Strony

wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 12 - Nie chcę tu być

* Federico

- Fede...! - Poczułem jak ktoś mną potrząsa.
Nic sobie z tego nie robiąc przewróciłem się na drugi bok i wtuliłem w poduszkę. Ktoś jednak nie dawał sobie za wygraną i rutynowo wykonywał wcześniejszą czynność.
- Co? - mruknąłem zaspany, ale nadal nie otworzyłem oczu.
- Za pół godziny wychodzimy. - Rozpoznałem głos Maxiego. - Wstawaj, jeśli chcesz coś zjeść i ułożyć włosy.
Nie byłem z tego zadowolony. Pomijając fakt, że jestem strasznym śpiochem i zazwyczaj potrafię spać do południa, tej nocy nie spałem prawie wcale. Długo myślałem nad tym co powiedział Leon i o Ludmile. Mam nadzieję, że trzy godziny snu mi w pełni wystarczą. Otworzyłem leniwie oczy, ale po chwili znów je zamknąłem. Moje łóżko znajduje się naprzeciwko okna, a słońce piekielnie raziło w oczy. Jęknąłem cicho, gdy ponownie otworzyłem oczy.
- Zgaś słońce i cofnij czas o sześć godzin, Maxi - westchnąłem, a on się zaśmiał. - Wyglądam pewnie, jakbym był na mocnym kacu.
- Gorzej, stary - parsknął, na co ja przewróciłem oczami.
- Jakie plany na dziś? - Zszedłem na dół.
- Wiadomo tylko, że gramy w paintballa! - krzyknął uradowany, a ja cicho jęknąłem. Wszystko tylko nie bieganie. Nie dziś. - A teraz marsz do łazienki, a ja ci zrobię śniadanie. - W tej chwili byłem mu naprawdę wdzięczny. Potrzebowałem energii, jaką dostarczy mi śniadanie, a jeśli sam bym je robił, zajęłoby mi to dużo więcej czasu, niż miałem w zanadrzu. Skoczyłem jeszcze po jakieś ciuchy i podstawowe rzeczy, potrzebne do wykonania porannej rutyny, a po piętnastu minutach wyszedłem gotowy z łazienki.
- No, no... Szybko, panie Castillo. - Uniósł do góry prawą brew w geście podziwu.
- Pasquarelli - mruknąłem pod nosem, ale postanowiłem przymknąć na to oko. W końcu od jakiegoś czasu należę do tej rodziny.
Poprzednio uciekałem z każdej z rodzin zastępczych w jakich byłem. Nie chciałem tam mieszkać i patrzeć na obcych mi ludzi. Z wiekiem trochę zmądrzałem, ale jeśli tym razem ucieknę, grozi mi zakład wychowawczy, a tego nie wytrzymam.
Zjadłem śniadanie i razem z Maxim wyszedłem z domku. Już po chwili dołączyliśmy do Leona i Matthew, którzy siedzieli na tarasie dziewczyn i wesoło z nimi rozmawiali. Moje oczy automatycznie powędrowały na Ludmiłę, która siedziała na kolanach Matta i śmiała się z kawału, który powiedział. Moje zawsze olewała.
- Lu.. - powiedziałem niepewnie. - Pogadamy?
- Yhm.. - skinęła głową i wstała. Odeszliśmy dalej, aby nikt nie mógł nas słyszeć.
- Przepraszam - powiedzieliśmy w jednakowym czasie, po czym się zaśmialiśmy.
- Niepotrzebnie tak na ciebie nawrzeszczałam. - Uśmiechnęła się uroczo. Wspominałem kiedyś jak bardzo uwielbiam jej uśmiech?
- Niepotrzebnie wrzucałem cię do wody.
- A dostałeś chociaż te spaghetti? - zaśmiała się. Zamyśliłem się chwilę, przypominając sobie wszystkie wczorajsze wydarzenia.
- Nie - odpowiedziałem po chwili.
- Kocham cię, Fede - powiedziała i się wtuliła we mnie. Nie zareagowałem lekko zdezorientowany. Ludmiła chyba się domyśliła. - Jako przyjaciela, oczywiście. - Uśmiechnęła się, a ja się lekko zaśmiałem.
- W takim razie ja ciebie też. - Przytuliłem ją.

