Strony

poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział 9 - Mieliście nie patrzeć

* Ludmiła

Obudził mnie dźwięk miksera dochodzący z kuchni. Usiadłam na skraju łóżka i przetarłam oczy. Zeszłam na dół, a tam zastałam niecodzienny widok, gdyż moja rodzicielka chyba robiła nalesniki, które zresztą uwielbiam.
- Dzień dobry. Właśnie miałam iść cię budzić. - powiedziała, gdy mnie zauważyła.
- Cześć. Co smacznego robisz? - usiadłam przy wysepce.
- To co kochasz najbardziej. - uśmiechnęła się.
Uśmiechnięta i gotująca mama to rzadki obraz. Zazwyczaj jest zajęta pracą, a gotować sama sobie muszę. Tato śmieje się, że zbyt szybko dopadła mnie dorosłość, bo wszystko robię sama. Sama też tak poniekąd uważam. Pod tym względem jestem chyba podobna do Federico, który też musiał szybko dorosnąć.
- Wiesz co u taty? - zaczęłam przeglądać listy, które przyszły.
- Nie wiem. Nie pisał nic od miesiąca. - Mina jej natychmiast zrzedła.
Mój ojciec jest wojskowym i niestety wyjechał pół roku temu, aby wesprzeć nasze wojsko.
- Zawołasz mnie jak naleśniki będą gotowe?
- Jasne.
Wyszłam z kuchni kierując się do łazienki, gdzie dopadła mnie codzienna, poranna rutuna. Zeszłam na dół gotowa na wyjście do szkoły. Na śniadanie czekałam jeszcze około dziesięciu minut.
- Dzięki. - powiedziałam odstawiając pusty talerz do zmywarki. - Mamo?
- Tak?
- Poszłabyś dziś ze mną do galerii? Muszę kupić kilka rzeczy na wyjazd.
- Wiesz kochanie, że bardzo chętnie, ale niestety nie mogę.
- Przecież masz wolne. Mogłabyś poświęcić mi chociaż raz w miesiącu ze dwie, trzy godziny. - burknęłam.
- Owszem, mam wolne, ale nie mogę. Nadal mam jakieś obowiązki.
- Tato by ze mną poszedł, chociaż nienawidzi tego.
- Wiesz... To nie fair. Oskarżasz mnie o zaniedbywanie ciebie, okej. Ale czemu tylko mnie? Osoba, która wyjechała zawsze jest bez winy. Jeśli mówię, że nie mogę to nie mogę.
- Okej, przepraszam.
- Chodź tu. - wyciągnęła ręce do przytulenia, a ja posłusznie podeszłam do niej i się wtuliłam.

* Federico

Wszedłem do szkoły i od razu odszukałem wzrokiem Leona. Stał przy swojej szafce i pakował książki. Musimy sobie wyjaśnić kilka rzeczy.
- Te, Romeo - podszedłem do niego. - Ładnie to tak najpierw mówić dziewczynie, że się ją kocha, a później rzucić?
Spojrzał na mnie jak na idiotę, zamknął drzwiczki od szafki i odszedł.
- Pytam się chyba o coś, nie?
- Słuchaj, królu ciętej riposty... Jeśli Violka cię do mnie wysłała to jest zabawniejsza niż twoje denne kawały.
- Nikt mnie nigdzie nie wysyłał. Bronię tylko siostry.
- Wczoraj nie wiedziałeś kim jest Violetta Castillo.
- Ludzie czasem nawiązują nowe znajomości. - prychnąłem. - A tak serio... O relacje między nami się nie martw.
- Tak samo ty. To powinno działać w dwie strony. - wyminął mnie i odszedł.
- Czekaj kurde. - dogoniłem go - Dałeś jej chociaż dojść do słowa?
- Nie.
- I twój błąd. Alex to żaden jej kochanek czy Bóg wie kto...
- W każdej plotce jest ziarno prawdy.
- A ziarno mózgu jest w twojej głowie? - przekręcił teatralnie oczami - Daj jej to wyjaśnić. - powiedziałem, a w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. - Kochasz ją?
- Spieszę się na lekcje. - Chciał iść, ale go powstrzymałem.
- Baranie, kochasz ją?
- Ygh... Tak.
- To jej uwierz.
- Panowie, zapraszam na lekcje. - powiedział nauczyciel, przerywając tym samym naszą wymianę zdań.

