to?- Wskazała na fioletowego siniaka na moim brzuchu.
-Już nie. Dobranoc.-  Zgasiłem lampkę nocną i zamknąłem oczy.
-Branoc.- Usłyszałem zanim nie odpłynąłem do krainy Morfeusza.
Głośny trzask z dołu wybudził nas ze snu. Od razu zerwałem się z posłania i pobiegłem do szafy. Wyciągnąłem z dna pistolet i sprawdziłem magazynek.
-Fe..derico, bo..oję się. -Wychlipiał cichy głosik. Dziewczynka siedziała skulona w rogu szerokiego łóżka, opatulona pierzyną.
-Nie waż się wychodzić.-Warknąłem i wyszedłem z sypialni.
To będzie druga akcja solo. W pierwszej nie było tak źle, ale teraz zaczynam się stresować. Czyżby Diego mówił prawdę?  Obserwowali nas? Jeśli tak, to jak długo? I po co? Może jej ojciec wynajął inny gang by nas znaleźć? Dźwięki rozbijania naczyń i innych mebli stawały się coraz głośniejsze. Odblokowałem broń i zbiegłem po schodach.
Na ziemi leżały kawałki drewna i rozbita kuchenna porcelana. W ścianach były dziury, telewizor był zbity. Światło było zapalone jedynie w kuchni.
-Idź po bachora i załatw Pasquarelli'ego.- Odezwał się gruby głos. Moje ręce powędrowały przede mnie, a palec na spust. Wysoka i posturna postać wyszła z oświetlonego pomieszczenia. Bez zastanowienia się, pociągnąłem za spust. Mężczyzna padł na ziemię wydając z siebie jedynie cichy jęk.
-Co do ku...- Drugi facet wyszedł w mą stronę. Kolejny wystrzał. Chybiłem. Miałem jedynie dwa naboje.
-Proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- Roger Fray. Mój najgorszy wróg. Zawsze konkurujemy na wyścigach, nawzajem na siebie napadamy.
-Czego chcesz?
-Oddawaj dzieciaka.
Odpowiedziałem mu pięścią twarz. Byłem nadal osłabiony, lecz coś nie pozwalało mi oddać jemu dziewczynki. Zadawaliśmy sobie kolejne ciosy, ale ja już wymiękałem. Nie odzyskałem wszystkich sił. Mężczyzna miał nade mną przewagę. Leżałem na podłodze i starałem go od siebie odepchnąć, ale nie był to zbyt dobry pomysł. Trafiłem więcej sił na uratowanie własnego tyłka, zamiast mu dokopać.
-I co? Skończmy to.- Zza paska wyjął srebrnego colta. Wycelował w miejsce serca. To był mój definitywny koniec. Wystrzał, ale.... Brak bólu. Tylko czyjś ciężar.
-Zabieraj stąd Ludmiłę. Oddaj ją matce.-Leon zepchnął z mojego ciała martwego Rogera. Od razu wstałem i ruszyłem na górę do Ludmiły.
Blondynka stała na samym szczycie schodów. Jej policzki były mokre od łez, które nadal spływały.
-Jedziemy do domu.- Powiedziałem i skierowałem się do sypialni po plecak blondynki.
Po trzech godzinach od feralnego wydarzenia wjechałem na posesję państwa Ferro.
-Ale, Federico ja chcę z Tobą zostać. Ty chcesz się ze mną bawić.- Kolejna próba przekonań mnie poszła na marne. Nie mogę jej zostawić przy sobie. To będzie zbyt niebezpieczne.
-Ludmiła, nie. Nie możesz. Rodzice się na pewno o ciebie martwili.
Wsiadłem i w międzyczasie złapałem ze fioletowy plecak.
-Fede! No proszę!- Teraz zaczęła płakać. Zajebiście...
-Nie mam ochoty na Twoje wycie, więc proszę zamknij się.
-Ale ja cię tak lubię!- Bez słowa posadziłem ją sobie na biodrze i ruszyłem do drzwi wejściowych. Schowała głowę w moim ramieniu i bardziej się rozpłakała.
Otworzyła nam elegancko ubrana kobieta. Jak zobaczyła kogo trzymam na rękach rozpłakała się.
-Ludmiła, musisz iść. - powiedziałem pewnie.
- A pójdziesz ze mną? - postawiłem dziewczynkę na ziemię.
- Nie, skarbie. - zdjąłem włosy Ludmiły z jej, mokrej od łez, twarzy.
- Lusia...! - odezwała się kobieta, jakby wybudzona z transu i złapała córkę za ręce. - Gdzieś ty była?
- U Federico. - wskazała na mnie.
- Licz się młodzieńcze z tym, że zgłaszam to na policję.
- Nie! - zanim zdążyłem się odezwać, Lu wybuchła płaczem błagając, żeby jej matka tego nie robiła.
- Sprawiedliwość musi być.
- Mamo... On i tak został pobity i prawie go jakiś pan zabił.
- Ludmiła... - warknąłem.
- Nie ważne, kochanie.
- Zanim jednak pani to zrobi, to proszę... Niech pani wyśle Ludmiłę do szkoły. Potrzebuje kontaktu z innymi dziećmi. Jest samotna i brakuje jej kolegów. Nie widzi pani?
- To chyba nie twoja sprawa?
- Nie, ale to dziwne, że dziecko woli zostać z porywaczem, niż wrócić do domu.
Ludmiła spojrzała na mnie smutno i rzuciła się w ramiona.
- Heej... - szepnąłem i otarłem kciukiem jej łzę. - Będzie dobrze. Wracaj do mamy.
- Będziesz mnie odwiedzał?
- Nie mogę... Ale jeśli ty będziesz chciała to twoja mama będzie wiedziała w jakim więzieniu będę. - zaśmiałem się.
- Nie będzie takiej potrzeby... Kiedy patrzę na nią, widzę, że musiała się z panem bardzo zżyć, co oznaczało, że nie miała źle. Ale kiedy tylko dowiem się, że kolejne dziecko zniknęło...
- Dziękuję. - szepnąłem, a po moim policzku spłynęła łza. - Nikt dla mnie nigdy nie okazał takiej łaski.
- Niech pan dziękuje Ludmile. - uśmiechnęła się sztucznie, wciągnęła córkę do środka i zamknęła drzwi.

