* Leon
Siedzimy tu już kilka godzin. Jest grubo po drugiej w nocy, a lekarze nie chcą nic powiedzieć. Przez ten czas zdążyłem opowiedzieć Violi część historii, ale tylko to związane z Elizabeth.
- Patrz co narobiłeś idioto! - krzyknąłem, ale w miarę cicho, żeby nie zwracać uwagi innych ludzi.
- Pamiętaj, że mówisz do ojca! - parsknąłem śmiechem.
- Spieprzaj... Dobry mi ojciec. Nienawidzę cię! W moich oczach jesteś nikim! Zerem, kompletnym zerem. Kapisz?
- Leon... - Viola złapała mnie za rękę.
- Co Leon?! Wiesz jak on potraktował Fede?! Nie dość, że się go wyrzekł, to jeszcze on spowodował tą katastrofę! - dziewczyna była najwyraźniej w szoku.
- Co..?! Nie no... Pan, dorosły człowiek z... - zaczęła coś liczyć na palcach - z trójką dzieci...
- Czwórką. - wtrąciłem. Viola jeszcze bardziej wybałuszyła oczy. - Ten cholerny dzieciorób zapłodnił mamę Fede. - wyjaśniłem.
- No to nieźle.
- Możecie przestać?! - odezwał się wkońcu.
- Nie! - krzyknęliśmy jednocześnie zwracając uwagę kilku ludzi.
- Zgnijesz w więzieniu. I ja już osobiście dopilnuję, żeby mała albo mały nie wiedział kim jest jego ojciec.
- Jak prawie każde z was. - prychnęła Violetta. - Fede, Liz. Okłamywałeś ich przez tyle lat!
- Ty człowieku wiesz do czego może dojść między chłopakiem, a dziewczyną?
- Żartujesz sobie? Jasne, że wie. Są tego skutki...
- A ty co? Nic nie powiesz? - zwrócił się do mamy. Ta spojrzała na niego z odrazą.
- Powiem. Wiesz jaki popełniłam największy błąd w moim życiu? - nie odezwał się. - Wyszłam za ciebie za mąż! - krzyknęła tłumiąc łzy. - I wiesz co..? Leon ma rację, Viola też. Jesteś nikim. Nikim!!!
Myślałem, że zaraz wybuchnę. Jeszcze nigdy nie byłem tak bardzo zły. Nie wiem po co w ogóle on tutaj przyszedł. Nikt go tu nie chce. Jak patrzę na mamę to serce mi się kraja. Co dopiero musi czuć rodzicielka Federico. Siedzi wtulona w moją i szlocha. W pewnej chwili gdzieś w kącie dostrzegłem małą sylwetkę Ludmiły. Siedziała skulona i cicho płakała. Przez ten cały czas zapomnieliśmy całkiem o niej. Postanowiłem, że do niej podejdę.
- Lu... - usiadłem obok, na wolnym krześle. - Nie płacz. - przytuliłem ją, a ona oddała uścisk. Czułem jak moja koszulka robi się mokra. - Ludmiła, nie płacz, bo ja też będę. - po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Nie rozumiesz... - jęknęła. - Jaa... ja widziałam jak skoczył. Kiedy się zapytałam co robi, był po drugiej stronie barierki. Odpowiedział mi, że mnie kocha i... - dziewczyna jeszcze bardziej zaczęła płakać. - i skoczył. Nie powstrzymałam go, rozumiesz? Nie powstrzymałam!
- Lu... nie możesz się za to winić. - podeszła do nas Violetta. Po jej policzkach spływały łzy.
- Ale ja to widziałam. Widziałam jak jego głowa się zanurzyła, widziałam jak się topił i nic z tym nje zrobiłam! - po całym korytarzu rozniósł się szloch matki Fede, mój, jej, Violetty i mojej mamy. - Zadzwoniłam tylko na te nędzne pogotowie. - kontynuowała nadal robiąc mokre plamy w mym ubraniu.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Każde z nas przeżywało to co powiedziała blondynka na swój sposób. Ludzie przechodzili obok nas i patrzyli z żalem i współczuciem.
- Leon.. - szepnęła Ferro, a ja uniosłem głowę. - Kocham go. - znów zaczęła płakać. - Ja tak cholernie go kocham i tak strasznie się o niego boję!
- Ćsiii.. - starałem się ją uspokoić. - Nie płacz mała. Uratują go.
- Sam w to nie wierzysz...
W tym momencie zacząłem przypominać sobie wszystkie chwile z nim spędzone. Wszystkie razy kiedy przeszkadzał dla mnie i Violi, kiedy pomagał mi wyjść z doła. Nie można powiedzieć, że nie był cudowny.
"- Jak ty wytrzymujesz z Leonem? - zaśmiał się do Violi. - Ja rozumiem, że tydzień, dwa, ale żeby rok? Jak to zrobiłaś?
- A ty co, książkę piszesz? - spytałem radośnie.
- Tak, 'Jak Viola wytresowała Leona dwa'!"
"- Oooo... Cześć Violetta. - nagle wparował na taras, gdzie odbywała się nasza randka, w momencie kiedy mieliśmy się pocałować. - Jak miło, że dla mnie też przygotowaliście szaszłyki!"
"- Federico!! Wyłaź z łazienki!! - krzyknąłem, gdy minęło już 40 minut od jego wejścia.
- Na kolana i do pana! - zaśmiał się."
Zawsze w nim było tyle optymizmu. Potrafił rozbawić każdego! Nagle zdałem sobie sprawę, że mówię o nim w czasie przeszłym. Nie! Nie! Nie!! Tak nie może być! Przecież on żyje! Uświadomiłem sobie, że to co powiedziała Ludmiła po części jest prawdą.
W pewnej chwili poczułem mocniejszy ucisk w ramieniu. Spojrzałem niepewnie na Ludmiłę. Płakała i trzymała się za brzuch mówiąc cicho jakieś słowa. Wyglądała źle.
- Lu..? Co ci jest? - zapytałem niepewnie.
Dziewczyna zsunęła się z krzesła cały czas trzymając się za brzuch i cicho jęcząc. Violetta zerwała się po jakąś pielęgniarkę, a w tym samym czasie podeszła do nas moja mama i próbowała pomóc wstać blondynce.
- Ludmiła... Powiedz mi jedną rzecz.... - rodzicielka mówiła poważnym tonem. - Czy ty jesteś w ciąży?
Dziewczyna zrobiła się biała jak ściana, próbowała wydobyć z siebie jakiś dźwięk. Niepewnie kiwnęła głową, a ja wybałuszyłem oczy.
- Który tydzień?
- Nie... nie wiem. Wczoraj rano zrobiłam test.
W tej chwili podbiegła pielęgniarka i lekarz. Rozmawiali o czymś z Ludmiłą. Dziewczyna cały czas kiwała głową. Po wstępnych badaniach udali się z nią do, jak sądzę, gabinetu. Co za dzień! Nie do pomyślenia ile się zdarzyło. Co jeśli Lu poroniła? Będzie jeszcze gorzej. Mam dosyć. Wszystkiego. Powoli już odpadam. Jeszcze ci lekarze... Zabrali gdzieś Federico i nawet nikt z nas nie wie gdzie i co się z nim dzieje! Spojrzałem na wyświetlacz komórki. Trzecia dwadzieścia cztery. Ponad dziesięć godzin spędzonych w szpitalu i żadnych informacji. Mama Federico z nerwów i zmęczenia zasnęła. Ja czułem, że też długo tak nie pociągnę. Usiadłem spowrotem na krzesełko i zacząłem grać w jakąś pierwszą, lepszą grę. Sam nie wiem kiedy zamknęły mi się oczy.
- Leon. - poczułem szturchnięcie ze strony Vilu.
Zaniepokojony spojrzałem na nią, a ta wskazała na lekarza, który właśnie przyszedł powiadomić nas o stanie mojego brata. Spojrzał na nas ze współczuciem.
- Bardzo mi przykro, ale....
~~~~~~~~
Jestem zła....
Przerywać w takim momencie...
To jak myślicie? Przeżyje?
Znowu rozdział w nocy. XD
I to drugi w ciągu tygodnia.
Ale nie cieszcie się zbytnio, bo w poniedziałek wracam do szkoły. Xd
Czekam na komentarze.