* Violetta

Wczoraj cały wieczór myślałam o tym co zaszło między mną, a Leonem i doszłam do wniosku, że muszę powiedzieć mu prawdę. Bez względu na to co będzie dalej. Od razu po skończonych zajęciach podeszłam do niego.
- Możemy pogadać? - wyminął mnie i poszedł dalej - Leon... Nie udawaj, że masz mnie w dupie, bo wiem, że nie. - poszłam za nim.
- Może mam?
- Nie zmieściłabym ci się. - prychnęłam, a Leon się zaśmiał. - To jak? Pogadamy?
- Okej.
Udaliśmy się do pobliskiej kawiarenki i usiedliśmy przy wolnym stoliku z widokiem na miasto. Po chwili podeszła do nas kelnerka - wysoka, szczupła blondynka o długich nogach. Wyglądała na studentkę. Uśmiechnęła się uroczo i spytała o zamówienie.
Leon spojrzał na mnie niepewnie.
- To co zawsze?
- Okej.
- To poprosimy dwa razy szarlotkę i Latte.
Zapisała na kartce nasz wybór i odeszła do kuchni.
- Więc... O czym chcesz rozmawiać? - zaczął Verdas.
- O tym co się stało. To nie tak jak wszyscy mówią...
- A jak?
- Dlaczego słuchasz wszystkich do okoła tylko nie mnie?!
- Spokojnie...
- Jak mam być spokojna, Leon? Historia z Alexem wydarzyła się dawno. Byłam młoda i głupia - milczał. Nienawidzę jak milczy. - Mogę wyjaśnić to od początku? Samego początku...?
- Okej.
- Moi rodzice dwa lata temu wzięli udział w programie. Jego celem było „naprawienie" - to słowo wzięłam w niewidoczny nawias - dzieci z ośrodków wychowawczych. Tyle, że do takich rodzin jak nasza wysyłali tych najgorszych, pozbawionych kogoś kto mógłby je wychować.  Trafił do nas, wówczas, szesnastoletni Alex. Szybko złapaliśmy kontakt. Ja uczyłam go kultury, a on mnie... hmm.. złego zachowania. Chciałam przestać być taka idealna... No i stało się. Zakochałaliśmy się w sobie, ale nie trwało to długo, bo za jakiś miesiąc wyjechał. Ot tyle między nami było - złapałam go za dłoń. - Wierzysz mi?
- Violetta.. Ja.. Muszę się zastanowić - wstał - ale obiecuję, że jeszcze dziś dam ci odpowiedź. - Chciał wyjść.
- Czekaj. Leon, jeśli się rozstaniemy... to zostańmy przyjaciółmi. - chłopak skinął głową i wyszedł zostawiając mnie samą.

* kilka godzin później *

Siedziałam na huśtawce ogrodowej z małym zeszytem i długopisem. Chciałam coś napisać, niedługo wycieczka, przydałaby się jakaś przewodnia piosenka. Kiedyś już próbowałam tego typu rzeczy i nie wychodziły mi najgorzej, więc pomyślałam, że spróbuję i tym razem. Chwilę ciszy przerwał sms. Z nadzieją, że może to Leon, chwyciłam za telefon. Nie myliłam się.

„Mogę przyjść?"

Tak brzmiał tekst, jaki mi wysłał. Szybko odpisałam mu pozytywną odpowiedź i niespełna dwadzieścia minut później towarzyszył mi na huśtawce.
- Myślałem nad tym wszystkim długo i intensywnie. Jeżeli to co mówisz jest prawdą, to jestem gotów spróbować jeszcze raz. - Uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie.
- Tak. Nigdy bym cię nie okłamała, nie w takiej kwestii. - Chwyciłam jego dłoń. - Czyli co? Para? - delikatnie skinął głową i zbliżył się do mnie. Ujął moje usta w delikatnym pocałunku, który zresztą oddałam.
- Czemu wcześniej nie powiedziałaś?
- Nie chciałam odkopywać historii.
- Okej, rozumiem. - Uśmiechnął się ponownie. Kocham jego uśmiech.