* Story Of My Life - One Direction

wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 3 - On ma sny

* Leon

Od ponad piętnastu minut siedziałam w pokoju i sprzeczałem się z Violettą. Chcę pojechać na wyścig motocrossowy, a ona nie chce się zgodzić.
- Nie. - powiedziała, gdy po raz kolejny chciałem przekonać ją do swoich racji.
- Violka, noo...!
- Jest nielegalny, ktoś was złapie i pójdziecie siedzieć.
- Nie jestem pełnoletni!
- To jest powód, dla którego tym bardziej nie powinieneś iść. Mogę zadzwonić do twoich rodziców, a wtedy nie wypuszczą cię z domu.
- Nie zrobisz tego. - podszedłem do niej.
- Zakład?
- Okej, nie pojadę.
- Dziękuję. - przytuliła się do mnie, a ja się zaśmiałem. - Zaraz do ciebie przyjdę, tylko skoczę wziąść prysznic, okej? - uśmiechnęła się uroczo.
- Jasne.
Dziewczyna wzięła potrzebne rzeczy i wyszła z pomieszczenia zostawiając mnie samego. Położyłem się na łóżku i patrzyłem w biały sufit, myśląc o ostatnich wydarzeniach. Niestety mam skłonność bardzo szybkiego zasypiania i tak też by się stało, gdyby nie wszedł do pokoju Federico.
- Elo, tchórzu. - podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżka.
- O ile wiem nie tak mam na imię.
- Doprawdy? Leon... Twoje imię kojarzy mi się z lwem. - parsknął.
- Słuchaj młody. - wziąłem go za nadgarstek. - Jesteś tu nowy, więc nie podskakuj.
- Widzę, że nie jesteś takim mięczakiem... Jutro zawody, pamiętasz?
- Nie, wiesz.. Nie pamiętam. Co z tego, że biorę w nich udział.
- Lubisz czarny humor? - nagle zmienił temat.
- Nienawidzę. - prychnąłem.
- A ja kocham. Opowiem ci ka...
- Błagam, nie....
- Kiedy kierownik sklepu wrócił z obiadu zauważył że sprzedawca ma zabandażowaną rękę, lecz zanim zdążył go zapytać o ten bandaż, sprzedawca powiedział że ma bardzo dobrą wiadomość.
- Nie zgadnie Pan! - rzekł. - W końcu udało mi się sprzedać ten ohydny garnitur, który zalegał u nas na półkach tak długo!
- To odpychające różowo-niebieskie gówno z tymi podwójnymi kokardami?
Zapytał kierownik.
- Właśnie to!
- Świetnie! Myślałem, że nigdy się nie pozbędziemy tego szkaradztwa. To był najgorszy garnitur jaki mieliśmy. Ale czemu masz zabandażowaną rękę?
- Pogryzł mnie pies przewodnik tego klienta, co kupił garnitur. - zaczął się śmiać.
- Jezu....
- Albo słuchaj tego: Siedzi małżeństwo kanibali przy stole. Żona mówi do męża.
- Wiesz, Jake? My to mamy dobre dzieci. - chłopak, że tak powiem rżał jak koń.
- Fede, jak możesz się śmiać z własnych kawałów?
- Czekaj, mam lepsze. - na samą myśl roześmiał się - Czym się różni Żyd od harcerza?
- Nie wiem. - westchnąłem.
- Harcerz wraca z obozu! - położył się na łóżku i hamował napady śmiechu poduszką.
- To nie było śmieszne.
- Jezu, ty to drętwy jesteś. Słuchaj tego: W metrze:
- Halo, halo, zapomniał pan walizki!
- Allach akbar!
Patrzyłem na prawie duszącego się chłopaka i zastanawiałem za jakie grzechy siedzę razem z nim.
- Leon? - w pokoju pojawiła się moja dziewczyna. - Co mu jest? - wskazała na nadal śmiejącego się Federico.
- Śmieje się ze swoich, beznadziejnych kawałów.
- Violka... Si..Siadaj. - co z nim jest nie tak?
- Boże... - jęknąłem.
- W pociągu jadą garbaty i niewidomy. Garbaty był złośliwy i chciał dociąć niewidomemu mówiąc na głos, niby do siebie:
- O, jakie piękne widoki za oknem. Jaka wspaniała natura, zieleń drzew, błękit nieba...
Na to wkurzony niewidomy, nachylając się do garbatego i przyjaźnie klepiąc go po garbie:
- A kolega z tym plecakiem to też w góry?
Oboje zaczęli się śmiać, a ja patrzyłem na nich jak na idiotów. No dosłownie mało brakło, a by się podusili.
- Dlaczego anorektyczka jest smutna? - zaczął Włoch. - Bo ma jelito grube!
Po twarzy Violi spływały łzy. Błagam, przecież to jest słabe!
- Jak dziewczyny rozmawiają podczas okresu?
- Chyba nie chcę wiedzieć. - jąknąłem.
- Jak leci? - Violetta wypluła wodę, którą piła, prosto w moją twarz.
- Dlaczego kura chodzi z kogutem?
- Nie, tylko nie ty, Violka...
- Cichaj... To chyba będzie dobre. - zganił mnie Federico.
- Dla jaj.
Tym razem tylko ja i Violetta wybuchliśmy głośnym śmiechem. Włoch patrzył na nas jak na parę debili.
- Zawiodłem się, Vils... - po tych słowach wyszedł z pokoju.

