Strony

wtorek, 8 marca 2016

Rozdział 18 - To jego wina.

* Leon

Przysięgam, że gdyby nie to, że nie chcę pójść siedzieć zabiłabym ojca! Nienawidzę go! Po policzkach spływały mi łzy.
- Zadowolony jesteś debilu?! - krzyknąłem w jego kierunku.
- Nie zapominaj się gówniarzu! Do ojca mówisz!
- Posłuchaj raz, a uważnie  bo nie będę się powtarzał. Po rozprawie oficjalnie się nie znamy!
- Jakiej rozprawie? - Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam!
- On naprawdę jest taki głupi czy tylko udaje? - prychnęła Violetta.
- Chyba nie myślisz, że ujdzie ci to płazem! - Krzyknęła matka Federico cały czas płacząc, a ten idiota tylko się zaśmiał.
- Nie macie szans.
- Czyżby? Ja z chęcią zeznam, Elizabeth również. Kto to jeszcze? Ach, tak! Cudowny pilot samolotu!
- Nie zapominaj o rozprawie rozwodowej. - dodała mama.
- Rozwodzisz się ze mną?! - On jest chyba nie poważny.
- Człowieku! Nie dość, że pół świata to twoje dzieci, to jeszcze przez ciebie twój syn jest w śpiączce!!
- Mój syn, mój problem.
No nie... Teraz to przegiął. Z nerwów rzuciłem się na niego. Siłą Vilu i mama mnie odciągnęły.
- Powiem panu coś... - zaczęła szatynka. - Federico to nie tylko pański syn, ale brat Leona, mój przyjaciel, świetny uczeń, genialny wokalista i piosenko pisarz. Wie pan co się działo w studiu po jego wyjeździe?! Albo jak dowiedzieliśmy się, że wraca?! I nawet nie ma pan pojęcia ile osób teraz modli się za jego życie! - W oczach zebrały jej się łzy. - Więc niech pan mi tu nie pieprzy, że pański syn, pański problem, bo to nie prawda!!!
- Fede to też mój przyjaciel. - Nie wiadomo kiedy wszedł Maxi.
- I mój. - powiedziała Francesca.
- Mój też. - odezwały się Naty i Camila.
Po kolei zza rogu wychodzili uczniowie studia.
- Federico to także mój przyjaciel. - powiedział... Diego? Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - Męski sojusz.
- Co wy tu robicie? - zapytałem przez łzy.
- Viola nam powiedziała co i jak z Federico, a my chcieliśmy jak najszybciej tutaj być. Gregorio nas nie chciał puścić to uciekliśmy. - wytłumaczyła Włoszka.
Byłem w wielkim szoku. Kolejny raz w ciągu pół godziny po policzkach spływały słone kropelki. Około pięćdziesięciu osób uciekło z lekcji i naraziło swoją opinię po to, żeby tu być.

*** dwa dni później ***

Od około godziny siedziałem i słuchałem nudnej gadanki Violetty na temat tego, że powinienem powrócić do szkoły. Ta dziewczyna chyba nie wie co oznacza słowo "nie". Pfff.. Z pewnością nie wie.
- Leon... Leon... Słuchasz mnie wogóle? - Nic nie odpowiedziałem, tylko wzruszyłem ramionami. - Okej, skoro tak się bawimy to proszę bardzo. Powiedz mi jak ciekawie wygląda życie, kiedy od ósmej rano do szesnastej siedzi się na krześle, przyglądając się na nieprzytomnego Federico. Opowiedz mi jakie to fascynujące przyglądać się na brata pogrążonego w śpiączce.
- Chcesz wiedzieć..? - dziewczyna kiwnęła głową. - Jest zajebiście! Wiesz co...? Nie udawaj do cholery takiej mądrej bo ciekawe jak byś ty się zachowała na moim miejscu. Jakby twój chłopak chciał popełnić samobójstwo. A nie, zapomniałem przecież ciebie nikt nie kocha, to jak byś miała mieć chłopaka!
Szatynka spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Widziałem, że bardzo ją zabolało to co przed chwilą powiedziałem. Może odrobinkę przegiąłem...? Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
- Violetta..! - krzyknąłem, ale na marne.
Federico by mnie zabił w tej chwili. Spieprzyłem sprawę po całości. Muszę to naprawić. Wybiegłem z domu rozglądając się czy dziewczyna jest jeszcze w pobliżu. Nie myliłem się. Szła powoli w stronę swojego domu.
- Violu..! - Zero reakcji z jej strony.
Spróbowałem jeszcze raz i znowu. Wkońcu doszło do tego, że musiałem zagrodzić jej drogę.
- Nie chcę z tobą gadać. - szepnęła.
- A ja z tobą z chęcią pogadam. - uśmiechnąłem się promieniście.
- Nie Leon.
- Tak Violetta.
- Co ty odwalasz? - spytała lekko się uśmiechając.
- To samo co ty. - Przybliżyłem się do niej i przytuliłem. - Przepraszam.
Poczułem na mojej koszulce coś mokrego.
- Ej, nie płacz.
- To nie ja. -  Zaśmiała się uroczo.
Uchyliłem głowę i spojrzałem w niebo. Świetnie, zaczynało padać.
- Chodź do domu. - powiedziałem.
- Nie, zostańmy. Kocham deszcz.
- Co? Dlaczego?
- Przynajmniej on na mnie leci. - Viola uśmiechnęła się leniwie i czekała aż coś odpowiem.
- Nie, on cię olewa. - zaśmiałem się.
- No dzięki. - Ni stąd, ni zowąd dostałem torbą w tył głowy. Castillo nie przestawała się śmiać.
- Zaśmiała się księżniczka i zdechła...
- Chcesz żebym zdechła?! - Gdyby jej uśmiech był słońcem to roztopiła by Grenlandię, jestem pewien.
- Księżniczka! Nie ty! - znów dostałem, tym razem w plecy.
Nagle zbliżyliśmy się na dość niebezpieczną odległość.
- Chcę ci coś powiedzieć.... - zaczęliśmy oboje. - Przemyślałem/am kilka spraw... Ty pierwsza/y... - oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Na trzy? - zapytałem, a szatynka kiwnęła energicznie głową. - Lepiej żebyśmy zostali przyjaciółmi.
- Kocham cię. - Spojrzałem na dziewczynę w wielkim szoku.