*dzień wycieczki*

Z racji tego, że wycieczka, jak się później okazało, była rowerowa, dojechanie do miejscowości oddalonej od miasta o około pięćdziesiąt kilometrów, zajęło nam kilka godzin. Z naszej klasy pojechało osiem osób; ja, Leon, Federico, Ludmiła, Naty, Camilla Maxi i Matthew. Reszta to byli uczniowie z klas starszych. Oczywiście nie zabrakło nauczycieli, którzy są naszymi opiekunami. Po długiej podróży dojechaliśmy do naszego ośrodka. Domki letniskowe, w których mamy spać, ustawione były pod kątem prostym. Otoczone były dużym lasem. Na środku placu znajdowało się miejsce na ognisko. Na lewo od niego było jezioro, a na nim piękny pomost. Najpierw rozdzielono nam poszczególne domki. Niestety znalazłam się w pokoju z Camillą i Ludmiłą. Domki były czteroosobowe, dlatego chłopaki też zdecydowali się, że w jednym będą razem. Właściciel ośrodka zebrał od nas dane kontaktowe na wypadek jakichś uszkodzeń i mieliśmy chwilę dla siebie. Weszłam do naszego domku, z numerkiem dwanaście, i rozejrzałam się. „Kuchnia" składała się z lodówki, czajnika elektrycznego i kilku szklanek. Wspomniałam, że jedzenie załatwiamy sami i tylko ostatniego dnia będzie ognisko?
- Ew, śmierdzi tu stęchlizną. - Za mną weszła Ludmiła.
Na wprost od drzwi znajdowały się strome schody. Weszłam po nich uważając, żeby nie uderzyć się w głowę lub nie skręcić kostki.
- Tu są dwa łóżka! - krzyknęłam, gdy rozejrzałam się po pokoju.
- Tu też! - usłyszałam od Camilli.
- Ja śpię na górze! - po schodach weszła Ludmiła i również się rozejrzała. - Duszno tu. - podeszła do małego okna i je otworzyła, a ja zrobiłam to samo z drugim.
Jakiś czas później, kiedy każdy zapoznał się z domkiem, wypoczął i zrobił ze sobą cokolwiek chciał udaliśmy się do sklepów i jakichś barów, restauracji itp. Krócej mówiąc, każdy miał czas dla siebie, który przeznaczył na co chce.
- Jak tam przydział łóżek u was? - zapytałam się podchodząc do Leona.
- Matthew i ja śpimy na dole.
- Nie zostajesz z Maxim?
- Daj spokój, na górze nie będzie dało się oddychać w nocy, przez tą blachę. Jeszcze obaj będą się pchali na dół.
Po około dwóch godzinach wróciliśmy do ośrodka i wyszliśmy nad jezioro. Pomimo, że było wręcz gorąco, kilka osób zostało na plaży, obserwując innych. Wróciliśmy około godziny dwudziestej. Kilka osób z klas starszych usiadło w kołku i grało w karty, a reszta siedziała w domkach. Część grupy była już po prysznicu, jakby w oczekiwaniu, że lada moment pójdą spać. Do tej części zaliczałyśmy się też my. Było już około godziny dwudziestej pierwszej. Ja i Naty wylegiwałyśmy się na fotelu oglądając kanał muzyczny, który jako jedyny działał. Ludmiła akurat wyszła z łazienki i w samym staniku i spodenkach od piżamy stała przy schodach. W tym samym momencie drzwi do domku się otworzyły. W wejściu stali chłopcy, na przedzie Federico, za nim Leon, Maxi i na końcu Matthew. Z Naty ledwo powstrzymywałyśmy śmiech. Ludmi pobiegła, jeśli można to tak nazwać, na górę i po chwili wróciła ubrana. Od razu rzuciła się na Federico, który był blady jak ściana, ale miał czerwone policzki.
- Bozia nie dała rączek, żeby od czasu do czasu zapukać?!
- Chyba dała. - spojrzał na swoje dłonie.
- To się może, kurde, naucz! A wy czego cieszycie ryja?! - zwróciła się do reszty. - Po jakiego przychodzicie tu o tej porze?
- Mamy różne powody, ale pomyśleliśmy, że fajnie bedzie dodać tej nocy trochę dreszczyku. - odezwał się Leon.
- O czym mówisz? - wtrąciła Natalia.
- Jezus, nic nie rozumieją... - westchnął Maxi.
- Jest noc, ciemno i jest nas sporo. Idealny czas na straszne historie. - zaśmiał się Fede. - Kto jest za? - wszyscy chłopcy i Naty unieśli ręce.
