piątek, 31 lipca 2015

One Shot Fedemila- All you need is love cz.3

          Lu obudziła się z mdłościami. Przyzwyczaiła się do tego, że codziennie kiedy wstanie idzie zwymiotować. Wstała z łóżka i poszła do łazienki. Skorzystała z toalety, wychodząc przelotnie spojrzała w lustro. Zatrzymała się widząc lecącą krew z nosa. Szybko wzięła wacik do demakijażu i wycierała czerwoną ciecz. Nagle w odbiciu zauważyła narzeczonego opierającego się o framugę drzwi. Był w samych bokserkach, na jego widok nogi Lu się ugięły. Federico podszedł do dziewczyny, odwrócił ją w swoją stronę i wytarł krew kciukiem pokazując rząd białych zębów.
-Witaj księżniczko.
-Dzień dobry mój królewiczu.-uśmiechnęła się do Passquerlliego
 Wziął Ludmi na ręce i zaniósł ją do sypialni i położył na łóżku.
-Moje skarby nie powinny się przemęczać.- dotknął jej lekko zaokrąglony brzuch. Położył się obok niej, a ona się wtuliła w jego tors. Leżeli tak, dobre piętnaście minut, nie odzywali się nie było im to potrzebne. Wystarczyło to że byli razem.
-Co chce królowa na śniadanie?- odezwał się jako pierwszy dwudziestotrzylatek. 
- To nie jestem już księżniczką?-spytała z wyrzutem.
-Księżniczka awansowała.-Pocałował  swoją "królową" w skroń.- To co chcesz na śniadanie?-ponowił pytanie Feder.
-Może zjemy gofry, albo naleśniki.-zaproponowała blondynka.
-A może to i to.
-Nie uważasz, że to za dużo na raz.
-Musisz się zdecydować, kochanie.
-To...hmm... Chce... Tosty.- uśmiechnęła się zuchwale.
-Już idę robić.- namiętnie pocałował i wstał. Nałożył spodnie od dresu i niebieską koszulkę.Zszedł na dół do kuchni, przygotował składniki na tosty.Miał szczęście że był chleb tostowy i nie musiał iść po niego do sklepu.Z lodówki wyjął wędlinę, ser i cebulę.Podłączył do prądu toster i pokroił cebulę. Po przygotowaniu kanapek włożył je do opiekacza. Gdy tosty już się szykowały, dwudziestotrzylatek przygotował świeży sok z pomarańczy. Po usłyszeniu piknięcia opiekacza włożył następną porcję.
          W tym czasie Ludmiła wzięła prysznic i zrobiła delikatny makijaż. Wybrała ten strój.Włosy lekko pofalowała. Gdy wyszła z sypialni poczuła zapach kanapek na gorąco. Wchodząc do kuchni zobaczyła swojego narzeczonego przygotowującego sok pomarańczowy. Podeszła do niego i przytuliła się do jego pleców.
-Kochanie, ile mam na ciebie czekać? Mieliśmy iść do centrum. Muszę kupić sobie ubrania.
-Zjemy śniadanie i pójdziemy. Wyjęłabyś talerze i szklanki.- blondynka nie odpowiedziała. Zniosła naczynia do jadalni. Wróciła do kuchni i wzięła dzban z sokiem a Feder tosty i ketchup.Zasiedli na przeciwko siebie i zaczęli konsumować kanapki. Ciszę przerwał Włoch.
-Jak myślisz będziemy mieli chłopca czy dziewczynkę?
-Ważne by było zdrowe.-a nie tak jak ja.podpowiedziała jej podświadomość.Resztę posiłku zjedli w ciszy. Federico poszedł wziąć prysznic i się ubrać.Wybrał ten strój:

                      
Gdy zszedł Ludmi czekała już.
-Gotowy?- spytała go narzeczona
-Mhm.-Federico złapał Lu za rękę i wyszli z domu.Spacerowali po parku kierując się do centrum. Gdy dotarli do galerii ruszyli wpierw do sklepów z odzieżą ciążową. Wybrali razem kilka stroi;
                                                         Znalezione obrazy dla zapytania stroje ciążowe 
                                                         Znalezione obrazy dla zapytania stroje ciążowe
                                                         Znalezione obrazy dla zapytania stroje ciążowe
                                                         Znalezione obrazy dla zapytania stroje ciążowe
                                                 Znalezione obrazy dla zapytania stroje ciążowe
     Po zakupach, które trwały 4,5 godziny, Narzeczeństwo udało się do pobliskiej kafejki. Federico jak zwykle zamówił szarlotkę z lodami śmietankowymi i bitą śmietaną, a do tego latte. Ludmiła złożyła zamówienie na tartę cytrynową i cappuccino.Para rozmawiała o ślubie, a także o przyszłych narodzinach ich szkraba. Postanowili wybrać się do sklepu z odzieżą niemowlęcą. Skupili się na wypatrzeniu odpowiedniego wózka. Zainteresował ich tylko jeden.
          Znalezione obrazy dla zapytania wózki dla niemowlaków
Zbliżało się wieczór, więc postanowili wrócić do domu. Po powrocie mężczyzna postanowił się położyć.Nie mógł zasnąć, ciągle myślał że narzeczona coś ukrywa. Wziął do ręki telefon i odblokował[ Hasło Fede; LUSIA]. Wszedł na internet i wyszukał co mogło spowodować krew z nosa jego skarbu. Wszedł w pierwszy lepszy link i przeczytał
Przyczyny krwawienia z nosa to najczęściej błahy uraz czy niegroźny katar w przebiegu przeziębienia. Jednak czasami krwawienie z nosa może być spowodowane poważnymi schorzeniami, np. nadciśnieniem tętniczym, miażdżycą, a nawet nowotworami. Sprawdź, jakie mogą być przyczyny krwawienia z nosa. 
        Lu nie była przeziębiona. Ale czy to możliwe aby miała raka?- pomyślał po czym zerwał się z łóżka. Podszedł do szafki gdzie trzymali dokumenty.wziął odpowiedni segregator, znalazł wypis Ludmiły ze szpitala.
     
     ROZPOZNANIE:
Białaczka
Ciąża- 5 tydzień.

-A..a..ale jak?- spytał sam do siebie. Z jego oczu poleciały słone łzy. Zbiegł do salonu. Zastał tam swoją narzeczoną wpatrzoną w ekran laptopa.
-Co to ma być?!!!-krzyknął przez łzy rzucając kartkę na ławę przed nią. Ludmiła tylko zobaczyła że to wypis z jej wypadku. Wzrok przeniosła na bruneta.
-Federico, jaj ci to wszystko wytłumacze.-Powiedziała powstrzymując płacz.
-WYTŁUMACZYSZ!! Co wytłumaczysz!!!-krzyczał, był wściekły. Lu zalewała się łzami. Po chwili mężczyzna kucnął przy niej. Wziął jej twarz w dłonie i nakierował ją tak by na niego spojrzała.- Dlaczego?- spytał już spokojnie, z wyrzutem.
-Nie chciałam ciebie martwić. Traktowałbyś mnie jak niepełnosprawną. Niedługo i tak umrę. Albo urodzę i umrę, albo stracimy je, a po miesiącu i tak umrę. Federico dajmy żyć tej istotce, ja już przeżyłam to co dla mnie najważniejsze, spełniłam swoje marzenia- mam ciebie. Chce moje ostatnie chwile spędzić z Tobą. Kocham Cię.- oboje płakali podczas wypowiadania tych słów przez blondynkę.
-Kocham Was.
^_^_^_^_^_^_^_^_^_^_^_^_^_^_^
BUM!
Hejka. Wróciłam z wakacji :)
Oto trzecia cześć One Shota o Fedemilce
Szczerze, podoba mi się tylko ostatnia wypowiedź Lu.
Ciao !!!
CZEKAMY NA WASZE ZAMÓWIENIA NA ONE SHOTA W ZAKŁADCE 'ZAMÓWIENIA'

sobota, 25 lipca 2015

Notatka- informacyjna

Cześć
Z tej strony Blanca. W 'Urodzinkach bloga' D.Pasquarlli napisała, że jestem nad morzem i wracam w sobotę (dzisiaj). Jednak mój wyjazd się przedłużył, niestety nie wiem na ile.

Trzecią część One Shota i zamówienie postaram się dodać zaraz po powrocie do domu.

Mam nadzieję,że nie jesteście źli  :)
Blanca Verdas <3

wtorek, 21 lipca 2015

Urodzinki bloga + OS niespodzianka!

Heej kochani!! ♥

Ktoś wie co dzisiaj jest??
Dokładnie 2 miesiące temu razem z Blancą Verdas postanowiłyśmy, że założymy nowego bloga o konkretnych parach. Tego samego dnia utworzyłam go i dodałam prolog. (Który jakimś cudem mi się usunął xD)
Nie było miesięcznicy, gdyż jeszcze wtedy nic nie miałyśmy do opublikowania i żadna z nas nie znała daty.

Zanim oddamy w wasze ręce OS napisany przeze mnie w całości chciałybyśmy wam podziękować!!

To dzięki wam ten blog istnieje. Wy okazaliście nam wsparcie w ciężkich chwilach. (Pomimo, że była jedna lub dwie) To wy czytacie te bazgrołu, które z trudem lub łatwością przychodzą nam do głowy. Każdy jeden komentarz od was wywołuje na naszych twarzach ogromny uśmiech! To tak jak dostać coś o czym się zawsze marzyło! Dosłownie! Chociaż jest was narazie niewielka gromandka czujemy, że mamy dla kogo pisać!