* Ludmiła

Siedziałam na łóżku i prowadziłam ożywioną rozmowę przez Skype'a z Camillą i Francescą. Szczęściary, mieszkają obok siebie i mogą odwiedzać jedna drugą kiedy chcą. Ja najbliżej, bo nie całe pół kilometra mam do Violki i tego imbecyla.
- Widziałyście..?  - zaczęłam. - Otworzyli nowy sklep w tej galerii, w centrum.
- Tak, słyszałam. Byłaś tam? - zapytała Fran.
- Nie, ale zamierzam iść w najbliższy weekend. Podobno niezłe ciuszki są.
- Podobno ta cała psiapsióła Violki, Natalia, była.
- Ona? Myślałam, że takich lamusów tam nie wpuszczają. - prychnęłam.
- A jak dziewczyny sprawuje się nowy? - zapytała Fran.
No tak, jest rok starsza od nas. Chodzi do klasy z Diego. Kiedyś nawet ze sobą próbowali kręcić, als stwierdzili, że to nie to.
- Oj przestań. Idiota, totalny idiota.
- Nie jest taki zły. - stwierdziła Cami. Ona chyba żartuje..!
- A do tego przystojny... - rozmarzyła się Włoszka.
- Hej! Po pierwsze to on jest młodszy od ciebie. - zaśmiałam się nerwowo.
- Co z tego? Mój tato jest młodszy od mamy. Historia lubi się powtarzać. - uśmiechnęła się niewinnie Cauviglia.
- Ech... A po drugie....
- Po drugie to on jest zainteresowany tobą. - wtrąciła ruda.
- Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy...
- No bo, hej! Podrywał cię!
- Wcześniej spławił. Później powiedział, że wolałby, aby ludzki gatunek zanikł, niż ocalić go ze mną, a później upokorzył przy całej klasie!
- I czego ty się tak złościsz, hmm? - zaśmiała się Torres.
- Nie wiesz, że chłopak zdolny jest wszystko, by zwrócić uwagę dziewczyny? - dodała Francesca.
- A poza tym na lekcji mówił o twoich ustach...
- Że wyglądają jak botoks. - warknęłam.
- Ale zwrócił na nie uwagę. Normalnie chłopaki przyglądają się gdzie indziej. - dosłownie spłonęłam burakiem.
- Mógł powiedzieć pierwsze co mu przyszło na myśl.
- Ale ci się to podoba. - uśmiechnęła się chytrze ciemnowłosa.
- Co?
- Wasze sprzeczki.
- Lubisz go. - zaśmiała się Cami.
- Może.... Nie.. Nie. Nie lubię go.
- A te może - zaznaczyła to słowo w nawias - co oznacza?
- Zmieńmy temat, okej?
- Czemu?
- Bo jest... Ymm... Głupi...
- Głupia to jesteś ty, że jeszcze się za te ciacho nie bierzesz. - zaśmiała się Fran.
- Nienawidzę was. - jęknęłam.