Besos! ♥♥♥
Strony
▼
piątek, 26 lutego 2016
wtorek, 23 lutego 2016
Rozdział 16 - Federico..!!
* Federico
Nie wierzę! Jak on mógł! Rozumiem, ja również za nim nie przepadam, ale nie do tego stopnia. Kurde, kto normalny płaci pilotowi samolotu, aby się rozbił, kto?! Nienawidzę go! Nienawidzę siebie! To wszystko nie ma sensu... Przyzwyczaiłem się do tego, że nigdy nie będę miał normalnego życia, że nigdy nie będę taki jak inni, ale nie pomyślałbym, że aż do tego stopnia. Trzeba było to dawno zakończyć. Podszedłem do mostu i spojrzałem w wodę. Była przejrzysta, latem robią tu kąpielisko. Zapewne zimna, wkońcu mamy listopad. Śniegu nie ma, ale temperatura nie przekracza 15°C. Nawet latem, kiedy jest jakieś dziesięć więcej nie jest ciepła. Spojrzałem dookoła siebie. Nikogo nie było w pobliżu. Idealny czas dla samobójcy. Leon, który wyszedł jakąś minutę po mnie pewnie gdzieś kona przez kolkę lub spotkał Viole, ale raczej to pierwsze. Zwróciłem wzrok spowrotem ku wodzie.
Niepewnie przeszedłem na drugą stronę barierki. Nie chcę i cholernie się boję, ale on tego chciał. To ojciec o tym zdecydował, nie ja. Chociaż nie wiem czy można go tak nazywać. Sam mnie wydziedziczył.
Potem pomyślałem o mamie i Leonie. Popłaczą najwyżej kilka miesięcy i zapomną. Ludzie ze szkoły to chyba wogóle mnie nie pamiętają. Moje myśli nagle popędziły w innym kierunku. Elizabeth, bardzo się zawiodłem na niej. A poza tym, byliśmy przyjaciółmi, nie? Mogła mi powiedzieć przynajmniej, że mamy jednego ojca. Dobrze wie do czego może dojść między chłopakiem, a dziewczyną. Po kilku minutach rozmyślania zrobiłem znak krzyża i odmówiłem modlitwę. Przeprosiłem też za to co za chwilę zrobię.
Nagle usłyszałem znajomy i jakże przyjemny głos.
Federico, debilu! Zawsze musisz tyle myśleć? - skarciłem się w myślach.
- Co ty do cholery robisz?! - zapytała blondynka.
- Ja... Kocham cię Ludmiła. - powiedziałem i zanim dziewczyna coś odpowiedziała wykonałem krok naprzód.
Po chwili poczułem jak zimna woda pokrywa całe moje ciało. Tak nie dokładnie mówiąc to miała może koło 3°C, nie więcej. W pewnym momencie zachłysnąłem się cieczą i poczułem ogromny ból w płucach i głowie. Wszystkie dźwięki stawały się nie wyraźne. Wszystkie kolory się zamazały, a przedmioty zanikały. Ostatecznie nie słyszałem nic i widziałem tylko szarą chmurę.
* Leon
Zgubiłem go. Do jasnej cholery, jak mogłem zgubić Federico?! Nosz kuźwa jak?!
Chodziłem nerwowo w poprzek ścieżki. Zastanawiałem się gdzie mógł pójść. Poczułem wibracje w tylnej kieszeni dżinsów co oznaczało, że ktoś dzwoni. Modliłem się aby to był mój brat.
Zdenerwowany, że to ojciec śmie do mnie df dzwnić nacisnąłem czerwoną słuchawkę. On jednak nie dawał za wygraną. Jeszcze bardziej wkurzony odebrałem.
- Co chcesz?
- Jakie miłe powitanie. - na jego słowa zaśmiałem się.
- A czego się spodziewałeś?
- Daj mi to wyjaśnić.
- Spierdzielaj razem z tą twoją Elizabeth.
Po zakończeniu rozmowy stwierdziłem, że zadzwonię do Fede. Prawdopodobieństwo, że odbierze jest takie jak to, że będę sławnym muzykiem, ale zawsze coś, nie? Jeden, dwa, pięć sygnałów, nic. Dzięki Federico przestałem wierzyć w to, że jedno z moich marzeń się spełni, fajnie.
- Cześć Leon. - usłyszałem głos Fran.
- O Jezu, z nieba mi spadłaś. Widziałaś gdzieś mojego brata? - zapytałem i z nerwów upuściłem mój telefon. - Cholera..
- Nie. A coś się stało?
- Nie. Znaczy tak. Ygh.. Nie ważne.
- Co się dzieje? - podeszła Viola z Camilą.
- Widziałyście gdzieś Fede?
- Nie. - odezwała się szatynka.
- Za to panikującą Ludmiłę. - zaśmiała się ruda.
- Co? - zaciekawiła się Fran.
- Płakała na pół parku.
- Wiesz dlaczego?
- Nie. Kilkoro ludzi się wokół niej zebrało, więc nie podchodziłyśmy. A poza tym, nam by i tak nie powiedziała.
- A gdzie była? - tym razem ja się odezwałam.
- W okolicach rzeki.
- Aha...
Lu płakała, było dużo ludzi i jeszcze okolice rzeki. Ludmiła z byle powodu nie płacze. Coś musiało się stać. Nagle zacząłem biec w tamtym kierunku.
- A ty dokąd?! - krzyknęła Włoszka.
- Federico!!
Minęło około pięciu, może troche więcej minut nim byłem na miejscu. Oczywiście nie obyło się bez bólu brzucha nazywanym kółka. Co jak co, ale kondycje miałem słabą. Między innymi też dlatego zgubiłem Fede. Nad rzeką był tłum ludzi oraz pogotowie. Ewidentnie coś się stało. Modliłem się żeby nic związanego z moim bratem. Gdy podszedłem bliżej ujrzałem Lu. Stała cała zapłakana.
- Co się stało? - zapytałem jednego z gapiów.
- Jakiś chłopak chciał popełnić samobójstwo.
Tomas? To dlatego Lu płakała?
Kiedy przecisnąłem się jeszcze bliżej zobaczyłem, że ratownicy kogoś usiłują umieścić w folii grzewczej (nie wiem jak to się nazywa, ale pewnie wiecie o co chodzi. Złota folia, która ogrzewa ciało).
- Fede!! - zacząłem krzyczeć i płakać jednocześnie. - Federico, coś ty zrobił!! - łzy same płynęły po mojej twarzy.
Próbowałem się przedostać przez tłum do chłopaka, ale uniemożliwiali to też ratownicy.
- Fede!! Do jasnej cholery! Coś ty zrobił idioto?! - moja twarz stała się czerwona od łez.
Nie mogłem i nie chciałem się opanować. To za dużo jak na jeden dzień!
- Federico..!! - usłyszałem za sobą krzyk Violetty, po jej policzkach również spływały łzy.
Kiedy mieli go wsadzić do pojazdu wyrwałem się i do niego pobiegłem. Był siny. Jego idealna grzywka była lekko rozczochrana. Gdyby on to widział. Zacząłem jeszcze bardziej płakać.
- Federico... - jęknąłem.
- Proszę się odsunąć. - powiedział oschle jeden z ratowników. No tak, serdeczność przede wszystkim.
- To mój brat.
- Mam gratulować?
- Co z nim?
- Dowie się pan w szpitalu.
- A gdzie go zabieracie? - spytałem nieco zły.
- Na obrzeża miasta. - odpowiedział i zamknął mi dzrwi przed nosem.
- Zaskarże was! - krzyknąłem i w tym samym momencie karetka odjechała na sygnale.
~~~~~
Witam, witam.
Nie planowałam niczego co tu jest. Miało być słodko i uroczo, ale tak jest ciekawiej. :D
Nawet mi się podoba.
Napisałam go w półtorej godziny. Mój rekord! ^^
Piszcie w komentarzach co myślicie.
Aha i dla wyjaśnienia.
Elizabeth, Leon i Fede (i te dziecko co urodzi matka Fede) mają jednego ojca, tylko on nie uznaje Federico, tak jakby go wydziedziczył.