Dziękujemy wszystkim czytelnikom. Tym którzy komentują lub nie.. Każdemu! Nie będziemy wyliczać, bo nie chcemy pominąć kogoś i nie chcemy, żeby ktoś czuł się urażony. Dziękujemy wszystkim!! ♥♥

A teraz oddaję to nad czym pracowałam od połowy czerwca!


~~[]~~~~[]~~~~[]~~~~[]~~~~[]
Akcja rozgrywa się w Polsce.

UWAGA!!
1. Występuje język obcy! (rosyjski)
2. Tekst będzie tłumaczony w nawiasach.
3. One Shot zawiera dwie części!

Można się zakochać nie znając tej osoby i nie wiedząc o niej praktycznie nic? Odpowiedź jest prosta. Normalnie pewnie powiecie, że nie, ale po przeczytaniu tej historii zmienicie zdanie.

~ Miłość to siła wyższa, która nas ciągnie do tej, a nie innej osoby. ~

19.06.2014 r. czwartek
Był słoneczny dzień, Uroczystość Bożego Ciała jak dobrze pamiętacie. Następnego dnia miała wyruszyć pielgrzymka ze szkoły do miejsca pochówku dyrektora szkoły, który zginął podczas wojny. Znajdował się ok. 25 km. od placówki. Na dotarcie mieli dwa dni. Szedł kto chciał uczeń, dorosły. Pierwszego dnia co roku pokonywali 15 km. Drugiego 10 km. Ostatniego dnia (trzeciego) była cała uroczystość. Msza, uroczysty obiad, a kto chciał po południu, najczęściej wieczorem szedł na biesiadę.
- To jak idziemy jutro na tą pielgrzymkę? - Z kuchni można było usłyszeć głos Marii.
- No nie wiem. - odezwał się Federico.
- To jest daleko. - wtrąciła Violetta.
- Oj dajcie spokój dzieciaki. Przecież jak nas nogi będą boleć to tato przyjedzie i nas zabierze. - negocjowała pani Castillo.
- I ciasto będzie. - dodał Fede.
- No dobra. Możemy iść. - powiedziała nastolatka - To, o której pobudka?
- O 8:00 wyruszamy, więc o wpół do siódmej pobudka. Wstaniecie, dzieciaki?
- Jasne. - powiedzieli równo.

20.06.2014 r. piątek
- Kiedy idziemy? - jęczał młody Castillo.
- Jezu, ile tu ludzi. - stwierdziła Viola.
Nawet trochę młodzieży z zagranicy było. Właśnie szedł jakiś chłopak. Dziewczyna dobrze mu się przypatrzyła. Na początku wydał jej się niezbyt, ale po chwili stwierdziła, że jest całkiem ładny. Chyba każdy wie co te słowa oznaczają, gdy są wypowiedziane lub pomyślane przez dziewczynę. Przed szkołą czekali jeszcze ok. 15 minut. To właśnie w tym czasie zauważyła, że on nie jest ładny, tylko piękny! Najzwyczajniej w świecie jej się spodobał. Mało tego zakochała się. Czy można się zakochać od pierwszego wejrzenia? Można. Właśnie jej to się udało. Na tą pielgrzymkę poszła z jeszcze większą chęcią ze względu na niego. Teraz jej serce należało w większości do nieznajomego. Jeszcze nigdy nie zakochała się tak bardzo w tak krótkim czasie.

~ Moje życie zaczęło się tego dnia, gdy cię poznałam. ~

Podczas pielgrzymki chłopak niósł flagę swojego kraju. Z daleka uważnie go obserwowała.
- Nie bolą cię ręce Leon od niesienia flagi? - po pewnym czasie zapytał nauczyciel. Nie było słychać odpowiedzi. Zbyt wielki gwar był wkoło by można było usłyszeć coś z tak daleka. Po pewnym czasie był przystanek, później następny. Violetta, jej mama i brat wychodzili właśnie z budynku, w którym był poczęstunek, ponieważ Maria zadzwoniła po swojego męża widząc, że jej dzieci nie dają rady iść. Wtedy zobaczyła JEGO. Siedział na schodach ze swoim rodzeństwem i chyba przyjaciółmi. Śmiał się. Kochała jak się śmieje. Kochała jego uśmiech, ciemne oczy, rumieńce, wzystko. Jego urody nie dało się opisać. Nastolatka była smutna, że musi już iść, ale wiedziała, że jeszcze się zobaczą. Nie wiedziała jednak jaką niespodziankę zrobi jej los.

~ Myślała o nim z nieustającym zachwytem przez wiele nocy, gdy męczyły ją niespokojne sny. ~

21.06.2014 r. sobota
Violetta nie mogła spać w nocy. Cały czas myślała o chłopaku, którego wczoraj spotkała. Nigdy z nim nie rozmawiała, a czuła jakby znali się od maleńkiego dziecka. Nic o nim nie wiedziała oprócz tego, że ma na imię Leon, pochodzi z Ukrainy, ma młodszego brata ok. 9/10 lat i jego tato ma na imię Igor. Nie znała wieku Leona. Na oko wyglądał na jakieś 14 lat. To wszystko, a tak mało. Nagle dziewczyna zobaczyła czyjś samochód.
- Ciocia Priscilla przyjechała. - usłyszała głos brata.
- Ludmiła też? - spytała Violetta.
- Tak. - szybko wyszła na dwór gdzie czekała na nią ciocia Priscilla, wujek, Ludmiła i jej młodsi bracia Diego i Tomas. Bardzo ich lubiła. Z Ludmiłą dogadywała się świetnie. Była jak jej najlepsza przyjaciółka. Teraz Viola musiała jej wszystko powiedzieć.
- Cześć wszystkim. - powiedziała podchodząc do grupy trzynastolatka.
- Cześć. - ciotka ją tak uściskała, że nie mogła oddychać. Kobieta była siostrą Germana. Viola i Fede ją bardzo lubili. Bardziej niż jej męża, ale on też był spoko.
- Violetta mam do ciebie sprawę. - powiedziała pospiesznie Ludmiła.
- No mów.
- Chodź na spacer bo nie tutaj.
- Ok. W sumie też ci coś powiem. Ale teraz?
- Nie. Później... za jakieś 30 minut.
- To już cię nogi Violka nie bolą? - wtrąciła Maria.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna. Równo o 16:30 tak jak była mowa wyszły na spacer. Do 'centrum' wioski miały ok. 2 km., ale droga zeszła im w błyskawicznym tempie. Razem się śmiały, żartowały, robiły zdjęcia. Zawsze, gdy są razem wariują. Jak to by inni powiedzieli, zachowują się jak idiotki. Miały tak tylko przy sobie i osobie lub osobach, które bardzo lubią.
- No to co chciałaś mi powiedzieć? - zapytała Violetta.
- Mam chłopaka!!! - wykrzyczała Ludmiła tak, aby usłyszał ją cały świat.
- No to gratuluję!! Jak się nazywa?
- Maxi... A ty? Miałaś mi coś powiedzieć.
- Tylko nikomu nie mów, ok?!
- Ok.
- Znak obietnicy. - po tych słowach obie dziewczyny wykonały kilka ruchów rękoma przy tym kilka razy je ściskając, przybijając piątkę itp.
- Możesz już mówić. - powiedziała Lu z niezwykle spokojnie twarzą.
- Wczoraj, kiedy szliśmy tam w drodze na ten grób, to szedł taki mega ładny chłopak, Heheh. - dziewczyna się szeroko uśmiechnęła i lekko zarumieniła.
- Ktoś tu się zakochał...
- Ty możesz, a ja nie?
- Yyy... sory, ale ja chodzę do 2 gimnazjum.
- No, a ja chodzę do 6 i co z tego?
- Dobra, nie kłóćmy się tylko opowiadaj co o nim wiesz!
- Wygląda na 14 lat, jest z Ukrainy, ma brata jakieś 9/10 lat, ma na imię Leon...
- Co? To wszystko?
- Nie, co ty. Jego ojciec ma na imię Igor. - na tym zakończyła. Zapadła cisza. - To wszystko. - dodała po chwili.
- Dziewczyno, ty nic o nim nie wiesz!!! Nie wiesz nawet ile ma lat!!! - Ludmiła była zszokowana.
- O jeju.. problem masz...
- Ja cię tylko chcę uchronić.
- Od czego?!! Od miłości?! - krzyczała ze łzami w oczach. - Sory, ale od tego ci się nie uda!! Nie da się uciec od miłości!!
- Nie... Ja po prostu...
- Nic nie mów, ok?! - po tych słowach Violetta pobiegła daleko przed siebie. Za sobą słyszała tylko wołanie jej imienia. Nie wiedziała, gdzie biegnie. Miała do wyboru iść na cmentarz, gdzie zawsze bywała, kiedy było jej smutno lub usiąść gdzieś na trawie w nierzucającym się miejscu. Wybrała drugą opcję. Dlaczego? Bo na cmentarzu Ludmi by ją znalazła. Usiadła na trawie pod drzewem. Jak się szło ulicą nie było jej widać, bo stary dąb ją zasłaniał. Dziewczyna cicho szlochała. Właśnie teraz potrzebowała pocieszenia, żeby ktoś ją przytulił. Nie rozumiała jak Ludmiła mogła tak powiedzieć. Sama przecież była w podobnej sytuacji. Miała już z 7 chłopaków i chciała jeszcze ją uchronić od miłości. Nagle usłyszała jak ktoś idzie. Wiedziała, że to pewnie kuzynka, ale nie chciała sprawdzać. W głębi duszy marzyła by był to ten niesamowicie przystojny Ukrainiec. (niesamowicie przystojny... hahahah xD ) Los jednak bywa okrutny i była to Lu.
- Viola, przepraszam! - wyjąkała po chwili blondynka.
- Ja też. - obie dziewczyny mocno się przytuliły. Nie mogły długo żyć w kłótni. U nich najdłuższa trwała 1 godzinę. Zbyt dużo je łączyło, by mogły dłużej być w niezgodzie. Ale jak to mówią, nawet najlepsze przyjaciółki muszą przeżyć kłótnię. Dziewczyny siedziały pod drzewem jeszcze ok. 5 minut. Przez ten czas zaczęła się ulewa, a następnie zaczęło w oddali grzmiać. (Dobrze napisałam? xd )
- Idziemy? - spytała zmoczona blondynka.
- Tak, ale do domu.
- Taki miałam zamiar. - w połowie drogi przyjechała po nich Maria.
- Co dziewczyny się włóczycie i telefonu nie odbieracie? - spytała z uśmiechem matka Violi.
- Telefon wyłączyłyśmy przed burzą. - powiedziały w jednym momencie, a po tym zaczęły się śmiać. Burza była coraz bliżej. Dźwięk pioruna uderzającego o ziemię lub drzewo był coraz głośniejszy. Federico, Tomas i Diego z zaciekawieniem patrzeli się w okno. Co chwila, któryś z nich wyglądał na dwór. Burza była dla nich czymś niesamowitym. Uwielbiali ją. Wręcz przeciwnie Violetta. Kiedy słyszała jaki kolwiek grzmot lub widziała błysk chowała się gdzie tylko mogła, oby nie słyszała, ani widziała. W dzień nie było tak źle. Gorzej nocą. Jeśli wcześniej, przed burzą nie zasnęła, to już spać nie mogła. Zawsze tak było. Pomimo tego, tym razem był wyjątek. Zmęczona dzisiejszym wydarzeniem położyła się na łóżko i zasnęła.
- I co ona będzie robić w nocy? - powiedziała sama do siebie pani Castillo.