* Violetta

- Już jestem. - weszłam do pokoju z dwoma szklankami soku pomarańczowego i postawiłam je na stoliku.
Usiadłam wygodnie w fotelu, tuż obok Natalii.
- Co się dzieje? - szepnęłam patrząc w ekran laptopa.
- Ten gnojek ją okradł i teraz gdzieś spierdzielił.
- Czyli to jednak on...
Od ponad godziny oglądałyśmy jakiś denny, detektywistyczny film.
- Dżizas, Naty. Wyżarłaś pół miski popcornu. - spojrzałam w puste naczynie i je przechyliłam, co spowodowało wypadnięcie kilku ziarenek.
- Wciągnęłam się, okej? - zaśmiała się.
- W popcorn czy film?
- To i to. Najwyżej będę gruba.
- Już jesteś. - klepnęłam ją w udo.
- Ech.. No wiesz? Dzięki... - obróciła się w bok i udała obrażoną.
- Oj no weź... Nawet jeśli będzie trzeba poszerzać ci drzwi, żebyś gdziekolwiek weszła, i tak będziesz najlepszą przyjaciółką...
- Gdzie? - nastawiła ucho.
- W Buenos Aires. - zaśmiałam się.
- Śpisz na podłodze, Violka.
- No weź... Pójdę chociaż na kanapę, albo do Federico.
- O, właśnie! Wiadomo co mu było?
- Tak i nie. - dziewczyna popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem. - Bo on wie i mi powiedział, ale reszta nie.
- Jak to?
- Nikomu nie powiesz?
- Nikomu.
- Słowo?
- Jasne.
- On ma sny... Ale nie zwykłe. Każdy ma jakieś znaczenie.

~~~~~
Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony przez te żarty. :')
Oglądał ktoś SL?
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Nadal czekam na prace konkursowe, mam nadzieję, że pamiętacie!

Kocham ❤❤❤

sobota, 14 maja 2016

Rozdział - Chciałbym obudzić się z amnezją

* Violetta
Wróciłam do domu zmęczona treningiem. Cheerleaderstwo to nie lada wyzwanie. Trzeba mieć naprawdę dobrą kondycję, aby dostać się do drużyny, no i oczywiście dobrze się ruszać. Kiedy tylko zamknęłam drzwi dopadła mnie Olga z pytaniami czy coś mi przyszykować, jednak jedyne o czym marzyłam to zimny prysznic i sen. Weszłam do swojego pokoju i na oślep rzuciłam torbę, od razu wychodząc z pomieszczenia.
- Mogłabyś trochę uważać. - usłyszałam czyjś głos.
Bez chwili namysłu cofnęłam się, a w moim pokoju zastałam Federico. Siedział wygodnie i przeglądał mój album ze zdjęciami, zajadając się przy tym żelkami.
- Kto to jest? - wskazał palcem na Alexa, jednak ja wyrwałam mu przedmiot z rąk.
- Nikt. - burknęła.
- Leon o nim wie?
- Co cię to tak interesuje?
- Poprostu chcę poznać moją siostrę. - uśmiechnął się chytrze.
- Nie powiesz mu...
- Czyżby Alex coś dla ciebie znaczył?
- Nie.
- To dlaczego nie mówić Leonowi?
- To mój przyjaciel... - westchnęłam.
- Przyjaciel? Czyżby?
- Ergh... Wyjdź z mojego pokoju! I ani słowa Leonowi!
- Spokojnie. Możemy zrobić układ. - zatrzymał się w drzwiach.
- Co? - zatkało mnie.
- Tajemnica za tajemnice?
- Okej...
* Leon
Zapukałem do drzwi państwa Castillo i odczekałem chwilę. Otworzyła mi Olga.
- Och, witaj Leoś. Viola jest na górze. - nie lubiłem, gdy ktoś używał zdrobniale mojego imienia, ale bez słowa poszedłem dalej.
Kiedy byłem przed pokojem mojej dziewczyny usłyszałem jak z kimś rozmawia.
- To niesamowite...
- Dla mnie to bardziej chore i straszne, ale jak tam wolisz. - w głosie Federico słychać było zmieszanie.
- Ale jak to się stało...?
- Nie mam pojęcia, ale błagam, nikomu.
- Jasne. Leon nie dowie się o Alexie wzamian za dyskretność w tej sprawie, dobrze zrozumiałam?
- Tak.
- Wiesz co? - zaśmiała się. - Nie jesteś taki zły.
- Ty też... siostro?
- Jasne. - na bank się właśnie przytulili.
Zastanawiało mnie kim jest Alex i dlaczego mam się o jim nie dowiedzieć. Czyżby Viola mnie zdradziła? Zaśmiałem się sam do siebie na tę myśl.
* Następny dzień *
* Federico
Podszedłem do wyznaczonej mi szafki, aby włożyć tam kilka rzeczy. Wcześniej dostałem kluczyk od dyrektora. Umieściłem tam kilka książek, a gdy zamknąłem drzwiczki zobaczyłem Ludmiłę.
- Co robisz z moją szafką? - zapytała wkurzona.
- Jest moja, dyro dał mi kluczyki. Nie wiem o co ci chodzi.
- 146 to mój numer, cwelu.
- Ta szafka ma numer 145, złotko, więc zluzuj stanik i nie wydzieraj się na mnie.
- Weź koleś wypierdzielaj z naszej szkoły, bo tylko atmosferę wokół psujesz.
- Czyżbyś miała krwotoki w miejscach, o których grzech myśleć? - zaśmiałem się.
- Krwotok to ci zaraz poleci z mordy, jak ci walne prawego sierpowego.
- Bolało jak spadłaś z nieba?
- Ja się urodziłam, ale ciebie pewnie tak. Widać, że wylądowałeś na ryj. - zaśmiałem się na jej słowa. - I takie teksty na mnie nie działają.
- Uwierz, nie miały na ciebie działać.
- Sugerujesz mi coś?
- Ja? Skąd... Ale jakbyś była jedyną samicą na Ziemi wolałbym, żeby nasz gatunek zanikł.
Odszedłem zostawiając dziewczynę w osłupieniu. Wszedłem do klasy, w której miała się odbyć wychowawcza lekcja. Usiadłem w ostatniej ławce przy oknie i obserwowałem naturę za oknem.
- Chciałbym obudzić się z amnezją. - podszedł do mnie jakiś chłopak, którego imienia nie znam, ale widać, że był starszy.
- Co? - zapytałem zdziwiony.
- Chciałbym obudzić się z amnezją. To twój ulubiony cytat.
Zatkało mnie. Kim on do cholery jest?!
- Skąd wiesz...?
- Czyli jeszcze nie wiesz.
- Czego nie wiem?
- Nie ważne, dowiesz się w swoim czasie.
- Ale skąd wiesz o cytacie? Nawet nie wiem skąd go znam. Siedzi mi w głowie odkąd pamiętam.  - byłem pod wrażeniem.
- Jest z piosenki.
- Jakiej? I skąd wiesz, pytam? - cała sytuacja mnie irytowała.
W tej samej chwili wszedł nauczyciel do klasy. Nawet nie wiem, kiedy zadzwonił dzwonek.
- Diego, idź do swojej klasy. - zawołał zauważając szatyna obok mnie, a ten bez słowa opuścił salę.
O co tu chodzi?!
- Słuchajcie - zaczął pan Pedro, jeśli dobrze kojarzę - doszły mnie słuchy, że wczoraj na lekcji historii były dwie osoby, ale o tym pogadamy potem. Fede, podejdź. - zwrócił się do mnie - Pewnie już każdy cię zna, ale opowiedz nam coś o sobie.
- Federico Pasquarelli, z pochodzenia jestem Włochem. Mieszkam z Violettą.
- Hmm... dobrze. A coś mniej oczywistego? Jakaś ciekawostka?
- Nie lubię się uczyć w dni zakończone na a i k. - część klasy się zaśmiała, rozumiejąc co powiedziałem.
- Okej, znasz może jakieś języki? - uśmiechnął się, ukazując tym samym, jak sądzę sztuczną, szczękę.
- Włoski, hiszpański, angielski i rozumiem po rosyjsku.
- Ooo... No proszę. Uczyłeś się rosyjskiego w szkole czy na własną rękę? - w rym momencie nie wiedziałem co odpowiedzieć. Prawdę?
- Nie uczyłem się go. - postawiłem na uczciwość.
- To skąd go znasz? - usiadł zamyślony przy krześle.
- Nie wiem. Kiedy zacząłem mówić i racjonalnie myśleć, znałem ten język.
- To jednak myślisz? - prychnęła Ludmiła.
- Tak. I myślę, że twoje usta to botoks. - uśmiechnąłem się najbardziej słodko jak potrafiłem. Cała klasa wybuchła śmiechem.
- A wiesz co ja o tobie myślę?!
- Załatwocie swoje sprawy na przerwie. - tą bezsensowną sprzeczkę zakończył wychowawca.
- Oni będą jeszcze parą. - usłyszałem, z któregoś końca sali.
W pewnym momencie poczułem dziwne kłócie w głowie, jakby coś rozsadzało mi czaszkę od środka. W oczach pojawiały mi się mroczki i obraz, jakby las.
Racja, niepokoiłem się trochę, ale to nie pierwszy raz, kiedy tak mi się dzieje. To zdarza się co roku, w tym samym dniu, miesiący, a nawet o podobnej godzinie.
Wszystko było dobrze, dopóki nie zobaczyłem ludzkich szkieletów, leżących w ogromnym rowie. To samo co w śnie, ale wystraszyłem się nie na żarty.
- Federico? Coś się dzieje? - dobiegały mnie czyjeś głosy.
- Ja wiem. - to chyba była Viola.
- Violetta, nie. - szepnąłem ostatkami sił.
Potem pojawiła się jakaś szara mgła. Następnie nastała ciemność. Głucha, ponura i znajoma mi skądś ciemność.

~~~~~~~
Hej ❤
Wiem, krótki, ale szczerze mówiąc nie miałam kiedy pisać. W tygodniu sprawdziany itd, a wczoraj byłam na nocowaniu w szkole, dzisiaj po siódmej wróciłam do domu i dopiero dwie godziny temu wstałam, a nadal jestem wykończona. XD
Macie jakieś teorie, co do historii?
Mam nadzieję, że podoba Wam się rozdział.
Kocham ❤❤❤