Kocham!! ♥♥♥
Nie wierzę! Jak on mógł! Rozumiem, ja również za nim nie przepadam, ale nie do tego stopnia. Kurde, kto normalny płaci pilotowi samolotu, aby się rozbił, kto?! Nienawidzę go! Nienawidzę siebie! To wszystko nie ma sensu... Przyzwyczaiłem się do tego, że nigdy nie będę miał normalnego życia, że nigdy nie będę taki jak inni, ale nie pomyślałbym, że aż do tego stopnia. Trzeba było to dawno zakończyć. Podszedłem do mostu i spojrzałem w wodę. Była przejrzysta, latem robią tu kąpielisko. Zapewne zimna, wkońcu mamy listopad. Śniegu nie ma, ale temperatura nie przekracza 15°C. Nawet latem, kiedy jest jakieś dziesięć więcej nie jest ciepła. Spojrzałem dookoła siebie. Nikogo nie było w pobliżu. Idealny czas dla samobójcy. Leon, który wyszedł jakąś minutę po mnie pewnie gdzieś kona przez kolkę lub spotkał Viole, ale raczej to pierwsze. Zwróciłem wzrok spowrotem ku wodzie.
Niepewnie przeszedłem na drugą stronę barierki. Nie chcę i cholernie się boję, ale on tego chciał. To ojciec o tym zdecydował, nie ja. Chociaż nie wiem czy można go tak nazywać. Sam mnie wydziedziczył.
Potem pomyślałem o mamie i Leonie. Popłaczą najwyżej kilka miesięcy i zapomną. Ludzie ze szkoły to chyba wogóle mnie nie pamiętają. Moje myśli nagle popędziły w innym kierunku. Elizabeth, bardzo się zawiodłem na niej. A poza tym, byliśmy przyjaciółmi, nie? Mogła mi powiedzieć przynajmniej, że mamy jednego ojca. Dobrze wie do czego może dojść między chłopakiem, a dziewczyną. Po kilku minutach rozmyślania zrobiłem znak krzyża i odmówiłem modlitwę. Przeprosiłem też za to co za chwilę zrobię.
Nagle usłyszałem znajomy i jakże przyjemny głos.
Federico, debilu! Zawsze musisz tyle myśleć? - skarciłem się w myślach.
- Co ty do cholery robisz?! - zapytała blondynka.
- Ja... Kocham cię Ludmiła. - powiedziałem i zanim dziewczyna coś odpowiedziała wykonałem krok naprzód.
Po chwili poczułem jak zimna woda pokrywa całe moje ciało. Tak nie dokładnie mówiąc to miała może koło 3°C, nie więcej. W pewnym momencie zachłysnąłem się cieczą i poczułem ogromny ból w płucach i głowie. Wszystkie dźwięki stawały się nie wyraźne. Wszystkie kolory się zamazały, a przedmioty zanikały. Ostatecznie nie słyszałem nic i widziałem tylko szarą chmurę.
* Leon
Zgubiłem go. Do jasnej cholery, jak mogłem zgubić Federico?! Nosz kuźwa jak?!
Chodziłem nerwowo w poprzek ścieżki. Zastanawiałem się gdzie mógł pójść. Poczułem wibracje w tylnej kieszeni dżinsów co oznaczało, że ktoś dzwoni. Modliłem się aby to był mój brat.
Zdenerwowany, że to ojciec śmie do mnie df dzwnić nacisnąłem czerwoną słuchawkę. On jednak nie dawał za wygraną. Jeszcze bardziej wkurzony odebrałem.
- Co chcesz?
- Jakie miłe powitanie. - na jego słowa zaśmiałem się.
- A czego się spodziewałeś?
- Daj mi to wyjaśnić.
- Spierdzielaj razem z tą twoją Elizabeth.
Po zakończeniu rozmowy stwierdziłem, że zadzwonię do Fede. Prawdopodobieństwo, że odbierze jest takie jak to, że będę sławnym muzykiem, ale zawsze coś, nie? Jeden, dwa, pięć sygnałów, nic. Dzięki Federico przestałem wierzyć w to, że jedno z moich marzeń się spełni, fajnie.
- Cześć Leon. - usłyszałem głos Fran.
- O Jezu, z nieba mi spadłaś. Widziałaś gdzieś mojego brata? - zapytałem i z nerwów upuściłem mój telefon. - Cholera..
- Nie. A coś się stało?
- Nie. Znaczy tak. Ygh.. Nie ważne.
- Co się dzieje? - podeszła Viola z Camilą.
- Widziałyście gdzieś Fede?
- Nie. - odezwała się szatynka.
- Za to panikującą Ludmiłę. - zaśmiała się ruda.
- Co? - zaciekawiła się Fran.
- Płakała na pół parku.
- Wiesz dlaczego?
- Nie. Kilkoro ludzi się wokół niej zebrało, więc nie podchodziłyśmy. A poza tym, nam by i tak nie powiedziała.
- A gdzie była? - tym razem ja się odezwałam.
- W okolicach rzeki.
- Aha...
Lu płakała, było dużo ludzi i jeszcze okolice rzeki. Ludmiła z byle powodu nie płacze. Coś musiało się stać. Nagle zacząłem biec w tamtym kierunku.
- A ty dokąd?! - krzyknęła Włoszka.
- Federico!!
Minęło około pięciu, może troche więcej minut nim byłem na miejscu. Oczywiście nie obyło się bez bólu brzucha nazywanym kółka. Co jak co, ale kondycje miałem słabą. Między innymi też dlatego zgubiłem Fede. Nad rzeką był tłum ludzi oraz pogotowie. Ewidentnie coś się stało. Modliłem się żeby nic związanego z moim bratem. Gdy podszedłem bliżej ujrzałem Lu. Stała cała zapłakana.
- Co się stało? - zapytałem jednego z gapiów.
- Jakiś chłopak chciał popełnić samobójstwo.
Tomas? To dlatego Lu płakała?
Kiedy przecisnąłem się jeszcze bliżej zobaczyłem, że ratownicy kogoś usiłują umieścić w folii grzewczej (nie wiem jak to się nazywa, ale pewnie wiecie o co chodzi. Złota folia, która ogrzewa ciało).
- Fede!! - zacząłem krzyczeć i płakać jednocześnie. - Federico, coś ty zrobił!! - łzy same płynęły po mojej twarzy.
Próbowałem się przedostać przez tłum do chłopaka, ale uniemożliwiali to też ratownicy.
- Fede!! Do jasnej cholery! Coś ty zrobił idioto?! - moja twarz stała się czerwona od łez.
Nie mogłem i nie chciałem się opanować. To za dużo jak na jeden dzień!
- Federico..!! - usłyszałem za sobą krzyk Violetty, po jej policzkach również spływały łzy.
Kiedy mieli go wsadzić do pojazdu wyrwałem się i do niego pobiegłem. Był siny. Jego idealna grzywka była lekko rozczochrana. Gdyby on to widział. Zacząłem jeszcze bardziej płakać.
- Federico... - jęknąłem.
- Proszę się odsunąć. - powiedział oschle jeden z ratowników. No tak, serdeczność przede wszystkim.
- To mój brat.
- Mam gratulować?
- Co z nim?
- Dowie się pan w szpitalu.
- A gdzie go zabieracie? - spytałem nieco zły.
- Na obrzeża miasta. - odpowiedział i zamknął mi dzrwi przed nosem.
- Zaskarże was! - krzyknąłem i w tym samym momencie karetka odjechała na sygnale.
~~~~~
Witam, witam.
Nie planowałam niczego co tu jest. Miało być słodko i uroczo, ale tak jest ciekawiej. :D
Nawet mi się podoba.
Napisałam go w półtorej godziny. Mój rekord! ^^
Piszcie w komentarzach co myślicie.
Aha i dla wyjaśnienia.
Elizabeth, Leon i Fede (i te dziecko co urodzi matka Fede) mają jednego ojca, tylko on nie uznaje Federico, tak jakby go wydziedziczył.
Kocham!! ♥♥♥
poniedziałek, 22 lutego 2016
Zwykła notka - Dziękujemy! ♥
Ta notka jest dość spontaniczna.
Tak więc, wyobraźcie sobie. Godzina 0:50, ja leżę w łóżku i płaczę słuchając Broken Home - 5sos (wspaniała piosenka). No a skoro byłam w takim stanie jakim byłam postanowiłam przeczytać sobie ostatnią część All You Need Is Love, wiecie sprawdzić jak wyszło i czy jeszcze bardziej się popłaczę, bo do tej pory jak to czytałam to uśmiech na ryju zamiast łez.