22.06.2014 r. niedziela
- Co ja na siebie włoże?
- Pożyczycie żelazko?
- Macie jakieś lakiery?
- Federico kończ już!
- Gdzie mama? - takie wypowiedzi padały w domu Castillo. Wszyscy szykowali się do wielkiej uroczystości. Była to 74 rocznica śmierci dawnego dyrektora szkoły, w której uczyli się Federico i Violetta. Nikt nie zna właściwej daty. Obchody są zawsze w 2 lub 3 niedzielę czerwca. Na uroczystość zapraszano dyrektorów innych szkół, władze lokalne, przybyszów z innych krajów i Polski, pielgrzymów, księży oraz tutejszych mieszkańców, a oni zapraszali swoje rodziny. Tak też było i tym razem. Różnica jest taka, że synem jednego z dyrektorów jest... Leon. To oznacza, że będzie tutaj co roku. Z jednej strony jej dusza tańczyła ze szczęścia, a z drugiej grała marsz żałobny. Dlaczego? Zakochała się w nim, chciałaby widzieć go codziennie, ale miała nadzieję, że już się nie spotkają.
Po 1. Nie odwzajemniał jej uczucia.
Po 2. Miłość boli.
Gdzieś w najskrytszych zakamarkach mózgu jednak marzyła, żeby byli razem, żeby nie wyjeżdżał. Jej logiki nie mógł zrozumieć żaden człowiek, prawie żaden. Rozumiała ją tylko Ludmiła. Może dlatego, że były w podobnej sytuacji.. może. Chociaż nie chciała go już więcej zobaczyć nie wiedziała, jak przeżyje ten rok bez niego.
- Federico!!! Zabije cię!! - można było chyba na kilometr usłyszeć krzyk Violetty. - Zostawiłeś żelazko na mojej sukience!!!
- To nie chcący!
- Nie chcący?! To teraz nie chcący oddawaj moją 100!!!! Aha i z każdym kolejnym dniem zapłacisz 5 zł. więcej!
- Co się tu dzieje? - do akcji wkroczył German.
- Ten debil zostawił żelazko na mojej sukience!!
- Tylko nie debil! - powiedział wkurzony szesnastolatek.
- DEBIL! - krzyknęła Violetta.
- Ty.. - ojciec dwójki wskazał na chłopaka - chcę jeszcze dzisiaj widzieć jak oddajesz jej pieniądze. A ty - teraz wskazał na Vilu - nie wyrażaj się tak i naszykuj sobie coś innego.
- Tato, ta sukienka kosztowała 85 zł. - ze złością wtrącił Federico.
- Reszta za twoją głupotę! - krzyknęła Violetta i wybiegła z pomieszczenia. Była zła, a nawet wściekła na brata. To była jej ulubiona sukienka, którą jeszcze dostała od dziadka. Teraz nie ma ani dziadka, ani sukienki. Ze złości i z żalu uroniła kilka łez. Szybko wybrała nowy zestaw i poszła z nim do łazienki. Tam też lekko zakręciła włosy i pomałowała paznokcie na kremowy kolor. Całość świetnie ze sobą współgrała. Białe rurki, szara koszula w kratkę i czarne pantofelki. Jej ciemne włosy opadały na dżinsową kurtkę. Do kieszeni wrzuciła kilka drobniaków na watę cukrową. Już zadowolona wyszła z pomieszczenia.
Msza mijała dość długo. W końcu jest tak jakby odpustowa, a takie zawsze są dłuższe. Części nawet nie rozumiała, bo niektóre kawałki były w językach obcych. Właśnie wracała z Komunii, a jej oczy powędrowały na niego. Zabawiał swoją siostrzyczkę. Wyglądali tak uroczo... Wpatrywała by się dłużej, ale zdeżyła się z Ludmiłą. Zrezygnowana poszła dalej.
To już koniec mszy. Teraz wszyscy goście szli na obiad.
- Idziecie z nami? - zapytała Maria.
- Nie. My idziemy watę sobie kupić. - odpowiedziała Ludmiła.
- Ok. - Dziewczyny wyszły na ulicę i udały się w miejsce postoju budki. Gdy już dochodziły, ona ruszyła i odjechała. Dziewczyny zaczęły biec.
- Dobra.. I tak nie dogonimy jej. - powiedziała Ludmiła ledwo łapiąc oddech.
- Ale nie... Zatrzymała się! Biegnijmy! - krzyknęła Violetta.
- O Boże! Znów biec...
- Zatrzymaliśmy ją! - krzyczeli chłopcy (Fede, Tomas i Diego) kiedy dziewczyny dobiegły do budki.
- Tak jasne!! - okazało się, że niecałe 300 m. od poprzedniego postoju się teraz znajdują.
- Co podać? - powiedziała pani sprzedawczyni.
- Dwie waty. Miętową i egzotyczną. - odpowiedziała Ludmiła.
- Zaraz... Ja panią znam! Pani w szkole u nas pracuje! Może jakaś zniżka dla uczniów? - spytała Vilu.
- Niestety nie.
- Oooł....
- 7 zł. się należy.
- Czyli jednak!
- Specjalnie dla was. Nikomu więcej! - zaśmiała się kobieta.
- Dziękujemy! Do widzenia!
- Do widzenia! - ucieszone poszły w kierunku swoich rodziców. Podczas drogi rozmawiały o wszystkim i o niczym. Głównym tematem jednak był Leon.
- Widziałam go. Nawet ładny jest. - powiedziała Ludmiła przełykając kawałek waty.
- Nawet ładny? On jest piękny.
- Oj dobra, powiedziałam, że ładny, bo mam chłopaka. - tłumaczyła się blondwłosa. Widząc, że rodzina już na nie czeka nastolatki przyspieszyły kroku.