***

Ustawiliśmy się wszyscy pod domkiem nauczycieli. Cała grupa miała na sobie kombinezony, które dostaliśmy od obsługi. Dzięki nim nie zabrudzimy naszych ubrań, a poza tym jest to forma ochrony, gdyż gra wcale nie jest bezpieczna. Jeśli ktoś dostanie kulką z bliska, może mu się stać coś naprawdę poważnego.
Zupełnie jak podczas wojny.
Ale paintball jest odzwierciedleniem wojny. Dwie drużyny - wrogowie, walczą przeciwko sobie w pseudo-mundurach i biegają z pistoletami w dłoniach. A z nich wylatują pociski, tutaj zastąpione kulkami z farbą. Dodatkowo w grze mamy tarcze na twarz. Mimo tej różnicy, zasady, a raczej cała ideologia, były dosyć podobne. Po tym czego się wczoraj dowiedziałam i przez moje zmęczenie naprawdę nie miałem ochoty na grę.
- Podzielicie się na dwie drużyny i macie na zabawę półtorej godziny. - Powiedział Pedro, jeden z naszych opiekunów. - Potem macie chwilę odpoczynku, następnie pójdziemy nad jezioro, później wyjdziemy do miasta na obiadokolację, a kolejnym punktem programu i niespodzianką będą otrzęsiny, które będziecie mieli wszyscy, z racji tego, że to pierwszy rok takiej wycieczki. - Uśmiechnął się, a my jęknęliśmy. W tym roku mieliśmy jedne otrzęsiny, tyle że szkolne. Nie było to nic strasznego, ale przynajmniej ja, nie mam na nie ochoty. Pytanie, na co mam? - Proszę was, bądźcie ostrożni. Jeśli ktoś się boi, bądź nie wiem, po prostu nie ma ochoty grać, to niech podniesie rękę. - Już unosiłem dłoń w powietrze, ale spotkałem się z drwiącym spojrzeniem Matthew, więc zwyczajnie udałem, że chcę się podrapać w tył głowy. - Nikt? Doskonale. Wylosuję osoby, które będą wybierać, abyście nie mieli z tym kłopotu. - Pani Lena przyniosła miseczkę, z której Pedro wyciągnął dwa losy. Przygotowali się wcześniej. - Federico - spojrzał na mnie - i Matthew. - Obaj wyszliśmy na środek i po krótkiej rundzie w „Papier, kamień, nożyce" wybierałem pierwszy.
- Ludmiła - powiedziałem, a dziewczyna z westchnieniem i mrucząc coś pod nosem podeszła do mnie.
- Maxi. - Uśmiechnął się cwaniacko, wiedząc, że wybrałbym jego.
- Psychicznie jestem z tobą, Federico - zaśmiał się.
- Tak jak ja z Matthew... - mruknęła Ludmiła.
- Co? - spytałem, mimo że usłyszałem jej słowa.
- Nic, wybierasz.
- Leon.
Skończyło się na tym, że dołączyła do naszej drużyny jeszcze Cami, Diego i kilka osób ze starszych klas.
- Agent Maxi07 do agenta Żelowa-grzyweczka, odbiór...? - zaśmiał się odchodząc, na co tylko prychnąłem.
Rozeszliśmy się w swoje strony, po drodze ustalając nasze bazy i taktykę gry. Po kilku minutach, kiedy wszyscy byli gotowi i na swoich miejscach, rozpoczęliśmy zabawę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Ludmiła cały czas zdradzała naszą pozycję, przez co na samym początku straciliśmy już dwóch zawodników. Zostało już nas niewielu, a co dziwne Lu nadal była w grze. Diego potknął się o korzeń drzewa, a po chwili blondynka zaczęła się głośno śmiać.
- Możesz łaskawie zamknąć ryj? Zdradzasz naszą pozycję - warknął Leon.
- Nie, nie mogę - syknęła. - Jestem wolnym człowiekiem i robię co chcę.
- Stulcie pysk, okej? - Zwrócił im uwagę Fabio, chłopak ze starszej klasy.
- Nie, nie okej! Nie chcę tu być, nikt mnie nie zmusi!
- Ta, świetnie - mruknąłem i skierowałem się lekko zły do wyjścia, ale po chwili zawróciłem, aby oddać komuś pistolet.
- A ty gdzie? - spytała Ludmiła.
- Chcesz być z tym swoim Mattem, okej. Tylko nie musisz się wypowiadać tak głośno, żeby cierpiała drużyna, w której jesteś, jasne?
- Fede...
- Nie, mam cię dość. Biegnij do Matthew, hmm? - Uśmiechnąłem się sztucznie. - Leon, możesz mnie postrzelić? - Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony
- J-jasne - skierował pistolet w moją stronę i strzelił, a lekko powyżej mojego biodra, zawidniała granatowa plama z kulki.

~~~~~~~
Jak to dawno nic nie było, prawie dwa miesiące.
Przysięgam, że to nie jest spowodowane drugim blogiem, a brakiem weny i czasu.

Kocham ❤❤❤