* Naty

Siedziałam na krześle niespokojnie tupiąc nogami. Biedna Lu... Co ona przeszła...
- Tomas wiedział?
- Nie. Już się bie dowie.
- Ale...
- Tu nie ma żadnego 'ale'. Nie ma już tego dziecka, więc nie widzę potrzeby mu mówić. - powiedziała patrząc ślepo w jakiś punkt.
- Idę po wodę. - szepnęłam wstając z łóżka blondynki.
Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Nalałam sobie zimnej cieczy i kiedy brałam szklankę do ręki upuściłam ją.
- Ja to sprzątanę!! - krzyknęłam i udałam się po mop i szczotkę.
Po wszytskim sięgnęłam po kolejną szklankę i tym razem wlałam do niej soku pomarańczowego. Upiłam kilka łyków i wróciłam do pokoju. Ludmiła płakała. Znowu. Wcale jej się nie dziwię i bardzo mi jej szkoda, pomimo że ojcem był Tomas.
- To jego wina. - wydusiła po chwili.
- Czyja?
- Federico.
- Co? A to niby czemu?!
- Gdyby ten debil nie rzucał się z mostu wszystko byłoby okej!
- Nie wierzę, że to powiedziałaś... - wstałam i wyszłam z pomieszczenia.

~~~~~~
Hej kochani!
Mam nadzieję, że podoba się rozdział.
Piszcie opinie w komentarzach. ^^
Kocham Was ♥♥♥

8 komentarzy:

  1. Ło esu, śpiączka :O
    Lepsze to niż śmierć, lol
    Ludmiła, kurde, kobieto, weź się kiedyś przyznaj do błędu a nie zwalasz na kogoś kto nie jest w stanie Ci zaprzeczyć
    Leon... Szkoda mi go, w połowie stracił brata. A ten ich ojciec to jakiś stary ziemniak, lmao xD Niech się utopi, spadnie z klifu, cokolwiek, bo ja nie rozumiem jego logiki (bądź jej braku)
    Violka i Leon, takie wtf xD Niech w końcu spojrzą sobie w oczy, powiedzą "te qiero jsjsjssjzinwixoejwusn" i odejdą w stronę zachodzącego słońca bo i tak śmierdzi od nich miłością na kilometr
    W sumie to najbardziej mnie zirytowało podejście Lu. Nic tylko ryczeć i obwiniać cały świat. Na miejscu Naty na pożegnanie dałabym jej z patelni
    Uwielbiam Twoje rozdziały tak bardzo *-* Są tak pięknie opisane, że aż miło czytać. W dodatku ten styl pisania, to wszystko ❤❤
    Nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Kocham! ❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, strasznie dziękuję! <3
      Kocham ♥♥♥

      Usuń
  2. No ja tu wrócę, spodziewaj się mojego przybycia. Czekam na firewerki hahaha xD (nie wnikaj xD)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja sobie tutaj zostane i się nigdzie nie wybieram. Nadrobiłam całość. Jestem pod wrażeniem. Wielkim. Podoba mi się to opowiadanie. Zajebiste jest.
    Fede w śpiączce.
    Leon przegiął! Powiedział coś takiego do V, a wie, że ją kocha idiota.
    Do tego co to za pomysł z tymi przyjaciółmi? Yghhh.
    Oboje się kochają, więc w czym problem?
    Gdyby nie to, że Fede jest w śpiączce to by mu kości porachował.
    Sprawa w sadzie przeciwko ojcu? Bardzo dobrze. Niech ma za swoje.
    Lu straciła dziecko. Obwinia o to Fede. Zajebiście. Czy ona wie co mówi?! Naty się nieźle wkurzyła.
    Cuuuddooowny :* ❤
    Czekam na next :*
    Buziaczki :* ❤

    Maddy ❤

    OdpowiedzUsuń