- Zdrajczyni. - burknęła Lu.
- Nie wymiękajcie. - zaśmiała się Natalia.
- Okej - westchnęłam.
- Lu? Cami? - dziewczyny pokiwały tylko głowami.
Wszyscy udaliśmy się na górę, wcześniej gasząc światło u dołu. Usiedliśmy w okręgu i rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu. Matthew zaczął.
- Kate i Sabrina mieszkały w pewnej wiosce w Stanach. Pewnego razu wybrały się na dłuższy spacer do lasu. Chodziło tam zawsze mało ludzi, był opuszczony. Wracając postanowiły grać w berka. Sabrina potknęła się o coś, a później okazało się, że to pomnik i jest ich wiele więcej. Każda z osób tam pochowanych miała na imię Kate i umierały co dziesięć lat zaczynając od 1954. Sabrina szybko pokazała to siostrze. Z przerażeniem odeszły. Jakiś czas później, w owym kręgu, pojawił się kolejny nagrobek. Osoba tam spoczywająca również miała na imię Kate i zmarła w 2014. Od tej pory nikt tam nie nazywa tak dzieci. - zakończył swą opowieść.
- Nie takie straszne... - westchnęła Lu.
- Dobra, teraz ja. Zobaczycie, będziecie mieć komary po tym... - Federico potarł ręce. Wiem, że coś kombinuje. - Ludmiła.
- Co? - odezwała się.
- No już...
- Palant.
- Dobra, teraz serio. Pewien mężczyzna przyjechał do hotelu. Zatrzymał tam się w celu spędzenia wakacji. Recepcjonista na wstępie poinformował go, aby uważał na pokój obok. Podróżowicza zaciekawiło to, ale nic z tym nie zrobił. Drugiego dnia nie wytrzymał i zajrzał do pomieszczenia przez d dziurkę od klucza. Tyłem do drzwi, na łóżku, siedziała ciemnowłosa kobieta. Kiedy wracał do pokoju znów tam zajrzał i zobaczył tylko głęboką czerwień. Pomyślał, że pewnie czymś przykryli zamek, że nie był jedynym co zaglądał, ale postanowił się podpytać. Zszedł do recepcji i zapytał recepcjonistę o ten pokój, czemu go przestrzegał przed nim i tak dalej... Ten odpowiedział mu, że kiedyś mieszkała, a raczej przebywała tam, para z dzieckiem. Podobno mąż był bardzo okrutny, bił ich, aż w końcu zabił. Kobieta ta niczym się nie wyróżniała, oprócz charakterystycznych oczu. O głębokiej czerwieni.
- No niezłe. - skomentowałam. - Wyobraź to sobie. Jesteś sam w domu...
- Niczym Kevin. - zaśmiał się Maxi.
- Czytając książkę, jedną stopę wystawiasz spod kołdry. Nagle czujesz, że coś cię za nią złapało...
- Albo... - wtrącił Leon - Siedzisz ze swoją dziewczyną u siebie, gdy nagle ona pyta, czemu tak głośno oddychasz. I pomimo tego, iż cieszysz się, że masz dziewczynę, to i tak jesteś przerażony tym głośnym sapaniem, bo też je słyszysz. To nie ty.
- Siedzisz sobie w sobotę przed komputerem, gdy nagle słyszysz głos swojej mamy, która woła cię z dołu na kanapki. - zaczęła Lu - Kierując się w stronę drzwi, słyszysz dźwięk otwieranej szafy. Nagle coś, głos przypominający głos twojej mamy, mówi ze środka: „Nie idź tam, kochanie. Też to słyszałam"
- Ktoś kiedyś powiedział, że przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem, rozumiejąc, że są w nas. - wtrącił Fede - Nie bój się ich, po prostu je szukaj! Spójrz w lewo, w prawo, pod siebie, pod łóżko i w szafie... Ale! Nigdy nie patrz w górę! Ona nie znosi, kiedy ktoś ją zauważa... - w tym samym momencie wszystkie głowy spojrzały z przerażeniem w górę.
- Mieliście nie patrzeć. - usłyszeliśmy czyjś głos, ale nie należał do nikogo z nas...

~*~*~*~*~*~
Hej! Dawno nie było tutaj rozdziału, dlatego macie trochę dłuższy niż zawsze.
Vicky, skarbie - na dniach powinien pojawić się Twój OS i wynagrodzenie.
Następny rozdział będzie krótszy, ale baardzo ważny, gdyż się wszystko wyjaśni. Czekajcie.

Kocham ❤❤❤