Wpisuję w wyszukiwarkę fedemila, zjeżdżam w dół, ale halo. Nie ma bloga. Patrzę od początku dla pewności. I co? W wyszukiwarce (przynajmniej mojej) blog znalazł się na pierwszej pozycji pod tym hasłem!
Naprawdę nie wiem jak to możliwe i jak Wam dziękować!
Kurde, to jest nie do pomyślenia! Jeszcze kilka dni temu byliśmy na piątej pozycji.
Nawet żadnego OS'a nie ma w zapasie na podziękowanie za to i za te prawie 15 tys. wyświetleń.
A tak btw. Wczoraj było 9 miesięcy bloga. Czas tak szybko leci. ♡
Ogromnie dziękujemy za każdy komentarz, każdą obserwacje, przeczytany rozdział i wogóle wejście tutaj! To ogromnie wiele dla nas znaczy! ♥
Bez Was nic by tutaj nie było!
DZIĘKUJEMY !!! ♥♥♥
Tak więc, wyobraźcie sobie. Godzina 0:50, ja leżę w łóżku i płaczę słuchając Broken Home - 5sos (wspaniała piosenka). No a skoro byłam w takim stanie jakim byłam postanowiłam przeczytać sobie ostatnią część All You Need Is Love, wiecie sprawdzić jak wyszło i czy jeszcze bardziej się popłaczę, bo do tej pory jak to czytałam to uśmiech na ryju zamiast łez.
Wpisuję w wyszukiwarkę fedemila, zjeżdżam w dół, ale halo. Nie ma bloga. Patrzę od początku dla pewności. I co? W wyszukiwarce (przynajmniej mojej) blog znalazł się na pierwszej pozycji pod tym hasłem!
Naprawdę nie wiem jak to możliwe i jak Wam dziękować!
Kurde, to jest nie do pomyślenia! Jeszcze kilka dni temu byliśmy na piątej pozycji.
Nawet żadnego OS'a nie ma w zapasie na podziękowanie za to i za te prawie 15 tys. wyświetleń.
A tak btw. Wczoraj było 9 miesięcy bloga. Czas tak szybko leci. ♡
Ogromnie dziękujemy za każdy komentarz, każdą obserwacje, przeczytany rozdział i wogóle wejście tutaj! To ogromnie wiele dla nas znaczy! ♥
Bez Was nic by tutaj nie było!
DZIĘKUJEMY !!! ♥♥♥
niedziela, 14 lutego 2016
Rozdział 15 - Wynoś się stąd!
*** Miesiąc później ***
* Naty
Obudził mnie dźwięk wiadomości i ciągłe dzwonienie na mój numer. Zdenerwowana, kiedy telefon zaczął wibrować kolejny raz odebrałam.
- Przyjdź szybko do mnie. - usłyszałam głos Ludmiły.
- Co jest takiego ważnego, że w sobotę - powiedziałam podkreślając ostatni wyraz. - budzisz mnie o prawie szóstej rano?! - próbowałam być zła.
- Błagam. Bądź za pół godziny. - po tym się rozłączyła.
Miałam wrażenie, że płakała. Chcąc, nie chcąc, zaczęłam się zbierać. Poranne czynności, make-up i włosy, to wszystko w piętnaście minut. Nałożyłam jeszcze czarne rurki, białą bokserkę, a na to narzuciłam pudrowo różowy sweterek. Pakując w torebkę potrzebne rzeczy schodziłam po schodach. Z kuchni zabrałam jedno jabłko i szybkim krokiem udałam się do domu blondynki. W przeciągu dziesięciu minut byłam na miejscu. Zapukałam lekko do drzwi, a następnie zadzwoniłam dzwonkiem. Nikt nie odpowiadał. Niepewnie nacisnęłam na klamkę.
- Ludmiła?
- Tu jestem. - usłyszałam jej głos z jej pokoju. Napewno płakała, to słychać.
- Co się stało? - zapytałam i ją objęłam. Twarz miała schowaną w dłoniach.
- To. - podała mi jakiś przedmiot.
- Test ciążowy? - zapytałam wiedząc co odpowie.
- A nie widać?!
* Naty
Obudził mnie dźwięk wiadomości i ciągłe dzwonienie na mój numer. Zdenerwowana, kiedy telefon zaczął wibrować kolejny raz odebrałam.
- Przyjdź szybko do mnie. - usłyszałam głos Ludmiły.
- Co jest takiego ważnego, że w sobotę - powiedziałam podkreślając ostatni wyraz. - budzisz mnie o prawie szóstej rano?! - próbowałam być zła.
- Błagam. Bądź za pół godziny. - po tym się rozłączyła.
Miałam wrażenie, że płakała. Chcąc, nie chcąc, zaczęłam się zbierać. Poranne czynności, make-up i włosy, to wszystko w piętnaście minut. Nałożyłam jeszcze czarne rurki, białą bokserkę, a na to narzuciłam pudrowo różowy sweterek. Pakując w torebkę potrzebne rzeczy schodziłam po schodach. Z kuchni zabrałam jedno jabłko i szybkim krokiem udałam się do domu blondynki. W przeciągu dziesięciu minut byłam na miejscu. Zapukałam lekko do drzwi, a następnie zadzwoniłam dzwonkiem. Nikt nie odpowiadał. Niepewnie nacisnęłam na klamkę.
- Ludmiła?
- Tu jestem. - usłyszałam jej głos z jej pokoju. Napewno płakała, to słychać.
- Co się stało? - zapytałam i ją objęłam. Twarz miała schowaną w dłoniach.
- To. - podała mi jakiś przedmiot.
- Test ciążowy? - zapytałam wiedząc co odpowie.
- A nie widać?!
- Będziesz miała rodzeństwo?! Gratuluję!
- Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?! - Dziewczyna zaczęła jeszcze bardziej płakać.- To dziecko moje i... Tomasa..
Że co?! Starałam się ukryć moje zdziwienie i złość. Przecież ta dziewczyna ledwo skończyła siedemnaście lat! Jak można być tak nieodpowiedzialnym?! Nie lubię Tomasa i Lu dobrze o tym wie, ale tutaj już nawet nie o to chodzi. Sama świadomość, że twoja najlepsza przyjaciółka, która jest nastolatką będzie miała dziecko jest... przerażająca..? Chyba tak.
- Lu... - wydusiłam po kilku minutach. - Nie wszystko udaje się od razu... - Dziewczyna spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Nam się udało. - syknęła.
- Twoi rodzice wiedzą? - To chyba najbardziej odpowiednie co mogłam powiedzieć.
- Jeszcze nie.. Test zrobiłam około godziny temu.
- Ale wiesz, że należy pójść do ginekologa, bo testy mogą wskazywać zły wynik? - Ta tylko skinęła głową.
- Kiedy to się stało?
- Możemy teraz o tym nie rozmawiać? - Lu popatrzyła na mnie prosząco.
- Ech... okej. Jak wolisz. A Tomas? Wie?
- Nie. Nie wiem czy chcę mu mówić.. Boję się tego jak zareaguje.
- Jeżeli cię naprawdę kocha powinien to przyjąć w miarę spokojnie.
*Violetta
Siedziałam na ławce w parku i próbowałam wymyślić jakąś piosenkę. Angie mówiła, że naszym zadaniem będzie w parach napisanie i zaśpiewanie piosenki. Najlepsi będą reprezentowali szkołę w Londynie i będzie to tylko sześć osób. Chciałabym być wśród nich.Chciałabym śpiewać z Leonem, ale wiem, że Pablo i reszta zrobią wszystkim na złość i nie połączą nas tak jak byśmy chcieli. Ewentualnie mogłabym być z Federico. Tylko z nimi dogaduję się w miarę dobrze. Oczywiście chodzi mi o chłopaków. Moje myśli właśnie popędziły na inny tor. Kim jest ta cała Elizabeth? Nie lubię jej. Niektórzy mają w sobie coś takiego, że od samego patrzenia czuje się do nich niechęć. Ja tak mam z nią. Ma w sobie coś takiego. Ponoć oczy są zwierciadłem duszy. Ja w jej oczach nic nie widzę. Czy to znaczy, że jest pusta? Z zamyśleń wyrwał mnie czyjś głos.
- Gdzie Leon?
- Nie wszczepiłam mu GPS-a, więc nie wiem. - Powiedziałam równie szorstko co Lara.