wtorek, 10 maja 2016

Rozdział 1 - Znasz go

* Federico

Obudził mnie dźwięk budzika. Znowu ten chory sen. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po moim pokoju. Wczoraj byłem zbyt zmęczony, aby zwrócić uwagę na cokolwiek prócz łóżka. Białe meble tworzyły lekki kontrast z granatowymi ścianami. Biurko stało w rogu pomieszczenia. Nad nim znajdowało się okno, a obok wisiała korkowa tablica. Naprzeciwko stały jakieś półki na książki, komoda i szafa. Łóżko było w drugim rogu, na wprost drzwi. Może nie był to największy pokój, ale mój. Mój i nikogo innego.
W domu dziecka w jednej, małej sypialni było nas czworo. Przebywałem zawsze między ludźmi, może dlatego wolę ciszę i spokój. Nie lubię hałasu i wszystkiego co z nim związane. Nieduży domek w oddali, na wsi - to moje wymarzone miejsce zamieszkania. Zdążyłem już zapoznać się z całą moją nową "rodziną". Może nie mamy najlepszych kontaktów, ale lepsze to niż pobyt w domu dziecka. I pewnie wam się wydaje, że zrobiłbym wszystko, aby wrócić do moich prawdziwych rodziców. Otóż nie.
Oddali mnie w wieku siedmiu lub sześciu lat, nie pamiętam dokładnie. Przez cały ten czas ani razu nie zadzwonili do mnie z pytaniem czy wszystko wporządku, nie odwiedzili, żeby zobaczyć jak się miewam. Nie chcieli mnie, okej. Przyzwyczaiłem się do odtrącania. Tak reagował każdy komu odważyłem się powiedzieć o tym co się ze mną dzieje. Nie raz byłem odsyłany do psychologa, bo mam "inny mózg". Każdy twierdził, że jestem zepsuty, że dom dziecka mnie zepsuł. Nie wiem skąd się bierze twierdzenie, że ludzie z takich ośrodków wyrastają na złodziei i wszystko co najgorsze. Nikt nie wie jak tam jest. Te środowisko nas przytłacza, większość nie może sobie poradzić. W rzeczywistości można tam spotkać o wiele milszych ludzi, niż ci z rzekomo dobrych domów. Nie lubię wracać do przeszłości, jest dla mnie zbyt bolesna. Z niewiadomego mi powodu, chyba tak mam w naturze, nienawidzę też planować wszelakich rzeczy z obawy, że coś mi w tym planie, którym tak bardzo się cieszyłem, przeszkodzi. Żyje chwilą. Tu i teraz, nic inne się nie liczy.
Wyszedłem z pokoju w kierunku łazienki. Było dosyć łatwo ją znaleźć, bo miała inne drzwi. Po wykonaniu porannych czynności zszedłem na śniadanie. Czekali na mnie wszyscy, od córki państwa Castillo, po ich gosposię.
- Och witaj mój drogi Fe.. Fed... - zawołała gosposia.
- Federico.
- Federico, zapamiętam. - uśmiechnęła się niewinnie.
- Odpowiada ci takie śniadanie? - spytała moja... matka, a ja kiwnąłem lekko głową.
- W domu dziecka pewnie takich rarytasów nie mieliście. - parsknęła Violetta.
- Violka...!
- No co? Mówię prawdę.
- Byłaś kiedyś u nas na śniadaniu? - zapytałem patrząc jej w oczy.
- Nie...
- Więc się łaskawie nie odzywaj. - wstałem od stołu i biorąc swoje rzeczy wyszedłem do szkoły.

***

Siedzieliśmy w klasie, podczas przerwy śniadaniowej. Co chwilę czułem na sobie ciekawskie spojrzenia ludzi, których nie znam. Szczególnie jakiś chłopak, który stał przy parapecie z Violettą. Chyba są parą. Również się mu przyglądałem. Miałem wrażenie, że jego twarz jest mi dobrze znana, ale najpewniej to tylko pozory.
- Cześć, Ludmiła jestem. - podeszła do mnie farbowana blondynka z krzywym uśmiechem. Za drzwiami zobaczyłem jakieś dziewczyny, uważnie przyglądające się sytuacji.
- Z kim się założyłaś? - spytałem biorąc z podłogi moje rzeczy.
- Co? - spytała zaskoczona.
- Jesteś głucha, czy głupia?
- Ludmiła, mówiłam już. - prychnęła. - Skąd wiesz, że się założyłam?
- Myślisz, że ci powiem? - zaśmiałem się i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Wiesz co, Federico? Chciałam być miła, ale nie to nie. Jeszcze będziesz na kolanach za mną łaził. - obróciła się na pięcie i odeszła.
- Zobaczymy...
Zadzwonił dzwonek na lekcje, a po chwili każdy, oprócz nauczyciela był już w klasie.
- Co teraz mamy? - zapytałem się jakiegoś chłopaka, który siedział przede mną.
- Historia.
- A jakie tematy macie?
- II wojna światowa.
Jęknąłem w duchu. Nie lubiłem historii, a w szczególności tych tematów, pomimo że zawsze dostawałem szóstki ze sprawdzianów i za aktywność. Był to dla mnie bardzo drażliwy dział, nie lubiłem go, jakby chciałem zapomnieć o wszystkim.
- Ej, ludzie! - krzyknąłem, a wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie. - Wiejemy?
- Chcesz uciec w pierwszym dniu? - spytała rudowłosa dziewczyna.
- Chcesz się uczyć o wybuchach, mordowaniu i największej makabrze jaką widział świat?
- Tak.
- Błagam cię, przyjdź dzisiaj do Violetty, a opowiem ci wszystko w krótszym czasie, ale ciekawiej i będziesz błagała o więcej. - parsknąłem. - Idzie ktoś czy nie?
Rozejrzałem się po klasie, ale nikt nawet nie pomyślał o wstaniu z krzesła.
- Jezu... jakie tłumy. Nie pozabijajcie się czasem. Nie to nie, wy tracicie nie ja.
Już miałem chwycić za klamkę kiedy usłyszałem znajomy mi głos.
- Czekaj. Ja idę.
- Violetta? Nie żartuj sobie ze mnie.
- Nie żartuje.
Zaraz po niej wstały kolejne dziewczyny, aż na krześle siedziało kilku chłopaków, ruda, Ludmiła i Leon, jeśli dobrze kojarzę.
- Serio? Chłopaki u was są bardziej tchórzliwi od dziewczyn. Ludmiła, idziesz czy zostajesz z cieniasami? - zapytałem wymownie.
- Po twoim trupie. - warknęła, ale wstała i dołączyła do nas.
- Leon, Cami, Maxi...? - spytała jakby z nadzieją szatynka, a ostatni z wymienionych i pozostali do nas dołączyli. Zostali tylko Ruda i kochaś Violki.
- Nie. - odpowiedzieli równocześnie.
- To my idziemy, a kto tchórzy ten zostaje. Ciao! - zaśmiałem się i wyszedłem z klasy.
Po drodze nie obyło się bez podejrzliwych spojrzeń innych uczniów i pracowników szkoły, ale udając, że ich nie widzimy wyszliśmy z budynku udając się w stronę jakiegoś parku.