*** 3 godz. później ***
- Ciociu, obiad był pyszny. - stwierdził Diego.
- Potwierdzam! A teraz ja i Vilu idziemy na spacer.
- Wy to tylko na spacery chodzicie. - powiedziała Maria i promienie się uśmiechnęła.
- Dziewczyny gracie w nogę? - zapytał Tomas.
- Jak wrócimy.
- Kiedy wrocicie?
- Jest 16:49 więc za jakieś 2 godziny. - po tych słowach wyszły z domu. Obrały wczorajszy kierunek, czyli cmentarz. Zawsze jak Lu tutaj przyjeżdżała chodziły tam. To była ich tradycja. Przy okazji robiły masę zdjęć. Zawsze się świetnie bawiły. Ok. 2 godzin później wróciły do domu.
- Dzień dobry. - powiedziały widząc sąsiadów.
- Dzień dobry. - odpowiedzieli im Angie i Pablo.
- Idziecie z nami na biesiadę? - zaproponowała Priscilla.
- Idziemy? - spytała Lu.
- Możemy.
- Pójdziemy z wami. - powiedziała krótko Violetta.
- Dajcie mi 15 minut. - dodała Lu.
Po kilku minutach dziewczyny wyszły na podwórko i poszły w stronę samochodu.
- Wy jedziecie rowerami. - powiedział German. Wzdychając popędziły po rowery. Drogę przemierzyły w ok. 10 minut. (Biesiada była tam gdzie kościół, oczywiście nie w kościele, a pod altanką) Chwilę posiedziały popijając Pepsi. Nagle usłyszały głos Priscilli.
- Dziewczyny pojechałybyście, po więcej picia. - zrobiła maślane oczka. Bez słowa wstały z miejsca i ruszyły ku rowerom, a z tamtąd do domu. Po drodze spotkały ojca Lu.
- Jednak jedziesz? Przecież prowaszisz! (No wiecie co to dla dorosłych za impreza bez alkoholu)
- Pojedziemy do domu koło 17. Nie pójdziecie do szkoły. Jak będę tańczyć szybciej spale to co wypiję.
- Ok. - dziewczyny pojechały dalej przybijając sobie 'piątkę'. Dla nich to był najlepszy dzień ever. Nie wiedziały jednak co jeszcze je czeka. Z domu wzięły kilka napoi i sobie coś do jedzenia, bo stwierdziły, że nie będą jeść tego co tam jest. Po załatwieniu spraw fizjologicznych (?) (Dobrze?) ruszyły już drugi raz w tę samą drogę. Zostawiły rowery obok plebanii i poszły pod altankę.
- Po coś jeszcze mamy pojechać? - zapytała Violetta.
- Nie mam o co rąk wytrzeć - powiedział ojciec blondynki.
- O d.. spodnie sobie wytrzyj. - warknęła Ludmiła.
- Lusia! No jedźcie już!
Niechętnie ruszyły w kierunku domu. Po 30 minutach wróciły na miejsce.
- Wiecie.. - zaczęła Angie - kawę bym wypiła, ale nie wiem czy pożyczą.
- Tak. I przyjedziemy z czajnikiem. Świetny pomysł! - wtrąciła Viola.
- Słuchajcie! Użyczą nam kawy. - na słowa Germana dziewczyny głośno westchnęły. - Chcecie coś? - teraz zwrócił się do nich, a te tylko pokiwały przecząco głowami. Teraz w pełni mogły rozpocząć imprezę. Na początku, jak na każdej było drętwo, ale później się rozkręciła.
- Lu, chodź do toalety. - szepnęła Viola po pewnym czasie. Ta niechętnie się podniosła i podążyła za szatynką. Jednak kiedy z pola widzenia zniknął chłopak, który naprawdę był celem wędrówki obie się zatrzymały.
- Idiotka.. - Ludmiła zaczęła się cicho śmiać. - To był cel wyprawy?
- Cooo? Nieee..
- No to idź.
- Już mi się odechciało. - Z uśmiechem wróciły na miejsce. Minęło kilka piosenek nim zaczęły tańczyć. Wszyscy najwidoczniej świetnie się bawili. Co jedna piosenka to tańczyło więcej osób. Niektórzy byli lekko podpici mówiąc łagodnie. Jakiś starszy pan tańczył właśnie z belką podtrzymującą dach. Cała sala cicho się śmiała. Nieliczni nagrywali filmiki lub robili zdjęcia. Po chwili Ludmiła i Violetta usłyszały dźwięk swojej ulubionej piosenki i szybko popędziły na parkiet. Obok nich grupka dorosłych i dwoje nastolatków utworzyło koło. Blondynka siłą ciągnęła trzynastolatkę w środek. Pomimo oporu jaki stawiała szatynka, Lu osiągnęła swój cel. Teraz obie musiały się skupić. Nie mogły się skompromitować. Nie przed Leonem. Kiedy robiły 'ślimaczka' Ludmiła zawsze wypuszczała Viole tak, aby prawie zderzyła się z cudzoziemcem. Szatynka tylko posłała jej spojrzenie mówiące 'zabiję cię!', a Ludmi na to odpowiadała 'Też cię kocham.' i zaczynała się śmiać. Wkońcu była przerwa, aby czegoś się napić. Nastolatki chwyciły po Coca-Colę i z przerażeniem stwierdziły, że już jest końcówka. W tym momencie Pablo wyjął drugą butelkę spod stołu, a te tylko się do siebie uśmiechnęły.
- Wiesz... zatańczyłabym z nim. - szepnęła Vilu.
- Z kim?
- Z Leonem... - powiedziała z irytacją.
- Poprosić go? Najpierw mogę ja, żebyś nie wyszła na debilkę.
- Ok. - dziewczyna promiennie się uśmiechnęła. Kiedy tylko muzyka znów zaczęła grać blondynka przystąpiła do działania. Szepnęła coś na ucho chłopakowi, na co ten przytaknął i wstał. Po tym poszli na środek. Violetta z zaciekawieniem i zazdrością patrzyła na dwójkę. Zazdrością nie dlatego, że Lu może jej odbić Leona, ale dlatego, że jej się udało... i z nim tańczy. Bardzo pragnęła być na miejscu kuzynki i tańczyć z nim. Chciałaby kiedyś się odważyć podejść do niego i tak po prostu zagadać. Dziewczynie przyglądała się Priscilla. W pewnym momencie się do niej przysunęła.
- Idź do niego. Nie bój się. - powiedziała po czym wróciła na dawne miejsce. Violetta tylko spojrzała na ciotkę i miała nadzieję, że nie widać po niej, że się zakochała. Kiedy piosenka się zmieniła Li i Leon odeszli od siebie, a Viola odrazu zasypała pytaniami kuzynkę.
- Jak się tańczyło? Mówił coś? Jak pachnie?
- Co? - blondynka zaczęła się śmiać. - Pachnie ładnie. Wygląda też ładnie. Na koniec powiedział 'dziekuje'. Tańczy się dobrze. Ma bardzo lekkie ręce. - Tę piosenkę znów dziewczyny przetańczyły razem. A na następnej Ludmiła zaciągnęła Violę do Leona. Dziewczyna stawiała opór, chociaż marzyła o tej chwili.
- Zatańczysz z moją siostrą, a później ze mną?! - zapytała blondynka, na co nieznajomy przytaknął. Każde słowo, które powiedziała wcześniej Ludmiła było prawdą. Tańczyło się świetnie. Chłopak nucił melodię piosenki "Smereka". Dziewczyna nawet nie wiedziała, jak bardzo ta piosenka opisuje sytuacje. Może nie do końca, ale w dużym stopniu. Chciała spojrzeć w jego twarz, ale pech chciał, że był sporo wyższy od niej i widziała tylko połowę. Piosenka się skończyła i dziewczyna niechętnie ustąpiła miejsca Ludmile. Z przerażeniem stwierdziła, że zbliża się do niej jakiś pijany facet.
- Lu, on tu idzie. - wskazała na człowieka.
- Idź do mojego taty. - Z westchnieniem poszła po wujka. Miała małą nadzieję, że wezmą ją do siebie, ale nie...

Przyszła pora, aby iść do domu. Ludmiła i Violetta szły po rowery, kiedy zauważyły Leona i jego brata. Przyspieszyły kroku i ich dogoniły.
- Ładne masz oczy. - powiedziała Lu. - Dziekuje. - odpowiedział.
- I rumieńce. - dodała po chwili.
- Dziekuje. Ty też. - Violetta lekko się uśmiechnęła. - Wy jesteście stąd.
- Nie.
- Tak. - dziewczyny zaczęły się śmiać. - Ja jestem stąd, a ona to moja kuzynka i przyjechała do mnie. - objaśniła Viola.
- My jeszcze przyjdziemy. - powiedział chłopak zatrzymując się.
- Nas już nie będzie. Idziemy do domu. - odezwała się Ludmi.
- Что? Я не понимаю. (Co? Nie rozumiem?) - chłopcy zaczęli się śmiać.
- Мы идём в лома. (Idziemy do domu)
- Спать? (Spać?)
- Tak.
- A wy bedziecie za rok? - zapytał Leon, na co dziewczyny przytaknęły.
- To cześć.
- Czjesć. - Violetta była zarazem szczęśliwa, jak i smutna. Musi się rozstać z ukochanym na rok, a przed chwilą rozmawiała z nim. Jednak to szczęście wzięło górę i zadowolona poszła z rowerem w stronę domu.

~ Zanim Cię spotkałam nie wiedziałam co to znaczy spojrzeć na kogoś i po prostu uśmiechnąć się bez powodu.~

^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Hej!
Dziś zamiast rozdziału urodzinowy One Shot.
To dopiero pierwsza z dwóch części. Mogłabym więcej napisać, ale nie zdążyłabym. Ta część przedstawia rok 2014, a jeszcze do opisania są wakacje i 2015 rok.
Przepraszam, że takie beznadzieje jest jako prezent dla was, ale po prostu nie miałam czasu żeby coś konkretnego napisać, a Blanca w niedzielę pojechała nad morze i wraca w sobotę.
Ta praca miała być inna, lepsza, ale nie wyszło. Oby 2 cześć była lepsza, bo tą zawaliłam. :/
Powiem, że niektóre fragmenty z tej części i drugiej są z mojego życia. :)

To chyba tylko tyle chciałam..

piątek, 17 lipca 2015

One Shot - All you need is love cz.2

Dla Ludmiły to było najgorsze co mogłoby się wydarzyć. Wolałaby miesiąc leżeć w szpitalu niż mieć BIAŁACZKĘ! Nie wiedziała jak to powie swojemu chłopakowi.
- Ile jeszcze będę żyć. - spytała przerażona.
- Nie wiadomo. Na chwilę obecną nie mamy nawet pojęcia w jakim jest stanie rozwoju. Ale.... dziecko... - odpowiedział lekarz.
- Co z dzieckiem?
- Nie mamy pewności czy będzie pani mogła je urodzić. Być może ono zagraża pani życiu. Będzie pani musiała wybrać, życie pani, lub życie dziecka, a wtedy dla pani nie będą duże szanse. - Nie wiedziała co ma powiedzieć. Wcale nie pocieszył ją tą 'dobrą' wiadomością o dziecku.
- Przecież tak czy tak umrę. Co za różnica czy 2 tygodnie wcześniej czy nie... - wydusiła blondynka.
- Niech pani tak nie mówi! Nie może się pani poddawać! Najważniejsza jest wiara w siebie! - próbował ją pocieszyć i puścił jej oczko.
- Cham... - mruknęła.
- Słucham?
- Yy... tak ma pan rację. Nie mogę się poddawać bez walki.
- To do zobaczenia pojutrze!
- Do widzenia!