- A mi się wydaje, że jednak coś wiesz.
- Tak. Masz rację. Jest u mnie w domu i czeka tam na mnie. - Prychnęłam.
- Mało jeszcze wiesz o życiu...
- Doprawdy? Ty wiesz przecież znacznie więcej. To przecież tobie matka zmarła, kiedy miałaś sześć lat, ciebie ojciec pobił za to, że go wywalili z pracy, bo jakaś idiotka go wydała, ty musiałaś zerwać z chłopakiem, bo cię szantażowali. Prawda?! - Wstałam z miejsca unosząc ręce do góry. Nie wiem czemu to powiedziałam.
- Hmmm.. nie. Ale chyba wiem kto go wydał i wiem kto cię szantażował. - Skrzyżowała ręce na piersi.
- Tak..? Kto? - uniosłam brwi i zobaczyłam, że krok za nią stoi Verdas.
- Ech.. Violka, jesteś taka głupia czy udajesz? To byłam ja!
- Co? - Powiedział Leon, a ja się uśmiechnęłam chytrze do dziewczyny.
- O.. Leoś.. Szukałam cię.. - uśmiechnęła się słodko.
- Wytłumacz mi to.
- Emm... Lepiej jej się spytaj co jej tatuś ma do ukrycia.
- Nie.. - Pokręciłam głową. - Nie zrobisz tego. - W oczach zebrały mi się łzy. Jak ojciec się dowie, że kolejne osoby się dowiedziały znów mnie pobije.
- Jej ojciec przespał się z uczennicą za to, że zaliczy jej test, którego nie zdała!! - krzyknęła.
Wzrok niektórych ludzi utkwił we mnie. Niektórzy patrzeli wręcz z obrzydzeniem. Po moich policzkach płynęły strumienie łez.
- Ja.. już pójdę... - powiedziałam i kiedy pozbierałam swoje rzeczy pobiegłam w stronę domu.
* Leon
Nic z tego nie rozumiałem. Co mnie obchodzi co zrobił ojciec Vilu? On to nie ona, więc nie wiem czemu Lara była tak bardzo zadowolona, kiedy mi to powiedziała. Ale wiem co słyszałem wcześniej i nie byłem z tego zadowolony. Wstyd mi, że nie wierzyłem Violi i Federico tylko jej. Po chwili przysiadł do mnie mój brat.
- Nad czym tak myślisz?
- Chciałem znów z nią pogadać i zastałem przy niej Larę. Rozmawiały o czymś i usłyszałem, jak mówiła, że to ona ... - Fede chyba się domyślił o co chodzi.
- Mówiliśmy ci.
- A ja nie chciałem was słuchać, wiem.
- Podobno miłość zaślepia. - Zaśmiał się.
- Błagam cię.. Sam nie wiem co to miało być. Z pewnością żadne szczere uczucie.
- No widzisz. Wystarczyło, że wrócę, a już odzyskujesz mózg.
- Idziemy do domu? - Zapytałem, a Federico bez słowa wstał i ruszył w drogę. - Czekaj. - Zaśmiałem się, a on zaczął biec.
***
Weszliśmy cicho do domu i już w drzwiach słyszeliśmy jakieś krzyki.
- Czy ty jesteś normalny?! - to był głos jakiejś dziewczyny.
- Liz, córciu, nie denerwuj się! - powiedział.. mój ojciec? Tak, ale dlaczego on nazwał ją córką?
- Nawet mnie tak nie nazywaj! Wiesz, chyba wiem, dlaczego Fede cię tak nienawidzi.. - warknęła, a ja i Federico staliśmy osłupieni. - Nie dość, że ukrywasz przed wszystkimi prawdę, miałeś mnie i jego gdzieś przez jakieś siedemnaście lat! Co ja mówię! Oprzytomniałeś, że masz córkę dopiero dwa miesiące temu! Nie zasługujesz na miano ojca. - To ona jest jego córką?! Zaciekawieni podeszliśmy bliżej.
- Elizabeth...
- A wiesz co jest najgorsze?! - milczał - Próbowałeś okaleczyć swojego syna! A razem z tym mnie.
- Nie wiedziałem, że będziesz lecieć tym samolotem!
- I co z tego! Tam leciał Federico! Twój syn!! A ty zapłaciłeś pilotowi, żeby się rozbił.
- To nie jest mój syn...
- Wiesz.. - odezwał się Włoch. Po jego policzkach ciekły łzy. - Też cię nie lubię. Ale nigdy bym nie wywołał katastrofy po to żebyś ty cierpiał. Mogli zginąć niewinni ludzie, ja mogłem zginąć, ale ciebie obchodzi tylko czubek własnego nosa. Byłoby ci wygodniej jakbym zginął?! Cieszyłbyś się?! Nienawidzę cię!
Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Odkąd go znam to nie płakał. To musiało go zaboleć. Wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
- Wynoś się stąd! - krzyknąłem. - Jak wrócimy do domu ma cię tu nie być! Nienawidzę cię! - w oczach miałem łzy.
Nigdy mu tego nie zapomnę. Chciał zabić, albo okaleczyć swojego syna, a mojego brata.
- A jeśli myślisz, że mama się o niczym nie dowie to jesteś w błędzie. Właśnie będę do niej dzwonił!
Wyszedłem za Federico i zostawiłem jego i Liz samych.
^^^^^^^^^^^^^
Hej! Jak Wam się podoba rozdział?
#Drama #Time :D
Jeżeli ktoś nie może się połapać to śmiało pytajcie!
Szczęśliwych walentynek! ♥
Kto zaczął ferie? Nie wiem czy mi się uda wszystko nadrobić, bo dwa tomy Krzyżaków mamy przeczytać... To będzie straszne...
A tak btw. Chce ktoś mieć zajmowane miejsce?
Kochamy!! ♥♥♥
- Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?! - Dziewczyna zaczęła jeszcze bardziej płakać.- To dziecko moje i... Tomasa..
Że co?! Starałam się ukryć moje zdziwienie i złość. Przecież ta dziewczyna ledwo skończyła siedemnaście lat! Jak można być tak nieodpowiedzialnym?! Nie lubię Tomasa i Lu dobrze o tym wie, ale tutaj już nawet nie o to chodzi. Sama świadomość, że twoja najlepsza przyjaciółka, która jest nastolatką będzie miała dziecko jest... przerażająca..? Chyba tak.
- Lu... - wydusiłam po kilku minutach. - Nie wszystko udaje się od razu... - Dziewczyna spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Nam się udało. - syknęła.
- Twoi rodzice wiedzą? - To chyba najbardziej odpowiednie co mogłam powiedzieć.
- Jeszcze nie.. Test zrobiłam około godziny temu.
- Ale wiesz, że należy pójść do ginekologa, bo testy mogą wskazywać zły wynik? - Ta tylko skinęła głową.
- Kiedy to się stało?
- Możemy teraz o tym nie rozmawiać? - Lu popatrzyła na mnie prosząco.
- Ech... okej. Jak wolisz. A Tomas? Wie?
- Nie. Nie wiem czy chcę mu mówić.. Boję się tego jak zareaguje.
- Jeżeli cię naprawdę kocha powinien to przyjąć w miarę spokojnie.
*Violetta
Siedziałam na ławce w parku i próbowałam wymyślić jakąś piosenkę. Angie mówiła, że naszym zadaniem będzie w parach napisanie i zaśpiewanie piosenki. Najlepsi będą reprezentowali szkołę w Londynie i będzie to tylko sześć osób. Chciałabym być wśród nich.Chciałabym śpiewać z Leonem, ale wiem, że Pablo i reszta zrobią wszystkim na złość i nie połączą nas tak jak byśmy chcieli. Ewentualnie mogłabym być z Federico. Tylko z nimi dogaduję się w miarę dobrze. Oczywiście chodzi mi o chłopaków. Moje myśli właśnie popędziły na inny tor. Kim jest ta cała Elizabeth? Nie lubię jej. Niektórzy mają w sobie coś takiego, że od samego patrzenia czuje się do nich niechęć. Ja tak mam z nią. Ma w sobie coś takiego. Ponoć oczy są zwierciadłem duszy. Ja w jej oczach nic nie widzę. Czy to znaczy, że jest pusta? Z zamyśleń wyrwał mnie czyjś głos.
- Gdzie Leon?