*** kilka godzin później ***

Naprawiałem ten motocykl już dobre trzy godziny, jednak nadal nie wiem co się stało. Dziwne, bo gdy rano tutaj byłem, wszystko było wporządku, a teraz nagle nie chce jeździć. Zajrzałem jeszcze raz w silnik, następnie sprawdzając stan paliwa, niestety na nic się zdały moje starania. Ze złości kopnąłem pojazd, powodując jego upadek.
- Szlag by to trafił...! - mruknąłem do siebie.
- Co mówisz?
- Cholera, Gery, ostrzegaj. Mało zawału nie dostałem.
- Przepraszam... - zaśmiała się. - Co porabiasz?
- Próbuję naprawić ten gruchot. - poklepałem siedzenie motocyklu.
- Co mu? - usiadła za kierownicą.
- Odpalić nie chce.
Dziewczyna na moje słowa przekręciła kluczyk, co spowodowało warkot silnika.
- Nie? Chyba kłamiesz... - uśmiechnęła się zwycięsko.
- Jak?!
- Serio? Takiej prostej rzeczy nie umiesz jak odpalić silnik?
- Na Boga przysięgam, że nie chciał.
- Oj, Leoś, Leoś... Czasem mam wrażenie, że żyjesz czasami wojny. - rozczochrała mi włosy i zeszła z pojazdu. - Spadam, muszę pouczyć się na biologię.
- Cały czas zapominam, że jesteś jeszcze w gimnazjum. Idź, bo pewnie rodzice się martwią.
- Mówisz jakbyś był niewiadomo jak starszy.
- Jestem.
- Rok... Dobra, serio spadam. - ucałowała mnie w policzek i poszła.
Szalona jest ta dziewczyna, ale kocham ją prawie tak samo jak Violettę. Jest moją kuzynką i przyjaciółką w jednym. Niestety pomimo tego nie powiedziałem jej o pewnej rzeczy. Moje rozmyślania pewnie trwały by dłużej, ale zawitał do mnie Diego.
- Leon...
- Co jest? - nie lubiłem go, ale miałem swoje powody.
- Musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Mamy. - obrócił mnie w swoją stronę. - Federico.
- Co mnie obchodzi jakiś koleś.
- Nie udawaj.
- Czego?
- Znasz go. Obaj go znamy. - powiedział z kamienną twarzą.

~~~~~~
Hej ❤
Tego się spodziewaliście?
Jak się podobał pierwszy rozdział? Lubicie już kogoś, a może nie? Czekam na opinie.
Przypominam o konkursie, czas macie do końca maja, ale jak coś możemy przedłużyć.

Kocham ❤❤❤

niedziela, 8 maja 2016

Prolog


- Вставать, вставать! Быстро! Этот рассвет! (tł. Wstawać, wstawać! Prędko! To świt!) - wszystkim już na pamięć znane były słowa wypowiadane przez rosyjskiego oficera. I młodzi, i starzy bez zbędnego "ale" musieli wstawać z łóżka. Brunet także od świtu ciężko pracował w obozie. Przenosił taczki pełne gruzu i drewniane bele. Podobny los podzieliło setki innych osób. Ubrania mieli poniszczone, porwane w wielu miejscach. Dawne mundury z oddziału spalone na ich oczach. Mieli jedną szansę na tysiąc by uciec za mur. Ich przeznaczeniem od teraz była śmierć. Młody chłopak był na Sybirze jednym z najmłodszych, a to skutkowało u Rosjan bardziej srogie traktowanie. Pomimo szesnastu lat nie poddawał się i nie raz udowodnił, że jest silny jak nie jeden dorosły mężczyzna. Był wieczór, po "kolacji", ale posiłkiem tego nazwać się nie da. Szara papka i pół szklanki wody. Czasem ktoś dostanie miseczkę ryżu. Mężczyźni szykowali się do spoczynku, a najmłodszy przyglądał im się zamglonymi oczami. Był tu trzy tygodnie, a już obojczyki były widoczne, wory pod oczami z dnia na dzień coraz większe. Podszedł do stolika, gdzie znajdowało się kilka kartek i pióro. Zasiadł przy nim i zaczął myśleć do kogo napisać. Mógł do rodziny, chodź nie miał pewności czy jeszcze żyją. Dwójka najlepszych przyjaciół, ale pewności także brak. Sybir, 23 marzec 1943 r. Witaj przyjacielu! Żyjesz ty jeszcze, czy może nie? Mam nadzieję, że wszystko w porządku u Ciebie. A przynajmniej, że lepiej niźli u mnie. Tortury stosują straszne tutaj na Sybirze. Co dzień harujemy, ścinamy drzewa, wozimy jakieś taczki pełne gruzu. Na cały dzień mamy dwa posiłki - śniadanie i kolację. Ubogie co prawda są, ale lepsze to jakbyśmy mieli nie jeść nic. Jesteśmy tu trzeci tydzień. Ginie bardzo dużo osób. Powody są różne, jedni z wycieńczenia, inni ze starości, jeszcze inni na różne choroby, a pozostali zostali zwyczajnie zabici. Ciężko jest mi żyć myśląc, że podobny los i mnie czeka, ale cóż poradzę... A Ty? Jesteś jeszcze w naszej armii? Swoją drogą, nie wiem kogo bardziej nienawidzę, Niemców czy Rosjan. Oba ludy serca mają czarne jak smoła. Przekaż Diego, że następny list będzie do niego. Bardzo za Wami tęsknię i mocno ściskam. Proszę, odpisz jak najszybciej, gdyż dni moje są policzone. Jeśli to ostatni mój list, wiedzcie przyjaciele, że kochałem Was jak braci. Federico