Ludmiła szła parkiem. Nie chciała dzwonić do Federico. Nie chciała mu mówić, martwić go. Zastanawiała się dlaczego to ona, nikomu nic nie zrobiła, z Fede jej się dobrze układało. Tak, układało... Sądziła, że już tak nie będzie jak dowie się, że ma raka. Pomyślała, że ją zostawi, bo który facet chciałby dziewczynę w takim stanie. Z brzuchem i nowotworem. Zastanawiała się jak powiedzieć o tym chłopakowi. Przestała myśleć poważnie i stwierdziła, że powie prosto z mostu, że jest w ciąży i ma białaczkę, a co tego doda, że to nie jest jego dziecko. Po chwili namysłu uznała, że nie chce go w ten sposób okłamywać. Z zamyśleń wyrwał ją telefon, Federico. Odebrała z nadzieją, że o niczym nie wie.
F - Halo, skarbie?
L - Tak?
F - Przyjechać po ciebie?
L - Nie. Przejdę się. Świeże powietrze dobrze mi zrobi.
F - Dobrze. A co lekarz powiedział? To coś poważne?
L - Mam przyjść pojutrze po wyniki. Dzisiaj tylko mnie zbadał i kilka leków mi przepisał.
F - Masz jakiś smutny głos.
L - Przeziębiona jestem, to tyle.
F - A nie chciałbyś dzisiaj gdzieś ze mną wyjść?
L - Gdzie?
F - Na randkę! Więcej nie powiem...
L - Ok. To pa!

Do oczu blondynki zaczęły napływać łzy. Nadal nie wiedziała jak powie chłopakowi o chorobie. Przez chwilę myślała, że może on poprawi jej humor, jednak szybko to sobie wybiła z głowy. Usiadła na ławce i schowała głowę w dłoniach.
- Ludmiła? - spytała Violetta, gdy do niej podeszła. - Mogę się dosiąść?
- Ja.. jasne, siadaj. - powiedziała przez łzy blondwłosa.
- Co się stało? Coś nie tak z Federico?
- Nie. Z nim wszystko dobrze, gorzej ze mną.
- Jak to? Co ty mówisz? Może ci pomogę?
- Nie, Vilu. W moim przypadku się nie da.
- Co się stało? W każdej chwili da się pomóc, jeśli się chce!
- Ale dla mnie nie ma pomocy! Nie rozumiesz?! Nie ma! - w tym momencie Ludmiła wstała nerwowo z ławki i zaczęła jeszcze bardziej płakać.
- Zamiast mówić co się da, a co nie powiedz o co chodzi! - rozkazała młoda argentynka.
- Jestem w ciąży...
- Z Fede?!
- Nie, z Leonardo DiCaprio.
- Ale to wspaniale! Ty i Fede zostaniecie rodzicami! Kiedy ślub?
- Nigdy..
- Czemu?
- Bo mam białaczkę i on nie będzie chciał ze mną być.
- Jak to?? - właśnie w tej chwili Violetta wylała sok, który piła na Ludmiłę. - Ludmiła, kiepski żart serio..
- Ale to nie jest żart! Uwierz mi!
- Jezu drogi! Ty i białaczka? - krzyknęła szeptem.- Ile będziesz żyła?
- Nie wiem. Na razie nie wiedzą w jakim stanie rozwoju jest.
- A co z dzieckiem? - w tym momencie Lu bardzo posmutniała, chociaż i tak nie była wesoła.
- Lekarz powiedział, że być może będę musiała wybrać. Życie moje lub życie dziecka...
- Ludmiła! Tak mi przykro! - Violetta zaczęła płakać i mocno przytuliła blondynkę.

(wyobraźcie sobie, że to w parku xD)

- Ludmi... ja... ja nie chcę cię tracić! Rozumiesz? Nie chcę!! Masz walczyć... dla mnie, dla Fede, dla siebie! Nie poddawaj się i walcz.
- Kiedy Violu... Ciężko jest z tego wyjść. - obie głośno wybuchły płaczem. Nie obchodziło je, że ludzie na nie patrzą, że obgadują, patrzą litościwym wzrokiem. Nic je nie obchodziło. Liczyły się tylko one. Chciały wykorzystać ten czas teraz, bo później może być już zbyt późno. Obie wiedziały co czeka Lu, ale nie chciały tracić nadziei, że wyzdrowieje. 
- Ale co będzie dalej? Jak to powiesz Federico? - pytała Viola przez łzy.
- Chyba nie zamierzam mu o niczym mówić.
- Dlaczego?
- Mo...może najlepiej będzie jak się rozstaniemy. Ja nie chcę żeby przeze mnie cierpiał. - te słowa ledwo przeszły jej przez gardło.
- Ale on będzie cierpiał jak się rozstaniecie! Jestem pewna, że teraz by cię wspierał! Wiez jak on cię kocha? To jest skarb, którego nie możesz od siebie oddalić! 
- Wiem. Ja też go bardzo kocham, ale i tak długo mnie tu nie będzie.
- CO? Wyjeżdżasz? Czemu płaczecie?! - pytała Włoszka, która wyszła zza ławki. Ludmiła na słowa Francesci tylko przytaknęła głową. - Gdzie?!
- Do lepszego świata. - teraz Lu i Violetta zaczęły znów płakać.
- Co? Violetta! Wytłumacz mi to!
- Lu... Ona ma białaczkę...
- Ale... Ty nie możesz... Ty musisz walczyć Lu! Musisz! - to ostatnie zdanie Pasquarelli (Fran to siostra Fede) wypowiedziała roniąc kilka łez. Po kilku sekundach ciszy dziewczyny mocno się uściskały. Oczywiście nie brakowało przy tym masy łez. Każda z nich wyglądała tragicznie. Twarz miały czarną od tuszu, a makijaż całkiem się rozmazał. Najważniejsza dla nich była Lu, a nie jakiś zepsuty makijaż.

***3 godz. później***

Przyszedł czas na randkę z Federico. Ludmiła postanowiła wyglądać wyjątkowo w tak tragicznym dla niej dniu. Chciała wyglądać pięknie tylko dla swojego chłopaka.Postanowiła wyprostować włosy, co robiła bardzo rzadko. Najchętniej by się zamknęław pokoju, schowała pod kołdrą i nie wychodziła cały dzień. Po 15 minutach była gotowa i wyglądała tak:


(wyobraźcie sobie, że to Lu)

Kiedy wyszła z łazienki zdziwiła się, że jej chłopak nie jest jeszcze gotowy, gdyż jego ubrania leżały na łóżku.

*U Federico*

Chłopak utkwił w zmywarce. Nie bez powodu jednak.. Co się stało? Federico zgubił pierścionek zaręczynowy! Szukał go już dobre 20 minut, ale jeszcze nie znalazł. Nagle w kuchni rozlekł się głos jego dziewczyny.
- Fede co tam szukasz?
- Ja? Coś się zatkałoi i sprawdzałem co to. - powiedzaiał chowając błyskotkę za plecy.
- Zatkało się? W zmywarce? Błagam, daruj!
- Nie wierzysz mi?
- Nie. Idź się łobuzie lepiej ubieraj.
- Lecę.. - po tym zniknął z pola widzenia blondynki. Włożył czarne rurki, błękitną koszulę i marynarkę, również czarną.
- No nieźle. - pochwaliła go Ludmiła wchodząc do pokoju. 
- Coś się stało? - spytał.
- Nie... Czemu?
- Jakaś smutna jesteś.
- Zdaje ci się.

***1 godz. później***

Ludmiła nic nie podejrzewała, co bardzo cieszyło chłopaka. Stwierdził nawet, że jej się podoba, co też go zadowoliło. Po 5 minutach stwierdził, że nadszedł czas.
- Ludmiła, jesteś dla mnie bardzo ważna. Zawsze cię kochałem, kocham i kochać będę mimo wszystko. Wiem, że razem możemy więcej i... - w tym momencie uklęknął. - i chciałbym cię prosić o rękę. 
- To nie ma sensu Federico. I tak mnie zostawisz jak ci o wszystkim powiem! 
- O czym?
- Bo ja... jestem w ciązy i...
- To wspaniale! Stworzymy prawdziwą rodzinę! - przerwał blondynce i zakręcił ją wokół własnej osi.
- Cieszysz się?
- Jak wariat! A co jeszcze chciałaś mi powiedzieć?
- Yyy... mama chce z nami przez chwilę zamieszkać.
- Jakoś to przeżyjemy! Ale zgadzasz się? - Lu nie wiedziała co ma odpowiedzieć, ale nie mogła się sama sobie przeciwstawić i przytaknęła, a potem rzuciła się w ramiona narzeczonego.
- Kocham cię i nigdy nie przestanę! - krzyknął pełny szczęścia Włoch.
- Ja też cię kocham!
- Już zawsze będziemy razem! - Lu nie umiała mu przytaknąć. Nie miała odwagi by mu powiedzieć prawdę. Federico tak się cieszył, że nie chciała przerywać tej pięknej chwili. Ten dzień był najlepszym i najgorszym w jej życiu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! 
Tak jak obiecałam jest druga część!
Przyznam, że sama się zdziwiłam, że tak szybko skończyłam ją.
Żeby wam się nie myliło to piszemy na zmianę. 
1,3,5 część pisze Blanca Verdas, a ja piszę 2,4 i 6, a prościej, ja parzyste, a Blanca nie. :] 
Z racji tego, że Blanca tak nalegała powstała (już) zakładka z zamówieniami, gdzie możecie zamawiać u mnie lub u Blanci. Z racji tego, że ja piszę też rozdziały Blanca przyjmuje więcej ode mnie, ale ja też mogę coś dla was napisać. :)

I co ja tu miałam? Aha, tak!
Brawo Mechiś! Zgadłaś Lu ma białaczkę, a ciążę to dużo osób podawało, więc nie pamiętam...