- Nie wszczepiłam mu GPS-a, więc nie wiem. - Powiedziałam równie szorstko co Lara.
- A mi się wydaje, że jednak coś wiesz.
- Tak. Masz rację. Jest u mnie w domu i czeka tam na mnie. - Prychnęłam.
- Mało jeszcze wiesz o życiu...
- Doprawdy? Ty wiesz przecież znacznie więcej. To przecież tobie matka zmarła, kiedy miałaś sześć lat, ciebie ojciec pobił za to, że go wywalili z pracy, bo jakaś idiotka go wydała, ty musiałaś zerwać z chłopakiem, bo cię szantażowali. Prawda?! - Wstałam z miejsca unosząc ręce do góry. Nie wiem czemu to powiedziałam.
- Hmmm.. nie. Ale chyba wiem kto go wydał i wiem kto cię szantażował. - Skrzyżowała ręce na piersi.
- Tak..? Kto? - uniosłam brwi i zobaczyłam, że krok za nią stoi Verdas.
- Ech.. Violka, jesteś taka głupia czy udajesz? To byłam ja!
- Co? - Powiedział Leon, a ja się uśmiechnęłam chytrze do dziewczyny.
- O.. Leoś.. Szukałam cię.. - uśmiechnęła się słodko.
- Wytłumacz mi to.
- Emm... Lepiej jej się spytaj co jej tatuś ma do ukrycia.
- Nie.. - Pokręciłam głową. - Nie zrobisz tego. - W oczach zebrały mi się łzy. Jak ojciec się dowie, że kolejne osoby się dowiedziały znów mnie pobije.
- Jej ojciec przespał się z uczennicą za to, że zaliczy jej test, którego nie zdała!! - krzyknęła.
Wzrok niektórych ludzi utkwił we mnie. Niektórzy patrzeli wręcz z obrzydzeniem. Po moich policzkach płynęły strumienie łez.
- Ja.. już pójdę... - powiedziałam i kiedy pozbierałam swoje rzeczy pobiegłam w stronę domu.
* Leon
Nic z tego nie rozumiałem. Co mnie obchodzi co zrobił ojciec Vilu? On to nie ona, więc nie wiem czemu Lara była tak bardzo zadowolona, kiedy mi to powiedziała. Ale wiem co słyszałem wcześniej i nie byłem z tego zadowolony. Wstyd mi, że nie wierzyłem Violi i Federico tylko jej. Po chwili przysiadł do mnie mój brat.
- Nad czym tak myślisz?
- Chciałem znów z nią pogadać i zastałem przy niej Larę. Rozmawiały o czymś i usłyszałem, jak mówiła, że to ona ... - Fede chyba się domyślił o co chodzi.
- Mówiliśmy ci.
- A ja nie chciałem was słuchać, wiem.
- Podobno miłość zaślepia. - Zaśmiał się.
- Błagam cię.. Sam nie wiem co to miało być. Z pewnością żadne szczere uczucie.
- No widzisz. Wystarczyło, że wrócę, a już odzyskujesz mózg.
- Idziemy do domu? - Zapytałem, a Federico bez słowa wstał i ruszył w drogę. - Czekaj. - Zaśmiałem się, a on zaczął biec.
***
Weszliśmy cicho do domu i już w drzwiach słyszeliśmy jakieś krzyki.
- Czy ty jesteś normalny?! - to był głos jakiejś dziewczyny.
- Liz, córciu, nie denerwuj się! - powiedział.. mój ojciec? Tak, ale dlaczego on nazwał ją córką?
- Nawet mnie tak nie nazywaj! Wiesz, chyba wiem, dlaczego Fede cię tak nienawidzi.. - warknęła, a ja i Federico staliśmy osłupieni. - Nie dość, że ukrywasz przed wszystkimi prawdę, miałeś mnie i jego gdzieś przez jakieś siedemnaście lat! Co ja mówię! Oprzytomniałeś, że masz córkę dopiero dwa miesiące temu! Nie zasługujesz na miano ojca. - To ona jest jego córką?! Zaciekawieni podeszliśmy bliżej.
- Elizabeth...
- A wiesz co jest najgorsze?! - milczał - Próbowałeś okaleczyć swojego syna! A razem z tym mnie.
- Nie wiedziałem, że będziesz lecieć tym samolotem!
- I co z tego! Tam leciał Federico! Twój syn!! A ty zapłaciłeś pilotowi, żeby się rozbił.
- To nie jest mój syn...
- Wiesz.. - odezwał się Włoch. Po jego policzkach ciekły łzy. - Też cię nie lubię. Ale nigdy bym nie wywołał katastrofy po to żebyś ty cierpiał. Mogli zginąć niewinni ludzie, ja mogłem zginąć, ale ciebie obchodzi tylko czubek własnego nosa. Byłoby ci wygodniej jakbym zginął?! Cieszyłbyś się?! Nienawidzę cię!
Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Odkąd go znam to nie płakał. To musiało go zaboleć. Wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
- Wynoś się stąd! - krzyknąłem. - Jak wrócimy do domu ma cię tu nie być! Nienawidzę cię! - w oczach miałem łzy.
Nigdy mu tego nie zapomnę. Chciał zabić, albo okaleczyć swojego syna, a mojego brata.
- A jeśli myślisz, że mama się o niczym nie dowie to jesteś w błędzie. Właśnie będę do niej dzwonił!
Wyszedłem za Federico i zostawiłem jego i Liz samych.
^^^^^^^^^^^^^
Hej! Jak Wam się podoba rozdział?
#Drama #Time :D
Jeżeli ktoś nie może się połapać to śmiało pytajcie!
Szczęśliwych walentynek! ♥
Kto zaczął ferie? Nie wiem czy mi się uda wszystko nadrobić, bo dwa tomy Krzyżaków mamy przeczytać... To będzie straszne...
A tak btw. Chce ktoś mieć zajmowane miejsce?
Kochamy!! ♥♥♥
poniedziałek, 8 lutego 2016
Rozdział 14 - Dobrze jest mieć czasem brata
* Leon
Szedłem zdenerwowany przez park. Chociaż nie, ja biegłem i byłem zdruzgotany. To nie może być prawda. Czemu ta dziewczyna ma się doskonale, a jemu coś się stało? Co za cholerny los! Musiał wsiąść akurat w ten samolot? No musiał?! Może ostatnio nie było między nami najlepiej, ale to mój brat. Po policzkach ciekły mi łzy. Nie widziałem zbyt dużo dlatego co chwilę wpadałem na kogoś.
- Leon? Coś się stało? - usłyszałem znajomy głos, ale nie potrafiłem rozpoznać do kogo należy. Kiedy się dłużej przyjrzałem zobaczyłem postać Natalii, a obok niej Ludmiły. Chyba powinny wiedzieć.
- Federico... On miał wypadek. - powiedziałem przez łzy.
- Jak to?
- O nie! Jeżeli to znowu wasz chory żart to mnie nie bawi! - krzyknęła blondynka.
- To nie żart. Samolot którym lecieli... Rozbił się... Jej nic nie jest, wyszła bez żadnej urazy, a Fede miał wstrząśnienie mózgu.
- Zaraz... Kim jest ona? - zapytała Ludmiła z podejrzeniem.
- Nie udawaj, że nie wiesz o Elizabeth. To dziewczyna, którą uratował. Ktoś chciał ją zgwałcić, czy coś.
- Ale Federico żyje..? - spytała z lekką obawą Natalia.
- Tak. Nie wiem jeszcze czy jest przytomny, ale żyje.
- Idziemy z tobą. - powiedziała i chwyciła blondynkę za rękę.
*Federico
Obudziło mnie denerwujące pikanie. Nie wiedziałem skąd ono dochodziło, ani gdzie jestem. Otworzyłem oczy i ujrzałem białe pomieszczenie, a obok mnie maszyny, z których dochodził denerwujący dźwięk. Nje wiedziałem co tutaj robię, co się stało. Część mojej pamięci uległa destrukcji. Po chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Szybko zamknąłem oczy jednak chłopak to widział, bo zaczął drzeć ryja, jak dziewczynka. Kiedy ponownie podniosłem powieki ujrzałem dziewięć twarzy zwróconych prosto na mnie. Nastolatkowie szeptali coś pomiędzy sobą uśmiechając się od ucha do ucha. Tylko jedna osoba nie była szczęśliwa.