Odłożył narzędzie i ruszył do swojego łóżka. Większość mężczyzn była już w pół śnie. Jedna lampa na całe długie pomieszczenie dawała małą smugę światła. Po godzinie zasnął niespokojny. Czuł jakby jutro miało się stać co złego. Wcale się nie mylił... Około godziny obiadowej dwudziestu mężczyzn zostało zaprowadzonych do trzech ciężarówek. Alianci patrzyli na nich z pogardą gdy przesuwali się po lesie brzozowym. Wśród nich szedł przestraszony brunet, głowę miał zwieszoną. Bał się spojrzeć im w oczy, oczy pełne chciwości i nienawiści. Ustawiono ich obok siebie przed wielkim dołem. Część zacisnęła oczy wiedząc jaki czeka ich los, a część, w tym młodzieniec spojrzeli w dół. Na pewno nie spodziewali się tego co tam zobaczą. Ciała. Martwe ciała. Zakrwawione, niektóre już w stanie rozpadu. Była ich setka a oni mieli do nich dołączyć. Mundurowi zbliżyli się do nich po kolei przystawiając lufy pistoletów na tył głów jeńców. Po dziesięciu minutach żywy został jedynie najmłodszy. Aliant podszedł do niego i przyłożył broń do lekko spoconej skroni. Dłonie młodociana zacisnęły się na porwanej i brudnej czerwonej koszuli. Zamknął oczy wiedząc, że to jego koniec, zaraz dołączy do tych w rowie. Miał dopiero szesnaście lat i już miał umrzeć z rąk ludzi o czarnych sercach. Nie pożegnał się z rodziną, przyjaciółmi. To bolało najbardziej. Prawdopodobnie jego ciało pozostanie tam na wieki z innymi. Przeżył najlepsze chwile i teraz jest najgorszy czas. Nigdy się nie zakochał, a miał już niezwykły plan na przyszłość, o którym miała dowiedzieć się jego ukochana. Jedno pociągnięcie za spust, przenikający ból w czaszce, a potem ciemność.
~.~.~.~.~.~.~.~.

Ja żyję ok?!

Mamy prolog drugiej historiiw współpracy z Alexys. Mamy nadzieję, że się spodoba xoxo.
Niedługo powinien pojawić się One Shot ode mnie :)

czwartek, 5 maja 2016

Epilog

* jakiś czas później *

Był wczesny kwiecień, jeszcze przed piętnastym. Pogoda bardzo dopisywała. Gdzieniegdzie pojawiały się już żółte mniszki lekarskie, czasem motyle. Ptaki również pięknie śpiewały. Chciałoby się powiedzieć, że wiosna pełną parą. Temu pięknemu krajobrazowi przeszkadzała jedna rzecz. Smutek. Ktoś kiedyś powiedział, że smutek nie jest przeciwieństwem szczęścia, ale jego brakiem. Mawiane też są słowa, że szczęście zawsze poprzedza smutek. Kto mówi prawdę? Kto się myli? Kogo to tak naprawdę obchodzi? Napewno nikt o tym nie myśli. Nie w  takiej chwili. Gdy ma być pochowany ktoś bliski. W takich momentach uświadamiamy sobie jak kruche i krótkie jest życie. Jacy jesteśmy głupi myśląc o wszelakich samobójstwach. Bo życie to największy dar i ma się tylko jedną szansę na prawidłowe wykorzystanie jego.
Pogrzeb - nie kojarzy nam się z niczym dobrym, prawda? Przynajmniej niczym przyjemnym dla nas. To jedyny dzień, w którym wszyscy nas lubią. Napewno?

Verdas - wszystkim przybyłym znane nazwisko. Niektórym, aż za bardzo. Jedni go kochali, inni nienawidzili. Mawiali, że był dobrym człowiekiem, pomimo tylu krzywd wyrządzonych ludziom. Leon tak nie uważał. Nienawidził go z całego serca. Żałował, że jest jego rodziną.
- Szybko uwinął się z tego więzienia. - parsknął do stojącego obok Federico.
- Daj spokój...
- On cię próbował zabić. Wcale mi go nie szkoda. Idiota zasługuje na to.
- Leon... To twój ojciec.
- Ojciec, który okłamywał mnie przez całe życie, dzieciorób, morderca i egoista. Taki z niego tatuś był.
- Ja mu już wybaczyłem. Ty też powinieneś. - szepnął Włoch i podszedł do Ludmiły.
Stali w ciszy. Rozmowa nie była im potrzebna. Oboje doskonale rozumieli się bez wypowiadania słów. Blondynka wiedziała, że wszystko co powie może rozdrażnić Federico. Od operacji stał się lekko nerwowy. Chodzi z tym do psychologa. Nie może znieść myśli, że ma w sobie cząstkę innego człowieka. Nienawidził, gdy ktoś wspominał o tym przeszczepie. Jak na swój wiek zachowywał się jednak nadzwyczaj dojrzale.
Nadszedł czas na zakopanie trumny. Gdzieniegdzie wybuchały płaczem jakieś osoby. Nawet Federico wypłynęła łza. Nie na długo nacieszył się ojcem. A kiedy mógł z nim być, mieli wrogie stosunki. Teraz, pomimo wszystkiego, chciałby cofnąć czas. Spędzić więcej chwil z tatą. Jednak było za późno. Po twarzy bruneta płynęło coraz więcej łez. Kiedy już zostało tylko kilka osób odważył się podejść do grobu. Spojrzał na tabliczkę mówiącą, o tym, że mężczyzna zmarł trzy dni temu. Zmówił pacierz i czuwał około godziny, aż nie zabrała go stamtąd Ludmiła.
Jakiś znajomy policjant mówił, że Benito bardzo się załamał, po wiadomości, że jego syn, praktycznie przez niego wylądował w szpitalu i chciał naprawić relacje, a w ramach zadośćuczynienia zdecydował się na bardzo ważny czyn.
Federico nie wie, że nerka, którą w sobie nosi pochodzi od jego ojca.

środa, 4 maja 2016

Rozdział 25 - Kiedyś musi nadejść koniec

* Ludmiła

Sama nie wierzę w swoje szczęście. Federico jest naprawdę kochany. Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca, gdzie mógł mnie zapytać o chodzenie, niż katedra. Ten budynek ma coś w sobie. Jakąś moc, którą przyciąga do siebie ludzi. Nawet z Violettą potrafiłyśmy zachowywać się normalnie.
- Fede, coś się dzieje? - usłyszałam z tyłu zmartwiony głos Violetty.
- Nie. - uśmiechnął się smutno.
- Co jest skarbie? Nie wyglądasz za dobrze. - podeszłam do niego i złapałam za dłoń.
- Ty jej na to pozwalasz? - zapytała, wyraźnie zdziwiona, szatynka.
- Jesteśmy razem. - odparłam i spotłam nasze dłonie.
- Gratuluję stary. - podeszli do niego Leon i Maxi, a następnie Camila.
- Cierpliwości. - szepnęła na tyle głośno, żebym mogła to usłyszeć, Violka tuląc się do mojego chłopaka.

* jakiś czas później *

* Leon