Kochamy Was Bardzo!!! 

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 5 - Nic takiego, ale nie mogę chodzić.

*Ludmiła

"Minął już tydzień od wyjazdu Federico. To o tydzień za dużo. Od tego czasu jest jeszcze gorzej. Nie mam nikogo. Co prawda jest Natalia, Maxi i Andres, ale to nie to samo. Nikt mnie nie obroni tak jak Włoch. Natalia jest dziewczyną, Maxi... on stara się, ale co ma robić jak sam jest obrażany. Andres to Andres, on tylko może rozśmieszyć. Teraz do całej kpiącej ze mnie szkoły dołączyli Leon i Brodwey. Od Lary - po moich dawnych przyjaciół. Jedyną formą obrony jest moja przyjaciółka schowana w maleńkiej kopercie między ubraniami. Mianowicie? Żyletka. Tak tnę się i co z tego. Na nadgarstkach nie ma mowy, bo by to zauważyli, ale na brzuchu. Raz mnie przyłapała Naty. Obiecałam, że tego nie powtórzę. Oddałam jej wszystkie żyletki, ale następnego dnia poszłam do sklepu i kupiłam następną. I tak mi nic nie pomoże. To nie łagodzi bólu na dobre, ale chociaż na chwilę zapominam o świecie. Po głowie ciągle chodzą mi pytania:
Dlaczego tak bardzo tęsknię?
Dlaczego nie mogę przestać myśleć?
Dlaczego ten świat zmienił się do tego stopnia, że ludzie muszą zrobić sobie krzywdę zanim coś dotrze do innych?
Nikt nie umiał mi odpowiedzieć. Nikt. Jestem całkiem sama."
Samotna łza plątała się po moim policzku zanim opadła na kartkę papieru. Nie mogłam dłużej przeciwstawiać się emocjom i opadłam na łóżko gorzko płacząc. Dlaczego mnie spotyka ten los? - kolejne pytanie. Federico nawet nie zadzwonił od kąd wyjechał. Mieliśmy zostać przyjaciółmi, a nie urywać kontakt. Do oczu napływało coraz więcej łez. Pewnym ruchem otworzyłem szafę i wydobyłam z niej kopertę. Szybko poszłam w stronę łazienki. Podwinęłam bluzkę. Tam już miejsca nie było. Zdecydowałam się na rękę. Jedna kreska, dwie... zaczęła wyciekać krew. Bolało... Jeszcze bardziej jednak bolało to co się działo na świecie. Te wszystkie słowa, to co robili moi szkolni "koledzy" było nie do zniesienia! Gorsze niż tortury... Czułam, że powoli wykończą mnie psychicznie. Nie chciałam robić więcej kresek i poprzestałam na trzech. I tak już na ciele miałam ich sporo. Kiedy ochłonęłam urwałam ręcznik papierowy i przyłożyłam do ciała. Krew nie przestawała cieknąć. Zdecydowałam się na kolejne warstwy. Po około 10, odczekałam minutę i wypatrywałam krwi. Nic się nie pojawiło. To oznaczało, że mogę już obmyć rękę z zaburudzeń. Spojrzałam na podłogę. Najczystsza to ona nie była. Już zabierałam się za umycie jej, ale usłyszałam dzwonek do drzwi. Pospiesznie poszłam otworzyć, modląc się by to nie była Naty. Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stał... hydraulik. Rodzice go wezwali, żeby coś tam zrobił w moim pokoju. Wyglądał na góra 20 lat. Zdziwiłam się, że taki młody człowiek wykonuje taki zawód.
- Tak ciepło, a panienka w bluzie? - cóż za miłe powitanie..
- Tak. - warknęłam.
- Ja przyszedłem rurę naprawić.
- Wiem. - zaprowadziłam faceta do mojego pokoju.
- Chce pan coś do picia? - spytałam.
- Herbatę czarną z łyżką cukru jeśli można.
- Dobrze. To idę wstawić wodę i wrócę z gotowym napojem. - Nie wiem czy dobrze robię zostawiając go tam samego. Może coś ukraść. Moje rozmyślanie przerwało mocne zderzenie z drzwiami. Z racji tego, że miałam świeżą ranę skuliłam się z bólu.
- Coś się stało?! - usłyszałam głos z mojego pokoju.
- Nie! Za 10 minut będę!!
Po umówionym czasie, a nawet później weszłam do pokoju z herbatą. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam hydraulika zchodzącego z góry.
- Co pan tam robił?
- Yyyy... Sprawdzałem czy z góry nic nie kapie i przy okazji zahaczyłem o łazienkę.
- Ale było powiedziane, że tylko na dole jest coś zepsute.
- 20 € się należy. (Nie wiem ile kosztują te usługi xD )
- Proszę. - wyciągnęłam rękę z pieniędzmi. Dziwnie się zachowuje ten facet. - A co z herbatą?
- Podziękuje jednak. - No tak i teraz mam to wylać, a dzieci w Afryce nie mają co pić.
Postanowiłam, że skoro mam już herbatę to zrobię sobie śniadanie. Wyjęłam wszystkie potrzebne produkty na naleśniki i zabrałam się do roboty. Na koniec polałam je czekoladą i ozdobiłam. Uwielbiam naleśniki. Najlepsze robi mama, ale moje nie są, aż takie złe. Po zjedzonym posiłku udałam się do łazienki... Właśnie łazienki! Ten hydraulik tam był, a ja nie posprzątałam tam! Jest pełno krwi! Z przerażeniem pobiegłam przez schody i już miało być wszystko dobrze, ale potknęłam się o ostatni stopień i wylądowałam na podłodze. Cholera! Na pozór czułam się dobrze, ale ledwo wstałam. Chyba stłuczenie... Całe szczęście jest sobota i nie musiałam iść do studia. Z trudem weszłam do łazienki i umyłam podłogę. Niestety nie zejdę, ponieważ nie dam rady. Druga noga też została zraniona. Telefon zostawiłam w kuchni, a rodzice w pracy. Miałam ochotę kolejny raz dzisiaj położyć się i nie wstawać z łóżka pogrążona w płaczu. Niestety, albo na szczęście zadzwonił dzwonek.
- PROSZE!!! - krzyknęłam ile miałam sił w płucach. Na nic był mój wysiłek.
- PROSZE WEJŚĆ!!!! - tym razem chyba usłyszał ten ktoś.
- Jest tu ktoś?! - usłyszałam Maxi'ego.
- Max!! MAXI!!! - krzyczałam, żeby mnie usłyszał.
- Ludmiła? Gdzie jesteś?!
- Maxi.. Maxi! - powoli traciłam głos, a z żalu zaczęłam płakać.
- Lu? - tym razem głos był coraz bliżej.
- Maxi... - powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Ludmiła! Co ci się stało?
- Nic takiego, ale nie mogę chodzić.
- Nic takiego? Jasne! Ymm... Zaniosę cię do pokoju, zrobię herbaty i poczekamy na twoich rodziców, ok?
- O nie! Żadnej herbaty! Chcę zwykłej wody. - Maxi zniósł mnie na dół i usadził na łóżku.
- Tak w ogóle, coś chciałeś? - spytałam. - Przynieś jeszcze mój telefon.
- Porozmawiać. Mam do ciebie pytanie, a właściwie radę.
- No śmiało! - powiedziałam, kiedy przyszedł z napojami.
- Tylko nie mów o niczym Naty. Ostatnio dostaje dużo sms-ów. Kilka było od Federa. Nie czytałem ich, ale widziałem, że od niego. Jak odpisuje na jakieś to się uśmiecha do telefonu. Jak rozmawia wychodzi na dwór... Wiesz ja nie chcę nic podejrzewać, ale sądzę, że coś ich łączy i to nie jest zwykła przyjaźń. - Auć... To boli. To dlatego Fede się nie odzywa do mnie. Nie dajmy się ponieść emocjom.
- Może to nie jest tak jak myśli...sz - zastanawiałam się w jakiej osobie powiedzieć.
- Lu, ja wiem, że ty kochasz Federa, ale jeśli to prawda?
- Nie myślmy co może być prawdą, bo będziemy tkwić w błędzie. Porozmawiajcie szczerze. Wtedy wszystko się wyjaśni.