- Kim wy jesteście? - zapytałem ochrypłym głosem.
- Nic nie pamięta... - szepnęła dziewczyna o rudych włosach.
- Federico... to ja Leon. - powiedział szatyn patrząc mi w oczy. Widziałem w jego twarzy ból. Nie mogłem tak.
- Wiem debilu! - krzyknąłem z radością.
- Masz szczęcie, że jesteś w szpitalu. - wycedził uśmiechając się.
- Czyli wszystko wiesz i pamiętasz? - zapytał Tomas.
- Co ty tutaj robisz? - nie chciałem go widzieć. Stokroć wolę patrzeć na 'ojca' niż tego oszusta.
- Masz odpowiedź... - prychnęła do niego Ludmiła. Moja Lu.. przyszła... Po tym wszystkim..
- Ludmiła... - szepnąłem. - Możemy porozmawiać?
- Nie. - powiedział za nią Heredia. Ta spojrzała na niego ze złością.
- Umiem mówić Tomi. - spojrzałem na nią prosząco. - Niech ci będzie.. - powiedziała z rezygnacją.
Chciałem to wszystko wyjaśnić. Czemu wyjechałem, kim jest Ellie, dlaczego się nie odzywałem.. Lubię Elizabeth, ale tylko lubię. Nic więcej. Nie chcę żeby ktoś myślał, że jest inaczej. Musiałem z wszystkimi pogadać. No...prawie wszystkimi.
- Tomas wyjdź. - powiedziałem. On i Ludmiła spojrzeli na mnie dziwnie.
- Jak on idzie to ja też. - szepnęła blondynka.
- Nie Lu... Nie... - dziewczyna wzięła kurtkę i wyszła z pomieszczenia, a za nią Heredia. - Ludmiła! - chciałem wstać i pobiec za nią, ale kłócie przeszywające moje ciało to uniemożliwiło. Z bólem opadłem na łóżko.
- Wezwę lekarza - szepnęła Fran.
- Nie, już przechodzi. - powiedziałem lekko naginając prawdę.
- Co się tak w ogóle stało? - odezwał się mój brat.
- Wiem, że wsiedliśmy w samolot i kazałem Elizabeth uważać. Miałem przeczucia, że coś będzie nie tak. Później lecieliśmy, no a na końcu hałas i wraski. Więcej nic nie pamiętam.
- A ty? - zwrócił się do Emily, a dziewczyny w tym czasie wróciły.
- Mogę to powiedzieć kiedy indziej? Dopiero wróciłam z policji i tam wszystko opowiadałam.
- Nie uważasz, że to dziwne, że Federico miał wstrząśnienie mózgu, a tobie nic nie jest? - spytała z podejrzeniem Vilu, a Francesca, Naty i Cami jej przytaknęły.
- Czy ty właśnie oskarżyłaś mnie o jakiś zamach czy coś?! - krzyknęła wstając z krzesła.
- Nie, tylko nie uważam żeby to było sprawiedliwe, że to Fede dostał po dupie, a ty sobie tu siedzisz cała, zdrowa, nawet nie masz żadnego zadrapania! - Violetta też wstała.
- Nawet nie masz zdartego paznokcia. - dodał Maxi, a Leon na jego słowa się zaśmiał.
- Czyli to wszystko to moja wina?!
- Tak. - wszyscy powiedzieli jednocześnie. Szatynka wyszła z sali trzaskając drzwiami, a moi przyjaciele i brat przybili sobie żółwika.
- Zajebiście... - powiedziałem sam do siebie. - Ktoś coś jeszcze ma do powiedzenia w sprawie wypadku? - wszyscy się uciszyli. - Okej. W takim razie ja chciałbym porozmawiać z Leonem.
Nasi przyjaciele wyszli powoli z sali pozostawiając nas samych. Wahałem się przez chwilę, czy aby na pewno powiedzieć Leonowi o tym co zaszło między naszymi rodzicami. Zasługuje na poznanie prawdy.
- Verdas.. - zacząłem, a on się zaśmiał.
- Ty też masz tak na nazwisko ułomie. - uśmiechnął się niewinnie.
- Moja mama jest w ciąży..
- To gratuluję stary! Chłopiec czy dziewczynka? - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- I będziemy braćmi. - dodałem.
- Czy ty chcesz właśnie powiedzieć, że....
- Tak, twój ojciec i moja matka spali ze sobą. To chyba logiczne.
- Kiedy się o tym dowiedziałeś?
- Miesiąc, może dwa temu.
- I nic mi nie powiedziałeś?! - krzyknął.
- To nie jest sprawa na telefon albo fejsa! Wolałem sam ci powiedzieć i między innymi po to tu jestem.
- Jak to powiemy mojej mamie?
- Nie wiem... - odpadłem na łóżko i przetarłem rękoma twarz.
- Mam tego dość. - odezwał się po około trzech minutach. - Najpierw dowiaduje się o tobie, teraz następne dziecko w drodze...
- A myślisz, że mi jest łatwo?! - nie mogłem uwierzyć w to co powiedział. - Ja wychowałem się bez ojca, podczas gdy ty miałeś szczęśliwe dzieciństwo! Matka ciężko pracowała, często na dwa etaty, żeby nas było na chleb stać! W domu była tylko na weekendy i święta! Zajmowała mną się babcia i to jej zawdzięczam to co mam dzisiaj. Myślisz, że tak fajnie jest być dzieckiem z przypadku? - czułem, że zaraz eksploduje. W oczach miałem łzy, ale byłem twardy.
- Przypadku? - zmarszczył brwi.
- A co, myślisz, że jakby planowali mnie to by ojciec spierdzielił do Buenos Aires, w dniu którym się dowiedział?
- Przepraszam... - powiedział spuszczając głowę.
- Spoko, rozumiem. - uśmiechnąłem się blado i wyciągnąłem ręce, aby się przytulić.
- Wiesz, dobrze jest mieć czasem brata. - zaśmiał się tuląc się do mnie.
- Tak. - poczochrałem go po włosach. - A jak tam z Larą?
- Nie wiem. Mogę ci coś powiedzieć? - spytał robiąc minę dziecka, które coś zrobiło. Kiwnąłem niepewnie głową. - Całowałem się dzisiaj z Violettą...
- Jak to? Tak normalnie? - w oczach biegały wesołe iskierki.
- Nie, Francesca nam pomagała, wiesz..? - zaśmiał się.
- No to gratki stary!
- Tylko ja mam dziewczynę, a poza tym Vilu mówi o jakimś szantażu..
- Porozmawiaj z nią..
- No nie wiem...
- A zależy ci na niej?
- Bardzo.
- To zrób to.
^_^_^_^_^_^
Krótki rozdział, wiem... Następny będzie długi i uprzedzam, że będzie zawierać masę ważnych informacji.
Mam chęć na Fedemile, ale kilka rozdziałów jeszcze Was pomęczę. Po czyjej stronie stajecie? Fede i Elizabeth czy reszty?
I przepraszam kochani (szczególnie Ciebie Angelo) że zaniedbuje wasze blogi! W ferie postaram się wszystko nadrobić!
To by chyba było na tyle..
Kocham!! ♥♡♥
Szedłem zdenerwowany przez park. Chociaż nie, ja biegłem i byłem zdruzgotany. To nie może być prawda. Czemu ta dziewczyna ma się doskonale, a jemu coś się stało? Co za cholerny los! Musiał wsiąść akurat w ten samolot? No musiał?! Może ostatnio nie było między nami najlepiej, ale to mój brat. Po policzkach ciekły mi łzy. Nie widziałem zbyt dużo dlatego co chwilę wpadałem na kogoś.
- Leon? Coś się stało? - usłyszałem znajomy głos, ale nie potrafiłem rozpoznać do kogo należy. Kiedy się dłużej przyjrzałem zobaczyłem postać Natalii, a obok niej Ludmiły. Chyba powinny wiedzieć.
- Federico... On miał wypadek. - powiedziałem przez łzy.
- Jak to?
- O nie! Jeżeli to znowu wasz chory żart to mnie nie bawi! - krzyknęła blondynka.
- To nie żart. Samolot którym lecieli... Rozbił się... Jej nic nie jest, wyszła bez żadnej urazy, a Fede miał wstrząśnienie mózgu.
- Zaraz... Kim jest ona? - zapytała Ludmiła z podejrzeniem.