- Nazwa ulicy Fleet przypomina o, kiedyś bardzo dużej, rzece płynącej tutaj. Teraz nie zobaczycie jej gołym okiem, chyba że przy samym ujściu do Tamizy, pod mostem Blackfrairs. - siedzieliśmy w hotelu i słuchaliśmy Josha, który opowiadał nam ciekawostki o Londynie.
Poznaliśmy go podczas próby. Jest w naszym wieku i również bierze udział w konkursie.
- The Fleet River ma swoje źródła na wzgórzach Hampstead Heath, gdzie wypełnia sobą trzy, sztuczne  jeziorka zwane Hampstead Ponds. Największe z nich służy latem, przy dobrej pogodzie jako basen dla mężczyzn, te najładniejsze dla kobiet, a ostatnie bez płciowej segregacji. Chodziły kiedyś plotki, że ten kto utopi się we Fleet, utknie między życiem, a śmiercią. Koniec końców obalono tą pogłoskę, ale jak jest naprawdę nie wie nikt.
- Skąd ty wiesz to wszystko? - zapytała Camila. Wyraźnie była zainteresowana.
- Lubię historię. To tyle. - zaśmiał się brunet. - Powiedzieć Wam o czymś jeszcze?
- A może...
- Idziemy na London Eye? - spytałem znudzony.
- London Eye powstało w.... - zaczął Avery.
- Skończ.
- Leon, mogę cię na chwilę? - spytała Viola uśmiechając się sztucznie.
Poszliśmy do łazienki, a z pokoju dopadło nas jedno, wielkie 'Uuu'.
- Czemu jesteś dla niego taki niemiły?
- Nie widzisz jak na ciebie patrzy? - mówiliśmy szeptem.
- Leon, idioto... Wiesz, że tylko ciebie kocham. - na potwierdzenie swych słów mnie pocałowała.
- Okej, wierzę ci. - zaśmiałem się i wyszliśmy z pomieszczenia.

***

Zatrzymaliśmy się przed szukanym przez nas obiektem. Kapsuły London Eye, ku naszemu zdziwieniu były naprawdę duże.
- Ile się tu mieści osób? - zapytał Fede.
- Około dwudziestu pięciu. Z daleka wyglądają na małe, ale to pozór.
- A jak teraz wejdziemy to ile tam spędzimy czasu? - spojrzałem zdenerwowany na zegarek.
- Koło dopiero się napełnia i współczuję tym co wsiadają do pierwszej kapsuły. Jest kolejka około stu osób, więc to będą zaledwie cztery. Sam nie wiem. Rzadko tu bywam, ale wiem, że można sobie rezerwować miejsca. (A. Z tą rezerwacją to jak jest, nie wiem. Wymyśliłam to na potrzeby opowiadania.)
- To może chodźmy teraz do tej kawiarni i przyjdziemy na umówioną godzinę. - zaproponował Maxi.
- A może do Cafe Loren? Jest za rogiem. - wtrącił Josh. - Fajny klimat, dobre jedzenie, kawa...
- Prowadź.
Szliśmy około pięciu minut, nie dłużej. We wnętrzu budynku panowały ciepłe barwy. Stoliki były poustawiane perfekcyjnie równo. Można by powiedzieć, że byli przygotowani nawet na przybycie królowej Elżbiety II. Tak przy okazji, niestety nie mieliśmy szczęścia i flaga była opuszczona.


* sobota, przed występem *

- Napewno wszystko dobrze? - lekko gładziłem brata po plecach.
Nie wiem co mu się stało. Stał blady i zaczął kaszlać. Martwię się o niego. Co gorsze, mama do mnie dzwoniła i mówiła, że ojca wreszcie skazali. Teraz jest jeszcze bardziej nikłe znalezienie  dawcy. Fede ostatnio miał mniej energii niż zawsze. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Oczywiście nic mu nie mówiłem. Wtedy by się totalnie załamał, a tego nie chcę. Zwłaszcza przed występem.
- Masz tu wody. - szklankę z cieczą podała mu Angie, a on tylko kiwnął głową, co miało znaczyć "dziękuję".
Upił trzy łyki wody i nagle przestał, jakby zobaczył ducha. Z korytarza pobiegł do garderoby. Ruszyłem za nim nie wiedząc o co mu chodzi. Kiedy dotarłem na miejsce, zobaczyłem, że Fede poprawia swoją grzywkę.
- Głupku... - szturchnąłem go w ramię, śmiejąc się. - Myślałem, że coś ci się stało.
- Grzywka była potargana. - uśmiechnął się niewinnie.
- To tylko grzywka, idioto.
- Fede, teraz twoja kolej. - powiedział Maxi, uchylając lekko drzwi.
- Pomyślnej próby! - krzyknąłem za bratem i zostałem sam, z kumplem w garderobie.
Rozmawialiśmy sobie w najlepsze, kiedy nagle doszedł nas panujący wokół gwar. Wyszliśmy na korytarz w poszukiwaniu przyczyny zamieszania. Ku naszemu przerażeniu dobiegał ze sceny.
- Nie, tylko nie on. - powiedziałem sam do siebie i przekląłem się w myślach za kiedyś wypowiedziane słowa: Był bliski śmierci trzy razy. Kiedyś musi nadejść koniec.
Weszliśmy niepewnie na scenę, gdzie na środku leżał mój brat, obok siedzieli nauczyciele, dyrektor tej całej szopki co miała się odbyć, zapłakana Ludmiła oraz spanikowane Violetta i Camila.
- Ruszcie się ktoś i dzwońcie po pogotowie! - krzyknął Pablo, a Viola, jakby wybudzona z transu chwyciła za telefon.
Zdarzeniu z daleka przyglądali się uczniowie innych szkół, które biorą udział w konkursie. Podbiegłem do Federico i chwyciłem go za dłoń. Był blady, a z nosa pociekła mu krew. Wnioskuję, że spadł z krzesła.
- Dlaczego ty mi to zawsze robisz? Co?! Dlaczego?!
Nie mogłem, a raczej nie chciałem uwierzyć w to co się dzieje.
- Nie wyczuwam pulsu! Przyprowadził ktoś tego lekarza?! - krzyknęła Angie.
On nie może umrzeć. Za dużo przeszedł. Nie może. Oparłem się o ścianę, po chwili z niej zjeżdżając. Schowałem twarz w dłonie i płakałem. Jak jeszcze nigdy.

~~~~~
Cześć ❤
Chyba najkrótszy rozdział w historii bloga i przyznam, że mi się nie podoba.
No to jeszcze epilog i koniec. Mogę zdradzić jedynie, że następna historia będzie całkowicie inna.
Przypominam o konkursie.

Kocham ❤❤❤