*Violetta

Sobota, wreszcie sobota!! Ile można czekać... Razem z Camilą i Fran wybrałyśmy się do centrum. Do Emily nawet nie dzwoniłam. Ostatnio nie mam ochoty z nią przebywać. Po tym co zrobiła niech zapomni, że się przyjaźniłyśmy. Co zrobiła??
Ośmieszyła mnie przed całą szkołą! A ta panienka Ferro pożałuje, że ze mną zadarła.. Dlaczego? Kiedy ją wyzywałam ona się obróciła do mnie twarzą w twarz i... przywaliła mi z liścia. Ja powiedziałam jej tylko, że nic dziwnego, że laluś wyjechał, bo pewnie oczy pękały mu na jej widok. No co? Taka prawda! Teraz kiedy o tym myślę co jej zrobiłam to jest mi głupio.(?) Jest mi jej... żal. (?) Czuję sama do siebie.... odrazę. Coś we mnie pęka. Nie mogę już udawać kogoś kim nie jestem. Nie umiem, po prostu nie umiem. Chciałabym przeprosić ją, Leona... ale ja nie umiem przepraszać. Ja nie mam uczuć. Kiedyś... byłam przeciwieństwem siebie. Byłam miła, zabawna, szalona, a teraz? Teraz jestem nudna, wulgarna, arogancka... To wszystko przez ten szantaż. To wszystko przez Larę! Jej to bym z chęcią przywaliła. Z zamysłu wyrwał mnie głos Fran.
- I co myślisz Vilu? Pasuje mi?
- Jak słoniowi stringi. - odpowiedziałam jej.
- Też cię kocham.
- Idziemy? - spytała znudzona Cami.
- Tylko zapłacę! - krzyknęła Fran. Po tym wyszłyśmy w poszukiwaniu kolejnych okazji cenowych. Kiedy weszłyśmy na kolejne piętro na korytarzu zobaczyłam Emily i Diego. Całowali się. Szczerze, nie było mi to tak obojętne jak się wydaje i ze złości zdjęłam z nogi mój sandał. (Oczywiście był płaski) Ludzie obok spojrzeli na mnie z irytacją, ale nie wiedzieli co zrobię. Poczekałam, aż dziwnym sposobem nikogo wokół nas nie będzie. Zamachnęłam się i rzuciłam nim w Diego. Z racji tego, że był do mnie odwrócony tyłem dostał w plecy. Zawsze miałam świetny cel, więc z łatwością trafiłam. Chłopak zgiął się w pół. Zanim zdążył sprawdzić co się dzieje, mnie i moich przyjaciółek już nie było. Drugi but wrzuciłam do kosza w łazience i założyłam nowo kupione koturny.
- Violka! Coś ty do cholery zrobiła! - krzyczała szeptem Camila.
- Należało się draniowi. - powiedziałam obojętnie.
- Ale...
- Idźcie sprawdzić czy już sobie poszli, a my wyjdziemy tyłami. - zgodnie z poleceniem rozejrzały się po dużym budynku i stwierdziły, że ta małpa i ten cham sobie poszli. Wyszłyśmy głównym wejściem, a nie tylnim, jak było zamierzane. Przyjaciółki odprowadziły mnie do domu. Po zjedzonym obiedzie nie mogłam dłużej siedzieć w miejscu, więc poszłam na dwór. Było wspaniale. Wiatr lekko rozwiewał moje włosy. Słońce pieściło twarz, ale przyjemność nie trwała długo. Podszedł do mnie Diego.
- Będziesz potrzebowała dobrego adwokata! - krzyknął.
- A ty nowej twarzy. - odpowiedziałam mu. - No co zrobiłam?
- Rzuciłaś we mnie tym butem. - On go przy sobie nosi?
- Wiele osób ma takie buty i co z tego..
- On pachnie tobą!
- Co?! Człowieku ty wąchasz buty? Zamiast na policje było trzeba iść do psychologa. Dać ci numer? Emily korzystała...
- Co ty do niej masz?
- Co? To, że wieczoru, kiedy przyszłam do ciebie (gdy tarantula łaziła) byliście razem w łóżku!! Myślisz, że głupia jestem?!
- Nie chce mi się z tobą gadać!
- Wzajemnie. - uśmiechnęłam się zwycięsko i poszłam dalej.

*Ludmiła

Właśnie siedzę z Naty w kawiarni. Maxi ma rację. Ona jest przyklejona do tego telefonu. Czasem się uśmiecha, a czasem ma minę jakby chciała kogoś zabić! Dużo myślałam o tym co mówił mi dziś przyjaciel. A co jeśli Fede i ona... są razem? Może specjalnie chciał żebyśmy zostali przyjaciółmi, żeby mógł być z Naty. Ja tego im nie wybaczę! Nigdy! Między mną, a Natalią panowała nieznośna cisza, którą przerywał dźwięk przychodzącego sms-a. To stawało się coraz bardziej irytujące. Wkońcu przerwałam ciszę.
- Natalia możesz na mnie spojrzeć? - Ta tylko podniosła wzrok zza telefonu i nic nie mówiła. Nawet nie odłożyła telefonu. Po chwili się zdenerwowała i opadła na fotel wzdychając.
- Przyniesiesz mi ciasto? Ja nadal kuleję. - To była prawda nie mogłam dobrze chodzić, więc do lady doszłabym w pół godziny. Pod budynek podwieźli nas rodzice i nie musiałam daleko iść.
- Ok. Wracam za 3 minuty. Idę do toalety. Popilnuj mi telefon. - podała urządzenie i poszła w stronę wcześniej wymienionego pomieszczenia. Czekałam z niecierpliwością, aż przyjdzie. W lokalu nikogo oprócz nas i pracowników nie było. Głuchą ciszę przerwał dźwięk przychodzącego sms-u. Odruchowo zajrzałam kto to. Myślałam, że zaraz wybuchnę. Federico!! Chwilę zastanawiałam się czy przeczytać czy nie. W końcu zaryzykowałam i odblokowałam telefon. Nie byłam zadowolona z tego co robię.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej misiaki!!
Jest 5 rozdział i przyznam, że najgorszy nie jest...
Perspektywa Violi i Lu.
Na więcej osób nie miałam pomysłu. :/

Ja myślałam, że to już 6, a ja tak się rozleniwiłam, że to piątka dopiero..
Wybaczcie tą nieobecność.
Może wkrótce dodam 2 cześć OS. MOŻE, bo muszę go przepisać z zeszytu.
Jak myślicie co jest między Naty i Fede?? Ja nic nie zdradzę!
Przypominam o nowej zakładce :)

Kochamy Was!!! ~♥♥♥~

wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 4 - Grozisz mi?

*Ludmiła

Od dziś wielbię Leona. Tak! Tak! TAAK! Ja i Fede pocałowaliśmy się. Wprawdzie z przymusu, ale jednak. No sory... jakby tego nie zrobił to pomimo, że się w nim zakochałam zabiłabym go! Nie chcę biegać w samej bieliźnie po ulicy. Co z tego, że jest noc? Przecież są zapalone latarnie, a noce nie są wcale ciepłe. Niestety nadszedł ten moment i oderwaliśmy się od siebie. Spojrzeliśmy sobie tylko w oczy i staliśmy w milczeniu. Żadne z nas nic nie powiedziało.