- Nie udawaj, że nie wiesz o Elizabeth. To dziewczyna, którą uratował. Ktoś chciał ją zgwałcić, czy coś.
- Ale Federico żyje..? - spytała z lekką obawą Natalia.
- Tak. Nie wiem jeszcze czy jest przytomny, ale żyje.
- Idziemy z tobą. - powiedziała i chwyciła blondynkę za rękę.
*Federico
Obudziło mnie denerwujące pikanie. Nie wiedziałem skąd ono dochodziło, ani gdzie jestem. Otworzyłem oczy i ujrzałem białe pomieszczenie, a obok mnie maszyny, z których dochodził denerwujący dźwięk. Nje wiedziałem co tutaj robię, co się stało. Część mojej pamięci uległa destrukcji. Po chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Szybko zamknąłem oczy jednak chłopak to widział, bo zaczął drzeć ryja, jak dziewczynka. Kiedy ponownie podniosłem powieki ujrzałem dziewięć twarzy zwróconych prosto na mnie. Nastolatkowie szeptali coś pomiędzy sobą uśmiechając się od ucha do ucha. Tylko jedna osoba nie była szczęśliwa.
- Kim wy jesteście? - zapytałem ochrypłym głosem.
- Nic nie pamięta... - szepnęła dziewczyna o rudych włosach.
- Federico... to ja Leon. - powiedział szatyn patrząc mi w oczy. Widziałem w jego twarzy ból. Nie mogłem tak.
- Wiem debilu! - krzyknąłem z radością.
- Masz szczęcie, że jesteś w szpitalu. - wycedził uśmiechając się.
- Czyli wszystko wiesz i pamiętasz? - zapytał Tomas.
- Co ty tutaj robisz? - nie chciałem go widzieć. Stokroć wolę patrzeć na 'ojca' niż tego oszusta.
- Masz odpowiedź... - prychnęła do niego Ludmiła. Moja Lu.. przyszła... Po tym wszystkim..
- Ludmiła... - szepnąłem. - Możemy porozmawiać?
- Nie. - powiedział za nią Heredia. Ta spojrzała na niego ze złością.
- Umiem mówić Tomi. - spojrzałem na nią prosząco. - Niech ci będzie.. - powiedziała z rezygnacją.
Chciałem to wszystko wyjaśnić. Czemu wyjechałem, kim jest Ellie, dlaczego się nie odzywałem.. Lubię Elizabeth, ale tylko lubię. Nic więcej. Nie chcę żeby ktoś myślał, że jest inaczej. Musiałem z wszystkimi pogadać. No...prawie wszystkimi.
- Tomas wyjdź. - powiedziałem. On i Ludmiła spojrzeli na mnie dziwnie.
- Jak on idzie to ja też. - szepnęła blondynka.
- Nie Lu... Nie... - dziewczyna wzięła kurtkę i wyszła z pomieszczenia, a za nią Heredia. - Ludmiła! - chciałem wstać i pobiec za nią, ale kłócie przeszywające moje ciało to uniemożliwiło. Z bólem opadłem na łóżko.
- Wezwę lekarza - szepnęła Fran.
- Nie, już przechodzi. - powiedziałem lekko naginając prawdę.
- Co się tak w ogóle stało? - odezwał się mój brat.
- Wiem, że wsiedliśmy w samolot i kazałem Elizabeth uważać. Miałem przeczucia, że coś będzie nie tak. Później lecieliśmy, no a na końcu hałas i wraski. Więcej nic nie pamiętam.
- A ty? - zwrócił się do Emily, a dziewczyny w tym czasie wróciły.
- Mogę to powiedzieć kiedy indziej? Dopiero wróciłam z policji i tam wszystko opowiadałam.
- Nie uważasz, że to dziwne, że Federico miał wstrząśnienie mózgu, a tobie nic nie jest? - spytała z podejrzeniem Vilu, a Francesca, Naty i Cami jej przytaknęły.
- Czy ty właśnie oskarżyłaś mnie o jakiś zamach czy coś?! - krzyknęła wstając z krzesła.
- Nie, tylko nie uważam żeby to było sprawiedliwe, że to Fede dostał po dupie, a ty sobie tu siedzisz cała, zdrowa, nawet nie masz żadnego zadrapania! - Violetta też wstała.
- Nawet nie masz zdartego paznokcia. - dodał Maxi, a Leon na jego słowa się zaśmiał.
- Czyli to wszystko to moja wina?!
- Tak. - wszyscy powiedzieli jednocześnie. Szatynka wyszła z sali trzaskając drzwiami, a moi przyjaciele i brat przybili sobie żółwika.
- Zajebiście... - powiedziałem sam do siebie. - Ktoś coś jeszcze ma do powiedzenia w sprawie wypadku? - wszyscy się uciszyli. - Okej. W takim razie ja chciałbym porozmawiać z Leonem.
Nasi przyjaciele wyszli powoli z sali pozostawiając nas samych. Wahałem się przez chwilę, czy aby na pewno powiedzieć Leonowi o tym co zaszło między naszymi rodzicami. Zasługuje na poznanie prawdy.
- Verdas.. - zacząłem, a on się zaśmiał.
- Ty też masz tak na nazwisko ułomie. - uśmiechnął się niewinnie.
- Moja mama jest w ciąży..
- To gratuluję stary! Chłopiec czy dziewczynka? - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- I będziemy braćmi. - dodałem.
- Czy ty chcesz właśnie powiedzieć, że....
- Tak, twój ojciec i moja matka spali ze sobą. To chyba logiczne.
- Kiedy się o tym dowiedziałeś?
- Miesiąc, może dwa temu.
- I nic mi nie powiedziałeś?! - krzyknął.
- To nie jest sprawa na telefon albo fejsa! Wolałem sam ci powiedzieć i między innymi po to tu jestem.
- Jak to powiemy mojej mamie?
- Nie wiem... - odpadłem na łóżko i przetarłem rękoma twarz.
- Mam tego dość. - odezwał się po około trzech minutach. - Najpierw dowiaduje się o tobie, teraz następne dziecko w drodze...
- A myślisz, że mi jest łatwo?! - nie mogłem uwierzyć w to co powiedział. - Ja wychowałem się bez ojca, podczas gdy ty miałeś szczęśliwe dzieciństwo! Matka ciężko pracowała, często na dwa etaty, żeby nas było na chleb stać! W domu była tylko na weekendy i święta! Zajmowała mną się babcia i to jej zawdzięczam to co mam dzisiaj. Myślisz, że tak fajnie jest być dzieckiem z przypadku? - czułem, że zaraz eksploduje. W oczach miałem łzy, ale byłem twardy.
- Przypadku? - zmarszczył brwi.
- A co, myślisz, że jakby planowali mnie to by ojciec spierdzielił do Buenos Aires, w dniu którym się dowiedział?
- Przepraszam... - powiedział spuszczając głowę.
- Spoko, rozumiem. - uśmiechnąłem się blado i wyciągnąłem ręce, aby się przytulić.
- Wiesz, dobrze jest mieć czasem brata. - zaśmiał się tuląc się do mnie.
- Tak. - poczochrałem go po włosach. - A jak tam z Larą?
- Nie wiem. Mogę ci coś powiedzieć? - spytał robiąc minę dziecka, które coś zrobiło. Kiwnąłem niepewnie głową. - Całowałem się dzisiaj z Violettą...
- Jak to? Tak normalnie? - w oczach biegały wesołe iskierki.
- Nie, Francesca nam pomagała, wiesz..? - zaśmiał się.
- No to gratki stary!
- Tylko ja mam dziewczynę, a poza tym Vilu mówi o jakimś szantażu..
- Porozmawiaj z nią..
- No nie wiem...
- A zależy ci na niej?
- Bardzo.
- To zrób to.
^_^_^_^_^_^
Krótki rozdział, wiem... Następny będzie długi i uprzedzam, że będzie zawierać masę ważnych informacji.
Mam chęć na Fedemile, ale kilka rozdziałów jeszcze Was pomęczę. Po czyjej stronie stajecie? Fede i Elizabeth czy reszty?
I przepraszam kochani (szczególnie Ciebie Angelo) że zaniedbuje wasze blogi! W ferie postaram się wszystko nadrobić!
To by chyba było na tyle..
Kocham!! ♥♡♥