*Federico

- Fede kręcisz. - powiedział Maxi.
- Lara. Pytanie czy wyzwanie? - spytałem, gdy butelka wskazała na nią.
- Pytanie.
- Ymm... Kazałaś coś kiedyś komuś zrobić czego ta osoba bardzo nie chciała, a miała wykonać zadanie ze względu na to, że się zakochałaś i na szantaż? - spytałem. Wszyscy na mnie dziwnie popatrzeli, a Leon cały się gotował ze złości. Musiałem o to spytać. Violetta mówiła mi i Leonowi, że zerwała z nim, bo ktoś zakochany w Leonie ją szantażował. Od razu pomyślałem, że to Lara. Oczywiście, że się nie przyzna, ale przed kłamstwem gryzie wargi. Nie wierzę! Ona to robi!
- Nie. Czemu o to pytasz? - powiedziała po chwili.
- Bo tak. Mam prawo pytać o co chcę.
- Hej, hej, hej... kochani! Noł bulwers, noł bulwers! - zawołała Natalia.
- Leon. Pytanie czy wyzwanie.
- Pytanie.
- Miałeś kiedyś myśli samobójcze?
- Tak. - odpowiedział krótko na pytanie Lary. Ta tylko zrobiła wielkie oczy. Gdyby nie ona nie chciałby się zabić. - Lara. - powiedział po wykręceniu.
- Pytanie.
- Zostaniesz moją dziewczyną? - zamurowało mnie. To gość się wpakował.
- Tak!! - krzyknęła i go pocałowała. Blee... Tak przy ludziach? Zaraz po nich zaczęli całować się Naty i Maxi. Ja i Ludmi patrzyliśmy na nich z niedowierzaniem. Andres już dawno zasnął.
- Hej! Leon! Le-on!! LEON!!!!
- Czego? - oburzył się.
- Może byście przestali.
- Jak z Violką to dla ciebie mogłem się całować 20 minut!
- Ale nie z nią!
- Spokój!!! - krzyknął Maxi.
- Fede, możemy na słówko? - spytał Leon, a ja posłusznie za nim poszedłem. Zatrzymaliśmy się w jego pokoju.
- Co? - spytałem.
- Jak ty się odzywasz w moim domu?!
- Twoim domu? Jakbyś nie wiedział ja też tu mieszkam od 7 miesięcy!!
- Ale to zawsze był MÓJ dom! - krzyknął podkreślając przedostatnie słowo. - Nie moja wina, że MOJEMU ojcowi i MOJEJ matce zrobiło się ciebie żal i chcieli ci wynagrodzić te wszystkie lata.
- To ciesz się, że wychowywałeś się w pełnej rodzinie, bo inni tego szczęścia nie mieli!! - miałem łzy w oczach.- Nie moja wina, że TWÓJ ojciec zdradził TWOJĄ matkę z moją i zaszła w ciążę!!!
- Nie musiało być tego dziecka..
- Co ja ci zrobiłem? - teraz nie wytrzymałem i wybiegłem z pokoju potrącając Lu.
- Urodziłeś się.. - Zmierzając ku mojemu pokoju usłyszałem głos Leona. Szybko zdjąłem walizkę z szafy i zacząłem się pakować. Nie patrzyłem czy ubrania są złożone czy nie, chociaż większość była złożona. Kiedy w 2 walizki spakowałem ciuchy nadszedł czas na żele włosów. Gdy wszystko było spakowane otworzyłem laptopa, aby zarezerwować bilet na najbliższy lot do Włoch. Z racji tego, że był o 3:00, a jest 0:30 położyłem się na łóżku. Do pokoju ktoś zapukał i lekko uchylił drzwi.
- Mogę? - usłyszałem głos Lu.
- Jasne, ale nie mam ochoty rozmawiać. - uprzedziłem ją. Śmiało otworzyła drzwi i usiadła na skraju łóżka.
- Wszystko ok? Co robią te walizki?
- Leżą. Nic nie jest ok. Wyprowadzam się.
- Dlaczego?
- Spytaj Leona.
- On zawinił? Możesz przecież zaakceptować jego związek.
- Nie z nią. Widzę, że i ty po jego stronie jesteś.
- Nie, wcale nie. To przez tą kłótnię? Słyszałam co powiedział. To było chamskie...
- Tak to przez kłótnię. A teraz pozwól, ale będę się zbierał na lotnisko. - powiedziałem.
- Pojadę tam z tobą.
- Jak chcesz.
- Zaraz wracam. - Ludmiła wyszła, a w tym czasie ja wystawiłem moje rzeczy przed pokój. Właśnie szła Lara.
- Ty co robisz? - spytała.
- Nie obchodzi cię to. - warknąłem. - Trzymaj się od Leona z daleka. Wiem, że to ty. Pomijając to... ty miałaś wszystkich!
- No co ja? - parsknęła.
- Ty szantażowałaś Violettę, kazałaś jej to wszystko zrobić.
- Ok. Masz mnie. Ale Leon i tak się o tym nie dowie, bo od kogo? Ciebie? Błagam! Nie odważysz się mu powiedzieć, a jeśli to ja dopilnuję, żeby ci się to nie udało.
- Grozisz mi?
- Może... - po tym poszła dalej, a pojawiła się Lu. Mam nadzieję, że nie słyszała. Dziewczyny to paple. (Dobrze napisałam?) Sam może jej kiedyś powiem.
- Pomogę ci. - szepnęła.
Zeszliśmy na dół, a tam siedzieli i nadal grali w tą posraną butelkę Leon i inni.
- Co, wyprowadzasz się? Tchórzysz... Uciekasz od problemów. - powiedział Verdas.
- Problemem to jesteś ty! - krzyknęła Ludmiła.
- Ta idiotka cię broni bo nie umiesz sam? - w tym momencie coś we mnie pękło, podeszłem i przywaliłem mu w ten pusty łeb.
- Nie będziesz tak nazywał mojej dziewczyny gnojku!!! - co mi odwala?
- Takiego prawego sierpowego jeszcze nie widziałam. - powiedziała Naty ze zdziwieniem. Po tym wszyscy wyszliśmy na dwór i czekaliśmy na taxi. Cholera, zimno mi! Kiedy ona przyjedzie?! Wtedy olśniło mnie.. przecież nikt nie dzwonił po nią! Szybko wyjąłem telefon i wystukałem numer, a po 10 minutach już była na miejscu. Ja, Lu, Naty i Maxi wsiedliśmy do pojazdu, a Brodwey, Leon i Lara zostali w domu. Pomimo tego, że nikt więcej i tak by się nie zmieścił Bro wolał zostać w domu. Zawsze był po stronie Leona. Po 5 minutach byliśmy na miejscu. Szybko zapłaciłem i wyjąłem bagaże. Przed moją odprawą zatrzymaliśmy się.
- No to musimy się rozstać... - nie wiedziałem co powiedzieć. Nie chciałem wyjeżdżać, ale bardziej nie chciałem tutaj zostać.
- Wrócisz? - spytał Maxi.
- Nie wiem. Będę dzwonić. Jest jeszcze facebook... - miałem łzy w oczach.
- To trzymaj się. - powiedziała Naty po czym się przytuliliśmy.
- Do zobaczenia stary. - zrobiliśmy męski uścisk. Przyszedł czas na Lu.
- Przepraszam za to co powiedziałem przy Leonie. Ja... nie wiem co we mnie wstąpiło.. i może lepiej będzie jak zostaniemy przyjaciółmi skoro i tak wyjeżdżam. - powiedziałem cicho.
- Tak. Masz rację. - odpowiedziała mi blondynka. Po tym mocno się przytuliliśmy. Nie wiem dlaczego, ale oderwałem się od niej i ją pocałowałem. Co we mnie dzisiaj wstąpiło??
- To przyjaciele? - spytałem, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Przyjaciele.
- Przepraszam, ale muszę już iść. - powiedziałem.
- Cześć! - zawołali wszyscy.
- Do zobaczenia!

Nie powiem, że nie żałuję swojej decyzji. Mogłem tam zostać... Przyjaciele? Po pocałunku?! Federico debilu! Mogłeś zostać przy wersji pierwszej.. Nie pisałem mamie, że przylatuję do Włoch. To będzie dla nie (nie)miła niespodzianka.
Podczas lotu zasnąłem, co mnie wcale nie dziwi, ponieważ była 3 rano. Śniła mi się Ludmiła. Ja, ona, nasze dzieci... muszę iść do psychologa. Niedługo spałem, bo obudził mnie głos stuardessy. Kiedy wyszedłem na świeże powietrze poczułem się odrazu lepiej. Postanowiłem się przejść i nie wzywać taxi, bo do domu mam 15 minut drogi, a spacer dobrze mi zrobi. Na dworze powiewał nieduży wietrzyk. Czasami jednak, jak zawiało to nie było tak ciepło jak się wydaje. Zawsze lubiłem chodzić po włoskich ziemiach. Były inne. Zawsze się różniły od pozostałych. Po prostu miały w sobie to coś czego nigdy nie umiałem opisać. Zawsze jak byłem mały wyobrażałem sobie, że chodzę tędy z tatą. Teraz jednak nawet jakbym musiał z nim iść to bym się nie cieszył. Najprawdopodobniej zostawił bym go samego, a ja bym poszedł inną drogą. Ok. godziny 12:40 czasu włoskiego byłem w moim domu. Przyznam ciężko było iść z dwoma walizkami i torbą, ale dałem radę. Cicho otworzyłem drzwi mieszkania i skierowałem się do salonu. Nikogo tam nie było, co wydało mi się dziwne, bo drzwi były otwarte. W kuchni i łazience też nic. W biblioteczce pusto. Postanowiłem, że sprawdzę na pietrze. W łazience nikogo, dopiero w sypialni mamy ktoś był. Weszłem powoli otwierając drzwi. Kiedy zobaczyłem to co zobaczyłem szybko się cofnąłem. Sam nie wierzyłem, a może nie chciałem uwierzyć, ale w sypialni w dwuznacznej sytuacji była moja mama i ojciec Leona!!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej!!
Przychodzimy do was z beznadziejnym i nudnym rozdziałem czwartym! :]
Na sam początek chcemy podziękować osobom, które skomentowały notkę. To dla nas było bardzo ważne i co postanowiliśmy?
Więc... połączymy obie historie ze sobą! Na razie tego nie widać, ale w przyszłych rozdziałach już to wprowadzimy.
Rozdział... Mógłby być dłuższy (i lepszy), ale nie chciałam, żebyście tak długo na niego czekali. To chyba tyle.
Więcej nie pamiętam co miałam napisać... xD
O.. wiem! Jak wam mijają wakacje?
U mnie na chwilę obecną nudno. :c

Kochamy mocno!!! ♥♥♥

PS. Dodałam zakładkę 'Bohaterowie' ;)

niedziela, 5 lipca 2015

Ważna notka! - to zależy od was...

Bardzo proszę przeczytajcie całą notkę!!

Wczoraj miał się pojawić czwarty rozdział, który nawet nie jest jeszcze napisany. Pomysł w miarę mam, ale nie umiem go ująć w słowa. Wogle jak go zrealizuję to wszystko się pomiesza.. Ostatnio zabierałam się 3 razy, aby napisać ten rozdział, a nie ma nawet połowy. Razem z Blancą myślimy nad czymś, ale to zależy od was!
Nie, nie kończymy z bloggerem, ale mamy pomysł na nową historię, która zdaje nam się być lepszą i...

Pytanie brzmi:
Mamy przerwać tą historię i zająć się tamtą?

czy

Mamy pisać tą historię dalej?

My same nie wiemy, co mamy robić! Pomóżcie nam!!!
Losy bloga zależą od was!

Kochamy!! ♥♥♥